[1 Nov 2015]
(...)
Z racji trzydziestego pierwszego byłyśmy na amerykańskim bankiecie.
Halloween jako podgatunek ‘zorganizowanych imprez okolicznościowych dla nieletnich’ uczciwie zasługuje na osobny krąg piekielny.
Dante byłby opisał, ale raz zerknął i pod wpływem szoku wbił sobie w oczy po ołówku.
Ja też bym sobie wbiła, ale tłok był taki, że nie było mowy o wyjęciu ołówka z kieszeni, a co dopiero o rozbujaniu ręki, żeby trafić.
Piekło. Otchłań. Limbo.
Swąd przypalanego popcornu, ślizganie się na wątpiach dyń i orzechowym maśle, muzyka umcyk-umcyk-full-volume, a do jedzenia wyłącznie pełnoziarniste babeczki z niezmodyfikowanej genetycznie mąki bio i słodzone stewią.
Do tego pod nogami dziesiątki kurdupli przebranych za księżniczki (w tym sezonie obowiązkowe, niepraktyczne krynoliny) i policjantów.
Horror!
Nawet personel, teoretycznie współpracujący z ciemną stroną mocy, wił się w mękach czyśccowych.
Jak ta dziewoja ukryta za kartonowymi drzwiami, która wychynała zza nich po to, by wydać po cukierku każdemu dziecku naciskającemu przycisk dzwonka.
Przez trzy godziny! Bez przerwy na siku lub napoje izotoniczne!
A trzeba odnotować, że Dynia, Ryfka oraz brat Ryfki wracali do tej kolejki kilkaset razy. Właściwie byli w niej zawsze.
Albo ten młodzian, którego postawiono przy katafalku z ceraty i kazano ad infinitum odpalać świeczki w kandelabrze, by młodzież mogła je sobie gasić przy użyciu pistoletów na wodę. Czy ktoś mu wyjaśnił znaczenie słów zez i rykoszet? Czy ktoś mu zwrócił za markowy upleśniały obuw i garnitur?
A ci ratujący młodzianków przed potopieniem w misce pełnej pływajacych jabłek? Czy dostali grzybicy od wilgoci?
A ten schowany za parawanem zza którego przypinał fanty do osprzętu wędkarskiego? Czy rozpoznał, że Dynia z Ryfką założyły spółdzielnię odławiania fantów na akord, a mając problem z zamachem, ciskały za parawan całą wędkę? Czy ubezpieczenie pokryło mu tomografię głowy?
Ilu młodocianych Mozartów straciło palce przy wiwisekcji dyń i nigdy nie napisze już żadnego Requiem?
Ilu aspirujących van Goghów odcięło sobie ucho oraz grzywkę próbując skleić czarownicę 3D z kartonu?
Biskwit był zszokowany okolicznościami, tym kapelutkiem, w który próbowano go odziać i tą apokalipsą generowaną przez młodzież na cukrzanym haju. Biskwit wspiął się na matczyny baobab i odmówił zejścia. Jednocześnie chciał mieć wszystko na oku, na wypadek nagłej napaści lub atrakcji w postaci czyjegoś tęczowego pawia puszczonego na stół z babeczkami, więc odmawiał mi prawa do zajęcia miejsca siedzącego. Nie takie kaczki łamała, jak trzcinkę, sama perspektywa odstania trzech godzin z trzynastokilogramową papugą na ramieniu! Na szczęście Biskwit poleciał na torebkę popcornu i jednak zlazł.
Jedzenie nadzwyczajnie koi Biskwitowi zszargane nerwy.
Szczególnie popcorn, bo można tak metodycznie ziarno po ziarnie, jednocześnie nie tracąc nic z akcji.
(...)
(...)
W wieczór Halloween najpierw przyszła do nas reprezetacja dzielnicy.
Pobrała cukierkowy haracz, wykrzykując naprzemiennie Danke i Spasiba!
Myślę, że docenią, że po cukierki – tak jak prawdopodobnie wszyscy inni - kopsnęliśmy się do rosyjskojęzycznego sklepu.
Potem przyszła przyjaciółka Dyni – Johanna razem z bratem Florkiem i pobrali w koszyczki z górką.
