[1 Dec 2013]
(...)
Ze wstępnego porównania koncepcji edukacyjnych wychodzi mi, że poprzednie, wyspiarskie placówki stawiały na rozwój duchowy i intelektualny kurdupli.
A tutejsza?
Wydaje się, że nielegalnie zatrudnia dziatki przy produkcji cegieł.
Oddajemy dziecko o świcie w miarę domyte, czasem nawet przyczesane.
Odbieramy brudne jak prosię.
Gumowy kombinezon już w poniedziałek przybrał maskujące kolory ziemi, a ja zupełnie bez sensu, uprałam go w środę wieczorem, po to tylko, by w czwartek po południu identyfikować go po inicjałach. No, bo już nie po kolorze.
W piątek musiałam skrobać gumowce w celu rozpoznania właściciela, bo Peppa była na nich po ryj w glinie.
Tyle naszego, że personel przykłada się do domywania facjat, bo gdyby nie, to prawdopodobnie mogłabym zabrać do domu cudze dziecko.
A ponieważ obejrzałam sobie dokładnie plac zabaw (suchy!) to spekuluję, że albo cegielnię ukrywają w piwnicach, albo też grupa ‘Rezolutnych Lisków’ kopie tunel pod ogrodzeniem przy użyciu łopatki z misiem.
Eskapiści?
To wyjaśniałoby, dlaczego glina i kamienie sypią się z dziecka nawet po opuszczeniu placówki.
I z pewną nostalgią wspominam czas, gdy Dynia spędzała czas w ochronkach czytując dzieła filozofów wystrojona w białe tiule i koronki.
(...)
Grudzień.
Sezon jarmarczny.
W powietrzu dufty i aromaty.
Świerkowa żywica.
Mróz.
Pieczone kasztany, prażone migdały, lukrowane pierniki, lśniące cukrem jabłka, lukrecjowe słodycze.
Tu muzykanci z Bremy, tam orkiestra symfoniczna ministrantów pod wezwaniem, za rogiem ochotnicza straż pożarna z puzonem.
Grzane wino dostępne również w formacie dziecięcym.
(Choć resztę wieczoru Dynia przepędziła śpiewając głośno i publicznie, może zatem wydawało nam się, że w formacie dziecięcym, albo pomyliliśmy naczynia?)
A nade wszystko pogrom parzystokopytnych.
Z cebulką.
©kaczka
(...)
Ze wstępnego porównania koncepcji edukacyjnych wychodzi mi, że poprzednie, wyspiarskie placówki stawiały na rozwój duchowy i intelektualny kurdupli.
A tutejsza?
Wydaje się, że nielegalnie zatrudnia dziatki przy produkcji cegieł.
Oddajemy dziecko o świcie w miarę domyte, czasem nawet przyczesane.
Odbieramy brudne jak prosię.
Gumowy kombinezon już w poniedziałek przybrał maskujące kolory ziemi, a ja zupełnie bez sensu, uprałam go w środę wieczorem, po to tylko, by w czwartek po południu identyfikować go po inicjałach. No, bo już nie po kolorze.
W piątek musiałam skrobać gumowce w celu rozpoznania właściciela, bo Peppa była na nich po ryj w glinie.
Tyle naszego, że personel przykłada się do domywania facjat, bo gdyby nie, to prawdopodobnie mogłabym zabrać do domu cudze dziecko.
A ponieważ obejrzałam sobie dokładnie plac zabaw (suchy!) to spekuluję, że albo cegielnię ukrywają w piwnicach, albo też grupa ‘Rezolutnych Lisków’ kopie tunel pod ogrodzeniem przy użyciu łopatki z misiem.
Eskapiści?
To wyjaśniałoby, dlaczego glina i kamienie sypią się z dziecka nawet po opuszczeniu placówki.
I z pewną nostalgią wspominam czas, gdy Dynia spędzała czas w ochronkach czytując dzieła filozofów wystrojona w białe tiule i koronki.
(...)
Grudzień.
Sezon jarmarczny.
W powietrzu dufty i aromaty.
Świerkowa żywica.
Mróz.
Pieczone kasztany, prażone migdały, lukrowane pierniki, lśniące cukrem jabłka, lukrecjowe słodycze.
