[5 Dec 2013]
Wprawka pierwsza: Szklanka, telefon i moneta.
(z inspiracji Fidrygauki)
(...)
Mam w domu Moneta.
Monet ma siedemdziesiąt cztery tysiące dwieście dwadzieścia trzy kredki, a dokładnie, jako sam rzecze, jest tych kredek: 'forty fifty Siben Acht'.
(Mówiąc oględnie, Monet liczy słabo, wychodząc prawdopodobnie z założenia, że to z nim należy się liczyć.)
Ma Monet kredki archeologiczne. Po matce. Kredki nadal w oryginalnych opakowaniach – 12 sztuk kredek artystycznych produkcji Pruszkowskich Zakładów Materiałów Biurowych, gdzie żółty i cytrynowy mają ten sam kolor stanu przedwojennego, a ‘błękit pruski’ niewiele różni się od ‘karminowego’ – albo też i kredki woskowe z Shanghai Colour Products Factory, non-toxic, 'Great Wall', których opakowanie nijak nie mieściło się w chińskim piórniku, rocznik 1980/1981.
Ma kredki po ojcu – Staedtler GmbH, Bawaria, późne lata siedemdziesiąte, w odcieniach, których nie przewidziała fizyka rozszczepionego światła.
Ma ołówek do szkła wysiedlonego z Prus Wschodnich pradziadka.
Ma kredki dwudziestopierwszowieczne, po sobie, kredki z Lidla, kredki wyniesione z placówek zbiorowego żywienia, kredki w księżniczki, kredki w puderniczki.
Ponieważ Monet jest samozwańczym prekursorem lakonicznych nurtów malarskich tedy używa głównie czarnego długopisu podwędzonego z mej torby.
Używa, bo oddał się na służbę muzom biurokracji, cenzury oraz korekty.
Nie ma bowiem – Monet udowodnił – takiego urzędowego dokumentu, którego nie da się odręcznie ulepszyć czarnym długopisem.
(‘Mama! Look! This is papa!’ – i ziuuu... odręczny portrecik w ‘tu wklej swoje zdjęcie, bez okularów, bez grzywki i bez najmniejszych znamion uśmiechu’.)
Odkąd posiedliśmy tę wiedzę, akty narodzin, wygrane kupony loteryjne, prawa stałego pobytu oraz dobrobytu trzymamy na wysokości powyżej metra siedemdziesiąt (metr siedemdziesiąt równa się Monet, stołek, wyciągnięta ręka Moneta.)
(...)
Szukając pośród kartonów kubka na wysypujące się zewsząd kredki, rozpakowałam szklanki.
Spadek po erefenowskiej babce.
Spomiędzy szklanek wypadło zdjęcie.
Na zdjęciu las po kolana w śniegu, w zaspie dziadek w mundurze Wermachtu.
Norwescy skrzętnie sprzątają przede mną historię dwudziestego wieku, ale czasem niespodziewanie wypada ona z szaf, ręczników, resztek alianckich spadochronów i ślubnych szklanek z manufaktury w Bohemii.
‘November 1940.
Na pamiątkę wizyty u Kamerada Hermanna.’
(Raczej nie Goeringa).
W nierozpoznawalnej nazwie lasu dużo śmiesznych liter.
Umlaut za umlautem.
Finlandia.
Za drzewami na zdjęciu być może rozpala ognisko partyzantka Muminków.
A może mała Mi zasadza się na ogon martwej wiewiórki, by ‘zrobić sobie z niego śliczną mufeczkę’.
Właśnie z Monetem czytamy ‘Zimę Muminków’.
(...)
Dzwoni Monet.
Przez plastikowy telefon w sieci świni Peppy.
‘Mama! Liebe dich! Tulić you?’
(...)
Nie ma w tej historii początku i końca.
W rwącym nurcie zdarzeń kreślonym rozmaitymi kredkami każdy może sobie umyć nogi.
I szklanki.
©kaczka
Wprawka pierwsza: Szklanka, telefon i moneta.
(z inspiracji Fidrygauki)
(...)
Mam w domu Moneta.
Monet ma siedemdziesiąt cztery tysiące dwieście dwadzieścia trzy kredki, a dokładnie, jako sam rzecze, jest tych kredek: 'forty fifty Siben Acht'.
(Mówiąc oględnie, Monet liczy słabo, wychodząc prawdopodobnie z założenia, że to z nim należy się liczyć.)
Ma Monet kredki archeologiczne. Po matce. Kredki nadal w oryginalnych opakowaniach – 12 sztuk kredek artystycznych produkcji Pruszkowskich Zakładów Materiałów Biurowych, gdzie żółty i cytrynowy mają ten sam kolor stanu przedwojennego, a ‘błękit pruski’ niewiele różni się od ‘karminowego’ – albo też i kredki woskowe z Shanghai Colour Products Factory, non-toxic, 'Great Wall', których opakowanie nijak nie mieściło się w chińskim piórniku, rocznik 1980/1981.
