[9 Nov 2015]
(...)
Dynia wyjechała na wakacje i wcale nie zrobiło się łatwiej.
To jedynie potwierdza, że Dynia jest samowystarczalna, a Biskwit swoją osobowością wypełni każdą, najmniejszą lukę.
Ponieważ osobowość rozszerza się Biskwitowi szybciej niż wszechświat, a sam Biskwit ucieka koncepcjom wychowawczym prędzej niż niejedna galaktyka, w ciągu ostatnich kilku dni spedzonych samotnie z Biskwitem rozważałam rzucenie się w autodestrukcję - alkoholizm i kilka innych uzależnień.
- Kotek. To jest kotek.– mówię mimochodem podczas partyjki gry hazardowej, chytrze szmuglując element dydaktyczny
Na obrazku, odmalowanym przez niemieckiego überrealistę, kotek wygląda jak kotek. Ma nawet stosowne atrybuty. Kłębek wełny oraz żywą muchę do zabawy.
- Kacka. – upiera się Biskwit. – Kokokoko!
- Kotek. – nawracam gorliwie, kładąc nacisk na zgodność opisu z oryginałem. (Kokokoko! jest i tak dla Biskwita uniwersalną onomatopeją. Biskwit najwyraźniej kładzie podwaliny zwierzęcego esperanto.)
- KACKA! – unosi się Biskwit, choć na obrazku dalej kotek.
Odwołuję się do logiki.
Liczę łapy, pokazuję futro, rozwijam ogon, omawiam anatomię w detalu.
Gdybyż tak, überrealista zostawił jakiś margines na dowolną interpretację!
Nie. Kot na obrazku wygląda tak, jakby mu portret odmalował jeden z tych artystów samozatrudniających się na nadmorskich deptakach z ofertą ‘portret ze zdjęcia w piętnaście minut’.
- KAAAAAAAAACKA! – załamuje się nerwowo Biskwit, ciska pudełkiem obrazków o podłogę i wychodzi trzaskajac drzwiami. Nim trzaśnie, odwraca się, robi w moim kierunku obraźliwe PRRRRRRRRRRRRRUT! ustami jak maliny i policzkami chomika i idzie rzucić się na łóżko, by tam łkać dramatycznie.
A przecież to pretensja nie do mnie!
To nie ja stworzyłam świat i jego nieelastyczne, zardzewiałe desygnaty.
(...)
(...)
Jesień ma dwadzieścia stopni gorączki w słońcu.
Biskwit ledwie się obudzi, ledwie zje pierwszych pięć śniadań, już wciąga na bose stopy kozaki, na pidżamę kożuch, a na głowę czapeczkę. Już wisi na klamce u drzwi wyjściowych.
(Oczywiście, gdyby temperatury były ujemne, nalegałby na opuszczenie domu w bikini.)
Biskwita wzywa zew okolicznego placu zabaw.
Jest to o tyle dziwne, że to przygnębiające miejsce.
Zawsze bezludne i nieużywane.
I wcale nie dlatego, że bywamy tam o siódmej rano.
Czasem, zdarza się, bywamy później, a krajobraz i tak postapokaliptyczny.
Wiatru nie ma, ludzi nie ma, a huśtawka skrzypi jak w thrillerach psychologicznych.
Pagórki, które jakiś szalony architekt udrapował ze starych opon.
Gdzieniegdzie graffiti.
Żadnych oznak życia w okolicznych domach.
Żadnych konkurentów do nawiedzonej huśtawki.
Zdarza się również, że nagle znikąd pojawi się rozhisteryzowana kobieta i zacznie krzyczeć cyrylicą lub niemieckim gotykiem: 'Natychmiast do domu!'
I wtedy zza pagórków powoli, jak zombie, wyłaniają się Wasilij, Selena, Dżesika, Andriuszka, Enrique i Louis [1].
Bo prawdopodobnie tam, gdzieś za oponami, toczy się jednak prawdziwe życie.
