[322]

[22 Dec 2016]

(...)
Dzisiaj o jedenastej rano, węgierski woźny o wymiarach dwa metry na dwa metry, wymiótł dzieciny z budynku  i zamknął  od środka ten cały Der Hogwarts na klucz. Do dziewiątego stycznia.
Możliwe, że nauczyciele zorganizowali sobie wewnątrz imprezę okolicznościową nad basenem. Z sałatką kartoflaną i przy dźwiękach ukulele.
(Albo, po prostu, czym prędzej wybiegli z budynku tylnym wyjściem, by zrobić zapasy antydepresantów, kupić alkohol i kręcić majonezy do sałatek.)
Podobno naszpani od religii złamała rękę i zastąpiła ją naszpani od wuefu, która jednakoż fatalnie skręciła nogę w kostce.
I tak dzieciny zostały bez duchowego i fizycznego przewodnictwa tuż przed Bożym Narodzeniem.
W przypadku naszpani od wuefu, obstawiam, kontuzja mogła być pierwszym ostrzeżeniem od Opatrzności.
Onegdaj naszpani dzieliła się z dziećmi technikami relaksacyjnymi, które wymagały ściągania energii z kosmosu i emitowania ommmmmmmmm...
Po pierwsze, techniki relaksacyjne potrzebne są rodzicom nie sześciolatkom, po drugie, może Opatrzność zgorszyła się takim afrontem, po trzecie, jak mniemam, naszpani ma teraz przynajmniej realne podstawy do emisji ommmmmm...
Dynia poniosła dziś w darze samodzielnie wyprodukowane życzenia dla naszpani od Mastodontów.
'Jesteś najlepszą naóczycielkom.' – wykaligrafowało dziecko samodzielnie i odręcznie najsrebrniejszym flamastrem. Srebrno na zielonym. Dowód na skuteczność fryburskiej szkoły ortografii.
W ramach prezentu świątecznego naszpani podarowała Mastodontom kupon uprawniający do dwukrotnego nieodrobienia pracy domowej.
I po ciasteczku.


(...)
Powoli wchodzimy w tryb świąteczny.
Zsyntetyzowaliśmy sobie choinkę.


Dzieciny chcą kręcić majonez. Bo wszak skoro majonez to może zdarzą się frytki? (Dobór kondymentów i suplementów diety skręcił nam tu ostatnio w kierunku Brukseli.)
Norweski uparcie umartwia się wypiekaniem ciasteczek we współpracy z córkami.  Mamy rozmaite kategorie wypieków, na przykład, takie, które upadły na podłogę (Biskwit), takie, które chrzęszczą przy jedzeniu wapienną jajeczną skorupką (Biskwit), ciasteczka cienkie jak bibułka i ciasteczka grubości kajzerki  (Dynia mistrzynią wałka).
W trakcie weekendu Dynia i Norweski uczestniczyli w warsztatach wykonywania ozdób świątecznych z filcu. Było to wydarzenie ekumeniczne, bo Dynia filcowała choinkę a Ryfka menorę. A tak naprawdę, to banda kursantów znalazła sobie stolik do brydża i porzuciła rodziców w odmętach mydlanej piany. Nie wiem, jak menora matki Ryfki, ale Norweskiemu całkiem nieźle udał się zestaw choinek i komplet aniołków.
Jako że w opinii Hauptcioteczki, skrewiłam dobór jej prezentu urodzinowego dla Biskwita – skromna gra planszowa z kucykami [1] – Hauptcioteczka zdesantowała prezent odzwierciedlający prawdziwy rozmiar jej miłości i ambicji.
Sprezentowała Biskwitowi wypchanego konia nadnaturalnych rozmiarów.
(Inwentaryzacja w Muzeum Historii Naturalnej w Berlinie  wkrótce wykaże brak eksponatu 'Północnoamerykański mustang‘ albo 'Koń Przewalskiego'. Możliwe również, że to była zebra, którą Hauptcioteczka przefarbowała).
Biskwit zwykle siedzi w siodle tego rumaka, jednak, gdy schodzi i ciągnie bydlę do stajni, sąsiedzi prawdopodobnie myślą, że obsesyjnie, kilkaset razy dziennie przesuwamy kanapę.
Do tego Biskwit domaga się, by tego konia wszędzie ze sobą zabierać.
Jeśli miniecie na autostradzie samochód, z okna którego, wystaje koński pysk, to my.
A trzeba było szyberdach!

[1] Faktycznie, wybór nie był najszczęśliwszy. Po pierwszej rundzie Dynia wpadła w spazmy, że przegrała, a Biskwit się wściekł, że nie gramy według zasad, które sam ustala. To już oficjalne, że potrafię zepsuć każdą, najfajniejszą imprezę urodzinową.


©kaczka
6 comments on "[322]"
  1. Pierwsza? :) przy takiej okazji przełamię nieśmiałość!
    Nie wiem co te babcie biorą, u nas na fali miłości dzieciny do psów, mamy kilka wariantów - kudłaty, skaczący, merdający ogonem, zdechły, niebieski... a żaden uczciwie nie szczeka, tylko emitują dziwne hałasy ("...sialala in the morning..")
    pozdrawiamy spod smogu!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bogowie! i Bogno!
      Tak! Cos na pewno biora!
      Na fali milosci do lalek, Hauptcioteczka kupila Dyni kilka egzemplarzy z wersja audio. Jedna wydaje dzwieki jak ogrodowa fontanna, druga - regularnie TYKA! (jak bomba zegarowa!), trzecia - mowi 'Ich liebe dich' glosem z horroru.

      Do tego przyjaciolka Dyni, Lucyna, nadsyla z Wysp zawsze jakis gadzet swiatlo-dzwiek-wodotrysk podlug szescioletniego gustu. Wczoraj przyszly takie puchate bobki, ktore przyciskane emituja irytujace audio i wala kolorami po oczach. Razy DWA. Musialam cucic listonosza, bo nagle koperta zaczela mu grac i trabic przy upychaniu w skrzynke pocztowa. Moze Brexit polozy kres temu niekontrolowanemu eksportowi :-)

      Delete
    2. HA! Dorzucę do tej kolekcji prawdziwą fuzję tematów: Mamy lalkę, która szczeka! :D

      Delete
  2. ... a myślałam (o naiwna!), że Arab ode mnie był wielki!
    Winę za grę zwal na mnie. To był przecież mój pomysł.

    Tymczasem proszę mi się zwierzyć z czego syntetyzujecie takie urocze choinki?

    ReplyDelete
  3. "Biskwit zwykle siedzi w siodle tego rumaka, jednak, gdy schodzi i ciągnie bydlę do stajni, sąsiedzi prawdopodobnie myślą, że obsesyjnie, kilkaset razy dziennie przesuwamy kanapę."
    Zdanie-mordulec - morduje "mięśnie śmiechu" :D

    Wesołych Świąt!

    E.

    ReplyDelete
  4. Radosnych Świąt Kaczko. Wszystkiego dobrego.

    ReplyDelete