1610

[19 Jul 2013]

(...)
Półka na Lepieje już wisi w zakładkach.
Uprasza się nie kneblować swych osobistych muz od liryki, pedagogiki i demagogiki.
Narodzie, lep!

Lepiej kaczkę zelżyć wierszem,
Niż w nią ciskać słowem szerszem.
Lepiej w kaczkę poematem,
Niż ją obić krowim gnatem.
Lepiej cisnąć w kaczkę odą,
Niż problemy mieć z wątrobą.
Lepiej kaczce rymem wknocić,
Niż ją kopać i się spocić.


(...)
Z cyklu: zabawy towarzyskie.
Między drugą a trzecią w nocy diagnozować wyspkę.
Szkarlatyna? Różyczka? Rumień zakaźny? Proszek do prania, zapalenie opon mózgowych ('Mamy na tę diagnostyczną okoliczność szklankę bez wzorka? Jasne, że nie mamy!'), a może ordynarne potówki?
Pacjentowi było wszystko jedno, bo spał, choć przez sen się iskał nerwowo.
Rano wstał w drugorzędnym humorze, acz bez wysypki.
Za to z pewnie z wzorkiem od kieliszka (!) na plecach.

(...)
W lakierowanym magazynie kolorowym [1], który hrabstwo nam okolicznościowo wciska gratis w skrzynkę na listy, znalazłam artykuł na temat szkół z internatem ‘czemu niektórym pasuje?’ i odfrunęłam przy pierwszym akapicie.
Spodziewałam się najrozmaitszych motywacji, że rodzice mogą pracować w cyrku objazdowym, parać się szpiegostwem, zaciągnąć do Legii Cudzoziemskiej, przeprowadzić w obszary malaryczne lub mieszkać tam, gdzie przez podwórko dwa razy dziennie przechodzą fronty wojenne. Za przyczyną pensjonarskich lektur (‘Mała księżniczka’ lub ‘Tajemnica Abigeil’) wizualizowałam sobie biedne sierotki bez matki, odseparowane od ojców, co to albo oddają życie za ojczyznę lub są na krawędzi bankructwa. Ostatecznie, myślałam, może chodzi obcokrajowcom o wyrównane szanse edukacyjne, o przydanie językowi akcentu Królowej?
Otóż, jak się okazuje, niekoniecznie.
When our 11-year-old was asked why she liked boarding, she replied, „Because I can get away from my brothers”. I like to think of our family as close and fairly harmonious, however, when you live in a house surrounded by three young brothers firing at you with Nerf guns and talking about sport all day, I can sympathise with her. She revels in school dormitories surrounded by friends, brightly coloured duvets, teddies, Keep Calm posters and hot chocolate.
Matka bez cienia zmarszczki refleksji odsyła córkę do internatu, bo współczuje jej życia wśród trzech młodszych braci? Bo w internacie ją napoją przed snem gorącą czekoladą i dadzą szansę porozmawiać o kucykach i wróżkach?
Paranoidalna, kosmicka, niewyobrażalna głupota tego argumentu wtrąciła mnie w stupor.
A potem – o ironio! –  zbiegła się z opowieścią znajomej nam dziesięciolatki. Opowieścią o młodszej siostrze swej najlepszej przyjaciółki.
Najlepsza przyjaciółka, też dziesięciolatka, każdy weekend spędza w domu innej swej koleżanki, by jak najmniej przebywać we własnym.
Młodsza siostra, przy wydatnym wsparciu i zaangażowaniu rodziców, wypracowała sobie bowiem pozycję ‘muszę mieć wszystko to, co starsza, nawet jeśli tego nie lubię’.
( W ryk, bo chce te same lody. W ryk, bo to lody truskawkowe. W ryk, bo nie lubi truskawek. W ryk, bo musi jeść  truskawkowe. W ryk, bo ciepnęła je do kosza na śmieci. W ryk, bo nie ma żadnych lodów.)
Takoż młodsza ma wszystko, co i starsza, te same zabawki, tę samą szkołę, te same bluzki i majtki, choć niestety mniejsze o dwa rozmiary. Młodsza zawsze jest obok, by monitorować potencjalne nadużycia, by się owijać jak bluszcz wokół starszej i jej znajomych. Koleżanki przestały starszą odwiedzać, nie mogąc znieść natrętnej obecności młodszej. A gdy, czasem bywa, młodsza jednak nie może czegoś mieć, to albo ogranicza się to starszej (zakaz wyjazdu na obóz) , albo każe starszej kłamać (‘miałam dodatkowe zajęcia w szkole, nie byłam w żadnym kinie’).
Gdy starsza z grupą koleżanek wybierała się do zoo, matka zaleciła starszej, by po powrocie wysiadła z samochodu trzy ulice dalej, usunęła wszelkie ślady pobytu w zoo i następnego dnia w szkole zakazała swym koleżankom rozmawiania o zoo przy młodszej, gdyż ‘tej byłoby przykro’.
Starsza może liczyć wyłącznie na rozrywki, których logistykę zapewniają rodzice jej koleżanek. W domu o wyborze rozrywek decyduje młodsza.
To podobno w imię, ... uwaga... by starsza nie wyrosła na egoistkę.
Oprócz tego, że to przeraźliwie smutna historia, zastanawiam się, u licha! a co jeśli ja sama popełniam równie karygodne, idiotyczne, katastrofalne błędy wychowawcze i tego nie widzę? Czy mogę mieć nadzieję, że ktoś je zobaczy? Że mną potrząśnie? Że mi o nich powie? I nawet jeśli powie, to czy mu uwierzę?
Pierwsze miejsce na liście moich macierzyńskich lęków.
Matka. Spółka z odpowiedzialnością.
Zbyt dużą odpowiedzialnością.

