Projekt jesienny

[4 Nov 2015]

Dzisiejszy wpis powstał w ramach jesiennego projektu Klubu Polki na Obczyźnie. W ramach projektu przez cały październik i listopad na blogach klubowiczek pojawiają się wpisy na temat tego, do czego nie możemy się przyzwyczaić, co nam przeszkadza w kraju, do którego wyemigrowałyśmy.


(...)
Jest w tym, tak myślę, jakaś ironia losu, że chciałam mieszkać na końcu świata, za tabliczką ‘Tu mieszkają smoki’, a utknęłam między Odrą a Renem.
U sąsiadów.
W dodatku takich, których reputacja na dzielnicy sprawia, że nie odpowiada im się na Guten Tag, ani nie wspomina przy niedzielnym rosole. (No chyba tylko po to, żeby ze zgrozą wznieść oczy ku niebu odtwarzając  fakty lub powtarzając plotki. Albo żeby postraszyć dziatki.)
Zamieszkałam za ścianą.
Och, jak dobrze ta ściana jest izolowana.
Nazbierało się przez lata.
Solidny, pruski mur uprzedzeń i azbestowe, toksyczne kłaczki stereotypów.
(Gdzieniegdzie szczerba po nagich mieczach lub graffiti 'nie rzucim' albo 'raus'.)
Hodowana w programowej niechęci, nakłaniana za młodu do lokowania uczuć po wschodniej stronie, dzisiaj zdumiewam się, jaką białą plamą była dla mnie onegdaj Republika Federalna.
Trochę czarna wołga, trochę kanał przerzutowy poliestrowych tureckich swetrów we wzorek oraz prawdziwe paradiso - zagłębie przemycanych sferycznych gum do żucia, chemicznego soku pomarańczowego (w kartoniku ze słomką) i używanych magazynów Bravo.
(Do nabycia w całości lub na sztuki na lokalnym targowisku.)
Aż chciałoby się powiedzieć, że wszystko, co wiedziałam o Republice pochodziło z katalogów Quelle i Neckermann.
Tysiąc stron dobrobytu drukowanego na powlekanym, śliskim papierze.
(Koronkowe biusthaltery z halką, majtki Montag bis Sonntag, komplety emaliowanych garnków, wyrafinowane narzędzia ogrodowe, a dla dziatwy zminiaturyzowane sklepy do igrania oraz lalki na nocnikach ‘jak żywe’. Zaś w dziedzinie wystroju wnętrz – kwintesencja – dębowy Kücheneckebank – narożnik z obiciami w histeryczny rzucik i z wychodkowymi serduszkami wyrytymi w oparciu.)
Nawet listy, które masowo wymieniałam z mieszkańcami Republiki służyły nauce zupełnie innego języka i nigdy, przenigdy nie zadałam sobie trudu, by sprawdzić, gdzie Flensburg, a gdzie Ratyzbona.
Raz, jak mi się zdaje, byłam w Rostocku, dwa razy w Berlinie.
Z jednym Niemcem szukałam grobu Strawińskiego, drugi przyrządzał kontrowersyjne, bawarskie śniadania, trzeci mi się oświadczył.
I oto, dwa lata temu, rzuciłam walizki na progu nieswojego Heimatu.
Poród i połóg opóźniły mój proces integracji ze społeczeństwem.
A gdy się już  wyspałam i wstałam w miarę rześka, by się scalać z tkanką obcego narodu to okazało się, że tyle rzeczy mi tu przeszkadza!
Że nie mogę za jedną śliwkę zapłacić kartą, że najbliższy bankomat jest osiemnaście przystanków dalej, że nadzwyczajnie szyk zdania głupi jest, że chcą wziąć mnie głodem i zamykają sklepy w niedziele, że rozrywka przaśna, poezja żeńskich rymów, piwo mętne, a w lokalu gastro za sałatkę uchodzi plaster pomidora, albo że gdy pytasz o godzinę to respondent po prostu m u s i podzielić sie z tobą szczegółami budowy zegarka.
Nadzwyczajnie długą drogę przeszłam na własne życzenie, nadgorliwa misjonarka neofitka, żeby w końcu zdać sobie sprawę, że w tym nowym kraju najbardziej przeszkadzam sama sobie.
Świadomość ta jest cenna, ale nie nabrała jeszcze cech nawyku, dlatego, bywa, nadal czasem próbuję przesuwać żelbetonowe dekoracje, albo próbować obalić je z rozbiegu.
Z wiadomym, rzecz jasna, opłakanym skutkiem.
Tyle wiemy o sobie, na ile się sprawdzimy.
Zatem, jeśli łamie mi psyche grupa Laokoona złożona z nagich, ogrodowych krasnali albo łysiejący boysband w skórzanych portkach na szelkach śpiewający ‘Auf Wiederseh'n! - weiße Rosen aus Athen’ to czy nie jest to wyraźny znak, że nie dla mnie Slædepatruljen SIRIUS, Arktisk Kommando, ani załogowa misja na Marsa? Że mój profil psychologiczny razem z obudową cielesną zupełnie nie przystaje do ekstremalnych warunków?
A przecież chciałam egzotyki to mam!
Sos curry do wurstów i sponsorowane przez Kasę Chorych odblokowywanie czakr jako oficjalne lekarstwo na migrenę.

