1168

[2 Jul 2012]

(...)
Norweski jest dobrym ojcem.
Ranki, śniadania, ubierania, wrestling, ile sznycli pójdzie dziś do ochronki, oraz czy aby zdążą na czas, załatwia bez większych urazów fizycznych i psychicznych (u większości zaangażowanych stron).
Jeśli Dżordż wieczorem krzyczy z łóżka głosem Dyni ‘Aqua, aqua!Norweski zemle pod nosem przekleństwo, ale pójdzie ze szklanką i słomką i wetknie słomkę w tekstylny ryj.
Jeśli trzeba Peppę na torcie wytatuować czekoladą, wytatuuje.
I dlategóż Bawarskie cioteczki jodłują unisono: jakim on jest dobrym ojcem, patrz, patrz, ten nasz Norweski! I wymownie na mój widok tsykają, tsyk tsyk tsyk, kręcąc głowami w niemym proteście, że boco? że nie wiem? że nie doceniam? że go przymuszam?
Norweskiemu od tego czasem mocno uderza sodowa, na przykład, gdy przegiął i wyznał, że czuje się jak samotny ojciec.
(Tak, mogłabym mu udowadniać, że mam pewne udziały w tym rodzicielstwie, mogłabym Kramer vs. Kramer, ale nie da się bez wmieszania dobrostanu Dyni do sprawy, a nie dla mnie eksperymenty na dzieciach i zwierzętach.)
Retorycznie sie zastanawiam, jakże to jest, że adekwatne czynności,  ranki, śniadania, ubierania, selekcje wieprzowiny u wejścia i wyjścia do nightklubu, wykonałam w ilości niemniejszej niż Norweski, ba! tort ulepiłam [1] z warstw trzech i doskonale gładkiego biszkoptu, a nikt nigdy przenigdy nie powiedział o mnie: jakim ona jest dobrym ojcem!
Ani nawet matką.


[1] istotne, jeśli wziąć pod uwagę, że do trzydziestego roku życia, przypalałam wodę na herbatę. Triumf nad materią.

(...)
Dzięki lekcjom fonii, kakafonii i dykcji, przekonałam Dynię, do zastąpienia pierdziu pierdziu słowiańskim berzdziu berzdziu.
Berzdziu berzdziu to you!
Tak, pamiętam jak dziś, rok temu ślubowałam jak naród Bałtykowi, że przenigdy nie wpuszczę Hunów do domu.
I tortu też, zdaje się, już nigdy nie wypiekę.
I wydało mi się, że jeśli zredukuję liczbę gości to ograniczę skalę zniszczenia.
Krynica konsekwencji (!)
Rozumu zdrój (!)
...
ArthuRRRo przysłał przez posłańców kartkę, którą własnoręcznie podpisał dosadną literą A.
Klaudyna odpowiedziała nam pełnym, okrągłym zdaniem, że ‘Jontek został z tatusiem w domu, ponieważ gdyż śpią.
Rubenito sypał ‘proszę’, ‘dziękuję’ oraz ‘w czym mogę pomóc?’. Jak Ignacy Rzecki.
Dynia, jak to Dynia, wydawała z siebie serie niezidentyfikowanych dźwięków [2] od czasu do czasu rzucając się w tłum jak ze sceny na koncercie rockowym z okrzykiem berzdziu berzdziu!
Mocno to niepokoiło rodziców dzieci płożąco-pełzających.
Państwo Norwescy prowadzili wyraźny lobbing w intencji kolejnego wnuka i najlepiej płci męskiej.
- Patrz, kaczko, jaka ta Dynia kompatybilna z niemowlętami. Jak się ładnie z nimi bawi!
I owszem, do momentu, gdy cała ferajna dwulatków postanowiła sprawdzić, czy niemowlę ma na piersi taki sam guzik, który w lalce Loli włącza automatyczną sekretarkę: mama, papa, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Ma.
Sama słyszałam.
AAAAAAAAAAA!
Rodzice niemowlęcia reszte imprezy przesiedzieli w najdalszym kącie kanapy, na oparciu, trzymając niemowlę nad głową.
Nie na wiele... bo dwulatki są skoczne.
Największe oblężenie przeżywał cherlawy wigwam. Była to prawdopodobnie próba pobicia rekordu z gatunku, ile osób zmieści się do Fiata 126p. Nie udało się potwierdzić, ponieważ żaden z uczestników performansu nie uznał za stosowne, by przystanąć i udzielić wywiadu. W dodatku byli lekko zsiniali i z trudem łapali powietrze.
Skutkiem berzdziu berzdziu! Dynia obłowiła się w kilka polietylenowych wcieleń sznycli, deskę do prasowania z żelazkiem (mama ArthuRRRa wierzy w tradycyjny podział ról domowych i żeby na stole zawsze obiad z dwóch dań) oraz Pana Kartoflogłowa, którego kilka części ciała już boleśnie wbiło mi się w stopy w ciemnościach prowokując do niecenzuralnych wynurzeń.
Do tego.
Jedno nie jada mięsa, drugie puchnie od orzechów, trzecie nie może jajek, czwarte tylko nutella.
A i tak wszystkie żarły kartoflaną sałatkę na surowych jajach, gdyż miałam do wyboru, albo jeść ją przez tydzień (Norwescy ukręcili wiadro), albo zataić fakty.
Toteż menu urozmaicone jak w chińskim barze na wynos.
(Sajgon(ki) gratis.)
No i jeszcze ten tort wylepić.
Balony nadąć.
Dekoracje rozwiesić.
TAAAAAKA impreza!
TAKIE berzdziu!
Jubilantka wspominała o nim przez sen. Zakładamy więc, że impreza była ze wszech miar udana.

