[8 Nov 2016]
(...)
Podobno są ludzie, którzy wierzą, że gdy się człowiek mocno skupi to może sobie skręcać i rozkręcać własne DNA (!), a przy odpowiedniej dawce determinacji to nawet robić zeń gobeliny i makramy. Gotowa byłam polemizować, ale po dzisiejszym bukiecie informacji ze szkoły poczułam, że mam ochotę sama sobie to DNA rozwinąć, zwinąć i zapalić zeń skręta. Mogłabym to zrobić z suszonych liści, ale traf chciał, że cały ususz w ilości ponad dwustu sztuk (Biskwit się zaangażował w odrabianie zadanie domowego) Dynia dziś zabrała do szkoły.
W pierwszym liście od Dyrekcji stoi, że powinnam wyskoczyć z nadwyżek wypchanych, pluszowych misiów na kiermasz pod wezwaniem świętego Marcina. Zdobyte ze sprzedaży misiów fundusze mają wspomóc młodzież w ubogiej afrykańskiej wiosce.
W drugim liście, naszpani domaga się ode mnie, abym wyskoczyła z pięciu ojro, jednego ceramicznego kubka podpisanego imieniem i nazwiskiem oraz żebym kopsnęła się po wodę pitną do rzeki.
To ja pytam, czy my aby nie jesteśmy bardziej potrzebujący niż ta afrykańska wioska skoro i pięć ojro, i porcelana, i jeszcze weźże, leć z bukłakami do źródełka!
Trzecią informację Dynia przekazała ustnie. Była to odezwa pani od religii.
(Odkąd Dynia przyniosła z lekcji religii historię Jonasza, która stanowiła fuzję przygód Indiany Jonesa i Pana Maluśkiewicza z elementami zatopienia Atlantydy, a rybą, jak się okazało, i tak sterował Noe, uważam, że to przedmiot o największym potencjale [1].)
Otóż w swojej odezwie, pani od religii poprosiła, żeby każde dziecko przyniosło jedną (!) białą prostokątną, naklejkę adresową. Nazatydzień. Będą podpisywać książki lub biblie.
Imponuje mi wiara pani od religii w długoterminową pamięć sześcio- i siedmiolatków.
Natomiast fakt, że szkoły nie stać na jeden arkusz naklejek adresowych jest dla mnie wyraźnym dowodem, że bardziej potrzebujemy kasy za te miśki, niźli cała afrykańska szkoła.
Albowiem, na zdjęciach na okolicznościowej gazetce szkolnej 'Pomóżmy kolegom z Afryki!' (czcionka Comic Sans), afrykańskie dziateczki mają zeszyty w okładkach i... Z NAKLEJKAMI!
[1]
- Dyniu, tak z ciekawości, czy pani od religii wyjaśniła dlaczego Jonasz zamieszkał w wielorybie?
- yyyyyy... no po to, żebyśmy mogli to narysować!
(Mówiłam, że jest potencjał.)
(...)
Here comes the bride!
Tak Dynia wizualizuje sobie swój ożenek z Łukaszkiem.
Wydaje się, że do tego ożenku Łukaszek przystąpi w garniturku pierwszokomunijnym.
©kaczka
(...)
Podobno są ludzie, którzy wierzą, że gdy się człowiek mocno skupi to może sobie skręcać i rozkręcać własne DNA (!), a przy odpowiedniej dawce determinacji to nawet robić zeń gobeliny i makramy. Gotowa byłam polemizować, ale po dzisiejszym bukiecie informacji ze szkoły poczułam, że mam ochotę sama sobie to DNA rozwinąć, zwinąć i zapalić zeń skręta. Mogłabym to zrobić z suszonych liści, ale traf chciał, że cały ususz w ilości ponad dwustu sztuk (Biskwit się zaangażował w odrabianie zadanie domowego) Dynia dziś zabrała do szkoły.
W pierwszym liście od Dyrekcji stoi, że powinnam wyskoczyć z nadwyżek wypchanych, pluszowych misiów na kiermasz pod wezwaniem świętego Marcina. Zdobyte ze sprzedaży misiów fundusze mają wspomóc młodzież w ubogiej afrykańskiej wiosce.
