[7 Jul 2016]
(...)
Trzydzieści stopni w cieniu.
Skrupulatnie opuszczone, ciężkie, zewnętrzne żaluzje utrzymują w domu półmrok i prowizoryczny chłód.
(Przyznaję, ten południowy, włoski styl jednak sprawdza się tu w sezonie letnim.)
Światło przeciska się przez liczne, małe otwory pomiędzy listewkami.
Drobne, świetlne kreski na meblach i ciałach wyglądają jak dzieło szaleńca uzbrojonego w zszywacz o złotych zszywkach.
Zdesperowana, srebrno-niebieska mucha tłucze się o szybę.
Powietrze jest lepkie.
Myśli sedymentują.
Wróciłyśmy z placówki i kiwamy się nad talerzami z zupą.
Nagle milczenie przerywa Dynia wrzucając mi w sam środek naczynia z kartoflanką, tak znienacka i bez uprzedzenia, pytanie: 'Is God dead?... or what?'
...
...
...
W ostatniej chwili wyhamowuję łyżkę tuż przed własnym nosem. (Znakomity refleks, bo w wypadku zadławienia, nie wiem, czy potrafiłabym sobie samej założyć Heimlicha?)
Nawet tłusta mucha z wrażenia wyłączyła fonię, zamarła i pozuje do trwałego portretu w bursztynie.
W tej podniosłej, egzystencjalnej ciszy plaskam o stół dodatkowym talerzem dla Friedricha.
Ale i dla Alberta wystarczy.
Najwyżej doleje się wody.
©kaczka
(...)
Trzydzieści stopni w cieniu.
Skrupulatnie opuszczone, ciężkie, zewnętrzne żaluzje utrzymują w domu półmrok i prowizoryczny chłód.
(Przyznaję, ten południowy, włoski styl jednak sprawdza się tu w sezonie letnim.)
Światło przeciska się przez liczne, małe otwory pomiędzy listewkami.
Drobne, świetlne kreski na meblach i ciałach wyglądają jak dzieło szaleńca uzbrojonego w zszywacz o złotych zszywkach.
Zdesperowana, srebrno-niebieska mucha tłucze się o szybę.
Powietrze jest lepkie.
Myśli sedymentują.
Wróciłyśmy z placówki i kiwamy się nad talerzami z zupą.
Nagle milczenie przerywa Dynia wrzucając mi w sam środek naczynia z kartoflanką, tak znienacka i bez uprzedzenia, pytanie: 'Is God dead?... or what?'
...
...
...
W ostatniej chwili wyhamowuję łyżkę tuż przed własnym nosem. (Znakomity refleks, bo w wypadku zadławienia, nie wiem, czy potrafiłabym sobie samej założyć Heimlicha?)
Nawet tłusta mucha z wrażenia wyłączyła fonię, zamarła i pozuje do trwałego portretu w bursztynie.
W tej podniosłej, egzystencjalnej ciszy plaskam o stół dodatkowym talerzem dla Friedricha.
Ale i dla Alberta wystarczy.
Najwyżej doleje się wody.
©kaczka
Hm... Zastanawiam się, jakie uprzedzenie byłoby tu stosowne... ;-)
ReplyDeleteMyslalam o takim standardowym. List polecony, trzy miesiace wczesniej, ze siodmego lipca proponuje sie do obiadu nastepujace tematy: stan zdrowia Boga oraz czy ktos widzial gdzies moj dlugopis z rozowym wkladem?
Delete;-)
Masz taki porządek w papierach, że nie zgubiłabyś takiego listu natychmiast po otwarciu koperty?
DeleteHm... Zazdroszczę... ;-)
Mam na lodowce wielki kalendarz. Wszystko w nim zapisuje z podzialem na role, grupy i podzespoly. Jesli bylby zginal, jestesmy zgubieni.
DeleteMyśli Dyni sedymentują na wyższych poziomach egzystencji.
ReplyDeleteCzyżby ochronka?
Nie wiem. Wzrok Dyni nieprzenikniony. Patrzy gdzies za horyzont czasoprzestrzeni :-)
DeleteCóz, Dyniu... To jak pudelko z kotem Schrödingera...
ReplyDeleteNikt go na razie jeszcze nie otworzyl - ale podyskutowac mozna, jesli sie przy stole jeszcze miejsce dla Erwina znajdzie :)))
Stol jest trzyosobowy. Erwin bedzie musial usiasc Albertowi na kolanach, albo jeden bedzie jadl prosto z garnka na kuchence.
DeletePytania dzieci zawsze wyskakują tak jak czołg - z nienacka i rozjeżdżają Cię totalnie.
ReplyDeleteI odjezdzaja w sina dal po nastepna porcje :-)
Delete...bry :)
ReplyDeleteNo ale co odpowiedziałaś?
Takie ciekawe zagajenie dyskusji. Zakładając, że umarł, można by porozmawiać o tym, czy poszedł do nieba. Odpowiedź nie jest moim zadaniem oczywista :)
Otoz odpowiedzialam: oooo... patrz Dyniu, mucha! A niektorzy wierza, ze po smierci wraca sie na ziemie jako owad, albo jeszcze cos innego...
DeleteTo przekierowalo rozpedzona lokomotywe egzystencjalizmu na sasiedni tor, ale podjerzewam, ze wroci szybciej i bolesniej niz bumerang :-)
Zmierzamy nieuchronnie w kierunku: czy Bog potrafi machnac taki ciezki kamien, ze sam go nie podniesie...
Już dawno Dynia zaczęła mnie onieśmielać...
ReplyDeleteDynia ma habilitację z filozofii w kieszeni. Musi tylko nauczyć się ułamków i takich tam bzdur. Całą resztę już wie!
DeleteEW - i dlatego dajesz w dluga? :P
DeleteKalina - jeszcze nie wie. Jeszcze szuka dowodow na zywotnosc Boga :-)
Wniosek nasuwa się jeden. Nie podawać kartoflanki :D
ReplyDeletePani pijesz do alkaloidow w kartoflu, czy do jakosci mej kuchni? :P
DeleteDziecko nasłuchało się nuncjusza i wyciąga wnioski ;)
ReplyDeleteNo, nie! Az tak przy dzieciach nie zalamywalismy rak nad kondycja Opatrznosci :-)
DeleteAż wstrzymałam oddech.
ReplyDeletePozwolę sobie wysnuć wniosek, że jednak muchy są pożyteczne. No ta jedna przynajmniej się przydała;-) Pozdr.A.