Tu muzykanci z Bremy, tam orkiestra symfoniczna ministrantów pod wezwaniem, za rogiem ochotnicza straż pożarna z puzonem.
Grzane wino dostępne również w formacie dziecięcym.
(Choć resztę wieczoru Dynia przepędziła śpiewając głośno i publicznie, może zatem wydawało nam się, że w formacie dziecięcym, albo pomyliliśmy naczynia?)
A nade wszystko pogrom parzystokopytnych.
Z cebulką.
©kaczka
chcę kanapkę z prosiakiem, chcęęęę
ReplyDeletejak tak opisałaś sezon jarmarczny, to nawet bym może i wychyliła noc z domu, żeby się nabombolić winem w formacie dorosłym XL. ale podejrzewam, że u nas te jarmarki mniej fajne, więc jednak zostawię nos w domu :D
Te tutejsze przy swietle tez pewnie wypadlyby slabo, ale po zmroku, okadzone swierkowym zapachem i wonia wurstow pod muzyke ochotnicznej orkiestry strazy pozarnej... jest klimat i zbrodnicze ceny :-)
Deletemam wrażenie, że im większy stopień upaprania się błockiem, tym placówka fajniejsza - właśnie jesteśmy w trakcie szukania tej-jednej-właściwej :-)
ReplyDeletepomimo - siły w dopieraniu gliny ;-)
arbuz bez dna
Powodzenia!
DeleteGline dopiera mi pralka czula na musniecia (och, moglabym masowo pisac sponsorowane posty na temat tutejszego sprzetu AGD). Jedyny problem, pralka stoi w piwnicy posrod innych pralek, a to dwa strome pietra w dol. Jednym slowem, zlosliwy los zakpil sobie z mego 'nigdy wiecej cholernych angielskich schodow na antresole' :-)
U nas opcja zejścia/zjechania do pralki, ale 5 pięter w dół także przez moment istniała, ale na szczęście pralka wprowadziła się do nas (ok, pomieszkuje w kuchni, więc cudów nie ma).
DeleteNajciekawsze, że teściowa (teściowa DE) wersję zjeżdżania (z dzieckiem na ręku) 5 pięter z praniem, 5 pięter z powrotem, 5 pięter po pranie i 5 pięter z powrotem uważa za tą praktyczniejszą. Motywem jest brak estetyki, jaki się jawi przy tej haniebnej czynności jaką jest pranie odzieży, następne jej rozwieszanie i spoglądanie na nią przez następne kilka dni jej schnięcia. Najlepiej schować się z tym dlatego w piwnicy.
Innymi słowy - robicie dobrze, idźcie tą drogą (tymi schodami). ;-)))
arbuz bez dna
Szwajcarscy Robinsonowie tak zabudowali kuchnie, ze jedynym otowrem na pralke bylby ten na zmywarke. I choc chwilowo nie mamy zmywarki to przy zlewie o rozmiarach symbolicznych (w sam raz na jeden talerzyk po ciastku) wydaje sie, ze bedziemy zmuszeni nabyc, bo patelnie trzeba zmywac na raty. Stad tez i pomysl by pralke wniesc do domu upadl. Chyba, ze ustawimy w salonie.
DeleteWersje z pralnia przetrenowalismy w Szwecji. Ja zjezdzalam z praniem siedem pieter w dol (pralki byly publiczne i rezerwowane na specjalnej tablicy), a Norweski mial swoja pralnie z publicznymi pralkami scentralizowana dla calej dzielnicy, dwie ulice dalej. Brnal zatem zima, przez snieg i pod wiatr... w tych okolicznosciach wlasna pralka dwa pietra nizej i pod tym samym dachem to nieomal luksus :-)
U nas występuje następująca prawidłowość: Im wrócą brudniejsze tym wyżytsze.
ReplyDeleteW zeszłym miesiącu jedno mi wróciło ze spodniami rozszarpanymi na pupsku. Na pytanie o przyczynę odpowiedziało: Było fajnie! I pierdykło spać.