Ma kredki po ojcu – Staedtler GmbH, Bawaria, późne lata siedemdziesiąte, w odcieniach, których nie przewidziała fizyka rozszczepionego światła.
Ma ołówek do szkła wysiedlonego z Prus Wschodnich pradziadka.
Ma kredki dwudziestopierwszowieczne, po sobie, kredki z Lidla, kredki wyniesione z placówek zbiorowego żywienia, kredki w księżniczki, kredki w puderniczki.
Ponieważ Monet jest samozwańczym prekursorem lakonicznych nurtów malarskich tedy używa głównie czarnego długopisu podwędzonego z mej torby.
Używa, bo oddał się na służbę muzom biurokracji, cenzury oraz korekty.
Nie ma bowiem – Monet udowodnił – takiego urzędowego dokumentu, którego nie da się odręcznie ulepszyć czarnym długopisem.
(‘Mama! Look! This is papa!’ – i ziuuu... odręczny portrecik w ‘tu wklej swoje zdjęcie, bez okularów, bez grzywki i bez najmniejszych znamion uśmiechu’.)
Odkąd posiedliśmy tę wiedzę, akty narodzin, wygrane kupony loteryjne, prawa stałego pobytu oraz dobrobytu trzymamy na wysokości powyżej metra siedemdziesiąt (metr siedemdziesiąt równa się Monet, stołek, wyciągnięta ręka Moneta.)
(...)
Szukając pośród kartonów kubka na wysypujące się zewsząd kredki, rozpakowałam szklanki.
Spadek po erefenowskiej babce.
Spomiędzy szklanek wypadło zdjęcie.
Na zdjęciu las po kolana w śniegu, w zaspie dziadek w mundurze Wermachtu.
Norwescy skrzętnie sprzątają przede mną historię dwudziestego wieku, ale czasem niespodziewanie wypada ona z szaf, ręczników, resztek alianckich spadochronów i ślubnych szklanek z manufaktury w Bohemii.
‘November 1940.
Na pamiątkę wizyty u Kamerada Hermanna.’
(Raczej nie Goeringa).
W nierozpoznawalnej nazwie lasu dużo śmiesznych liter.
Umlaut za umlautem.
Finlandia.
Za drzewami na zdjęciu być może rozpala ognisko partyzantka Muminków.
A może mała Mi zasadza się na ogon martwej wiewiórki, by ‘zrobić sobie z niego śliczną mufeczkę’.
Właśnie z Monetem czytamy ‘Zimę Muminków’.
(...)
Dzwoni Monet.
Przez plastikowy telefon w sieci świni Peppy.
‘Mama! Liebe dich! Tulić you?’
(...)
Nie ma w tej historii początku i końca.
W rwącym nurcie zdarzeń kreślonym rozmaitymi kredkami każdy może sobie umyć nogi.
I szklanki.
©kaczka
Tulić me!
ReplyDeleteProsze bardzo! Uczylam sie od najlepszych :-)
DeletePodoba mi się Monet, ja w tym wieku zajadle rysowałam na ścianach pomimo surowego zakazu a nawet klapsów po łapach. Nauczona złym doświadczeniem kryłam się z moją twórczością rysując pod okiennymi parapetami za firanką.
ReplyDeleteMonet tylko raz probowal freskow, bo zmartwil go bosy aniol na scianie koscielnej kaplicy, a kredki byly pod reka. W pore powstrzymalismy :-)
Deletemoje Monety rysowały kredkami z zestawu "pastele" gdzie brąz nazywany był szumnie różem indiańskim, chińskimi kredkami w cedrowych drewienkach o wściekłych kolorach nijak mających się do koloru grafitu wewnątrz, jugosłowiańskim zestawem w kwiatuszki z lat 80tych oraz toną znoszonego przez dziadków ekwipunku z lat bieżących. bardzo podoba mi się, ze istnieją ludzie sentymentalni w stosunku do zwykłych - niezwykłych kredek :)
ReplyDeleteKredki z tej samej epoki. Kredkowa archeologia. W naszym zestawie pasteli jest 'zielony I' i zielony II' - oba w tym samym kolorze przezutej trawy :-)
DeleteChciałam powiedzieć Kaczko, że uwielbiam, po prostu uwielbiam, Twoje metonimie i parabole. Piszesz tak pięknie, że czytałabym o czymkolwiek.
ReplyDeleteja też... Zawsze zostawiam sobie Ciebie na deser.
ReplyDeleteSplonelam rumiencem.
DeleteI ja! Żałuję, że nie można przewrócić kartki i czytać dalej...
