[29 Sep 2015]
(...)
Bezlitosne są prawa natury.
Każdy porządny mieszkaniec Bundesrepubliki winien opłacać abonament RTV, wieszać w oknie organdynowe firany, odtruwać się homeopatyczną kulką, wiosną zażywać szparagów, a jesienią zupy z dyni.
Nadeszła jesień.
Leje się zupa z dyni.
Pękają czaszki kawonów, rozbryzgują pomarańczowe wnętrzności, prażone pestki strzelają pod pokrywkami, rozgotowany miękkisz wkręca się w malaksery.
Rzeź dyniątek.
Zabraliśmy młodzież na wystawę dyń.
[Część z tych dyń wyglądała tak, jakby wyniesiono je z planu ‘Miasta Zaginionych Dzieci’.
Chluba ogródkowych doktorów Frankensteinów na chybił trafił krzyżujących helisy.
Upiorne brodawki i inne dermatozy, potrójne głowy, mutanty, które dezintegrują jedynie promienie mikrofalówki, kruche metrowe gęsie szyje, skarlałe albinosy lub niewyjściowy, ziemisty kolor cery.]
Młodzież splunęła w talerze z zupą, wpadła między emerytów szczelnie wypełniających stoliki i wyżebrała frytki.
(Frytki też były z dyni, ale informację tę przekazano młodzieży bardzo drobnym drukiem [1].)
Nasycona frytkami z remuladą oraz emerycką czułością gromada rzuciła się w stóg siana, gdzie zjednoczywszy się w jedną bandę naparzała się bezlitośnie z obcymi o snopki.
Rodzice dyskutowali o problemach wychowawczych [2] i opalali się w promieniach słonecznych odbitych od wypolerowanych dyń.
[1] Prawda zabija. Apetyt.
(Poniedziałek)
- Mamo! Ten obiad jest super. To kurczak?
- Nie, Dyniu, ryba.
- Bleeeeeeeeeghhhhh…
(Piątek)
- Maaaaaamo! Uwielbiam te rybne paluszki. To kurczak?
- ... yyyyyyy... TAK!
- Pyszności!
[2]
[Ojciec Ryfki]: ... i opowiedziałem jej bajkę o królewnie, która uciekając schowała się w drzewie, które okazało się smokiem. Kiedy doszedłem do fragmentu o tym, że drzewo zamienia się w smoka i porywa królewnę, Ryfka wpadła w histerię i już wcale nie zasnęła. Przez trzy dni.
[Norweski]: A ja powiedziałem Dyni, że jeśli połknie pestkę to wyrośnie jej w brzuchu drzewo.
... co wreszcie wyjaśnia czemu od kilku tygodni muszę przekrajać jabłka na sto kawałków.
(...)
(...)
Podobno znaleziono wodę na Marsie.
Postuluję zatem, by zacząć szukać rozsądku na Ziemi.
©kaczka
(...)
Bezlitosne są prawa natury.
Każdy porządny mieszkaniec Bundesrepubliki winien opłacać abonament RTV, wieszać w oknie organdynowe firany, odtruwać się homeopatyczną kulką, wiosną zażywać szparagów, a jesienią zupy z dyni.
Nadeszła jesień.
Leje się zupa z dyni.
Pękają czaszki kawonów, rozbryzgują pomarańczowe wnętrzności, prażone pestki strzelają pod pokrywkami, rozgotowany miękkisz wkręca się w malaksery.
Rzeź dyniątek.
Zabraliśmy młodzież na wystawę dyń.
[Część z tych dyń wyglądała tak, jakby wyniesiono je z planu ‘Miasta Zaginionych Dzieci’.
Chluba ogródkowych doktorów Frankensteinów na chybił trafił krzyżujących helisy.
Upiorne brodawki i inne dermatozy, potrójne głowy, mutanty, które dezintegrują jedynie promienie mikrofalówki, kruche metrowe gęsie szyje, skarlałe albinosy lub niewyjściowy, ziemisty kolor cery.]
Młodzież splunęła w talerze z zupą, wpadła między emerytów szczelnie wypełniających stoliki i wyżebrała frytki.
(Frytki też były z dyni, ale informację tę przekazano młodzieży bardzo drobnym drukiem [1].)
Nasycona frytkami z remuladą oraz emerycką czułością gromada rzuciła się w stóg siana, gdzie zjednoczywszy się w jedną bandę naparzała się bezlitośnie z obcymi o snopki.
Rodzice dyskutowali o problemach wychowawczych [2] i opalali się w promieniach słonecznych odbitych od wypolerowanych dyń.
[1] Prawda zabija. Apetyt.
(Poniedziałek)
- Mamo! Ten obiad jest super. To kurczak?
- Nie, Dyniu, ryba.
- Bleeeeeeeeeghhhhh…
(Piątek)
- Maaaaaamo! Uwielbiam te rybne paluszki. To kurczak?