W drugim liście, naszpani domaga się ode mnie, abym wyskoczyła z pięciu ojro, jednego ceramicznego kubka podpisanego imieniem i nazwiskiem oraz żebym kopsnęła się po wodę pitną do rzeki.
To ja pytam, czy my aby nie jesteśmy bardziej potrzebujący niż ta afrykańska wioska skoro i pięć ojro, i porcelana, i jeszcze weźże, leć z bukłakami do źródełka!
Trzecią informację Dynia przekazała ustnie. Była to odezwa pani od religii.
(Odkąd Dynia przyniosła z lekcji religii historię Jonasza, która stanowiła fuzję przygód Indiany Jonesa i Pana Maluśkiewicza z elementami zatopienia Atlantydy, a rybą, jak się okazało, i tak sterował Noe, uważam, że to przedmiot o największym potencjale [1].)
Otóż w swojej odezwie, pani od religii poprosiła, żeby każde dziecko przyniosło jedną (!) białą prostokątną, naklejkę adresową. Nazatydzień. Będą podpisywać książki lub biblie.
Imponuje mi wiara pani od religii w długoterminową pamięć sześcio- i siedmiolatków.
Natomiast fakt, że szkoły nie stać na jeden arkusz naklejek adresowych jest dla mnie wyraźnym dowodem, że bardziej potrzebujemy kasy za te miśki, niźli cała afrykańska szkoła.
Albowiem, na zdjęciach na okolicznościowej gazetce szkolnej 'Pomóżmy kolegom z Afryki!' (czcionka Comic Sans), afrykańskie dziateczki mają zeszyty w okładkach i... Z NAKLEJKAMI!
[1]
- Dyniu, tak z ciekawości, czy pani od religii wyjaśniła dlaczego Jonasz zamieszkał w wielorybie?
- yyyyyy... no po to, żebyśmy mogli to narysować!
(Mówiłam, że jest potencjał.)
(...)
Here comes the bride!
Tak Dynia wizualizuje sobie swój ożenek z Łukaszkiem.
Wydaje się, że do tego ożenku Łukaszek przystąpi w garniturku pierwszokomunijnym.
©kaczka
Ślub zapewne będzie letnim, zważywszy krótkość spodenek Pana Młodego.
ReplyDeleteOraz: Co oni mają tam u was z tą wodą?!
Wode zamiast akhem... mozgu? Nie wiem, ale jesli mialabym poniesc oprocz hulajnogi, tornistra i torby z obuwiem sportowym skrzynke (!) wody w szklanych butelkach (ekologia! szkola jest proekologiczna!) to chyba zaczeloby mi chlupac w kolanach.
DeleteMyslisz, ze to model letni?
Nie tak dawno temu w Polsce ci z branży wod-kan przekonywali że woda kranowa smaczna i zdrowa. Ale społeczeństwo nie ufa. Społeczeństwo co raz słyszy o e.coli co ciurka z kranu to tu to tam, głupie nie jest, fakty łączy.... Dlatego w przedszkolu stanęła butla z kranikiem. Rodzice nic targać z dyskontów nie muszą. Tyle tylko że dziecko jakoś oduczyło się pić. W weekendy jak dromader, cały dzień na naparstku soku wypitym do śniadania. Co każe się zastanowić czy aby ta butla to nie atrapa.
DeleteMyslisz, ze personel wydziela? Takiej butli to sie pewnie za piec zeta nie kupi, jesli kranik wzielo sie w leasing?
DeleteW polskiej szkole też przynosi się różne dziwne rzeczy. U nas ostatnio słoik, gazę i kilka ziaren fasoli (na następny dzień, więc trzeba było zaliczyć nadprogramową wizytę w lidlu po fasolę*). Ale w tym roku szkolnym na razie hitem było pytanie starszego syna o godzinie 22.00, czy mamy drożdże, bo on na jutro na biologię potrzebuje... I balony. Na jakiś inny przedmiot.
ReplyDelete*Skutkiem ubocznym był wielki gar fasolki po bretońsku, bo mąż postanowił "zutylizować" resztę fasoli.