ReplyDelete... na obu licach :-)
Delete:*
Wasza kolekcja kredek mnie powaliła! my tak cudniej nie mamy - ale za to umiejętność ozdabiania czego się da czarnym markerem a i owszem ;)
ReplyDeleteKolekcja nieustannie sie powieksza, bo oba rody znane sa z sentymentu do niewyrzucania rzeczy, ktore kiedys moga sie przydac :-)
DeleteOstatnio odkopano zestaw kredek kanadyjskich w szescdziesieciu czterech kolorach :-)
Kaczko, jak zwykle, niezmiennie powodujesz, że śmieję się od ucha do ucha. Uwielbiam te Twoje opisy dyniowych poczynań (metr siedemdziesiąt równa się Monet, stołek, wyciągnięta ręka Moneta :)))) tudzież innych członków rodziny Norweskich (patrz. wypadający spośród ręczników dziadek z Wermachtu)
ReplyDeleteNo i oczywiście sam Monet jakże pięknym zabiegiem słownym jest!
Dziękuję!
Fidrygauko, toc pomysl zabawy przedni, nie sposob sie oprzec. Licze, ze narod dolaczy tlumnie :-)
DeleteNarodzie, do klawiatur!
Mniejsza w analogicznym wieku wykonała monumentalny portret całej rodziny na głównej ścianie najgłówniejszego pokoju, pomniejsze zaś dzieła zdobiły całe wnętrze domu. Stosowała wówczas mało popularną technikę szminki na suchym tynku. Na pocieszenie dodam, że z wiekiem wybuchy talentu są wprawdzie bardziej intensywne, ale za to jakby bardziej cywilizowane;)
ReplyDeleteRatuje nas brak szminek, ale Norweski znosi do domu niezmywalne markery od kolb i probowek. Kiedys bedzie afera :-)
DeleteMiszczu - Kaczko złotopióra: niepokoi mnie jedno - dlaczego nie zużyliście swoich kredek w dzieciństwie?
ReplyDeleteAlbowiem.
DeleteNorweski wszystko oszczedza, zeby mu sie nie zuzylo - kredki, czekolade (ktos chcialby nadgryzc wielkanocnego zajaczka, rocznik 2006?), koperty z urzedowych dokumentow, ubrania, etc.
Tudziez ukrywal Norweski te kredki przed Mlodszym Norweskim, bo ten byl jak Ksawery Orkan, czego nie polamal to zezarl.
Poza tym, Norweski szybko sie jakos zniechecil do sztuk wyzwolonych, bo nauczyciel plastyki krytykowal publicznie jego koncepcje artystyczne i przerzucil sie tedy Norweski w objecia Nauki przez duze CH.
Natomiast u kaczki.
Stan byl ciemny, wojenny, szary, kredka w kolorze byla na wage zlota. Rodzona matka wystala te chinskie w kolejce, schowala i zapomniala. W tym roku sie znalazlo.
W przypadku 'pasteli' nie pomoglo w zuzyciu, ze nie daly sie nijak zatemperowac, a zatemperowane natychmiast sie lamaly, a jak juz czlowiek cos namalowal to i tak bylo to w jednym kolorze. Monet je dostal, by cwiczyc cierpliwosc i uczyc sie zycia. Jak mnich w klasztorze Shaolin :-)
komentarze są nawet lepsze od notek :))
Delete"ucz się życia na chińskich kredkach (i innych niedoróbkach) jak mnich w klasztorze Shaolin" zabieram dla siebie jako motto ;)
Miszczu, powtórzę za Bebe.
DeleteMiszczu, ja się ostatni raz tak śmiałam, czytając komiksy Baranowskiego.
Miszczu, ja również, łkając cichutko i artystycznie w pończochę, poproszę o kolportowanie tej historii razem z komentarzami.
Ślicznie tutaj się można wyturlać w Monetach. Cieszę się ogromnie, ocierając zapłakane ze śmiechu oczy, że wszystkie kredki znalazły się w tym samym miejscu i czasie.
Boże, boże, gdybym była waleniem, waliłabym z radości ogonem o podłogę. Kaczko. Jesteś szalona :-))), poproszę napisane zMonetyzować i oddać mi w ręce w nakładzie.
Łkając ponownie, po kolejnej lekturze tego wpisu, stwierdzam, że mi się pogarsza.
Stoję słupka jak surykatka i chwieję się ze śmiechu.
Miszczu.
Miszcz się powinien wydać.
Szlocham.
Kaczko, no to namalowałaś nam Moneta. Chyba na jednym oddechu pisałaś, bo też jednym tchem się czyta :-)
ReplyDeleteA ja moje te same wciąż kredki wymalowuję już od ok. 15 lat.
Oczywiście Schwan Stabilo. :-)
arbuz bez dna
Stabilo!
DeleteCienkopisy.
Pierwsza paczka w 1991 roku.
:-)
Świetnie się czytało :) Trafiłam tu dzięki akcji Fidrygauki. I bardzo mi się tekst spodobał.
ReplyDeleteO.
Witamy Obiezyswiatke i cieszymy sie bardzo, ze nam sie przeciely dzieki Fidrygauce internetowe swiatlowody!
DeleteZapraszamy do pierwszego rzedu (mamy tu wylacznie pierwszy rzad :-).
Bardzo mi miło :) Zasiadam więc w pierwszym rzędzie ;)
DeleteO.
Wspaniała opowieść, mój faworyt u Fidrygałki
ReplyDeleteLala.lu