[1-5 Feb 2012]
Wieczna ospa nie trwa wiecznie.
Wracam do spraw na chłodno.
Rodzinny mimo, że na termometrze wrażonym w moje ucho zarejestrował trzydzieści dziewięć i pięć, łagodnie zasugerował, że o ile nie pracuję na oddziale onkologicznym, mogę następnego ranka stawić się w pracy.
Ostatecznie przecież kropki oszczędziły mi twarz, prawda?
Praca poinformowana o kropkach wyraziła współczucie i przełożyła zebranie z wtorku na środę, gdyż jak wiadomo, ospa trwa... jak ręką odjął. Jednocześnie praca dostała histerii na wieść, że planuję w piątek udać się w podróż służbową.
To nie na mój rozum.
Przełożyłam podróż i weekend frytek z majonezem u Lou.
Wzięłam urlop.
Nie odpoczęłam, bo Dynia zapadła na suchoty.
Rodzinny, dla którego postęp mikrobiologii klinicznej zatrzymał się przy Flemingu, przypisał erytromycynę w syntetycznym syropie.
Do spożywania cztery razy dziennie (!).
Na trzeci dzień Dynia, tak na wszelki wypadek, zaczęła rzygać już na sam widok łyżki i profilaktycznie odmawiać wszelkiego jedzenia, w którym potencjalnie można ukryć antybiotyk.
Bezpieczne były jedynie czekoladowe cukierki, pod warunkiem, że Dynia rozwijała je sobie sama.
Nie przeliczę, ile razy włączałam pralkę.
Rodzinny, na pytanie, czy nie widzi alternatywnych możliwości podania antybiotyku, choćby i w zastrzykach, powiedział spoglądając na mnie z odrazą, że to zbyt okrutne dla dziecka, a poza tym nie ma procedur.
Procedurą jest hospitalizacja, jeśli dziecko odmawia spożycia.
‘Czy w szpitalu podają antybiotyki alternatywnymi metodami?’
‘Nie.’
Widzę zalety posługiwania się ginącym językiem oraz uszkodzenia tych zakrętów płata czołowego, które odpowiadają za konformizm społeczny.
Można komuś dosadnie powiedzieć, co się o nim myśli teoretycznie nie naruszając przy tym ‘zera tolerancji dla werbalnych napaści na pracowników służby zdrowia’.
Można powiedzieć ‘idź do diabła’, a recypient cieszy się na podróż.
Dziś rano musiałam odlecieć, więc jasne, że w sobotę po południu zaczął padać śnieg.
Pierwszy i zapewne jedyny tej wiosny.
Przedarłam się przez śnieg, lot opóźniony tylko o godzinę.
Obite ceratą Belgijskie Koleje Królewskie przygnębiają.
Naród tu jednak uprzejmy i do pomocy skory, bo gdy szarpałam się z mapą miasta o ściennych rozmiarach to wśród tych, którzy chcieli mi sprzedać złoty zegarek, wyrwać torebkę, potrzebowali papierosów lub garnęli się do kontaktów międzyludzkich w nieznanych mi językach, znaleźli się i tacy, którzy sami z siebie, z dobrego serca uświadomili mi, że od kwadransa stoję pod poszukiwanym hotelem.
Nie ma to jak umieścić neon na trzydziestym ósmym piętrze (!).
Zostawiłam walizkę, wyszłam w nadziei, że znajdę klimatyczne miejsce, by napić się kawy.
Po godzinie bezskutecznych poszukiwań nawet Starbucks zaczął jawić mi się jako lokal dla bohemy.
Ale nie było Starbucksa.
Jedyne miejsce, w którym sprzedawano kawę bez piwa i frytek, oferowało krzesło i kawałek stolika w sprzedaży wiązanej – z gofrem.
Wróciłam do hotelu.
Spoglądam na świat z parapetu na siedemnastym piętrze.
Świat przykryty śmietaną śniegu.
Jak gofr.
(- Dynia - powiada Norweski - regeneruje żołądek.
Jak cesarz Klaudiusz w obawie przed otruciem wymaga podobno, aby ktoś zawsze pierwszy nadgryzał jej posiłki.
Jak dotąd statystyki ma lepsze niż Klaudiusz.)
A ja patrzę i co widzę?
Praca przełożyła zebranie ze środy na jutrzejszy poniedziałek.
Jednym z moich cenniejszych talentów jest dar bilokacji.
©kaczka
Wieczna ospa nie trwa wiecznie.
Wracam do spraw na chłodno.
Rodzinny mimo, że na termometrze wrażonym w moje ucho zarejestrował trzydzieści dziewięć i pięć, łagodnie zasugerował, że o ile nie pracuję na oddziale onkologicznym, mogę następnego ranka stawić się w pracy.