[2] Poczciwe matki próbowały nas za wszelką cenę pocieszać, mówiąc, że na własne uszy słyszały, że w swoich monologach Dynia wspominała o Nelsonie Mandeli, awarii reaktora jądrowego lub spadku produktu krajowego brutto.
Pity talk.

©kaczka
16 comments on "1168"
  1. Na temat Lubego tez mi wszyscy pieja peany. Zaczawszy od sasiadki, poprzez panie przedszkolanki, skonczywszy na naszej lekarce. Rzeczywiscie, jak tatus zajmuje sie dzieckiem to jest bohaterem, a dla matki to swiety obowiazek, i juz:)
    A co do niezrozumialych monologow Stokorty: czuje sie jak matka dziecka wilkow. Ona to taki maly Mowgli, ktory wyszedl z dzungli i nikt go nie rozumie:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Swietosc tego obowiazku staje mi koscia w gardle :-)
      Nasze Mowgli macha waszemu.

      Delete
  2. Ta miłość do sznycli w perspektywie genów Norweskiego, zachwyca mnie. Czy znaczy to,że potomek Wiewióra będzie jadł czterolistną koniczynę? Kaczka nie daj się. Swoją drogą ciekawe, że cioteczkom zawsze czegoś brakuje. A porpos little people: http://www.youtube.com/watch?v=1awyg01qIbA

    ReplyDelete
    Replies
    1. Potaty i pataty. Oraz ciemne z pianka?
      Nieustannie sie pochylam nad tajemnica, ze sie czlowiek zeni z jednym, a w gratisie caly rod Kapulettich :-)
      Billy, :-))))!

      Delete
  3. hepi berzdziu, Dyniu

    społeczeństwo już tak ma, że chwali chłopów nawet za trafienie do muszli klozetowej. u nas Luby jest mistrzem pizzy. wszyscy zawsze do pod niebiosa wynoszą. a jego rola kończy się na stworzeniu placka z ciasta. potem już pan odpoczywa, a krasnoludki robią z tego placka pizzę. no ale tylko pan jest chwalony.

    zauważyłam też, że gdy już wiadomo, że facet do czegoś palca nie przyłożył, wtedy chwali się go do spółki z jego panią. 'jak pięknie posprzątaliście', jak wspaniale urządziliście dom', 'jaki ugotowaliście pyszny obiad'. musi być pochwalony i basta! no bo przecież nie przeszkadzał, gdy szorowałaś podłogę, a mógł!

    ReplyDelete
  4. Jeszcze trochę i będę musiała dać monitor do naprawy (lub nabyć nowy) z powodu zbyt częstych kąpieli po Kaczej lekturze, ale ten śmiech nad nią bezcenny dla zdrowia więc bilans i tak dodatni :-))

    ReplyDelete
  5. ...a jak już tata zrezygnuje z pracy, żeby zająć się potomkiem i by żona przez osiem godzin dziennie przy biurku mogła się spełniać, a w domu i tak pierze, sprząta i gotuje, to już jest szał ciał i zachwytów, bo on prze taki dzielny i mądry i sprytny, że własnemu dziecku jeść dać potrafi, bajkę przeczyta i pieluchę zmieni. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że to baby babom gotują ten los! :))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. I to jak gotuja, az bulgoce!
      Ojciec karmiacy (link w zakladkach) napisal kiedys, ze spoleczenstwo uwaza, ze ojciec dziecka jest jedynie od kapania. Co wiecej, nikt nie potrafi wyjasnic, czemu?!

      Delete
  6. ze bawarskie ciotki tsykaja, to mnie nie dziwi, ale, ze norweski tak palnal, to zasmucilo mnie...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie tez, ale zycie szybciutko zrewidowalo Norweskie w tej materii poglady. Wystarczylo, by Norweski zostal jako kaowiec z Hobbitem przez tydzien w domu. Non-stop.
      Nawet i bez takich czynnosci upierdliwych jak gotowanie, prasowanie lub mycie okien nastapila samoistna redefinicja samotnego ojcostwa.

      Delete
  7. jak mniemam z ciszy w eterze, mamy impas w stosunkach polsko norweskich..... Doświadczenie uczy, ze chłopy z teutońskimi genami do subtelnych nie należą

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, rozstalismy sie z pomyslem, ktory przyszedl do glowy nam wszystkim, ze odtad Dynia bedzie sama odwiedzac Norweskich w ich rodowym gniezdzie. Salomon lepiej by nie wymyslil. Mysle, ze nastapi ocieplenie w stosunkach.

      Delete