[20 Nov 2015]
(...)
Biskwit.
Kuszące, aby otagować Biskwita etykietą ‘bunt dwulatka’, głównie dlatego, że gdy przewijam w pamięci taśmy mego żywota, to wychodzi mi, że ten bunt trwa od dwóch lat.
Ba! Zahacza nawet o życie płodowe.
Gdy listopad osiągnął wiosenne temperatury Biskwit i owszem, stosownie do temperatury przy gruncie, zrzucał kozaki, by bosą stopą brodzić w pomiętym, zasuszonym chlorofilu. Jednocześnie wciągał na blond czerep czapeczkę.
Solidną uszankę na futrze z syntetycznego, syberyjskiego niedźwiedzia.
Matki Węgierki, oparte o płot placówki, miały na ten temat opinię.
Zaryzykowałabym nawet, że z węgierskiej narracji potrafię wyodrębnić frazy ‘ty, popatrz, w co ona ją znowu ubrała’ lub ‘biedne, biedne dziecko’.
Biskwit tak pokochał uszankę, że ubierał ją do pidżamy.
Na szczęście sypianie w czapce trwało krótko.
Wyparł je sezon na złote sandały, których w histerycznym amoku szukamy każdego wieczora przed snem.
(Może Biskwit gdzieś chadza nocami, skoro tak bardzo pilnuje żeby na pewno zasnąć w butach?)
Od kilku dni Biskwit jest dodatkowo tygrysem w złotych sandałach.
Pląsa na czterech kończynach i robi wrau, wrau z niemieckim akcentem, a potem kłapie paszczą rozciągając sobie usta palcami.
Dziecięca wyobraźnia jest, rzecz jasna, urocza. Do momentu, gdy wściekły tygrys nie zaczai się by bez ostrzeżenia użreć cię w łydkę.
Przedwczoraj omamiona jakąś telewizyjną reklamą, na której idealne dzieci wycinały idealne pierniki z idealnego ciasta, zagniotłam w jedną bułę masło, cukier i mąkę, a następnie rozdałam progeniturze po wałku.
Dynia wałkowała i wycinała ochotnie, ale nadzwyczaj nieergonomicznie. Wiadomo, foremką wbitą w sam środek ciasta.
Tygrys zaś wpadł w szał, bo nie pozwolono mu zjeść całej buły surowego zagniotu.
Tygrysa rozbrojono. Bronił się wałkiem.
Tygrysa uśpiono.
W złotych sandałach, rzecz jasna.
I z wałkiem pod głową.
(...)
To było zdaje się w poniedziałek.
Frau Soprano zaniemogła i przysłano zastępstwo.
Nie znam szczegółów, bo tradycyjnie wpadłam już po dzwonku, wystrzelona z orbity osobistego kółka dla chomika. Tego, w którym tak się głupio kręcę.
Straciłam szczegóły tego transferu wewnątrzklubowego, co łatwo mogłabym odżałować, ale skoro tak wyraźnie rzuciłam się w oczy – nie dosyć, że po dzwonku, spocona i z rozwianym włosem to również z papierowym kubkiem kawy, preclem z masłem, batonikiem i baterią stu szeleszczących reklamówek, bo spożywczy był po drodze - Pan Zastępczy zażądał ustnej wypowiedzi autobiograficznej.
Gdy dotarłam do struktur demograficznych rodziny i ilości dziatek, Pan Zastępczy popatrzył współczującym okiem i przejrzał moją motywację.
‘A więc przychodzisz tu odpocząć?’
...
Godzinę wcześniej siedziałam z matką Ryfki przy jej kuchennym stole.
Przy siedemnastej (mówię za siebie) tego dnia kawie.
Mleko wyszło, ale znalazłyśmy jakąś jego zbryloną odmianę w proszku.
Na dworze było już ciemno.
Ryfka i Dynia odziane w baletowe spandeksy, entuzjastycznie ćwiczyły jakieś sralążeee przy drążkach. Taką przynajmniej mam nadzieję, bo szkoła dla balerin na drugim końcu ulicy i potrzebny byłby peryskop, by ocenić.
