[10-15 Jun 2012]
W Enerde mieliśmy pokój z widokiem na Szwedów grających w Knypp.
(Faktycznie to w Kubb, ale od lat nie potrafimy zapamiętać, nawet teraz musiałam sprawdzić.)
Wieczór w wieczór wciskali w trawnik paliki, motali sznurki, rozpakowywali Knypp Travel Edition (takich samych rozmiarów jak i wersja stacjonarna) i długo w noc ciskali w siebie balami drewna pokrzykując szeptem: Oi! Oi!
Sven z lewej trochę oszukiwał. Było widać zza firanki.
W Enerde mają prastarego słonia, w sumie może nawet mamuta, który je z ręki.
Paczkę chrupkiego chleba rąbie toto jak czipsy.
I jeszcze po kieszeniach obszuka.
Słoń tekstury jest szorstkiej, lecz charakteru aksamitnego.
Dyni nie zaimponował.
(Dynia ma swój łańcuch pokarmowy. Dynia-jedzenie. Mrówka się nie wciśnie, a co dopiero słoń.)
Zdaje się, że jest ze słoniem jak z dziadkiem z Wermachtu, teoretycznie powinien być już nieżywy, a codziennie przychodzi po wiadro marchewki.
(Taka różnica, że słoniowi nie sprzedali jeszcze wybiegu, ani serwisu w różyczki.)
Enerde ma kompleks Disneylandu.
W piaskownicy Cassidy, Cindy, Mandy, Luca i Mathieu.
Obok piaskownicy Schloss.
(...)
Mamut.
(...)
Godzilla atakuje siedzibę przedstawicielstwa dyplomatycznego islandzkich Trolli.
(...)
Zajęcia z paleontologii.
(...)
Dziecko mi do ochronki w strój narodowy ubrał w środę.
Czerwoną bluzkę założył, spodnie czarne, ba! żółte skarpety, co prawda stylizowane na baletki, ale zawsze.
(Przełomowy moment, bo dotąd odziewał w to, co wypadło z bębna maszyny losującej.)
Całość dopełnił sportową koszulką z napisem Heimat i z narodowym godłem.
A jak mu powiedziałam, żeby po tym meczu przeleciał się po sąsiedztwie z flagą teutońską (dziesięć centów w sklepie ‘wszystko za jeden euro’) to nagle odpadły mu nogi.
Taki narodowy bohater.
©kaczka
W Enerde mieliśmy pokój z widokiem na Szwedów grających w Knypp.
(Faktycznie to w Kubb, ale od lat nie potrafimy zapamiętać, nawet teraz musiałam sprawdzić.)
Wieczór w wieczór wciskali w trawnik paliki, motali sznurki, rozpakowywali Knypp Travel Edition (takich samych rozmiarów jak i wersja stacjonarna) i długo w noc ciskali w siebie balami drewna pokrzykując szeptem: Oi! Oi!
Sven z lewej trochę oszukiwał. Było widać zza firanki.
W Enerde mają prastarego słonia, w sumie może nawet mamuta, który je z ręki.
Paczkę chrupkiego chleba rąbie toto jak czipsy.
I jeszcze po kieszeniach obszuka.
Słoń tekstury jest szorstkiej, lecz charakteru aksamitnego.
Dyni nie zaimponował.
(Dynia ma swój łańcuch pokarmowy. Dynia-jedzenie. Mrówka się nie wciśnie, a co dopiero słoń.)
Zdaje się, że jest ze słoniem jak z dziadkiem z Wermachtu, teoretycznie powinien być już nieżywy, a codziennie przychodzi po wiadro marchewki.
(Taka różnica, że słoniowi nie sprzedali jeszcze wybiegu, ani serwisu w różyczki.)
Enerde ma kompleks Disneylandu.
W piaskownicy Cassidy, Cindy, Mandy, Luca i Mathieu.
Obok piaskownicy Schloss.
Mamut.
(...)
Godzilla atakuje siedzibę przedstawicielstwa dyplomatycznego islandzkich Trolli.
(...)
Zajęcia z paleontologii.
(...)
Dziecko mi do ochronki w strój narodowy ubrał w środę.
Czerwoną bluzkę założył, spodnie czarne, ba! żółte skarpety, co prawda stylizowane na baletki, ale zawsze.
(Przełomowy moment, bo dotąd odziewał w to, co wypadło z bębna maszyny losującej.)
Całość dopełnił sportową koszulką z napisem Heimat i z narodowym godłem.
A jak mu powiedziałam, żeby po tym meczu przeleciał się po sąsiedztwie z flagą teutońską (dziesięć centów w sklepie ‘wszystko za jeden euro’) to nagle odpadły mu nogi.
Taki narodowy bohater.
©kaczka
i Ty, Matka Polka, na takie stroje pozwalasz? powinnaś wymalować dziecinę na biało-czerwono! od góry do dołu.
ReplyDeletechoć dziś posiedziałam chwilę na Nowym Świecie i przypatrzyłam się modzie z okazji euro. dziewuszki niewiele starsze od Dyni noszą minióweczki, szpileczki i dekolty po pępek, żeby jakiegoś Hiszpana wyrwać. zamiast tego przyciągają niestety Ukraińców i jakoś nie pałają dumą
Nie mam wplywu. O siodmej rano, gdy odziewa, sa dwiescie kilometrow poza moim zasiegiem. :-)
DeleteEuro-atrakcje? :-)
Sprawdzilam tego Knypa i pisze ze powstal w 1990 roku! A myslalam ze jakas starozytna szwedzka tradycja:) W sumie milo ze ludzie jeszcze nie-komputerowe gry wymyslaja!
ReplyDeleteRzeczywiscie!
DeleteSwoja droga, to niebezpieczny sport. Raz mi nieomal przetracili noge Knypem :-)
Nie mogłam powstrzymać się od wizji teoretycznie nieżywego dziadka z Wermachtu wtrząsającego wiadro marchewek.... p.s. a u mnie za miedzą też rzucają drewnem, tylko dłuższym niż to w Kubb. Nadal nie wiem co to.
ReplyDeleteSplawiaja czarownice? :-)))
DeleteDobrze, ze Pociecha nie wie, zescie bylki u sasiadow, bo by sie na smierc obrazila, ze nie przez swietego Denisa jechaliscie;)
ReplyDeleteTym razem lecielismy nad Denisem :-)
Delete