Słoik, gaza i fasolki? jak dobrze wiedzieć, że od przynajmniej 40 lat choć jedno na tym świecie się nie zmieniło!!! I żadne opętane reformy oświaty, przeszłe i przyszłe, tego nie wywrócą - fasolka wykiełkuje, korzenie w dół, liścienie w górę...
DeleteA jeśli przypadkiem inaczej - to czas umierać.
Z fasola to nosi znamiona narodowej obsesji :-) Na Wyspach, by dreczyc rodzicow uzywaja podobno slonecznikow. Ale wydaja taki slonecznik dziecku z ziemia i w doniczce.
DeleteA wydawaloby sie, ze drozdze kosztuja grosze i mozna by te pare zeta odprowadzic z wplywow na komitet rodzicielski? Brzytwa Ockhama tepi mi sie o te zjawiska.
balony zapewne na plastykę, no więc i fasolę i drożdże i inne osprzęty do szkoły targałam i ja i zapewne Ty ))) i przyszłe pokolenia też będą targać zwłaszcza, że w kierunku praktyki placówki zmierzają odchodząc raczej od teorii. Szkoła polska jest wyraźnie niedofinansowana i na papier wc brakuje, oraz krótkie spodenki mnie rozniosły i nosy(!!!)))))))))))))))))
ReplyDeleteNie dyskryminujmy fizyki! Tam tez mozna zrobic kogos w balona. Martwie sie, jaki los mnie czeka, gdy rozpadnie sie wozek Biskwita! Trzeba chyba bedzie kupic konia z bryczka, zeby nie bylo problemow z realizacja dostaw do szkoly.
DeleteRozumiem fascynacje nosami. Ja tez moge sie w nie dlugo gapic :-)
Bardzo interesująca wizualizacja. Zwracają zwłaszcza uwagę krwistoczerwone detale w anturażu panny młodej oraz zalotny dekolt:)
ReplyDeleteNiepokoi natomiast brak włosów.
DeleteTym razem jakoś uzębienie niezbyt widoczne. Można się za to skupić na drugim, powtarzalnym a fascynującym elemencie oblicza. To się pewnie nazywa styl indywidualny.
DeleteTe nosy. Właśnie. Konsekwentnie trójelementowe (muszę pójść do lustra, obadać). I płynnie połączone z oczyma.
oj, no Adam i ZU wyrazili wszystkie me mysli zwiazane z portretem... Ale i tak jestem fanem Dyni, zaden brak wlosów mnie nie zniecheci!
Deletemoze troszke - troszeczke - niepokojace takze jest to, ze Lukaszek z zamknietymi oczami tak...
DeleteMoim zdaniem to nie są zamknięte oczy, tylko Łukaszek wyraźnie ma w swych genach nieco dalekowschodniego dodatku...
DeleteA mnie ten Lukaszek taki jakis afroamerykanski sie jawi. Niby rozbielony, ale afro.
DeleteNiektorzy twierdza, ze to sukienka w typie 'brzoza'.
Włosy są, zwinięte w koczek z boku głowy. Jak mniemam, dzięki takiemu ułożeniu, welon układa się jeszcze bardziej fantazyjnie. Szalenie ujmuje mnie dynamika postaci: panna młoda z szeroko otwartymi oczyma i drapieżnie rozczapierzonymi pazurami w kolorze rajdowym, i ten niejednoznaczny uśmiech Łukaszka... Niepokoi mnie tylko to, co Łukaszek trzyma w ręku: skromnych rozmiarów pierścień, czy gwizdek to?
DeleteRozczapierzone pazury?! Ja sądziłam, że to kwiaty... Żyłam w kłamstwie. I mimo tego, że teściowa Łukaszka upiera się iżby był on Afroamerykaninem, nalegam, aby przyznać mu status uchodźcy z Osaki.