Ostatecznie przecież kropki oszczędziły mi twarz, prawda?
Praca poinformowana o kropkach wyraziła współczucie i przełożyła zebranie z wtorku na środę, gdyż jak wiadomo, ospa trwa... jak ręką odjął. Jednocześnie praca dostała histerii na wieść, że planuję w piątek udać się w podróż służbową.
To nie na mój rozum.
Przełożyłam podróż i weekend frytek z majonezem u Lou.
Wzięłam urlop.
Nie odpoczęłam, bo Dynia zapadła na suchoty.
Rodzinny, dla którego postęp mikrobiologii klinicznej zatrzymał się przy Flemingu, przypisał erytromycynę w syntetycznym syropie.
Do spożywania cztery razy dziennie (!).
Na trzeci dzień Dynia, tak na wszelki wypadek, zaczęła rzygać już na sam widok łyżki i profilaktycznie odmawiać wszelkiego jedzenia, w którym potencjalnie można ukryć antybiotyk.
Bezpieczne były jedynie czekoladowe cukierki, pod warunkiem, że Dynia rozwijała je sobie sama.
Nie przeliczę, ile razy włączałam pralkę.
Rodzinny, na pytanie, czy nie widzi alternatywnych możliwości podania antybiotyku, choćby i w zastrzykach, powiedział spoglądając na mnie z odrazą, że to zbyt okrutne dla dziecka, a poza tym nie ma procedur.
Procedurą jest hospitalizacja, jeśli dziecko odmawia spożycia.
‘Czy w szpitalu podają antybiotyki alternatywnymi metodami?’
‘Nie.’
Widzę zalety posługiwania się ginącym językiem oraz uszkodzenia tych zakrętów płata czołowego, które odpowiadają za konformizm społeczny.
Można komuś dosadnie powiedzieć, co się o nim myśli teoretycznie nie naruszając przy tym ‘zera tolerancji dla werbalnych napaści na pracowników służby zdrowia’.
Można powiedzieć ‘idź do diabła’, a recypient cieszy się na podróż.
Dziś rano musiałam odlecieć, więc jasne, że w sobotę po południu zaczął padać śnieg.
Pierwszy i zapewne jedyny tej wiosny.
Przedarłam się przez śnieg, lot opóźniony tylko o godzinę.
Obite ceratą Belgijskie Koleje Królewskie przygnębiają.
Naród tu jednak uprzejmy i do pomocy skory, bo gdy szarpałam się z mapą miasta o ściennych rozmiarach to wśród tych, którzy chcieli mi sprzedać złoty zegarek, wyrwać torebkę, potrzebowali papierosów lub garnęli się do kontaktów międzyludzkich w nieznanych mi językach, znaleźli się i tacy, którzy sami z siebie, z dobrego serca uświadomili mi, że od kwadransa stoję pod poszukiwanym hotelem.
Nie ma to jak umieścić neon na trzydziestym ósmym piętrze (!).
Zostawiłam walizkę, wyszłam w nadziei, że znajdę klimatyczne miejsce, by napić się kawy.
Po godzinie bezskutecznych poszukiwań nawet Starbucks zaczął jawić mi się jako lokal dla bohemy.
Ale nie było Starbucksa.
Jedyne miejsce, w którym sprzedawano kawę bez piwa i frytek, oferowało krzesło i kawałek stolika w sprzedaży wiązanej – z gofrem.
Wróciłam do hotelu.
Spoglądam na świat z parapetu na siedemnastym piętrze.
Świat przykryty śmietaną śniegu.
Jak gofr.
(- Dynia - powiada Norweski - regeneruje żołądek.
Jak cesarz Klaudiusz w obawie przed otruciem wymaga podobno, aby ktoś zawsze pierwszy nadgryzał jej posiłki.
Jak dotąd statystyki ma lepsze niż Klaudiusz.)
A ja patrzę i co widzę?
Praca przełożyła zebranie ze środy na jutrzejszy poniedziałek.
Jednym z moich cenniejszych talentów jest dar bilokacji.
©kaczka
Oj biedna Dynia. Biedna Kaczka. Ale Dynia biedniejsza, suchoty polaczone z rzyganiem to juz totalna porazka...Brrrrr.
ReplyDeleteTortura niemoznosci jedzenia to dopiero porazka.
