[22-23 Sep 2013]
...26...25...
(...)
Rozczula.
- My went to eat chips with my friends today. – informuje Hauptcioteczkę przez telefon socialite, bywalczyni salonów w tonie ‘jadłam kawior i bliny’ - My friends like me. ... Noooo! Not with Ruben! Ruben is not my friend. Edward is... I went with girls! And I have Peppa Pig… from…
[sceniczny szept, ręka zakrywa mikrofon słuchawki: mama, I got Peppa from?... Erin? Lucy?
Poczekaj, sprawdzę w notatkach sekretarza korpusu dyplomatycznego (!)]
- Od Leliji. – odpowiadam.
- From Lilly! Is blinking! - dowiaduje się Hauptcioteczka.
Peppa is blinking. Nie Lelija.
Tekstylna Peppa ma piętnaście centymetrów wzrostu i elektryczne wnętrzności. Wnętrzności w kształcie serca emitują luksy tęczowego dyskotekowego światła (triumfalny powrót lat osiemdziesiątych, Papa Dance, Modern Talking, bal w szkolnej świetlicy). Peppa, na życzenie, masakruje dziecięcą kołysankę 'Twinkle, twinkle little star' w tempie bardzo lamentamente (zapewne by przedłużyć torturę), a każdy występ kończy dziarskim: CHRUM CHRUM.
Nie możemy się zgodzić z Norweskim.
Dla niego to Iron Man przebrany za wieprza.
Dla mnie, wokalne występy trzody chlewnej, przeciskające się pod drzwiami dziecięcej sypialni razem ze światłem emitowanym z trzewi, są po zmroku na ciemnych i skrzypiących schodach jak standardowa ustawka z horroru.
(Bohaterka, zwykle w nocnej koszuli, uzbrojona jedynie w scyzoryk lub widelec, sunie, wbrew instynktowi samozachowawczemu, ciemnym korytarzem w kierunku zamkniętych drzwi, spod których skutkiem budowlanej niedoróbki, oprócz przeciągu, emanuje nadnaturalna jasność. W tle klezmeruje Krzysztof Komeda jedną ręką przewijając dziecko. Konkretnie, dziecko Rosemary.)
... przy tym Dynia już wie, gdzie w żołądku Peppa ma guzik ON-OFF, a także, bez wahania potrafi wskazać, gdzie chowamy baterie i śrubokręt.
Ekstraordynaryjnie (!).
Peppa jest godną następczynią niebieskiego, tekstylnego psa na kijku (prezent, a jakże! od Leliji). Pies, gdy go odpalić, szczeka jak chihuahua wkręcony przypadkiem w maszynkę do mięsa.
(Ni chybi, musieliśmy im się czymś narazić.)
Tymczasem w środku nocy Dynia oświetlając sobie drogę Peppą trafiła do naszej sypialni, by szarpnąć mnie za ramię, przejechać mi laserem Peppy po oczach i podzielić następującą refleksją:
- Mama! Lucy is pretty. Very pretty!
Po czym oddaliła się w dyskotekowej, nadprzyrodzonej poświacie ku własnym piernatom.
Analiza refleksji zajęła mi dłuższą chwilę.
(Czekałam by się przekonać, czy ma ślepota jest trwała, czy jedynie przejściowa.)
Lucy? Pretty?
Skąd nagle takie kategorie?
Szczególnie, że z całego tego stada, skądinąd przeuroczych, najukochańszych dziatek, każdemu dolegają jakieś geny przodków. W tym, bądźmy obiektywni, nawet naszemu.
Siostra Leliji wygląda jak chomik, Emeryk ma krzywy zgryz i trąbkę ust, bo ssie kciuk, siostra Emeryka histerycznie odstające uszy po ojcu, Lelija wdała się w matkę, Dynia w kaczkę... a Lucyna przez pierwsze lata życia, skutkiem trudnego, kleszczowego porodu, wyglądała jak dubler Slotha z 'The Goonies'.