Ja go nie widzę, ale Biskwit trwale przytwierdzony do huśtawki ma pewien wgląd za każdym razem, gdy huśtawka wchodzi na orbitę okołoziemską i z niej wraca.
A że Biskwit jest miłośnikiem huśtawki to ma już pewnie kilkadziesiąt, a może kilkaset godzin materiału do filmu dokumetalnego o małych Władcach Much.
A ja mam asymetryczny biceps.
[1] Imiona bohaterów niezmienione
©kaczka
(...)
Dynia wyjechała na wakacje i wcale nie zrobiło się łatwiej.
To jedynie potwierdza, że Dynia jest samowystarczalna, a Biskwit swoją osobowością wypełni każdą, najmniejszą lukę.
Ponieważ osobowość rozszerza się Biskwitowi szybciej niż wszechświat, a sam Biskwit ucieka koncepcjom wychowawczym prędzej niż niejedna galaktyka, w ciągu ostatnich kilku dni spedzonych samotnie z Biskwitem rozważałam rzucenie się w autodestrukcję - alkoholizm i kilka innych uzależnień.
- Kotek. To jest kotek.– mówię mimochodem podczas partyjki gry hazardowej, chytrze szmuglując element dydaktyczny
Na obrazku, odmalowanym przez niemieckiego überrealistę, kotek wygląda jak kotek. Ma nawet stosowne atrybuty. Kłębek wełny oraz żywą muchę do zabawy.
- Kacka. – upiera się Biskwit. – Kokokoko!
- Kotek. – nawracam gorliwie, kładąc nacisk na zgodność opisu z oryginałem. (Kokokoko! jest i tak dla Biskwita uniwersalną onomatopeją. Biskwit najwyraźniej kładzie podwaliny zwierzęcego esperanto.)
- KACKA! – unosi się Biskwit, choć na obrazku dalej kotek.
Odwołuję się do logiki.
Liczę łapy, pokazuję futro, rozwijam ogon, omawiam anatomię w detalu.
Gdybyż tak, überrealista zostawił jakiś margines na dowolną interpretację!
Nie. Kot na obrazku wygląda tak, jakby mu portret odmalował jeden z tych artystów samozatrudniających się na nadmorskich deptakach z ofertą ‘portret ze zdjęcia w piętnaście minut’.
- KAAAAAAAAACKA! – załamuje się nerwowo Biskwit, ciska pudełkiem obrazków o podłogę i wychodzi trzaskajac drzwiami. Nim trzaśnie, odwraca się, robi w moim kierunku obraźliwe PRRRRRRRRRRRRRUT! ustami jak maliny i policzkami chomika i idzie rzucić się na łóżko, by tam łkać dramatycznie.
A przecież to pretensja nie do mnie!
To nie ja stworzyłam świat i jego nieelastyczne, zardzewiałe desygnaty.
(...)
(...)
Jesień ma dwadzieścia stopni gorączki w słońcu.
Biskwit ledwie się obudzi, ledwie zje pierwszych pięć śniadań, już wciąga na bose stopy kozaki, na pidżamę kożuch, a na głowę czapeczkę. Już wisi na klamce u drzwi wyjściowych.
(Oczywiście, gdyby temperatury były ujemne, nalegałby na opuszczenie domu w bikini.)
Biskwita wzywa zew okolicznego placu zabaw.
Jest to o tyle dziwne, że to przygnębiające miejsce.
Zawsze bezludne i nieużywane.
I wcale nie dlatego, że bywamy tam o siódmej rano.
Czasem, zdarza się, bywamy później, a krajobraz i tak postapokaliptyczny.
Wiatru nie ma, ludzi nie ma, a huśtawka skrzypi jak w thrillerach psychologicznych.
Pagórki, które jakiś szalony architekt udrapował ze starych opon.
Gdzieniegdzie graffiti.
Żadnych oznak życia w okolicznych domach.
Żadnych konkurentów do nawiedzonej huśtawki.
Zdarza się również, że nagle znikąd pojawi się rozhisteryzowana kobieta i zacznie krzyczeć cyrylicą lub niemieckim gotykiem: 'Natychmiast do domu!'