[1] ‘Country Child’ 13/2013 ‘Open all hours; Why boarding school suits some’ Sophie Pender-Cudlip
Z rozczulającym epilogiem: ‘As for the children, perhaps some just flap their wings a little earlier than others or just want a welcome break from their brothers.
Biorąc pod uwagę, że miejscowe szkoły z internatem zaczynają nabór już od trzylatków, imaginuję sobie bandę trzylatków, która ‘just flap their wings a little earlier than others’.

(...)
Nie posiadam stosownej wiedzy w dziedzinie dogmatów i kanonów, nie parałam się teologią żadnej małej, ani dużej religii, stąd moje zadowolenie z kapłaństwa kobiet w kościele anglikańskim wynikało jak dotąd, wyłącznie z faktu satysfakcjonującej równości płci.
Do momentu, gdy tydzień temu zderzyłam się w sklepie z damą, która do szarej, kwiecistej sukienki z krótkim rękawem i obfitymi falbanami (styl Marks & Spencer), miała doszytą stójkę z koloratką.
Do tego na szyi sznur różowych korali i srebrny krucyfiks.
Gdybym nie wiedziała, że to pasterka lokalnej parafii, skłoniłabym się raczej ku azylowi dla osłabionych na umyśle.
De gustibus... wiadomo, szczególnie tu na Wyspie, więc przemilczę estetykę tej kuriozalnej kombinacji.
Ale pomyślałam, że oto, sakreble!, znowu się zawiodłam.
Znowu mi się wciska równość w wydaniu ‘przebierzmy się za mężczyzn’.
Nie kupuję.
Nadmiar słońca mnie radykalizuje.

(...)
Wstałam o siódmej rano.
Rozsunęłam firanki.
Za oknem parkował nieboszczyk.
W luksusowym karawanie.
Trumna z wieńcem, wysoki połysk, kierowca w białych rękawiczkach i odprasowanej czapce.
Sen? Zwidy? Halucynacje? Fatamorgana? Padło mi na głowę od nadmiaru UV?
Zza pleców Dynia, nie mniej skonfundowana, ‘mama, this is?...’
(Zbiorowa halucynacja?)
Yyyyyy... karawan, córko!
Okay!’ – Dynia postanowiła pozostać na tym poziomie eschatologicznej świadomości i oddaliła się szukać spyży.
Ja w pidżamie, boso, przed dom.
Pan odbiera? Się zgubił? O ile wiem,  jeszcze przed chwilą wszyscy byliśmy żywi.
Ach, nie! Zgodnie z ostatnim życzeniem nieboszczyka objeżdżamy całą wieś, by po raz ostatni rzucił okiem.
Kurtyna.

