[14-15 Mar 2013]
(...)
Dedykowane jej-waterloo, z którą nie tak dawno licytowałyśmy się, o to który z naszych organów wewnętrznych ma większy wow factor.
Byłam u dentysty.
Fakt niedoniosły.
W normalnych okolicznościach nie byłoby się nawet czym chwalić.
Tymczasem okoliczności... wiadomo.
Mając do wyboru państwową służbę zdrowia obsadzoną załogą z Transylwanii, a prywatną reprezentowaną przez autochtonów, wybrałam prywatną.
Nie iżbym była przeciw Transylwańczykom.
Jednakoż z kontaktów z przedstawicielami tej nacji odniosłam wrażenie, że skonstruowani są oni z mocno hartowanej stali i na moje nieuchronne: ałć, ałć... mogliby odpowiedzieć ekstrahując ząb bez znieczulenia młotkiem i żyłką wędkarską: NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! WEŹ SIĘ W GARŚĆ, MIĘCZAKU!
A ja wiem, że bym się nie wzięła, bo na fotelu dentystycznym zamieniam się w amebę bez motywacji do pracy nad charakterem.
Nadto moja jama ustna jest stałą ekspozycją osiągnięć stomatologii w minimum pięciu krajach europejskich oraz Chinach i Teheranie i nie ukrywam, pożądam stabilizacji.
- Wow! Wołaj tu prędko wszystkich! – z okolic mych migdałów krzyknęła do pielęgniarki podekscytowana tubylcza dentystka.
Poczułam się nieswojo.
Wszyscy się zbiegli.
Dentyści.
Recepcjonistki.
Sprzątaczka.
Zajrzeli mi w zęby i chórem powtórzyli: WOW!
Jakby na moim podniebieniu odkryli zaginiony fresk Michała Anioła.
- Jakie piękne wypełnienia!
- I ma wszystkie zęby!
- W tym wieku!
... no dzięki (!)...
- Ale te wypełnienia!
- Koronkowa robota!
- Wypełnienia!
- Mistrzowskie!
- I zęby w komplecie.
- Wypełnienia!
- Niesamowite!
Yyyyyyy?
Przypadkowe wypełnienia z pięciu krajów europejskich, Chin i Teheranu?
(W tym jedno – bryła amalgamatu wepchnięta w krater po katastrofie tunguskiej - na licencji szkolnej dentystki, która wzrokiem łamała podkowy i charaktery.)
I dlatego trochę teraz boję się tam wrócić i wypełnić górną siódemkę.
I nie motywuje mnie wspomnienie, że zęby dentystki wyglądały jak klawiatura fortepianu Szopena.
(Gdy już sięgnął bruku.)
- Rozumiem, że będzie bolało skoro blisko miazgi? – zapytałam wychodząc.
- Ależ skąd! – zapewniła mnie dentystka. – Jesteśmy pionierami w sztuce znieczulania pacjentów. Boleć będzie później.
Pionierami?!
Chyba pora zacząć się modlić.
(...)
Oprócz czterdziestu nowych prac plastycznych wyjęłam wczoraj z Dyniej torby obcy szalik.
Do szalika przytwierdzona była etykieta ‘Harry Andrew Rupert Oktawiusz Irydion McCarthy’.
Haftem maszynowym.
Przy odrobinie dobrej woli etykieta mogła zastąpić szalik.
Albo sari.
Albo bandaż.
Albo wstążkę transylwańskiej gimnastyczki.
- Aaaaaaaa... czy myśmy aby nie mieli podpisać dziecku odzieży, Norweski?
- Niby po co?
- Żeby personel wiedział do której torby?
[Po zastanowieniu]
Nie.
Ten system nie działa.
(...)
Matka Noecjusza zadzwoniła, żeby podzielić się radosną nowiną.
Potomek złamał jej żebro.
Nienarodzony potomek.
Damski bokser z wód płodowych.
(...)
Ochronka zaklina się, że Dynia sama z siebie dorysowała trzeciorzędowe cechy płciowe.
©kaczka
(...)
Dedykowane jej-waterloo, z którą nie tak dawno licytowałyśmy się, o to który z naszych organów wewnętrznych ma większy wow factor.
Byłam u dentysty.
Fakt niedoniosły.
W normalnych okolicznościach nie byłoby się nawet czym chwalić.
Tymczasem okoliczności... wiadomo.
Mając do wyboru państwową służbę zdrowia obsadzoną załogą z Transylwanii, a prywatną reprezentowaną przez autochtonów, wybrałam prywatną.
Nie iżbym była przeciw Transylwańczykom.
Jednakoż z kontaktów z przedstawicielami tej nacji odniosłam wrażenie, że skonstruowani są oni z mocno hartowanej stali i na moje nieuchronne: ałć, ałć... mogliby odpowiedzieć ekstrahując ząb bez znieczulenia młotkiem i żyłką wędkarską: NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! WEŹ SIĘ W GARŚĆ, MIĘCZAKU!
