[21 Dec 2013]
(...)
Poetki, Poeci, Literaci, Prozaicy, Lepiejczycy, Czytelnicy!
Gdy nad ranem, jak dwie ćmy siedzimy z Biskwitem przy barze, czytamy komentarze i wznosimy za Waszą życzliwość toasty.
Setka pod tę setkę!
Szpitalny wypis oficjalnie potwierdza narodziny dodatkowego obywatela i przyszłego podatnika Republiki Federalnej o ostrym jak zimowe sople norweskim imieniu.
(Acz doskonale rozumiem tych, którzy mówią, że pokazałam światu stare zdjęcie Dyni z doprawionym tupecikiem i ogolonymi uszami.)
Suspens nie do końca, niestety, był zamierzony.
(Choć gdybym wiedziała, jak wprowadzenie do fabuły nowego bohatera podnosi wirtualne statystyki, rozważyłabym sekretne powicie bliźniąt. Możliwe jednak, że to z euforii cyfry mnożą mi się w oczach, bo nigdy jeszcze wejść nie liczono tu w tysiącach. Tysiąc Biskwitów na tysiąclecie!)
Prawda natomiast jest taka, żeśmy się z Biskwitem ślizgały w tej ciąży jak na skórkach od bananów, ba! wyłożyłyśmy się nawet na najostatniejszym, porodowym zakręcie.
Stąd jakby przymusowe incognito, prochowiec, dziura w gazecie oraz ‘nie, nie jestem w ciąży, obsesyjnie kradnę piłki lekarskie’.
Oraz po kruchym lodzie stąpanie, spluwanie przez lewe ramię, drabin omijanie, rozstajne drogi, nowenny.
Toniesz, chwytasz się deski, źdźbła, wykałaczki, krewetki lub kryla.
‘Byle nie zapeszyć’.
Ale oto jest.
Siedzi ze mną przy barze, gapi się w gwiazdy, podsypia i nadużywa trunków.
Cztery kilo Biskwita, mały budda, zaprojektowany tak, by bez szwanku odpierać czułości Starszej Siostry.
Pamiętniki okresu prenatalnego istnieją, bez obaw, gdzieś – taka kaczki natura - musiałam odkładać sprawy, których na bieżąco nie mogłam unieść. (Żaden ze mnie Atlas, ani nawet Globus.)
Gdzieś musiałam notować złote myśli Dyni na temat rodzicielstwa, pielęgnacji niemowląt i wychowywania dzieci. (Wśród ‘Rezolutnych Lisków’ którym Dynia od miesiąca samozwańczo prowadziła prelekcje o wyższości posiadania rodzeństwa oraz ćwiczenia terenowe z karmienia i przewijania, Dynia ma dość kontrowersyjną reputację Giny Ford.)
Gdzieś, chciałam zapamiętać.
Choć nawet zapisane nie gwarantuje, że kaczka wyciągnie z tego jakiekolwiek wnioski na przyszłość.
Bo gdyby wyciągała, gdyby synapsy działały, to kaczka przenigdy nie zdecydowałaby się ponownie przeprowadzać na miesiąc przed porodem.
©kaczka
(...)
Poetki, Poeci, Literaci, Prozaicy, Lepiejczycy, Czytelnicy!
Gdy nad ranem, jak dwie ćmy siedzimy z Biskwitem przy barze, czytamy komentarze i wznosimy za Waszą życzliwość toasty.
Setka pod tę setkę!
Szpitalny wypis oficjalnie potwierdza narodziny dodatkowego obywatela i przyszłego podatnika Republiki Federalnej o ostrym jak zimowe sople norweskim imieniu.
(Acz doskonale rozumiem tych, którzy mówią, że pokazałam światu stare zdjęcie Dyni z doprawionym tupecikiem i ogolonymi uszami.)
Suspens nie do końca, niestety, był zamierzony.
(Choć gdybym wiedziała, jak wprowadzenie do fabuły nowego bohatera podnosi wirtualne statystyki, rozważyłabym sekretne powicie bliźniąt. Możliwe jednak, że to z euforii cyfry mnożą mi się w oczach, bo nigdy jeszcze wejść nie liczono tu w tysiącach. Tysiąc Biskwitów na tysiąclecie!)
Prawda natomiast jest taka, żeśmy się z Biskwitem ślizgały w tej ciąży jak na skórkach od bananów, ba! wyłożyłyśmy się nawet na najostatniejszym, porodowym zakręcie.
Stąd jakby przymusowe incognito, prochowiec, dziura w gazecie oraz ‘nie, nie jestem w ciąży, obsesyjnie kradnę piłki lekarskie’.
Oraz po kruchym lodzie stąpanie, spluwanie przez lewe ramię, drabin omijanie, rozstajne drogi, nowenny.
Toniesz, chwytasz się deski, źdźbła, wykałaczki, krewetki lub kryla.
‘Byle nie zapeszyć’.
Ale oto jest.
Siedzi ze mną przy barze, gapi się w gwiazdy, podsypia i nadużywa trunków.
Cztery kilo Biskwita, mały budda, zaprojektowany tak, by bez szwanku odpierać czułości Starszej Siostry.