Dynia cierpliwie odczekała kwadrans, zabrała Biskwita i poszła z koszyczkiem do Johanny, gdzie odebrała, co jej się należało. A nawet więcej, bo wykorzystując szarm Biskwita.
Poza tym, to pożyteczne święto.
Pozbyliśmy się zeszłorocznych cukierków oraz takich, których od lat nikt nie chciał jeść.
(Podejrzewam, że wiele takich krąży po świecie i pewnie wcześniej, czy później i tak znów do nas wrócą.)
Minusy?
Ktoś oddał moje dwie ostatnie, schowane na czarną godzinę Kukułki.
Możliwe, zatem, że jakiś cherubek, jeśli zażył, obudził się dziś skacowany.
©kaczka
(...)
Z racji trzydziestego pierwszego byłyśmy na amerykańskim bankiecie.
Halloween jako podgatunek ‘zorganizowanych imprez okolicznościowych dla nieletnich’ uczciwie zasługuje na osobny krąg piekielny.
Dante byłby opisał, ale raz zerknął i pod wpływem szoku wbił sobie w oczy po ołówku.
Ja też bym sobie wbiła, ale tłok był taki, że nie było mowy o wyjęciu ołówka z kieszeni, a co dopiero o rozbujaniu ręki, żeby trafić.
Piekło. Otchłań. Limbo.
Swąd przypalanego popcornu, ślizganie się na wątpiach dyń i orzechowym maśle, muzyka umcyk-umcyk-full-volume, a do jedzenia wyłącznie pełnoziarniste babeczki z niezmodyfikowanej genetycznie mąki bio i słodzone stewią.
Do tego pod nogami dziesiątki kurdupli przebranych za księżniczki (w tym sezonie obowiązkowe, niepraktyczne krynoliny) i policjantów.
Horror!
Nawet personel, teoretycznie współpracujący z ciemną stroną mocy, wił się w mękach czyśccowych.
Jak ta dziewoja ukryta za kartonowymi drzwiami, która wychynała zza nich po to, by wydać po cukierku każdemu dziecku naciskającemu przycisk dzwonka.
Przez trzy godziny! Bez przerwy na siku lub napoje izotoniczne!
A trzeba odnotować, że Dynia, Ryfka oraz brat Ryfki wracali do tej kolejki kilkaset razy. Właściwie byli w niej zawsze.
Albo ten młodzian, którego postawiono przy katafalku z ceraty i kazano ad infinitum odpalać świeczki w kandelabrze, by młodzież mogła je sobie gasić przy użyciu pistoletów na wodę. Czy ktoś mu wyjaśnił znaczenie słów zez i rykoszet? Czy ktoś mu zwrócił za markowy upleśniały obuw i garnitur?
A ci ratujący młodzianków przed potopieniem w misce pełnej pływajacych jabłek? Czy dostali grzybicy od wilgoci?
A ten schowany za parawanem zza którego przypinał fanty do osprzętu wędkarskiego? Czy rozpoznał, że Dynia z Ryfką założyły spółdzielnię odławiania fantów na akord, a mając problem z zamachem, ciskały za parawan całą wędkę? Czy ubezpieczenie pokryło mu tomografię głowy?
Ilu młodocianych Mozartów straciło palce przy wiwisekcji dyń i nigdy nie napisze już żadnego Requiem?
Ilu aspirujących van Goghów odcięło sobie ucho oraz grzywkę próbując skleić czarownicę 3D z kartonu?
Biskwit był zszokowany okolicznościami, tym kapelutkiem, w który próbowano go odziać i tą apokalipsą generowaną przez młodzież na cukrzanym haju. Biskwit wspiął się na matczyny baobab i odmówił zejścia. Jednocześnie chciał mieć wszystko na oku, na wypadek nagłej napaści lub atrakcji w postaci czyjegoś tęczowego pawia puszczonego na stół z babeczkami, więc odmawiał mi prawa do zajęcia miejsca siedzącego. Nie takie kaczki łamała, jak trzcinkę, sama perspektywa odstania trzech godzin z trzynastokilogramową papugą na ramieniu! Na szczęście Biskwit poleciał na torebkę popcornu i jednak zlazł.
