[22-23 Jul 2012]
(...)
Opisałabym Wyspiarskie lato chwytającym za serce zachwytem Briana Coxa wzruszonego nanosekundowym błyskiem supernowej, ale przegapiłam.
Wyspiarskie lato – produkt nietrwały, spożyj w dniu zakupu – było wczoraj.
A wczoraj zapadłam na tajemniczą febrę, niemoc i pospolitą zgryzotę.
Lato przeszło mi koło nosa.
Ze słońca monstrualną kwarcówką i bezchmurnym sufitem z lazuru.
Gdybyż tego było mało...
A tu jeszcze sąsiedzi tradycyjnie wytoczyli z garażu übergrill.
Übergrill wypełnia cały ogród, ma gabaryty statku Enterprise, lśni i błyszczy.
Przychodzi mu to łatwo, bo jako żywo, od dwóch lat, nikt go jeszcze nie odpalił.
(Nadal ma metkę i nadal spowija go folia od producenta.)
Übergrill jest ich letnią ogrodową ozdobą, dopełnieniem ceramicznego leprechauna i ciurkającej fontanny z amorkiem.
Wystawiają pierwszego dnia lata, chowaja gdy lato się kończy. Czyli najdalej po tygodniu.
Oni übergrill i wyprane kilka tysięcy pluszowych maskotek rozłożone na ręcznikach wśród trawy (pierwsza myśl: masakra w zoologu), ja febra, niemoc i tylko tego lata żal.
Amatorskie postepowanie epidemiologiczne wskazuje, że zarazę znosi do domu Dynia i ciska tą zarazą w pobielane globule, inne płytki oraz ciałka, sabotując rodzicielskie układy immuno.
(A bez układów, wiadomo, w życiu się nie da.)
Po Dyni zaraza, rzekłbyś jak woda po kaczce, może i ją trawi, ale nijak nie redukuje parametrów energetycznych.
Kaczce natomiast nie tylko wyszarpuje dywan spód stop, ale jeszcze nie omieszka leżącej dokopać, a jak nie kopnie to podpuści Dynię, by dokonała desantu.
Czternaście kilo z rozbiegu z impetem na klatkę z żeber.
MAAAAAAAAAMUUUUUUU!
[Głuchy jęk materaca.]
(...)
Norweski, który skanuje treści bloga programem google übersetzer, uczynił wpis w książce skarg i zażaleń.
Ani słowa o tym, że zaklinałyście się na wszystkie świętości, że wiecie którędy na Warszawę. Tylko wsiadać i jechać, a już za bramą nie mogłyście się zdecydować, czy w lewo, czy w prawo.
Ani słowa o tym, że żadna z was nie miała pojęcia o obowiązujacych ograniczeniach prędkości.
Ani słowa o tym, że nie ma żadnych ograniczeń prędkości! Ani znaków!
Ani słowa o tym, że obiecałyście, że opłotkami, a tu nagle wyrasta przede mna Pałac Kultury.
Ani słowa o tym, że na pytanie ‘którędy?’ odpowiadałyście ‘prosto’, choć prosto były schody do Pałacu, palma, albo Muzem Narodowe.
Ani słowa o tym, że nie wiedziałyście, gdzie zaparkować, dzieki czemu Most Księcia trzy razy. Plus wpadka z opłatą za bezpłatny.
Ani słowa o tym, że gdy trwale zablokowałyście dwa dystrybutory na stacji benzynowej, powiedziałyście temu z mięśni i tatuaży, że to ja!
I ani słowa o tym autokarze z Litwy, który na środku Jerozolimskich zahamował mi przed maską bez uprzedzenia, a ci co z niego wysiedli, albo rozbiegli sie na wszystkie strony, albo ze stoickim spokojem zaczęli wyjmować bagaże.
Celulozowe torby w paski.
Miliardy celulozowych toreb w paski.
Przeżył.
Będą o nim śpiewać bardowie.
©kaczka
(...)
Opisałabym Wyspiarskie lato chwytającym za serce zachwytem Briana Coxa wzruszonego nanosekundowym błyskiem supernowej, ale przegapiłam.
Wyspiarskie lato – produkt nietrwały, spożyj w dniu zakupu – było wczoraj.
A wczoraj zapadłam na tajemniczą febrę, niemoc i pospolitą zgryzotę.
Lato przeszło mi koło nosa.
Ze słońca monstrualną kwarcówką i bezchmurnym sufitem z lazuru.
Gdybyż tego było mało...
A tu jeszcze sąsiedzi tradycyjnie wytoczyli z garażu übergrill.
Übergrill wypełnia cały ogród, ma gabaryty statku Enterprise, lśni i błyszczy.
Przychodzi mu to łatwo, bo jako żywo, od dwóch lat, nikt go jeszcze nie odpalił.
(Nadal ma metkę i nadal spowija go folia od producenta.)