Pamiętniki okresu prenatalnego istnieją, bez obaw, gdzieś – taka kaczki natura - musiałam odkładać sprawy, których na bieżąco nie mogłam unieść. (Żaden ze mnie Atlas, ani nawet Globus.)
Gdzieś musiałam notować złote myśli Dyni na temat rodzicielstwa, pielęgnacji niemowląt i wychowywania dzieci. (Wśród ‘Rezolutnych Lisków’ którym Dynia od miesiąca samozwańczo prowadziła prelekcje o wyższości posiadania rodzeństwa oraz ćwiczenia terenowe z karmienia i przewijania, Dynia ma dość kontrowersyjną reputację Giny Ford.)
Gdzieś, chciałam zapamiętać.
Choć nawet zapisane nie gwarantuje, że kaczka wyciągnie z tego jakiekolwiek wnioski na przyszłość.
Bo gdyby wyciągała, gdyby synapsy działały, to kaczka przenigdy nie zdecydowałaby się ponownie przeprowadzać na miesiąc przed porodem.
©kaczka
Najważniejsze, że wszystko znalazło taki piekny finał. A i my - dzięki opatrzności - zdążyłyśmy z premierą, żeby było tematycznie :)
ReplyDeleteJa się słabo znam na macierzyństwie, ale słowo "finał" mi się tu nie klei ;-) Toż to piękny początek!
DeleteWszystkiego dobrego po stokroć!
Ej, mądralo! Każdy koniec to początek i odwrotnie :P
DeleteKurcze, dwie synowe pod choinkę to jest coś! Dzięki bardzo Kaczko, tyle , że Ciasteczkowa weźmie Starszego , bo to on po germańsku śmiga ale to chyba nie stanowi?
ReplyDeleteWESOŁYCH ŚWIĄT!
Wesolych Swiat dla was, Kaczko! Strasznie mnie ucieszyl ten wasz przed-swiateczny prezent!
ReplyDeleteTo samo mnie powstrzymało ;) Jakby się pojawił ktoś nieuważny, to ruszymy z kopyta, hehe.
DeleteCiekawe, gdzie ta odpowiedź wskoczyła... Bo pisałam pod Bebeluszkiem. Hmmm...
DeleteUps... to byłam ja...
DeleteAż korci, żeby dopisać dalsze lepieje, ale szkoda idealną setkę zburzyć. Szkoda jak cholera!
ReplyDeleteObtulam!
no i jak tam Wam Kaczko w czworke?:) Dynia zadowolona ze ma siostre?
ReplyDeleteTo tym większa radość z Ciacha po takich perturbacjach uff...no, to mamy kolejnego kreatora PKB. Gratulować raz jeszcze. Mam nadzieję Kaczko, że wpisy budyniowo-inkubacyjne ujrzą,prędzej czy później, światło dzienne.
ReplyDeleteorzeł wylądował! cóż, że na szwabskiej ziemi;-)
ReplyDeleteale też kolejny raz potwierdza się moja teoria, że każde narodziny to cud, nadnaturalny splot szczęśliwych okoliczności. Spokojnych Świąt Kaczej Rodzince życzy Hermi
Istapp?
ReplyDeleteCudownie, ze wszystko dobrze się skończyło. No i - taka niespodzianka! :D
ReplyDeleteCała terra wita ciepluśkiego Biskwita! I och i ach i ech, jak zazdroszczę takiej Kruszynki (na zdjęciu nie widać tych czterech kilo).
ReplyDelete"Tysiąc Biskwitów na tysiąclecie"
ReplyDeleteNoooo, to się mnie podoba! - Trzymam za Kacze słowo! ;-)
Rien
4 kilo, rozsądna waga cukierniczego wypieku :) mniejsza mogłaby nie wytrzymać naporu szczęścia i miłości Dyni ;-) rośnij zdrowo Biskwitto :)
ReplyDeleteMerry Christmas i jeszcze raz gratulacje :))
ReplyDeleteAgaPoznan
Zakochałam się i śpieszę o tym zakomunikować. Zostaję. Może się zmotywuję i nauczę ustawiać obserwowane blogi w blogu, po prawej. Gratuluję Kaczej rodzinie spotkania z Bocianem, drugiego już, o ile dobrze się doliczyłam. Szczęśliwości!
ReplyDeleteMistrzyni blogowego kamuflarzu (choć istnieje też opcja, że ja zagapiłam...). Gratuluję i z niecierpliwością czekam na zagęszczenie akcji :)
ReplyDeleteNo! I będzie to dobry rok, tak mówię! :)
ReplyDelete"Bo gdyby wyciągała, gdyby synapsy działały, to kaczka przenigdy nie zdecydowałaby się ponownie przeprowadzać na miesiąc przed porodem" - my się przenosiliśmy, gdy Wikul miał 5 tygodni. Mąż do ostatniego dnia przed przeprowadzką pracował, więc rozkręcanie stołów, kanap, szaf i szafeczek, pakowanie porcelany, trzydziestu kartonów książek, garnków, garnuszków, rowerów, pralki - wszystko to robiłam w tzw. międzyczasie, czyli między karmieniami, zmianą pampków i przebieraniem ulanych ubranek. I plułam sobie wtedy w brodę, że się tuż przed porodem nie przeprowadzaliśmy jednak. :)
ReplyDelete