 ©kaczka

[Jesienny projekt dedykujemy akcji „AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM” – Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Brakuje jeszcze 32 tys. Jeśli podoba Ci się nasz projekt, bardzo prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą.
Więcej info: https://www.siepomaga.pl/r/autostopemdlahospicjum]



Wczoraj o tym, do czego można przyzwyczaić się w Ameryce opowiedziała Ania. Jutro pociągnie wątek Marianna z RPA. Stay tuned! Pełna lista udręk, cierpień, narzekań i bolączek TU


19 comments on "Projekt jesienny"
  1. A to ciekawe! Podobno do wszystkiego się można przyzwyczaić, jak mawiał człowiek skazany na śmierć.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak! I na pewno pomaga nieszarpanie sie z plutonem egzekucyjnym :-)

      Delete
  2. Ja po Austrii i teraz w Republice stwierdzam, ze "mój profil psychologiczny razem z obudową cielesną zupełnie nie przystaje do TYCH!!!! ekstremalnych warunków?
    TYCH tzn niemieckich.
    i jak mądrzejsi mówią, jak ci nie pasuje to co tu robisz to myślę, ze niedługo mnie tu będą widzieli....
    Tak więc Kaczko szybko musimy spotkanie organizować, bo to nie moje miejsce i nie zostanę tu....
    Porównując... myślę, że Austria miała większe szanse mnie zatrzymać i nawet kazać się zmieniać profilowi...
    Poszliśmy za pracą, ale teraz jesteśmy coraz starsi i mądrzejsi i wiemy, że nie za praca trzeba wędrować....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Spotkanie! Tak!
      I rety, po twoich opowiesciach o sasiadach mysle, ze samotne patrolowanie Grenlandii byloby dla ciebie zabawa towarzyska!
      Dobrze, gdy mozna uciec.

      Delete
  3. byłoby miło, gdyby (odwrotnie jak w "Misiu") walety przesłoniły zady, tfu, zalety przesłoniły wady.
    b.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Fajnie byloby, oj jak fajnie, gdyby same walety i jak najmniej zadow :-)

      Delete
  4. A ja znowu w Wiatrakowie i mimo ze to znajome katy tesknie za Jankesami i ich "How are you?". Wiem, wiem ze wszyscy uwazaja ze to powierzchowne i nic nie znaczy ja jednak polubilam ten zwyczaj. Jakos razniej gdy ludzie sie do czlowieka usmiechaja zamiast spogladac spod lba. Tesknie za sarnami odwiedzajacymi nasz ogrodek oraz za znajomymi z pracy - szalonymi naukowcami pracujacymi po 70+ godzin tygodniowo z usmiechem i przytupem. Nie moge sie przyzwyczaic ze na moje "Jerry tak kiepsko wygladal na ostatniej konferencji" pragmatyczny Holender powiedzial mi ze przeciez "Jerry jest juz stary i kiedys w koncu musi umrzec".... Tak wiem memento mori itd. ale przeciez nie przy lunchu! echh....

    ReplyDelete
    Replies
    1. O kurcze, a myslalam, ze szczerosc i pragmatyzm to byly cechy osobnicze naszej znajomej Holenderki :-) A tu prosze, jest ich wiecej o takim fenotypie!