DeleteKobieto, a gdzie Ty byłaś w Belgii? Tu, gdzie jestem, kawa stanowi absolutną podstawę wszystkiego i nikt nie wymaga do niej żadnych dodatków, zwłaszcza, że w komplecie z kawą zawsze dostaje się herbatnika albo cukierka. Zazwyczaj nie zamawiam nic, prócz kawy, sączę ją nieprzyzwoicie długo i żadnych protestów nie zaobserwowałam. Nikt nawet nie próbował atakować mnie gofrem. Koniecznie powiedz, co to za miasto, będe się trzymac z daleka. Chyba, że to Bruksela, wtedy przepadło.
ReplyDeleteKaja
Ze Bruksela :-) Jak sie lata wokol glownego placu w niedziele wieczorem szukajac kawy to sie ma. Taka wiazana z gofrem. Ale od wczoraj jest lepiej, bo pod hotelem jest illy z prawdziwa, rewelacyjna kawa i przemila obsluga, ktora pouczyla mnie jak jest w tubylczym 'na wynos' i nasypala pelne kieszenie kattentongen :-)
DeleteUfff! Honor ocalony!
DeleteJa tu nie pijam Illy, nauczyłam się bowiem, że znacznie lepsze są mieszanki robione na miejscu, świeżo mielone i parzone. A jeszcze jak nalewają do nagrzanej filiżanki i stawiają na gorącym spodku, to mięknę całkiem i bliska jestem zaproponowania kelnerowi więzów małżeńskich.
Pozdrawiam po brukselsku i jutro przy kawie będę o Tobie ciepło myśleć,
Kaja
Prosze o cieple, kawowe mysli przynajmniej przez tydzien! A co! :-)
DeleteNo leżem pod komputerem, no leżem ale powiadam Ci jesteś szczęściara ( poza ta kawą ). Mój jak miał w wieku mocno ponad poborowym ospę to omal nie skończyło się zejściem. Prawie miesiąc był w domu, na silnych lekach, a żałować jedynie należało, ze nie potrzebowali kogoś do statysty albo i nawet roli głównej w horrorze. Sama nie wiem jak dałam rade patrzeć na te paskudność. Cóż, nie darmo jak mawiają starzy górale miłość jest ślepa.
ReplyDeleteCo do Dyni, to oprócz tego, ze żal ,to jednak pokazuje, że są rzeczy i dla niej niezjadliwe:)
Mozliwe, ze przeszlo lzej, bo to drugi rzut? A moze przez adrenaline zwiazana z choroba Dyni? Adrenalina ze mnie splywa, wiec wczorajszy wieczor miast raczyc sie zyciem nocnym miasta spedzilam szczekajac w goraczce. Zlosliwosc losu, bo moglabym udac sie na spokojne, normalne zakupy nie przerywane poscigami za Dynia, a tu caca! :-)
DeleteDyni sie nie dziwie, erytromycyna w syntetycznym owocu nie nadaje sie nawet jako plyn do ustepu.
Kaczko, witam serdecznie, w W.Yorkshire impetigo lecza wspomniana przez Ciebie erytromycyna, natomiast po powrocie do zlobka, po 3 dniach zgodnie z zaleceniami ze rzadowych stron, panie opiekunki zdecydowanie stwierdzily, ze to wlasnie ospowe kropki zaschly...
ReplyDeleteczy NHS zawsze trafia kula w plot? standardowy paracetamol bylby chyba lepszy niz antybiotyk na zle zdiagnozowane kropki, przynajmniej do grzybicy nie doprowadzi. Co prawda wspomnialam Pani Medyk, ze w zlobku liszajec i nie zdazylam powiedziec, ze ospa i inne rowniez... 'No, ale mowila Pani, ze impetigo' to wlasnie powiedziala mi z pretensja w glosie pielegniarka, gdy zadzwonilam z pytaniem, czy 'wybrac' antybiotyk do konca.
Nastepnym razem uciekne sie do Doktora Google'a
Witam, wkurza mnie to okrutnie, bo nie da sie im nijak wierzyc, choc tego czlowiek chory i w stresie potrzebuje najbardziej. Podle mnie wkrotce lekarze nie beda w tym Systemie wcale potrzebni, w naszej przychodni juz stoi napisane, ze jesli masz goraczke, sraczke, liszajec, dusznosci, zatwardzenie, gwiazdki przed oczami, migrene, etc. to zastanow sie piec razy, czy na pewno musisz widziec lekarza...
DeleteI za to, Kaczko, kocham ukejską opiekę medyczną. Przeżyją najsilniejsi! Do dyspozycji GP dwa antybiotyki i jedna maść. I, oczywiście, wszystko podane w atmosferze Św. Procedury.