DeleteO cholera rzeczywiście, to najpewniej są kwiaty, trzymane przez Dynię skromnie za plecami. Skłania mnie ku tej wersji analiza fragmentów owej zwizualizowanej dokumentacji ślubnej - pan młody posiada bowiem dłonie, trójpalczaste co prawda, ale jednak, mało prawdopodobne więc, by tak doświadczona portrecistka jak Dynia, swoje własne ręce przedstawiła jako trójpalczaste, unużane w krwistym lakierze patyki. To muszą być kwiaty. Jak w ogóle mogłem pomyśleć, że to ręce Dyni. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć jedynie to, że umyka mi wysublimowany symbolizm tak wyrafinowanej sztuki. Dyniu wybacz. A co do Łukaszka - niby elementy azjatyzujące w górnej części twarzy występują, ale czy na pewno? Może to radość wyrażona oczyma? To wszak wizualizacja Dyni, a więc Łukaszek powinien być faktem owej ceremonii zachwycony przynajmniej tak, jak ona sama.
DeleteAle musialby to byc emigrant z Osaki, bo Dynia nie wsiadzie przeciez do samolotu, by poleciec sobie wybrac. Opcjonalnie, wsiadzie i przez jedenascie godzin bedzie krzyczec 'We are gonna die!'.
DeleteEeee, moze ona chciala pokazac, ze ma takie chudziutkie raczunie, jak patyczki? A moze faktycznie to korale jarzebiny?
Adamie, to diamentowy pierscien, ale moze nawet pierscien z gwizdkiem? Rozne juz cuda widzialam w jajkach z niespodzianka!
A to mrożące krew w żyłach "przypominamy o obowiązkowym przebraniu dzieci za marchewki z okazji dnia marchewki". Serce jeszcze nie zdąży z powrotem złapać rytmu, a już ten koszmar goni kolejna informacja "przypominamy o obowiązkowym konkursie na kukiełkę marchewki z okazji dnia marchewki".
ReplyDeleteW zeszłym roku wyprodukowałam przebranie dyni oraz rzeźbę z dyni na dzień dyni, przebranie misia na dzień misia, i przebranie tygrysa na dzień pod wezwaniem "dowolne przebranie" które to mamy w zapasie, bo syn bal spędził w łóżku. Mąż narzeka że "rozklekotałam" mu maszynę (wniósł ją w posagu a moje niezdolności manualne i ogólny brak delikatności odbijają się na jej kondycji) i marchewki to ona już na pewno nie przeżyje, a dziecko już robi miejsce na pułkach na nagrody za przebranie i kukiełkę. :/
Intryguje mnie, ze to leci parami. Jak kostium to i kukielka.
DeleteNa bank, dostalabym nerwicy!
Szacun i respekt!
Ta niechęć do zdarzeń nieparzystych przejawia się również w okołokulturalnych aktywnościach przedszkolnych. Jednego dnia dzieci podejmowały muzyków z "filharmonii malucha" którzy dawali minikoncert oraz jechały do teatru na przedstawienie o Karolci. A to wszystko wciśnięte między posiłkami, w wąskie gardło 9-12. Gdzie sens, gdzie logika? Po roku już bez drżenia powieki łykam taki kondensat.
DeleteZ wszystkich komentarzy klaruje mi sie taki wniosek, ze szkola jest globalnym wrzodem na poldupku.
DeleteU nas na religii dzieci malują i rysują, Martyna kiedyś do aureoli nad glową Jezusa dorysowała linię łączącą i wyszedł Jezus z anteną satelitarną. u nas religia tez ma potencjał :)
ReplyDeleteU nas w przedszkolu zbierają karmę dla psow ze schroiska, korki od butelek typu pet i puszki aluminiowe.
Scenka z soboty:
W lazience na kibelku siedzi Kasia, ja się ubieram, nagle Kasia zaczyna podciągać swojego bodziaka i wypala: "Mama, moje cycki zniknęły!!!"
Buchachachacha! Mistrz!
Delete(My sprzedajemy puszki za eurocenty, ale nakretki zbieramy hobbystycznie liczac, ze ktos z ojczyzny nas kiedys odwiedzi i zabierze te dwa stulitrowe worki! Ale jak na zlosc, wszyscy nas unikaja!)
Szkoła nie ma naklejek na zeszyty bo ostatnią oddała dla afrykańskiej wioski, widocznie koszule się już skończyły.
ReplyDeleteJestem dobrym czlowiekiem. Dalam Dyni kilkanascie arkuszy nalepek mowiac, ze reszty nie trzeba!