Młodsi pozbawieni represyjnej obecności starszego rodzeństwa bawili się razem (!), zgodnie (!) instrumentami perkusyjnymi. Proszę, bitte, dziękuję i szalom.
Taki moment, że chwilo trwaj, usiądź, kawy? herbaty? mleka z proszku?
Nikt nie krzyczy, że ma majtki w niesłuszny wzorek, nikogo nie trzeba wynosić z pomieszczenia razem z drążkiem, nikt nikogo nie kąsa, nikt nie łka, że jeść, pić, kupa, siku, nikt nie wypada na jezdnię prosto pod nadjeżdżajace samochody, nikt też nie czyha na niczyje życie z wałkiem do ciasta...
I takeśmy zastygły z matką Ryfki siorbiąc tę względną ciszę (względną, bo tu perkusja, a tam alarm zawiedzionej zmywarki do naczyń, bo z proszków w domu jedynie mleko) i przerwała ją matka Ryfki mówiąc ‘Wiesz kaczka, nie wiem, jak ty, ale ja to na niemiecki chodzę odpocząć.’
(...)
Fanfary!
Konkursowy Kapitan Rainbow TM uszyty na podstawie naszego projektu przez Maję Mencel wygląda tak:
©kaczka
(...)
Biskwit.
Kuszące, aby otagować Biskwita etykietą ‘bunt dwulatka’, głównie dlatego, że gdy przewijam w pamięci taśmy mego żywota, to wychodzi mi, że ten bunt trwa od dwóch lat.
Ba! Zahacza nawet o życie płodowe.
Gdy listopad osiągnął wiosenne temperatury Biskwit i owszem, stosownie do temperatury przy gruncie, zrzucał kozaki, by bosą stopą brodzić w pomiętym, zasuszonym chlorofilu. Jednocześnie wciągał na blond czerep czapeczkę.
Solidną uszankę na futrze z syntetycznego, syberyjskiego niedźwiedzia.
Matki Węgierki, oparte o płot placówki, miały na ten temat opinię.
Zaryzykowałabym nawet, że z węgierskiej narracji potrafię wyodrębnić frazy ‘ty, popatrz, w co ona ją znowu ubrała’ lub ‘biedne, biedne dziecko’.
Biskwit tak pokochał uszankę, że ubierał ją do pidżamy.
Na szczęście sypianie w czapce trwało krótko.
Wyparł je sezon na złote sandały, których w histerycznym amoku szukamy każdego wieczora przed snem.
(Może Biskwit gdzieś chadza nocami, skoro tak bardzo pilnuje żeby na pewno zasnąć w butach?)
Od kilku dni Biskwit jest dodatkowo tygrysem w złotych sandałach.
Pląsa na czterech kończynach i robi wrau, wrau z niemieckim akcentem, a potem kłapie paszczą rozciągając sobie usta palcami.
Dziecięca wyobraźnia jest, rzecz jasna, urocza. Do momentu, gdy wściekły tygrys nie zaczai się by bez ostrzeżenia użreć cię w łydkę.
Przedwczoraj omamiona jakąś telewizyjną reklamą, na której idealne dzieci wycinały idealne pierniki z idealnego ciasta, zagniotłam w jedną bułę masło, cukier i mąkę, a następnie rozdałam progeniturze po wałku.
Dynia wałkowała i wycinała ochotnie, ale nadzwyczaj nieergonomicznie. Wiadomo, foremką wbitą w sam środek ciasta.
Tygrys zaś wpadł w szał, bo nie pozwolono mu zjeść całej buły surowego zagniotu.
Tygrysa rozbrojono. Bronił się wałkiem.
Tygrysa uśpiono.
W złotych sandałach, rzecz jasna.
I z wałkiem pod głową.
(...)
To było zdaje się w poniedziałek.
Frau Soprano zaniemogła i przysłano zastępstwo.