Übergrill jest ich letnią ogrodową ozdobą, dopełnieniem ceramicznego leprechauna i ciurkającej fontanny z amorkiem.
Wystawiają pierwszego dnia lata, chowaja gdy lato się kończy. Czyli najdalej po tygodniu.
Oni übergrill i wyprane kilka tysięcy pluszowych maskotek rozłożone na ręcznikach wśród trawy (pierwsza myśl: masakra w zoologu), ja febra, niemoc i tylko tego lata żal.
Amatorskie postepowanie epidemiologiczne wskazuje, że zarazę znosi do domu Dynia i ciska tą zarazą w pobielane globule, inne płytki oraz ciałka, sabotując rodzicielskie układy immuno.
(A bez układów, wiadomo, w życiu się nie da.)
Po Dyni zaraza, rzekłbyś jak woda po kaczce, może i ją trawi, ale nijak nie redukuje parametrów energetycznych.
Kaczce natomiast nie tylko wyszarpuje dywan spód stop, ale jeszcze nie omieszka leżącej dokopać, a jak nie kopnie to podpuści Dynię, by dokonała desantu.
Czternaście kilo z rozbiegu z impetem na klatkę z żeber.
MAAAAAAAAAMUUUUUUU!
[Głuchy jęk materaca.]
(...)
Norweski, który skanuje treści bloga programem google übersetzer, uczynił wpis w książce skarg i zażaleń.
Ani słowa o tym, że zaklinałyście się na wszystkie świętości, że wiecie którędy na Warszawę. Tylko wsiadać i jechać, a już za bramą nie mogłyście się zdecydować, czy w lewo, czy w prawo.
Ani słowa o tym, że żadna z was nie miała pojęcia o obowiązujacych ograniczeniach prędkości.
Ani słowa o tym, że nie ma żadnych ograniczeń prędkości! Ani znaków!
Ani słowa o tym, że obiecałyście, że opłotkami, a tu nagle wyrasta przede mna Pałac Kultury.
Ani słowa o tym, że na pytanie ‘którędy?’ odpowiadałyście ‘prosto’, choć prosto były schody do Pałacu, palma, albo Muzem Narodowe.
Ani słowa o tym, że nie wiedziałyście, gdzie zaparkować, dzieki czemu Most Księcia trzy razy. Plus wpadka z opłatą za bezpłatny.
Ani słowa o tym, że gdy trwale zablokowałyście dwa dystrybutory na stacji benzynowej, powiedziałyście temu z mięśni i tatuaży, że to ja!
I ani słowa o tym autokarze z Litwy, który na środku Jerozolimskich zahamował mi przed maską bez uprzedzenia, a ci co z niego wysiedli, albo rozbiegli sie na wszystkie strony, albo ze stoickim spokojem zaczęli wyjmować bagaże.
Celulozowe torby w paski.
Miliardy celulozowych toreb w paski.
Przeżył.
Będą o nim śpiewać bardowie.
©kaczka
To najpiękniejszy opis wyspiarskiego lata ever.
ReplyDeleteJedna pora roku wedlug kaczki. Brac sie za nastepne? :-)
DeleteA krasnale?
ReplyDeleteKrasnale w ogródkach majom???
Bakcylom/wirusom/niepotrzebne skreślić mówimy stanowcze nie!
Dynia to dynia, ona przetrwa!
A ileż, no ileż można męczyć kaczkę???
Kaczko - utrup je jakoś, te wirusobakcyle!
Jeśli nie środkiem farmacełtycznem to siłom woli chociaż, no błagam!
Krasnale maja, ale gdzie tam tym krasnalom do tych z NRD! Maja tez egzotyczna ceramike ogrodowa nadnaturalnych rozmiarow, w centrum ogrodniczym na koncu wsi mozna nabyc lwa 1:1 za jedyne funtow dziewiecset.
DeleteProbuje katrupic, oj, jak probuje, ale to sa jakies panzerfausty!
Na temat przedszkolnych wirusów mam swoją własną teorię, popartą latami doświadczeń. To są turbowirusy. Broń biologiczna najwyższego rażenia. Przeszły przez tyle gardeł i migdałów, że absolutnie nic na nie nie działa.Tajny sposób dzieci na zatrzymanie mamy w domu:)Tylko najodporniejsi rodzice dożywają do końca przedszkola. A potem bachor idzie do szkoły, gdzie poznaje inne bachory z innymi turbowirusami i polka zaczyna sie od nowa. A potem wypadają mu mleczaki, zaczynają rosnąć cycki ..... eh..... Hodowla nastolatka to jest ekstremum. Odpoczywam przy Pani Prezes i jej przedszkolnych wirusach.