      Delete
  5. no i TONY papierkowej roboty... Pozwolenia na pozwolenie na wystapienie o zgode. Zatwierdzane raz w tygodniu prze Jeroen'a badz Freek'a ktorzy przeciez rzecz oczywista pracuja tylko 3 razy w tygodniu i nigdy po godzinach. wybacz - ulalo mi sie z lekka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wybaczam!
      To dlugi proces, zeby jako tako sie zrosnac z rzeczami, ktore po prostu sa bez sensu. Ale sa. Sila tysiaca lat tradycji.

      Delete
  6. Doskonały portret nieprzystowania! I na pohybel szkaradnym grupom Laookonów spoza kanonów wszelakich :) Pozdrawiam "emigrancko" z Londynu, równie pełna obwarowań. Tych wew- i zewnętrznych

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wyspy Bry, do ktorych rowniez mialam duzo uwag, po dwoch latach od wyjazdu wydaja mi sie przemilym skansenem pelnym milych i dobrodusznych, zawsze usmiechnietych mieszkancow :-))))

      Delete
  7. Masz cudowny styl pisania :> Narzekasz bardzo poetycko!

    ReplyDelete
  8. Och Kaczko, pragmatyzm i walenie prosto z mostu to holenderska narodowa chluba. Zwłaszcza tu gdzie jestem w Noord Holland. Chociaż podobno we Frieesland jest jeszcze lepiej pod tym względem. Nawet moi kochani teściowie tydzień temu przy kolacji mnie zaskoczyli ( a mnie już mało co zaskakuje). Teściowa ostatnio miała kłopoty zdrowotne stawiające pod znakiem zapytania nasze plany aby w tym roku Święta spędzić razem w PL. Delikatnie podpytuje ja czy się czuje na siłach, zapewniam ze jeśli pojedzie to będziemy o nią dbać a jeśli zostanie to przecież możemy lecieć w przyszłym roku. Na co niewzruszony teść wtrąca " no ale przecież w przyszłym roku może być jeszcze gorzej!"... Chociaz po tym jak na naszym ślubie rodzina Daana odśpiewała własnoręcznie ułożona piosenkę na dwie strony A4 ( byłam przygotowana to taki zwyczaj) i w bodajże trzeciej zwrotce wspomninalajak to miał za dziewczynę taka miła blond Holenderkę ale zdecydował się na mnie, to już nic nie powinno mnie dziwić w tej kwestii :) acha żeby nie było - rodzina Mojego Osobistego Holendra mnie bardzo lubi z wzajemnością zreszta. A o eks dziewczynie wspominali bo to przecież fakty ()

    ReplyDelete
    Replies
    1. Aaaaa! To bardzo wiele wyjasnia w temacie reakcji naszej Heli na to, co swiat rzuca jej pod stopy. Jej szklanka jest zawsze racjonalna, z nietlukacego sie szkla i wypelniona do polowy z dokladnoscia do kilku miejsc po przecinku :-)

      A mnie dzis zlamal System. Po raz pierwszy idac do sklepu, poszlam sie zwierzyc w punkcie obslugi klienta, ze mam ze soba zakupy z obcego sklepu i co robic? co robic? (Na Wyspach nie do pomyslenia, zeby mi to zaprzatalo glowe!)

      Delete
    2. Obiecuje przeslac Ci kiedys ma maila tlumaczenie mowy napisanej specjalnie dla uczczenia 65 i 35 urodzin tescia i szwagra, respectively. Na urodzinach byla cala rodzina a jest jej duzo. Przemowa miala 5 stron A4 i nie obeszlo sie bez wypominania jak to szwagier mial problemy z alkoholem i skretami za mlodu a tesciu jako dziecko chorowal na uszy przez co pewnie teraz jest troche gluchawy (wypowiedziane bez zgryzliwosci ale tez nie zartobliwie - ot po prostu stwierdzamy fakty). Ja jak juz mowilam jestem odporna ale moja Pani Matka jak jej tlumaczylam kazala mi sie przestac z niej nabijac i do dzisiaj mi nie wierzy ze takie informacje w przemowie zostaly zawarte. :):) Ech. Ja w zasadzie lubie pragmatyzm i szczerosc bo malo rzeczy mnie tak brzydzi jak hipokryzja ale jak czesto mowi moja Perska przyjaciolka pomiedzy hipokryzja a waleniem prawda po oczach jest jeszcze takt i dobre wychowanie :)

      Delete