DeleteAle zaznaczyłaś jasno, że to dla Waszej szkoły? Bo poślą do Afryki. ;)
DeleteOszfaktycznie!
DeleteZaraz ide dopisac na kopercie.
Poza wszystkim:
ReplyDeleteWiesz, Kaczko, co dziś wrzeszczy komputer na Twój (Twojej strony) widok?
Ta strona usiłuje wczytać skrypty z nieuwierzytelnionych źródeł!
[Oraz: Co tam. Żeby coś tu wpisać, szukałam dziś obrazków z trawą oraz z witrynami sklepowymi. Pękam z ciekawości, co będzie następne! Oby nie znaki drogowe, bo z nimi mam problemy. To wszystko bardzo pożyteczne, ponieważ moja znajomość angielskiego jest na poziomie jednej lekcji w tygodniu w trzydziestoosobowej grupie ponad 30 lat temu przez dwa semestry, więc przynajmniej - rozszyfrowując polecenia - na poziomie biernym mogę się rozwijać...
Internety probuja was izolowac od szalenstwa kaczki?!
DeleteA gdy publikujesz jako Anonim? Tez musisz rozwiazywac szarady?
A cóż to wylata z dłoni Łukaszka? Błogostan widoczny na jego twarzy każe mi przypuszczać, iż złożył przysięgę bez zająknięcia i z tej ulgi upuścił mikrofon (?)
ReplyDeleteDo szkoły targałam już z mym dziecięciem rozmaite dziwne rzeczy (z kredensem na czele), jednak naklejek jakoś nikt nie żądał. Ani wody. Wręcz przeciwnie - oprócz kranów w łazience zamontowano na korytarzu wodopój niczym z amerykańskich seriali o hajskulach. W Polsce widać wody i naklejek pod dostatkiem.
Toż to obrączka stylizowana na pierścień. Tak sądzę.
DeleteBądź sygnet rodowy z herbem do odciskania pieczęci w laku. To by tłumaczyło, dlaczego niedopasowany i się zsunął.
DeleteCiekawe, co na to Źródło...
Diament w zlotej oprawie!
DeleteW Polsce sa tez, np. rzutniki multimedialne. Dzis widzialam naszpania w nienaturalnej poswiacie, gdy wyswietlala dziateczkom litery na scianie przy uzyciu folijek i rzutnika z lusterkiem i zarowka.
Przypomnialam sobie z nostalgia swoje studenckie czasy. Te, zanim wynaleziono komputer :-)
Apaczowa! KREDENS?! Jak?!
A no tak łooo:
Deletehttp://domnaprzedmiesciach.blogspot.com/2015/05/jak-sobie-przysporzyc-siwych-wosow.html#comment-form
Także tego... spodziewaj się Kaczko, spodziewaj.
Nigdy nie wiesz, co chodzi po głowie naszpaniom ;)
Apaczowa! Kiedy mnie ocucono, natychmiast wyslalam telegram do Bloggera, zaby natychmiast zdjal takie bezecenstwa ze swej strony! Jeszcze tego brakowalo, zeby tak jakas naszpani wlazla i sie zainspirowala! Chociaz, jesli szczytem techniki u Dyni w klasie jest rzutnik z zarowka i lusterkiem to chyba moge jeszcze spac spokojnie!
DeleteAle, ze tego kredensu nie wnioslas potem na salony!? Nie wierze.
wow! Apaczowo, az mnie szęka wzięla i opadla!
DeleteZarówno opadniętą szczękę, jak i omdlenie traktuję jako komplementa z najwyższej półki i kłaniam się w podziękowaniach!
DeleteSzczerze przyznam, że ma podświadomość modliła się przez cały tamten festyn, aby kredens wziął i się nie rozpadł przez te kilka godzin, oraz żeby farba nagle nie zaczęła odchodzić płatami. Tymczasem stoi on bidulek po tym moim pseudo odnawianiu już drugi rok w szopie na narzędzia, skąd go Apaczowa wyrwała swej Matce i robiąc jako tło do wszelkiego rodzaju donic, grabek i innych zębatych ustrojstw, ma się świetnie. Gdybym wiedziała, że efekt będzie tak trwały, to bym rzeczywiście pomyślała o zabraniu go na salony...
