[208]

[25 Sep 2015]

(...)
Tik nerwowy mi się rozwija.
Popołudniami panie ze Szwabskich Kluseczek na moje pytanie ‘i jak udał się dzień?’ nieodmiennie odpowiadają, że wszystko odbyło się podług Ordnungu. Alles!
Następnie przenikają przez ścianę do szatni, wyskakują spomiędzy wieszaczków i głosem jak z krypty udzielają  mi ustnej reprymendy na temat rodzicielskich zaniedbań i ich tragicznych konsekwencji. Jedna trzyma za guzik, druga blokuje drzwi wyjściowe odcinając mi drogę ucieczki. (Co w tym czasie robią porzucone samopas dzieciny to sprawa dla detektywa Rutkowskiego.)
Frau kaczko (z osobistym nazwiskiem brzmi to o wiele posępniej), pani dziecko ZNÓW nie miało (tu wstaw dowolne)... podręcznika do astrofizyki,  długopisu patriotycznej marki Staedler o ustalonym regulaminem rozmiarze kulki, pantofelków do tańca, lazurowej spódnicy do flamenco, wiaderka grzybków w occie, czy bańki z radioaktywnym uranem.'
Oczywiście, byłoby prościej, gdyby panie wyprodukowały listę rzeczy przydatnych do przynoszenia, ale, jak przypuszczam, psułoby to całą zabawę.
Przestałam się zatem zaperzać, że to dopiero drugi tydzień, że mogły skreślić notatkę, że gdy pytałam ‘a ten uran, o którym napomknęło dziecko to na kiedy?’ to machały zbywczo ręką. Przestałam, bo to jedynie przedłużało kaźń. (Jedna realistycznie odmalowuje słowem katastrofę, druga spod drzwi kręci głową z dezaprobatą, tsyka i nadwyręża wzdechami przeponę.)
Obecnie robię dzień w dzień twarzą nieodżałowaną rozpacz, a panie zachłystując się swoją szlachetnością, mówią, że tak naprawdę nic się nie stało! Drobiazg! Zapomnijmy!
I tak odpękawszy codzienną, pokutną rutynę rozchodzimy się do swoich zajęć.
One żeby pozbierać szczątki dzieci, ja żeby niepostrzeżenie wymknąć się z przedszkola.
Niepostrzeżenie, albowiem na trasie jest jeszcze jedna przeszkoda.
Sekretarka.
Dama owa zastawia na mnie codziennie wnyki formularzy, kwitów i krzyżyków.
Myślałbyś człeku, że podpisałeś już wszystko!
(W tym pozwolenie na wycieranie nosa, na udzielanie sakramentów, transplantację organów oraz  na udział w misji kolonizacji Marsa.)
Że krzyżyków w twoich kwitach więcej niż na Powązkach.
Nie, dama codziennie ma w rękawie jakąś nowość.
Jeśli nie brakujący podpis, to niewypełniona ankieta, jeśli nie ankieta, to ‘czy zapoznała się już pani z ideologicznym przesłaniem naszej placówki’, jeśli akurat już się zapoznałam, to ‘czy wyraża pani zgodę, żeby wyjątkowo dziecko zjadło zupę w poniedziałek’.
Norweski powiada, że nadzwyczajnie się cieszy, że nie musi tam bywać.
Jeszcze nie wie, że wciągnęłam go na listę kandydatów do Rady Rodziców.
I że jest jedynym kandydatem.

(...)
Kto wpadł na ten pomysł, żeby Biskwita uczłowieczyć drogą socjalizacji z grupą rówieśniczą?
Nie wiem.
Raczej nie byłam to ja.
A już na pewno nie na trzeźwo.
Może to Hauptcioteczka zatrwożyła się, że Biskwit wyrasta na nieokrzesanego Wikinga? Może zebrała się komisja do spraw siostrzanych parytetów i wykryła zaniedbania? Może Norweskiego skusiła zniżka przy opłacaniu potomstwa hurtem?
Tym lub innym sposobem, Biskwit rozpoczął właśnie edukację muzyczną, której główną wadą jest to, że trzeba Biskwitowi w niej towarzyszyć.
Jest jak jest. Gdyby miejscowe narzecze było językiem liryki to Steve Wonder, a za nim reszta globu śpiewaliby ‘Ich telefoniere auch dich’ zamiast ‘I just called to say I love you’.
Nie śpiewają, więc mniemam, praojcowie skrewili narzecze.
To słychać, już po pierwszej piosence o koniku i śwince.
Skrewa dźwięczy i w macoszych rymach, którymi traktuje się młodzież [1].
'Der Herbst, der Herbst, der Herbst ist da,
Er bringt uns Wein, hei hussassa!'
[2]
(Niestety, nie przynosi na zajęcia, zresztą, ech! na Dionizosa!, gdyby przynosił(a) to potrzebne byłyby galony, żeby znieczulić moją artystyczną wrażliwość.)
Biskwit czuje się zdradzony.
Do tej pory spędzał poranki analizując losy bohaterów ‘Hollyoaks’ (E4) lub sytuację w regionie (BBC), lub czytając Bintę zwaną Bibą, teraz przymuszają go, by wirował w kółeczku i powiewał firanką, wydając animalistyczne odgłosy .
Całkiem cię już pogniotło, kobieto?’ – mówił wzrok wstrząśniętego, osłupiałego i oszukanego Biskwita ustawionego w skarpetkach w pięcioosobowym tłumie innych kurdupli. A czego nie powiedział wzrok to uzupełnił widok butów ściskanych w garści.
Pod drzwiami wyjściowymi.
Zimermana z Biswkita chyba się nie wykrzesi.