Nie znam szczegółów, bo tradycyjnie wpadłam już po dzwonku, wystrzelona z orbity osobistego kółka dla chomika. Tego, w którym tak się głupio kręcę.
Straciłam szczegóły tego transferu wewnątrzklubowego, co łatwo mogłabym odżałować, ale skoro tak wyraźnie rzuciłam się w oczy – nie dosyć, że po dzwonku, spocona i z rozwianym włosem to również z papierowym kubkiem kawy, preclem z masłem, batonikiem i baterią stu szeleszczących reklamówek, bo spożywczy był po drodze - Pan Zastępczy zażądał ustnej wypowiedzi autobiograficznej.
Gdy dotarłam do struktur demograficznych rodziny i ilości dziatek, Pan Zastępczy popatrzył współczującym okiem i przejrzał moją motywację.
‘A więc przychodzisz tu odpocząć?’
...
Godzinę wcześniej siedziałam z matką Ryfki przy jej kuchennym stole.
Przy siedemnastej (mówię za siebie) tego dnia kawie.
Mleko wyszło, ale znalazłyśmy jakąś jego zbryloną odmianę w proszku.
Na dworze było już ciemno.
Ryfka i Dynia odziane w baletowe spandeksy, entuzjastycznie ćwiczyły jakieś sralążeee przy drążkach. Taką przynajmniej mam nadzieję, bo szkoła dla balerin na drugim końcu ulicy i potrzebny byłby peryskop, by ocenić.
Młodsi pozbawieni represyjnej obecności starszego rodzeństwa bawili się razem (!), zgodnie (!) instrumentami perkusyjnymi. Proszę, bitte, dziękuję i szalom.
Taki moment, że chwilo trwaj, usiądź, kawy? herbaty? mleka z proszku?
Nikt nie krzyczy, że ma majtki w niesłuszny wzorek, nikogo nie trzeba wynosić z pomieszczenia razem z drążkiem, nikt nikogo nie kąsa, nikt nie łka, że jeść, pić, kupa, siku, nikt nie wypada na jezdnię prosto pod nadjeżdżajace samochody, nikt też nie czyha na niczyje życie z wałkiem do ciasta...
I takeśmy zastygły z matką Ryfki siorbiąc tę względną ciszę (względną, bo tu perkusja, a tam alarm zawiedzionej zmywarki do naczyń, bo z proszków w domu jedynie mleko) i przerwała ją matka Ryfki mówiąc ‘Wiesz kaczka, nie wiem, jak ty, ale ja to na niemiecki chodzę odpocząć.’
(...)
Fanfary!
Konkursowy Kapitan Rainbow TM uszyty na podstawie naszego projektu przez Maję Mencel wygląda tak:
©kaczka
Och Kaczko jak ja Cię rozumiem. Biskwit jest cudowna.Mamy tę samą córkę, choć moja kilka miesięcy młodsza.Dzięki Tobie wiem z wyprzedzeniem co mnie czeka ;)
ReplyDeleteAgnezja
Inwestuj w relanium, Agnezjo! I w plantacje melisy!
DeleteRainbow na żywo, choć trudno w to może uwierzyć, zyskuje jeszcze na urodzie zwłaszcza haptycznej.
ReplyDeleteDla odpoczynku bawarskie wielomatki przychodziły też do Perpetuy powdychać błękit bawarskiego niebs :-D ergo: matka potrafi odpoczywać w najbardziej nieprawdopodobnych warunkach.
I ta puszystosc! Maja Mencel robi swoje zabawki z kocich brzuszkow! :-)
DeleteErgo. Tak!
Maja Mencel jest boska, fajny pomysł na życie i już gdzieś to widziałam
ReplyDeletete zabawki szyte z dziecięcych rysunków )) pewnie jej ...
ale Rainbow kosmiczny!!
Efekt koncowy przeszedl nasze najsmielsze oczekiwania. Szczegolnie w przypadku drugiego modelu, bo ta kulka obok z wytrzeszczem szescioocznym to tez wizja Dyni przeniesiona z 2D w 3D. Dbalosc o detal w pracach Panimai :-) podnosi je do rangi sztuki.