Kaczko do jednej z naszych miejscowych szkół tablicę multimedialną z rzutnikiem z najwyższej półki ufundował... miły, starszy pan z Niemiec. Może oni tam się słabo rozglądają wokoło i nie zdają sobie sprawy, że ichnie naszpanie z tymi lusterkami biegają?
Zabral pewnie z naszej szkoly, zawiozl do waszej i u(tfu!)ndowal! Oddawajcie!
DeleteBedac wasza naszpania to po kredensie korciloby mnie, zeby sprawdzic na co jeszcze stac Apaczowa? Makieta Wawelu w skali 1:1?
W tym roku festyn pod hasłem "podróże małe i duże". Jeśli przyjdzie mi robić makietę dreamlinera w skali 1:1, będę wiedziała, kto maczał w tym palce...
DeleteTe nosy :) Już od kilkunastu rysunków przyciągają moją uwagę. Czyżby to były odpryski ponadprogowe przyjaźni z Ryfką? :)
ReplyDeleteTo jest solidna hipoteza :-)
DeleteA Ty się martwiłaś, że Panie nic na Św. Marcina nie szykują :D
ReplyDeleteMonidło pierwsza klasa, te szpony, ten biust, to ust pąkowie, Ona w skoronkach, On krynica spokoju a do tego pierścień porządny, nie jakiś tam kamyk na drucie! Dynia jak to prawdziwa dama wie czego chce od życia.
Zapotrzebowanie szkoły na rekwizyty to temat rzeka (górska raczej, taka niby nic, ledwo ciurka a nagle łeb urywa). Po zeszłorocznej zbiórce buletek trwającej 2 miesiące teraz zapobiegawczo dopadam do Pani od ZetPeTów co poniedziałek z pytaniem czy aby czegoś nie potrzebuje :D Mówi, że nie a ja węszę podstęp.
Na widok tej kartki natychmiast pomyslalam o twej przepowiedni!
DeleteAle ze co oni z tych butelek? Tratwe robili na zetpetach? Czy wysylali listy droga morska?
Z butelek powstały instalacje ogrodowe ozdobno-hodowlane w kształcie zwierząt gospodarczych sztuk 4 oraz 2 modele igloo do zastosowań domowych (Pani od ZetPeTów poszalała). W tym roku tylko sieją trawę (normalną, nie maryhę).
DeleteTratwa oraz list w butelce byłyby zbyt ambitne jednak, bo my w East Midlands.
Niezmiennie podziwiam dbalosc o szczegoly w rysunkach Twojego dziecka.
ReplyDeleteMlodsza zaczyna isc w slady! Zaraz pokaze :-)
DeleteU mnie na pierwsze miejsce wysunela się ostatnio pani od rytmiki i ksztalcenia sluchu (szkola muzyczna), ktora kazala dzieciom z klasy siedmiolatkow przyniesc po kieliszku od wina... To taki typowo szkolny pomysl, zeby dziateczki do bagazu zawierajacego czesto instrument (skrzypce, gitara, wiolonczela itp), stroj na rytmike, stroj na wf (inny oczywiscie niz na rytmike) i tornister z ksiazkami (tez ciezszy niz w normalnej szkole, bo sa tam przeciez nuty), mialy tez nosic zapakowany tak, zeby sie nie stlukl delikatny kieliszek na wysokiej nozce...
ReplyDeleteA przeciez pani moglaby sama przyniesc jeden czy dwa kartoniki z kieliszkami. I bylyby pomoce naukowe dla wszystkich grup, ktore uczy.
Ciekawe, że ja pracujac na uniwerku, zawsze uwazam, ze to moj lub uczelni obowiazek dostarczyc studentom pomocy naukowych, ktore sa im moim zdaniem potrzebne na zajeciach, a obydwie szkoly moich trojga dzieci uwazaja, ze wszelkie uatrakcyjnianie zajec musi odbyc sie kosztem pracy rodzica i dziecka, a nie nauczyciela.
KIELISZEK?!? Na Bachusa!!!