<3
U nas tez. Ale to nieco obosieczne. Pierdyknie spac o czwartej po przedszkolu, wstanie o szostej i probuje kontynuowac balange do polnocy :-)
Deletehmm to juz nie wiem co lepsze...Mala Qoopka wrocila raz z guzem wielkosci jaja bo potknela sie o tiul sukni cindirelli ..."no mamo...dressing up bylo.... nie plakalam" pani nawet nie zauwazyla jaja.. a altacet w zelu dobry na wszystko :)
ReplyDeleteSuknia Cinderelli u nas w nieustannym uzyciu, a ze rozmiar 120 cm to i my sie slizgamy na rabkach i tiulach, bo Dynia chce powloczyc suknia po salonach. I nie przeszkadza ta suknia skrecac mebli, odkurzac lub zmywac garow :-)
DeleteKu mojemu niezadowoleniu w Bawarii nie serwują Schmalzkuchen! Skandal. Wczoraj raczyliśmy się kiełbasą i gorącą sangrią przy wtórach wiejskiego chóru gospel, który przyszedł na scenie zasnąć.
ReplyDeleteAle jak to? ZASNAC!? Chor gospel?!
DeleteA serwuja u was to: http://de.wikipedia.org/wiki/Schneeball_%28Geb%C3%A4ck%29
bo u nas, o dziwo, tak :-)
A myślałaś, że może chcą się wydostać? Że może podkop? Albo wykop raczej?
ReplyDeleteAlbo że może panie opiekunki?!
Stawialabym glownie na panie opiekunki, bo 'derekcja' placowki jest dosc apodyktyczna. Byleby tejze nie podpasc, wspielam sie dzis na najostatniejsze pietro budynku bez windy, dostalam kilka razy zapasci, astmy, choroby wysokosciowej, a wszystko to, by odnalezc Frau z dzialu biurokracji, ktora pojawia sie i znika bez ostrzezenia. Gdybym tego nie uczynila, 'derekcja' prawdopodobnie postawilaby mnie u wejscia do placowki w pregierzu lub kazala przeciagnac pod kilem. Nie jest latwo :-)
Deletemoże po prostu zapisaliście Dynię do Waldkindergarten?
ReplyDeleteod kiedy jestem dorosła marzyłam, żeby takie prowadzić...od kiedy jestem bardziej dorosła przechodzi mi ten pomysł na jesieni ;) galicjanka
Galicjanko, jesli nasza placowka o niebo swietlne oddalona misja od Waldkindergarten oddaje dzieci w takim stanie, to nawet nie probuje sobie wyobrazic, jak wygladaja po sesji w Wald :-) Ale faktycznie byla to jedna z opcji, ktore rozwazalismy. W sumie nadal rozwazamy, bo jest pod reka, a kiedys trzeba bedzie jednak zaczac na serio z niemieckim, no to czemu nie od suslow, zbikow i wiewiorek :-)
DeleteMówisz plac zabaw suchy... a może słońce było i już wysechł? W Jagodowym przedszkolu często w dużej piaskownicy odkręcano kran :) Ha! Dzieciaki skakały po wodzie, robiły błoto... mieli nawet raz imprezę pt. Błotny piątek, z zrzucaniem błotem włącznie :) A kran tak na codzien nie rzucał się w oczy w ogóle! :)
ReplyDeleteDzis nawet czapka byla w glinie, a na termometrze przymrozek!
DeleteBlotny piatek chetnie zorganizowalabym w niejednym miejscu swej bylej pracy :-) Jestem pamietliwa, mam liste tych do trafienia :-)
"... bo Peppa była na nich po ryj w glinie." Kocham Cię :-))))))
ReplyDeleteZ wzajemnoscia!
DeleteAle czyż dzieci nie dzielą się na te czyste i na te szczęśliwe? ;)
ReplyDeleteGorzej, gdy takiego glinianego utopca trzeba prowadzic potem elegancka dzielnica :-)
DeleteJa to samo,co Chuda :-) L.
ReplyDeleteJa też! :-)))))
DeleteOch! :-)
DeleteKanapka z Peppą ;). Ale Peppa po ryj w glinie to stan naturalny! :)
ReplyDeleteJest pewien rozkoszny niuans. W niemieckiej wersji jezykowej Peppa Pig to Peppa Wutz. Dynia nie ogarnia niuansu i dla niej to Peppa... Wurst.
DeleteNie sposob zachowac stosownej powagi. :-)))
Czyste dziecko? Chyba chore być musi. Serdeczności i wyrozumiałości.
ReplyDelete