©kaczka
13 comments on "1610"
  1. W pierwszych słowach pozwól, że Cię pochwalę za pomysłowość, zmysł artystyczny i zdolności stolarskie. Półeczka będzie zapewne zapełniana systematycznie, więc musi być solidna ;)
    Po wtóre- jeśli ktoś Ci powie (albo tym matkom dzieciąt bursowych), że coś robisz nie tak, nie dasz wiary z początku. Wysłuchasz, głową pokiwasz z pewnością i popadniesz w zadumę. Przeanalizujesz z pewnością szereg czynników- począwszy od sytuacji, której uwaga dotyczyła, o jej randze, o osobie, która ją z siebie wyartykułowała, przeanalizujesz swój emocjonalny związek z ww personą, przefiltrujesz, poszperasz we własnym wnętrzu, przetrzepiesz mentalnie wnętrze potomka. A na końcu i tak zrobisz jak uważasz :)
    Jakże pokrętnymi ścieżkami prowadzi macierzyństwo! za każdym rogiem życia niespodzianki.
    (Dyniowatej coś się ulęgło, czy poprzestała na jednej fali demonstracji swojego układu immunologicznego?)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chwilowa demonstracja, wylacznie by zapewnic nam starcom nieco rozrywki.
      Potowki. Blond dziecko, biale, blade, oczy recesywne, chowane w piwnicznej angielskiej izbie - nie nawykle do temperatury powyzej 15C. Potowki ulozyly sie na plecach w symetrycznego motyla, a potem odlecialy. Zostalo kilka strupow po iskaniu.

      Poleczka to moje pierwsze DIY, wiec sie niepokoje, czy wytrzyma, jakby co bede ja podpierac wlasnymi barkami. Kaczka Atlas.

      ... a na koncu zrobisz jak uwazasz w glebokim przekonaniu, ze wiesz najlepiej :-)

      Delete
  2. Ja chodziłam do liceum z internatem i bardzo to sobie chwaliłam. Życie rodzinne jest stanowczo przereklamowane;)

    A poza tym:

    Lepiej mieszkać w internacie
    niż wyżywać się na bracie.
    Lepiej wbić w swe serce ostrze
    Niż odgrywać się na siostrze.

    red_adelka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Powiadasz, oddawac dziecine? :-)

      Lepiej trzymac w internacie,
      niz balagan miec na chacie!

      Delete
    2. Ostatnio koleżanka zamieszkała w Danii posłała córkę (14 lat) do duńskiego odpowiednika liceum z internatem. Z tego co wiem - obie są zachwycone.
      Ja również wspaniale wspominam swoją polską szkołę (liceum plastyczne) z internatem i ten okres w moim życiu.
      Myślę, że 14-15 lat to dobry wiek na taki próbny wylot z domu i próbę zdobycia samodzielności, niezależności. Takie pierwsze kroki do wolności.
      Z kolei z tego co wiem z filmu i literatury o angielskich szkołach z internatem jakby lekko odstręcza od podobnych pomysłów;) Ale nie wiem jak to jest tak naprawdę.

      Lepiej głową sedes zatkać
      niż mieć w domu nastolatka.

      red_adelka

      Delete
    3. Do dynskiego tez bym chyba oddala :-)
      A Lepiej mnie bardzo przekonuje :-)

      Delete
  3. Wyluzuj kuper, Kaczko! Wstrząśniemy, wytkniemy, wesprzemy argumentem, a w razie draki przybędziemy z odsieczą i teutońskim winem!

    Logiki siostrzanej nie czaję, zwojów mi brakuje, żeby ogarnąć.

    Nie ma to jak "ostatnie pożegnanie" ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Winem dla Dyni, czy kaczki?
      :-)
      Ja tez mam jakies takie proste i krotkie zwoje, nie owijam nimi tego swiata, wiec zeby mi nie pekly w glowie sznurki zapisuje i ide dalej!

      Nie zapytalam tylko,i zaluje, czy nieboszczyk sam wybral trase, czy to byl spontan. Chyba spontan, bo na co tu rzucac okiem w naszym zaulku?

      Delete
    2. Może to była ulubiona trasa karawaniarza. Podzielił się.

      Wino dla obu. Tylko dla dyni z wodą i bąbelkami - miejscowym zwyczajem ;)

      Delete
  4. A ja myslalam, ze juz mnie w tym kraju nic nie zadziwi...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nosze przy sobie pokerowa twarz, bo nie raz sie przekonalam, ze sa takie poziomy zdziwienia, ze sie o nich nie snilo filozofom... :D

      Delete
  5. Nie moge uwierzyc ze cos takiego dostaliscie Kaczko, no nie mogeeeee! I uswiadamia mi to, ze the Great North-South Divide jest duzo sluszniejszych rozmiarow niz przypuszczalam. A to dlatego ze tu na Dzikiej Polnocy (Liverpool) taki artykulik nie mialby racji bytu. Czytaloby sie to jak Alicje w Krainie Czarow, taki Sam poziom realizmu. Szok.
    Ola

    ReplyDelete
  6. Nie wysylacie dzieci do szkol z internatem?!
    Zaraz sie jeszcze okaze, ze tam na gorze zniesiono niewolnictwo :-)
    Faktycznie, krajobraz jak z serialu 'Polnoc-Poludnie'.

    ReplyDelete