A ja wiem, że bym się nie wzięła, bo na fotelu dentystycznym zamieniam się w amebę bez motywacji do pracy nad charakterem.
Nadto moja jama ustna jest stałą ekspozycją osiągnięć stomatologii w minimum pięciu krajach europejskich oraz Chinach i Teheranie i nie ukrywam, pożądam stabilizacji.
- Wow! Wołaj tu prędko wszystkich! – z okolic mych migdałów krzyknęła do pielęgniarki podekscytowana tubylcza dentystka.
Poczułam się nieswojo.
Wszyscy się zbiegli.
Dentyści.
Recepcjonistki.
Sprzątaczka.
Zajrzeli mi w zęby i chórem powtórzyli: WOW!
Jakby na moim podniebieniu odkryli zaginiony fresk Michała Anioła.
- Jakie piękne wypełnienia!
- I ma wszystkie zęby!
- W tym wieku!
... no dzięki (!)...
- Ale te wypełnienia!
- Koronkowa robota!
- Wypełnienia!
- Mistrzowskie!
- I zęby w komplecie.
- Wypełnienia!
- Niesamowite!
Yyyyyyy?
Przypadkowe wypełnienia z pięciu krajów europejskich, Chin i Teheranu?
(W tym jedno – bryła amalgamatu wepchnięta w krater po katastrofie tunguskiej - na licencji szkolnej dentystki, która wzrokiem łamała podkowy i charaktery.)
I dlatego trochę teraz boję się tam wrócić i wypełnić górną siódemkę.
I nie motywuje mnie wspomnienie, że zęby dentystki wyglądały jak klawiatura fortepianu Szopena.
(Gdy już sięgnął bruku.)
- Rozumiem, że będzie bolało skoro blisko miazgi? – zapytałam wychodząc.
- Ależ skąd! – zapewniła mnie dentystka. – Jesteśmy pionierami w sztuce znieczulania pacjentów. Boleć będzie później.
Pionierami?!
Chyba pora zacząć się modlić.
(...)
Oprócz czterdziestu nowych prac plastycznych wyjęłam wczoraj z Dyniej torby obcy szalik.
Do szalika przytwierdzona była etykieta ‘Harry Andrew Rupert Oktawiusz Irydion McCarthy’.
Haftem maszynowym.
Przy odrobinie dobrej woli etykieta mogła zastąpić szalik.
Albo sari.
Albo bandaż.
Albo wstążkę transylwańskiej gimnastyczki.
- Aaaaaaaa... czy myśmy aby nie mieli podpisać dziecku odzieży, Norweski?
- Niby po co?
- Żeby personel wiedział do której torby?
[Po zastanowieniu]
Nie.
Ten system nie działa.
(...)
Matka Noecjusza zadzwoniła, żeby podzielić się radosną nowiną.
Potomek złamał jej żebro.
Nienarodzony potomek.
Damski bokser z wód płodowych.
(...)
Ochronka zaklina się, że Dynia sama z siebie dorysowała trzeciorzędowe cechy płciowe.
©kaczka
Wow Gratuluję odwagi! Do dentysty do autochtonów:d
ReplyDeleteJak tylko nauczę się dojezdżac do pracy po lewej stronie ulicy zaproszę do mnie na fotel! Uwielbiam pacjentów rodaków znajacych słowo neuron albo leukocyt nawet mikrob może być :d a u Loli to pewnie szkorbut, tez się tym możemy zająć
To nie odwaga, to desperacja :-)
ReplyDeleteWpisujemy sie z Lola na liste oczekujacych!
jak nic jesteś z Ukrainy! Moja ukraińska niania jak poszła do szpitala usunąć wiercąca ją ósemkę to cały szpital chirurgi szczękowej się zleciał zobaczyć jak ktoś z takiej biedy może mieć w TYM WIEKU ( wtedy XX-tym) 32 całkowicie zdrowe zęby! A może:)
ReplyDeleteMój też w tym tygodniu zaliczył fotel. Mimo wszystko wybraliśmy rodzimą stomatolożkę.
No, ba! Tyle, ze moje nie sa zdrowe, wiec zastanawiam sie co zwykle ogladaja miejscowi dentysci, skoro juz komplet, zebne bingo, wywoluje w nich takie poruszenie :-)
DeleteRodzima na miejscu, czy lecieliscie do ojczyzny?
Haha, ja w w UK od 11 lat, ale jeszcze dentysty tu nie zaliczyłam... Zawsze w Polszy razem z odwiedzinami załatwiam moje zubki - nie lubię zmieniać dentysty i fryzjera, haha... Miłego weekendu!
ReplyDeleteI ja bym tak uczynila, ale opuszczajac ojczyzne nie mialam stalego dentysty, w sumie nigdy nie mialam dentysty, do ktorego chodzilabym regularnie. Stad wlasciwie do tej pory bylo mi wszystko jedno... teraz martwi mnie kwestia kwalifikacji, lub ich braku :-) ale nie umiem ich zweryfikowac.