- ... yyyyyyy... TAK!
- Pyszności!
[2]
[Ojciec Ryfki]: ... i opowiedziałem jej bajkę o królewnie, która uciekając schowała się w drzewie, które okazało się smokiem. Kiedy doszedłem do fragmentu o tym, że drzewo zamienia się w smoka i porywa królewnę, Ryfka wpadła w histerię i już wcale nie zasnęła. Przez trzy dni.
[Norweski]: A ja powiedziałem Dyni, że jeśli połknie pestkę to wyrośnie jej w brzuchu drzewo.
... co wreszcie wyjaśnia czemu od kilku tygodni muszę przekrajać jabłka na sto kawałków.
(...)
(...)
Podobno znaleziono wodę na Marsie.
Postuluję zatem, by zacząć szukać rozsądku na Ziemi.
©kaczka
/;-) Prawda bywa okrutna. Szczególnie kiedy trzeba wytłumaczyć młodzieży, że kurczak na talerzu i ten w ogródku to ten sam gatunek dziobaka. Moje dziecko było antyrybne, pamiętam jak wrócił kiedyś z jakiegoś rajdu, rozentuzjazmowany nowymi doznaniami kulinarnymi - paprykarzem szczecińskim. I też nieopatrznie wygadałam się, że to rybsko.
ReplyDeleteEeee... w paprykarzu szczecinskim to byly i cumy, i trap i nawet jakies kawalki bosmana czasem :-) Mogloby sie nawet okazac, zes sklamala dziecku!
Delete(Drze przed momentem, gdy do dzieciny dotrze niuans drabiny pokarmowej!)
Kaczko, szybciej wodę w stanie płynnym znajdą na Wenus, niż rozsądek u co niektórych jednostek ludzkich. Niestety.
ReplyDeleteSwoją drogą zazdroszczę zupy z dynii. Zjadłabym sobie troszkę.
:-))))
DeleteByla niezla ta zupa. Kucharz nie oszczedzal na imbirze.
(Zaraz pojawi sie tu Bebe z krucjata przeciwdyniozupna!)
U nas też dyniowa z taką ilością świeżego imbiru i chili ,że samoczynnie podnosi pokrywę czaszki. Uwalnia łzy, rosi potem górną wargę, a struny głosowe samoistnie splata w warkocze...
ReplyDeleteCzyli lubicie czyli? Dobrze sie sklada, astrofizycy obiecali przywiezc probki mumbajskich przypraw...
DeleteDynia w Dyniolandzie :).
ReplyDeleteRybne paluszki mnie rozłożyły :DD.
Elvis mogl miec Graceland, moze i Dynia miec Dynioland :-)
Delete... z kurczaka, nie zapominaj, z kurczaka!
Dyniobicie
ReplyDeleteW punkt!
Delete:*
Rozsądek, powiadasz.
ReplyDeleteToż to jak szukanie dyni... eee, igły w stogu siana ;-)
Tak sobie wzdycham.
DeleteCzereśnie! Stary Ojciec zawsze mówił mi, że z czereśniowych pestek wyrośnie mi w brzuch drzewo; zawsze po połknięciu którejś wsłuchiwałam się intensywnie w żołądek przez dni kilka, czy aby nie kiełkuje. Ten strach pomieszany z uroczystym oczekiwaniem to jedno z moich naintensywniejszych wspomnień z wczesnego dzieciństwa.
ReplyDeleteDrugie jest takie, że rozkminiam możliwe położenie dwóch żarzących się niebiesko palników kuchenki biwakowej w brzuchu. Tylko z tym kojarzył mi się gaz.
A moje wszystkie dzieciece strachy, o ktorych pamietam dziwnie oscyluja wokol Ronalda Regana i zimnej wojny :-)
DeleteMnie rowniez fascynuje tu to synchroniczne zajadanie sie tym, co akurat wyrasta. Idea jak najbardziej szlachetna i wlasciwa, by dynie we wrzesniu, a szparagi w maju, a nie odwrotnie.I sama wielbie pomaranczowa zupe.
ReplyDeleteJednakze komercha, jaka obrasta np. spozywanie gesi w grudniu nosi niekiedy znamiona ciezkiego sekciarstwa ;-))
arbuz
Jedna z przedszkolnych, niemieckich mam z poprzedniej placowki wyjezdzajaca ponownie dlugoterminowo do Hondurasu, czy El Salvadoru, zwierzala sie, ze bedzie tesknic za zmiennoscia por roku oraz sezonowym warzywem :-) To geny!
DeleteWidze, ze na dyniowym festiwalu byl takze Alladyń :)
ReplyDeleteA strach o drzewo w brzuchu tez pamietam z dziecinstwa, oj tak...
Byly tez i inne instalacje, ale Alladyn (brak mi kreski, by dopisac nad n!) dodal wystawie zezujacego splendoru :-)
Delete