Jedzenie nadzwyczajnie koi Biskwitowi zszargane nerwy.
Szczególnie popcorn, bo można tak metodycznie ziarno po ziarnie, jednocześnie nie tracąc nic z akcji.
(...)
(...)
W wieczór Halloween najpierw przyszła do nas reprezetacja dzielnicy.
Pobrała cukierkowy haracz, wykrzykując naprzemiennie Danke i Spasiba!
Myślę, że docenią, że po cukierki – tak jak prawdopodobnie wszyscy inni - kopsnęliśmy się do rosyjskojęzycznego sklepu.
Potem przyszła przyjaciółka Dyni – Johanna razem z bratem Florkiem i pobrali w koszyczki z górką.
Dynia cierpliwie odczekała kwadrans, zabrała Biskwita i poszła z koszyczkiem do Johanny, gdzie odebrała, co jej się należało. A nawet więcej, bo wykorzystując szarm Biskwita.
Poza tym, to pożyteczne święto.
Pozbyliśmy się zeszłorocznych cukierków oraz takich, których od lat nikt nie chciał jeść.
(Podejrzewam, że wiele takich krąży po świecie i pewnie wcześniej, czy później i tak znów do nas wrócą.)
Minusy?
Ktoś oddał moje dwie ostatnie, schowane na czarną godzinę Kukułki.
Możliwe, zatem, że jakiś cherubek, jeśli zażył, obudził się dziś skacowany.
©kaczka
Boszsz! Tyle wspaniałej dyni dookoła zmarnowano, żeby trzymać Was na diecie bezcukrowopełnoziarnistobabeczkowej!
ReplyDeleteDoskonale rozumiem Biskwita - mi też jedzenie koi nerwy i zawsze można mnie nim wywabić spod szafy - stąd również ten mój lament nad marnotrawstwem ton pysznej dyni :)
A to halloweenowe święto to dobrowolnie, czy w ramach pokuty a conto win jeszcze nie popełnionych?
Dobrowolnie pod przymusem i troche z litosci, bo matka Ryfki akuratnie sama z dwojka dzieci. Zatem wzdychajac ciezko, przylaczylam sie, zeby pomagac jej powstrzymywac Mlodszego przed aktami autodestrukcji.
DeleteMowia na miescie, ze Halloween opetuje dzieci. Mlodszego juz nie musi. On juz jest.
Biskwit w kapelutku <3
ReplyDeletePrawdaz? I ten popcorn... kulka po kulce mimo, ze dookola koniec swiata.
DeleteTo dobrze, że jednak nie polazłam. Chciałam chwycić Fruzię pod pachę i na jej szarm pobrać cukierków dla siebie, ale nie wyszło. I dobrze. Jeszcze dostałabym takich sprzed dwóch lat. Dzięki Ci, kaczko, za oświecenie!
ReplyDeleteNie, zupelnie nieoplacalne. Chyba, ze sporzadzisz mape 'mieszkan, w ktorych sie nie oszczedza'. Ale to nie w naszej robotniczej dzielnicy. Tu nikt nie wrzuca pralin za pincet ojro za kilogram :-) Dlatego lepiej kupic sobie te lepsze i zjesc samemu, niz potem sie zalepic tona wyzebranych mordoklejek.
DeleteDodajmy do tego, ze Hauptcioteczka przywiozla dziecinom kontener Haribo i pomoc sasiadow w dystrybucji prochnicy jest naprawde zbyteczna :-))))
Hm....moi oświadczyli, że teraz się święci - świętuje- obchodzi DZIADY a nie jakiesś tam halołin ;)
ReplyDeleteI starszy poszedł na nocne przedstawienie.
A mały jest zawsze zgodny z bratem:))
Hipster!
Delete:-))))))
Tak bym chciała coś napisać.. najlepiej niebanalnego i dowcipnego. Ale co się nadmę, to mi na myśl tylko przychodzi coś na kształt: OOO0000ooo! Co przetłumaczyć można na LOVEKACZKIE!
ReplyDeleteElzbiettto!
DeleteEfewerentnie i kwintesencjalnie twoja na wieki,
kaczka