DeleteA fryzjera musialam wybrac tutejszego, bo siersc, ktora mnie porasta rosnie tak szybko jak u wilkolaka. Poszlabym z torbami... :-)
Ciekawe, że i ja należę do zębowych purysto-patriotów.
ReplyDeleteLatasz do ojczyzny, czy polujesz na slowianskich dentystow w Czarnym Lesie?
DeleteTylko nad Wisłą!
Deletedoświadczyłam i ja ostatnio wątpliwej przyjemności polegiwania na fotelu w prywatnym gabinecie... i gdyby to był mój od lat ugniatany fotel, to pół biedy, ale zmuszona bólem niespodziewanym - weekendowym musiałam dopuścić się zdrady i do obcego magika się udać... co odpokutowałam boleśnie:(
ReplyDeletezłamał żebro od środka?? pewnie urodzi się w glanach...:)
Jestem moralnie rozdarta, bo wszak winnam wierzyc lekarzom, a z drugiej strony, gdy przypomne sobie jaka sama bylam studentka... :-)
DeleteUrodzil sie. Matka w dziewiatym miesiacu wciaz wygladala jakby nie byla w ciazy, a jego bylo ponad trzy i pol kilo. Plus zlamane dwa zebra. Tak mowi klisza roentgenowska. Noecjusz Mlodszy po tej stronie zachowuje sie jak anioleczek :-) Spi i malo sie rusza.
mnie rozśmieszył mój ślubny referując ostatnio jak to pani wydając mu cytologię (moją)w ojczystym kraju, językiem ojczystym wykrzyknęła "a gdzież pan znalazł kobietę z takim peslem i pierwszą grupą cytologii!?!?!" Uff, jak dobrze, że sama nie poszłam odbierać, kto wie co mogłoby się przytrafić ;D
ReplyDeletea tak nawiasem mówiąc, to co oin w tych paszczach najczęściej oglądają? pniaki, zgliszcza czy protezy?
GWIEZDNA- nie ma to jak tajemnica lekarska:)
ReplyDeleteO tak, w naszej poprzedniej przychodni, jesli pamietasz, byl zwyczaj, ze wynikow nie odbieralo sie osobiscie, bo kwestia tajemnicy... dzieki temu ilekroc czekalam w poczekalni slyszalam, np.
Delete- pan przeliteruje nazwisko...
- yyyyyy? SMITH? przez ES?
- adres? Zabi zakatek?
- a na co bylo badanie? kila?
- aaaa... jak kila to wszystko w porzadku :-)
My mazemy po metkach ubran pisakiem niezmywalnym. Inicjaly. Ochronka nie protestuje:)
ReplyDeleteU nas rozdaja jak leci :-)
DeleteNasze, odpukac, nie ginie. Albo jako jedyne jest niepodpisane, albo tez estetycznie nie konweniuje :-)
A mógłby ktoś pomyśleć że kogo jak kogo, ale dentystę niełatwo zadziwić :P
ReplyDeletePrawdaz?
DeleteKusi, aby drazyc temat stanu higieny jamy ustnej spoleczenstwa, ale nie wiem, czy mam na to sile :-)
Oj nie łatwo zadziwić ale się zdarza np ząbek czosnku w "dziurze" zęba (wiadomo naturalny antybiotyk), proteza kupiona u grabarza i dopasowana domowymi sposobami. Raz pacjent wystrugał sobie zęba z rybiej ości, podbarwił w łupinach cebuli i wkleił do protezy (aż żal że technikiem nie został, taki talent zmarnowany)Wyobraźnia ludzka nie zna granic. A jeśli chodzi o higienę to czasem na marcowej wizycie można zobaczyć co delikwent na wieczerze wigilijną spożywał:D
DeleteCiezki kawalek chleba taka praca! Ciezki. Przypomnialy mi sie opowiesci pewnej dentystki o zebach mocowanych klejem kropelka. Nie zna granic...
Delete:-)
u nas też podpisujemy ubranka, i wpadam w szał gdy przy zakupach sezonowych, a dodam, że przy dwójce jest tego cała masa, ślęczę i wprasowuję i wprasowuję i wprasowuję i końca nie widać, dodam, ze taki wymóg przedszkola a i tak średnio raz na miesiąc poszukuję podpisanych ubranek swoich dzieci, które trafiły do innej koleżanki czy kolegi, dodam, jeszcze, że często w ogóle nie wracają i to jest najbardziej zaskakujące...
ReplyDelete... o rety, czyli moze byc gorzej :-)
DeletePomyslalam, ze sledze ruchy skarpetek, spinek i rekawic dwoch Dyn (a sledze obsesyjnie, bo nie cierpie gubic) i ... szacun! szacun za podwojne tropienie!
rany boskie... czytając jakąś tam książkę (chyba "Talent jest przeceniany", ale może to był "Pstryk" albo inna, w każdym razie autor zagraniczny) natknęłam się na informację, że Anglicy jeżdżą, a właściwie latają do dentystów... w Polsce. Bo taniej i lepiej.
ReplyDeleteRany boskie!
DeleteCzyli moze niech sam ten zab wypadnie?
:-)))