[1] Uczciwość wymaga, żeby podkreślić, że te macosze rymy obecne są w każdym języku.
[2] Profilaktyka antyalkoholowa najwyraźniej nie obejmuje dwulatków.

(...)
Edukacja religijna w placówce, choć ograniczona, jak na razie, do aktów strzelistych przed posiłkami ('Lieber Gott, wir denken dir' [3]) nie pozostaje bez echa. Dynię intryguje prywatne życie Absolutu. Gdzie Dobrybóg mieszka, jakiej jest płci, co jada i jak spędza wolny czas i dlaczego na krzyżu? Sugerowana przez mnie wszechobecność dodaje Dobrybogu aury wyjątkowości, ale też, obawiam się, ustawia go  w jednym rzędzie ze Spajdermanem i resztą superbohaterów. Możliwe, że to dlatego Dynia w kontaktach z Opatrznością nie ogranicza się jedynie do posiłków. Od poniedziałku jest wdzięczna niemal nieustannie. 

Szczególnie, w samochodzie, podczas parkowania.
Najbardziej hardemu kierowcy łamie to morale na pół.

[3] Opcjonalnie dich. Dynia, zapewne po mamusi, zaimków używa z charakterystyczną nonszalancją.


 ©kaczka
10 comments on "[208]"
  1. Ciekawe jakie kiedyś będzie przedszkole mojej córki.Jak dobrze ze mam jeszcze czas. Tobie współczuję choć widzę że sposób znalazłaś dobry na panie. Choć próbuje to nie umiem sobie wyobrazić tych niemieckich śpiewów dzieci. nawet jak czytam tekst piosenki.Ale brzmi i straszno i smieszno jednoczesnie. pozdrawiam cieplo dziewczyny. piękne byly w tych spodnicach wpis wczesniej.Marlena

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzieki! Mysle, ze im dalej w glab Systemu czlowiek wydrapuje sobie jakas nisze, pozbywa sie niektorych zludzen, staje juz tylko w obronie wybranych, kluczowych kwestii i zasadniczo stara sie nie oszalec :-)

      Delete
  2. Dwuletnia Pszczoła idzie od poniedziałku w mury placówki. Drżyj, placówko, albowiem armageddon jest blisko. Prawda, przybrał najbardziej niepozorną z możliwych postać, bo cóż taki skrzat niespełna metrowy, blondyneczka tititi, może zrobić? Że spustoszenie siać? Że niby decybele z tego gardełka szkło tłuką? I skoro już jesteśmy przy tłuczeniu - że niby ona? Tą piąsteczką drobną? Dramatyzujesz, droga matko.
    Najbardziej gorzkie i podszyte niepedagogiczną satysfakcją "a nie mówiłam" wciąż przede mną.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Trzymam kciuki za Pszczole! Zdaje sie, ze ma potencjal na Krolowa Matke :-)
      Z drugiej strony pamietajmy, ze dzieci opanowaly sztuke kamuflazu emocjonalnego (szantazu tez!) w stopniu doskonalym. Pszczola moze byc aniolem przedszkolnym, a odreaguje sobie w domu :-)

      Delete
  3. I tak będziesz uczęszczać przez cały rok akademicki? Jak ci się jeszcze spodoba to w następnym odcinku dowiemy się, że kaczka występuje w lokalnym chórze :)
    odwiedziny, rozumiem, tylko na dużej przerwie? :D


    " Gdzie Dobrybóg mieszka, jakiej jest płci, co jada i jak spędza wolny czas i dlaczego na krzyżu?" - kocham twą frazę! Kaczka do publikacji!

    ReplyDelete
    Replies
    1. :*
      Swiat skonczylby sie dwa razy, gdyby sie okazalo, ze kaczka w chorze.
      No caly akademicki. Chyba, ze Biskwit bedzie tam tak stal z butami w garsci pod drzwiami, wtedy niech Norweski z nim chodzi udawac konika :-) Odwiedziny jak najbardziej wskazane!

      Delete
  4. Bebeluszek z ostatniego akapitu: o to, to!

    Od siebie dodam, że śpiew jest niczym wobec instrumentu. Takie skrzypce na przykład... Tylko rodzic, bo on kocha to dziecko, jest w stanie wytrzymać :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Perkusja?
      Biskwit wykazal zainteresowanie bebenkiem. Byl to jedyny moment, kiedy wypuscil buty z reki i usiadl w koleczku.

      Delete
  5. Przedszkole strasznie męczące jest, szczególnie dla biednych rodziców. Pamiętam jak szyliśmy sterty specjalnych przebrań, bo panie prowadziły dziecięcy teatr. Z tym, że mój potomek raz ubrany w kostium rycerza, już nigdy nie chciał z niego zrezygnować. A zatem, wprowadził do polskiej sztuki sporo kreatywnej myśli - był pancernym muchomorem, i rybakiem w zbroi, uzbrojonym krzewem i górnikiem z mieczem:-) Ale to już nie był nasz kłopot....
    Teraz dzieci uczą się w polskich przedszkolach śpiewać po chińsku, rodzice z paniką w oczach i kieszeniach szukają dla siebie korepetytorów:-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Potomka winniscie na rekach! taka oszczednosc kostiumow i roboczoczasu rodzicow! Mowie to, znad wyplatania koszyczka na dozynki!

      Zapytam niesmialo, po chinsku?! Demografia w polskich szkolach zmienila sie tak drastycznie?

      Delete