I wtedy zza pagórków powoli, jak zombie, wyłaniają się Wasilij, Selena, Dżesika, Andriuszka, Enrique i Louis [1].
Bo prawdopodobnie tam, gdzieś za oponami, toczy się jednak prawdziwe życie.
Ja go nie widzę, ale Biskwit trwale przytwierdzony do huśtawki ma pewien wgląd za każdym razem, gdy huśtawka wchodzi na orbitę okołoziemską i z niej wraca.
A że Biskwit jest miłośnikiem huśtawki to ma już pewnie kilkadziesiąt, a może kilkaset godzin materiału do filmu dokumetalnego o małych Władcach Much.
A ja mam asymetryczny biceps.
[1] Imiona bohaterów niezmienione
©kaczka
A nie przyuważyłaś- może zamim Wasilij, Selena, Dżesika, Andriuszka, Enrique i Louis zareagują na zew, wycierają o porcięta ekrany swych ajfonów i tabletów, które przeglądały w krzakach?
ReplyDeleteZnaki dymne unoszace sie znad pagorkow sugeruja tez eksperymenty z uzywkami!
DeleteTo ja mam dwie kacki? Hmm.... Bardzo miłe, puchate i mruczące te kacki są ;)
ReplyDeleteA ja to juz wcale nie wiem, jak sie nazywam!
DeleteZ perspektywy huśtawki i kot może przypominać kaczkę. :-)
ReplyDeleteZ perspektywy tej hustawki i z perspektywy hustawczych aspiracji Biskwita wszyscy jestesmy jedynie paprochem na kiecce Matki Ziemi!
DeleteW tle słyszę rozpacz. Ale może to moja dusza wygrywa ten podkład. Chyba przestaję się łudzić, że wyjdę z macierzyństwa bez szwanku.
ReplyDeletePojdz w me ramiona! Bede cie poklepywac po pleckach!
DeleteStań po drugiej stronie huśtawki, dla symetrii w anatomii.
ReplyDeleteTo jest wlasnie ten DRAMAT! Chcialaby, ale nie moge! Konstrukcja hustawki wyklucza staniecie po drugiej stronie (bo jest za wasko, slupy ktos zespawal w kat bardzo ostry i nie mozna rozpedzic hustawki do trzeciej kosmicznej), a konstrukcja (psychiczna) Biskwita wyklucza, zeby odwrocic sie w przeciwna strone do kierunku lotu i spuscic Biskwita z oczu.
DeleteO rany, ja też mam taki plac zabaw na sąsiednim osiedlu. Należy do MOD i świeci pustkami. Może dlatego, że przed wejściem jest ogromny napis, że to teren Ministry of Defence i żaden śmiertelnik nie ma do niego wstępu... Więc tylko ja i Fruzia tam siedzimy... ;-)
ReplyDeleteZycie pisuje takie piekne scenariusze! Czy to plac tematyczny? Sa czolgi, rakietnice, a zamiast piaskownicy rozlupywarka do uranu?
DeleteA moze to chodzilo o Katz(e)-ka?
ReplyDeletemo
kobietawbarwachjesieni:
ReplyDeleteSerdecznie pozdrawiam.
Probowalam pozyskac probe do badan, ale wiadomo, teraz Biskwit ni samogloski z siebie nie wydusi. Na zlosc. Jesli faktycznie Katze to bede smazyc sie w piekle. Ale dalabym sobie wlosy obciac, ze brzmialo mietko i lagodnie jak "kacka".
DeleteMasz Kaczko, ambicje edukacyjne. Ja bym się nie kłóciła:)
ReplyDeletekwk
Nie wiem, dalam sie chyba sprowokowac :-)
DeleteHaaa! Wiki ma takie same gacie! :))))
ReplyDeletePrimark! Swietne gacie, bo cieple, ale pech, bo rozmiarowka na nich sie konczy i juz takowych nie ma na Biskwita 'trzy miesiace pozniej', a przydalyby sie.
Delete