ReplyDeleteO tak, najswietsza z procedur od blogoslawionego paracetamolu :-) sprzedana tak, aby sad najwyzszej instancji nie mogl sie do niczego przyczepic. Mysle, ze gdybym przyszla z wlasna glowa pod pacha to Sw. Procedura nakazalaby najpierw odeslac mnie na kilka dni do domu, by sie przekonac, czy na pewno brak glowy na karku jest mi przeszkoda :-)
DeleteKaczka, ten dzip to jakis wyedukowany jest...
ReplyDeleteNasz pisze tylko amoxil i pracetamol. Na wszystko.
Chyba ze kaszlesz dluzej niz 7 dni to rozpoznaje astme - i dodaje sterydy.
Abnegacie, ten dzip to przeze mnie edukowany :-) Bo i on probowal rozmawiac ze mna maniera 'bakterie to takie male robaczki, ktore laza po salacie'.
DeleteAle glupio zrobilam, bo chcac chronic Dynie przed wysypka od amo, zafundowalam jej gastroklopoty. Tyle, ze erytromycyny juz nie dalo sie przeskoczyc, bo Przenajswietsza Procedura.
Chyba pójdę złożę kwiaty pod naszym osiedlowym chomiczówskowskim ośrodkiem zdrowia, a pracujące tam pediatry posypię wiórkami kokosowymi i różowym brokatem.
ReplyDeleteZ drugiej strony, co pacjent, to ta sama śpiewka - bo pediatra nie powiedział, że coś nie tak. Już mnie tak ręce bolą od rozkładania, że zaczęłam mówić "no wie pani, pediatra widzi dziecko przez 10 minut, ono najczęściej i tak wrzeszczy, a przychodzicie bo ma gluta, a nie dlatego, że w wieku lat trzech nie mówi i nie nawiązuje kontaktu wzrokowego".
Powinnas! Choc jest i druga strona medalu, brak Swietej Procedury i samowolka w przypisywaniu co-tam-przedstawiciel-handlowy-podrzuci.
DeleteTeutonska opieka spoleczna zarzucila nam ostatnio, ze nie dowozimy Dyni na okresowe badania, wiec przy najblizszej okazji planuje przebadac Dynie pediatrycznie od stop do glow przy uzyciu teutonskiego pediatry. Nim opieka spoleczna odbierze nam prawa rodzicielskie...
No wlasnie, gdzie w Belgii sie podziewasz? Bylam w ten weekend w Brukseli i kawe pilam, bez dodatkow :)
ReplyDeleteMoze wpadlysmy na siebie na Rynku? :-)
Deleteo wow, moze? :)
DeleteNiezbadane sa sciezki kaczek :-) Latwo bylo mnie rozpoznac. Biegalam z serowa bagietka i rece mi sie trzesly, bo nie pilam kawy od rana.
DeleteHmmm, czy przy 39,5 ty trzymasz się na nogach???Pewnie to kwestia osobnicza, ale ja przy 38 jestem jak zombie, a nasz znajomy Bajkopisarz przy 37,5 idzie do lekarza i dostaje 'od ręki' zwolnienie na tydzień, bo przeczuwają wraz z lekarzem, ze szykuje się jakaś choroba - poważnie!!! Zresztą w mojej przychodnia, ilekroć sporadycznie zjawie się, zraz też pchają się ze zwolnieniem - nawet jak tylko mam bolesne przeciążenie nadgarstka...
ReplyDeleteA co do antybiotyku - nawet weterynarz, gdy moja zięba będąc 'pisklęciem w kolebce' męczyła się z infekcją - poinformował mnie, że da w zastrzyku, bo doustnie szkodzi układowi pokarmowemu...
Tak czy inaczej, abyście zdrowe były!
Przy 39.5 jestem zywiutka jak skowronek, najslabiej mi przy odrobine podwyzszonych, wiec rozumiem Bajkopisarza :-)
DeleteNie rozpracowalam, co musialabym sobie zrobic, aby otrzymac oficjalne zwolnienie lekarskie. Nie wiem, czy to kwestia takiego zaufania do czlowieka, czy proba zepchniecia odpowiedzialnosci. Rzecz w tym, ze nie sposob spokojnie zdrowiec, gdy nad czlowiekiwm wisi dzial zarzadzania zasobami ludzkimi ze swoim wspolczynnikiem Bradforda: http://en.wikipedia.org/wiki/Bradford_Factor
Po wczorajszym dogorywaniu mam wrazenie, ze teraz dopiero powinnam sie polozyc do lozka i zregenerowac, co sie nie zdarzy, bo nie moge nie byc w pracy przez dwa tygodnie. Byle do weekendu! :-)
Peppa dotarla! Pozwolilam im rozpakowac :-)
DeleteDZIEKI!