DeleteNu dobrze. Przeczytałam przy piątej kawie (jest kwadrans po jedenastej) i szykuję się do pracy, odpocząć. Czuj czuj!
ReplyDeleteA ja dopiero druga dzis i w dodatku zimna :-)
DeletePo co Pan Bóg stworzył matki? Bo sam nie dałby sobie rady z dziećmi.
ReplyDeleteNa makatke, na makatke! :-)
DeleteKapitan Regenbogen - czad i miod ;-)
ReplyDeleteKaczko! Chcialam Cie poinformowac, ze popelnilas czyn karalny. Zaczelas wypiekac ciasteczka PRZED adwentem! Nie mowiac juz o ich konsumpcji, ty niezintegrowana obcokrajowczynio! Icoludziepowiedza?
arbuz
To przedszkole mnie sprowadzilo na zla droge! Celowo zapewne! Oni tam juz tez wypiekaja!
Delete:-))))
Gdybyś przypadkiem narzekała...
ReplyDeleteSpotykam w drodze do pracy jedną taką drobniutką, chudziutką kobietę, która ma 3-4 letnie bliźnięta. Pracuje w barze szybkiej obsługi. I ona tam odpoczywa.
A ja nie powinnam się wcale odzywać, bo mnie odpuszczono. Dano mi jedno grzeczne dziecko.
Gdy narzekam to ide do Ryfki. Jakie ja mam grzeczne dzieci w porownaniu :-)
DeleteZnalam onegdaj, na wsi na Wyspie, matke blizniakow, ktora byla jak samotna matka, bo malzonek jakos sie nie poczuwal do zaangazowania w sprawy wychowawcze. Ona nawet nie miala gdzie odpoczac. Rety!
Chciałam tylko powiedzieć, że aj fil ju, sis, bowiem Licho (lat niedługo trzy) nie zdejmuje koszuli nocnej w Muminki. Na dwór też nie. Do kąpieli tak, ale do prania nie. Trochę już, nie ukrywam, pachnie.
ReplyDeleteKamien z serca!
DeleteA wiec wnioskuje z dochodzacych mnie informacji, ze to norma nie aberracja :-)
Norweski jeszcze wczoraj nie wierzyl, ale gdy Biskwit usnal w try miga wdziany w zlote sandaly, to juz wierzy!
Pamietam jak bylam w szpitalu na usunieciu migdalka - kilka dni w lózku, z ksiazkami, w ciszy, spokoju, z siostra gotowa w kazdej chwili doniesc leków przeciwbólowych i napoji..... Ah! Bolalo wprawdzie cholernie, i jesc sie nie dalo, ale i jak ja odpoczelam!
ReplyDeleteI jeszcze pewnie ograniczajac nurt zwiedzajacych!
DeleteDo wyciecia zostal mi juz tylko wyrostek :-)))
Znajoma matka wymagającej trójki regularnie zasypia u dentysty.
ReplyDeleteA ty? W podrozy do stolicy?
DeleteCzytałam wczoraj, że macierzyństwo jest masochistyczne:)
ReplyDeletekwk
Takie tam sado-maso :-)
DeleteCzytam sobie, czytam...i zaraz sobie przypominam dlaczego zakończyłam reprodukcję na jednym osobniku:-) Bałam się, że drugi może być jeszcze bardziej pomysłowy.
ReplyDeletePierwszy nas zmylil! :-)
Deletenas też :(
DeleteNie wiem, gdzie zostawić, więc zostawię tu, choć nie na temat, ale gdzieś przecież MUSZĘ.
ReplyDeleteJa! W T-w-o-j-e-j, czystokaczkowej bocznej szpalcie!!! AAAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Nu. Już.
;>
Szczypac? :-))))))))
DeleteI zeby bylo jasne, ode mnie ci najfajniejsi czytelnicy! No!
oj, Kaczuś, Kaczuś, ja też mam osobnika z buntem dwulatka w domu :(
ReplyDelete