ReplyDeleteIde sie powiesic na sznurowadle :-)
DeleteA ten tego... Norweski to większych problemów nie posiada?:D:D:D
ReplyDeleteOch, posiada, posiada! Dlatego niech lepiej skupia sie na takich :-)
DeleteKaczko, nawet niedopieczona (słońcem), cieżko zawirusowana i bombardowana przez Dynię osiągasz wyżyny pisarstwa :-))
ReplyDeleteMagdo, dziekuje, Slowacki z gruzlica wydaje sie potwierdzac ten trend :-)))
Deletenastępnym razem wal jak w dym do cioci Lejdi, ciocia popilotuje
ReplyDeletetrzeba było febrę wygrzać na słońcu, może by nie przeszła, ale przynajmniej byłaby zadowoloną i opaloną febrą
Od febry niemoc taka, ze ani reka, ani noga, a co dopiero sturlac sie z antresoli na trawnik przed domem :-)
Delete(Nastepnym razem niechaj Ciocia Lejdi bedzie w domu :-)
już nigdzie się nie ruszam. nigdy
Delete:-)))
DeleteDo sklepu Ciocia Lejdi moze.
Mężczyźni za kierownicą z lekka nerwowymi się stają... Winien śpiewać "przygoda, przygoda każdej chwili szkoda" i w imię miłości albo innego dziwnego uczucia z okrzykiem na ustach gonić na Warszawę. A ten marudzi. No 100% mężczyzny jak nic.
ReplyDeleteO nie, nie. W zyciu drogowym Norweskiego nie ma przygody i fantazji. Sa PRZEPISY, jest Ordnung...
Delete:-)))
GROMKIE brawa dla Norweskiego! To pisalam ja - rozbestwiona leniwym rytmem trojmiejskich szos niedawno objezdzalam Miasto Stoleczne Warszawe - do tej pory kreci mi sie w glowie :)
ReplyDelete(no i w zyciu nie przyjade juz na lato do Szkocji! bo tu ono nie wystepuje!)
Powtorz, prosze, przyjechalas do Szkocji 'na lato'?
DeleteZrzucmy to na chwilowe zamroczenie umyslowe :-)
Norweski z offu, ze wreszcie ktos docenil ;-)
na pytanie: dlaczego nie umieściłaś? odpowiadam zawsze: Pan sobie swojego bloga założysz i opiszesz wszyściutenieczko!
ReplyDeleteCzy ta wyspa to aby punkt docelowy? siakiś taki niedorobiony...
P.S. czuję się niedopieszczona, Pani Danuto, na prawej belce.
Panu wiadomo, sie nie chce.
DeleteA Danute tez chyba zamroczylo, bo juz nawet miala protestowac, ze zamilklas skoro od dwoch miesiecy w zakladce po prawej koordynaty na stara notke!
Az Danuta zajrzala dzis i pojela, ze ma zaleglosci...
Bedzie piescic!
Ten Norweski to jakiś marudny jest, a co on ograniczeń i znaków sam nie widział??? tej palmy i schodów też nie? No doprawdy.
ReplyDeleteA z tymi bakcylami to w tamtych rejonach macie chyba jakieś specjalne hodowle, bo moja Juniorka od tygodnia tam jest, a już chorobę zgłasza. I jak ją leczyć na odległosć?
Norweski to chce tu sobie w zbroi bohatera pochodzic, w historii sie zapisac i utrwalic... a niechze mu tam, moglby przeciez piramide w ogrodku zechciec sobie stawiac zamiast tego paragrafu w tekscie, a to dopiero bylby klopot... :-)
DeleteJak ja leczyc na odleglosc. W tych rejonach? Wiadomo, paracetamolem!
chyba klimatyzator kupie.
ReplyDeleteDzien wytrzymasz :-)
DeletePodtrzymuje teorie "Zimt": dzieci podaja z raczki do raczki bakcyle. Lepia z nich wielka kule (wieksza od podstawy balwanka) , a potem robia Pac!!! Rodzic lezy.
ReplyDeleteKaczko, zdrowia zycze!
Duzo plynow: ciepla herbatka, zimna woda lub mikstury czosnkowo-miodowe.
Jestem pelna podziwu dla Norweskiego!
Samochodem po Polsce jezdzil i nawet w Warszawie zaparkowal!
Temat warty podjecia w osobnym wpisie na osobistym blogu - moj Zaatlantycki maz tez tak uwaza..(.ciagle ma senne koszmary z jazd po ciemnych drogach z pieszymi na poboczach i kompletnego kociokwiku w oznakowaniu miast).
Zapraszam do nas na Sloneczko . W nadmiarze go mamy i odpuscic nie chce...
Za goraco na odpalenie Ubergrilla...( a mowimy o zwykle chlodnym Wisconsin).
oooo, ta teoria o kuli i pac-u w rodzica jest GENIALNA. Pozdrawiam
ReplyDeleteWizualizuje sobie Dynie z kula :-))))
ReplyDeleteWęszę inwigilację. U mnie: Google Translator. Kaczka czas się okopać!
ReplyDeleteMoze istotnie, niech chlopaki zaczna swoj pisac? :-)))
DeleteWspólny? Życie z Polką na obczyźnie?
Delete