DeleteOdmowilam Dyni platnych lekcji ksylofonu w szkole, bo pani zazyczyla sobie, zeby mlodziez na siodma rano przychodzila z wlasnym instrumentem. Rozumiem, musza na czyms cwiczyc w domu (to tez powod, by odmowic), ale, o nie! Jesli pani nie moze przyniesc pieciu ksylofonow w reklamowce lub trzymac ich w swojej szafce na buty to niech sobie sama plumka o swicie 'Panie Janie'. Toc przeciez taki ksylofon to chyba nie Stradivarius, zeby musial byc spersonalizowany i sie ukladac do reki ksylofonisty?
Kieliszek! Mastodonty potrafia potluc na drobny mak stalowe kulki :-)))
No wlasnie, tego nie ogarniam. Ze naprawde mozna to wszystko prosto i latwo. Ale moze wtedy taki nauczyciel nie czulby, ze ma niczym nieograniczona wladze nad duszami rodzicow i ich wolnymi wieczorami?
Och, jak silnie odczuwam siostrzeństwo corrino! Troje dzieci i matka na uczelni, dodajmy państwowej. Po własnych zajęciach jadę autobusem do szkoły porannej, żeby odebrać potomność i odkonwojować do szkoły muzycznej. W prawej mej ręce: komp, kabel HDMI (bo mi uczelnia udostępnia tylko rzutnik bez kabla), uwaga! małe krosno z kompletem akcesoriów i pudełko kokonów z zaschniętymi w środku jedwabnikami (żeby wyjaśnić studentom podstawy tkactwa), stos papierów i książek. W lewej ręce zaś: wiolonczela, nuty, podręczniki i zeszyty w pieciolinię, strój do rytmiki, strój galowy do występu i podwieczorek. Mnie nie wolno kazać studentowi kazać przynieść ołówka, bo on robi łaskę, że studiuje za pieniądze podatników, a szkoły moich dzieci co i rusz żądają czegoś przynoszonego z domu. Gdzie zachodzi ta magiczna zmiana w nastawieniu? W gimnazjum? W liceum?
DeleteRatunku!
DeleteJedwabniki bardzo podzialaly mi na wyobraznie! Ale wybieglam dalej. Moglabys prowadzic zajecia z pszczelarstwa i wsiasc do autobusu z ulem!
Myslicie, ze szkola trzyma nas w szachu, bo zawsze moze obnizyc ocene z zachowania naszym dzieciom? Ze dlatego nie ma zadnego zarzewia buntu? Zadnej rewolucji?
W szachu trzyma nas "obowiązek edukacji" i wizja ocen, które odpowiednio obniżone ściągają nam na głowę pracownika "organów" w celu kontroli, czy nie jesteśmy "dysfunkcyjni". Tymczasem taki student nic nie musi. Studiuje, dajmy na to, pszeczelarstwo (wspaniała inspiracja! :-* już myślę, jak spakować ul i kompa w jedne siatkie!) i wie, że uczelnie się o niego zabijają, bo jest rzadkim okazem obywatela urodzonego w niżu demograficznym. Że nie ciąży na nim żaden obowiązek uczenia się, podczas gdy na wykładowcy owszem - obowiązek przeprowadzenia liczby zajęć wystarczającej do pensum. Patrząc na sprawę marketingowo,
Deleterodzic gra więc zazwyczaj rolę sprzedawcy, a rzadko klienta. Najpierw próbuje opylić własne dzieci dobrej placówce i wkraść się w łaski dobrych nauczycieli, po czym z zapałem opyla samego siebie na straganiku rynku pracy.
Witaj Kaczko,
ReplyDeleteJa nie w temacie ale meczy mnie pytanie czy nie czas juz zaczac rozkrecac Robotke 2016? Pozdrawiam!
<3 Startujemy jutro! W samo poludnie. Stay tuned!
DeleteAleś Ty sobie, Kaczko, naród wychowała. Bo przecież teraz, o pierwszej w nocy, weszłam na bloga WŁAŚNIE po to, by się dowiedzieć, czy i co z robótką. Normalnie wmontowalas nam budziki skorelowane z kalendarzem
ReplyDeleteK.-H.
Ps
Właśnie sprawdziłam. Wersja Anonim nie chroni mnie przed radosną układanką. Powiedzmy, ze przyjme to w duchu pokuty.