Słowem, żadne z nich, może z wyjątkiem potomstwa niejakiej Rakeli, które (ha!) niedawno rozdrapało na sobie ospę, nie nadawałoby się na okładkę Vanity bez solidnego retuszu.
Anne Geddes do zdjęć pewnie założyłaby im kominiarki.
Skąd zatem, że pretty? Nie dzielimy tu przecież ludzkości na pretty i całą resztę.
(Dzielimy na fajnych, mądrych, dobrych i tych, którzy jeszcze nie są fajni, mądrzy i dobrzy, i którzy dla potrzeb dydaktycznej opowiastki, mają wciąż szansę, by się nawrócić. [1])
Plask płaską dłonią w czoło!
Dynia ma proste jak drut, w ostrym słońcu niemal platynowe włosy ‘lelloł’, a Lucyna koafiurę z naturalnych blond mikroloczków, skręcających się w wilgotnym klimacie w anielskie, złote afro z obrazów Prerafaelitów.
Od świtu nie przestaję się dziwić, że przyrównywanie zaczyna się tak wcześnie.
[1] Norweski wprowadził dodatkową klasyfikację, nad którą nie mam kontroli, inspirowaną warunkami drogowymi. Klasyfikacja dzieli świat na tych, którzy nie umieją jeździć i tych, którzy nie umieją jeszcze bardziej. Skutkuje to pytaniami z tylnej kanapy: 'Papa? This is idiot or dufus?'
©kaczka
...26...25...
(...)
Rozczula.
- My went to eat chips with my friends today. – informuje Hauptcioteczkę przez telefon socialite, bywalczyni salonów w tonie ‘jadłam kawior i bliny’ - My friends like me. ... Noooo! Not with Ruben! Ruben is not my friend. Edward is... I went with girls! And I have Peppa Pig… from…
[sceniczny szept, ręka zakrywa mikrofon słuchawki: mama, I got Peppa from?... Erin? Lucy?
Poczekaj, sprawdzę w notatkach sekretarza korpusu dyplomatycznego (!)]
- Od Leliji. – odpowiadam.
- From Lilly! Is blinking! - dowiaduje się Hauptcioteczka.
Peppa is blinking. Nie Lelija.
Tekstylna Peppa ma piętnaście centymetrów wzrostu i elektryczne wnętrzności. Wnętrzności w kształcie serca emitują luksy tęczowego dyskotekowego światła (triumfalny powrót lat osiemdziesiątych, Papa Dance, Modern Talking, bal w szkolnej świetlicy). Peppa, na życzenie, masakruje dziecięcą kołysankę 'Twinkle, twinkle little star' w tempie bardzo lamentamente (zapewne by przedłużyć torturę), a każdy występ kończy dziarskim: CHRUM CHRUM.
Nie możemy się zgodzić z Norweskim.
Dla niego to Iron Man przebrany za wieprza.
Dla mnie, wokalne występy trzody chlewnej, przeciskające się pod drzwiami dziecięcej sypialni razem ze światłem emitowanym z trzewi, są po zmroku na ciemnych i skrzypiących schodach jak standardowa ustawka z horroru.
(Bohaterka, zwykle w nocnej koszuli, uzbrojona jedynie w scyzoryk lub widelec, sunie, wbrew instynktowi samozachowawczemu, ciemnym korytarzem w kierunku zamkniętych drzwi, spod których skutkiem budowlanej niedoróbki, oprócz przeciągu, emanuje nadnaturalna jasność. W tle klezmeruje Krzysztof Komeda jedną ręką przewijając dziecko. Konkretnie, dziecko Rosemary.)
Ekstraordynaryjnie (!).
Peppa jest godną następczynią niebieskiego, tekstylnego psa na kijku (prezent, a jakże! od Leliji). Pies, gdy go odpalić, szczeka jak chihuahua wkręcony przypadkiem w maszynkę do mięsa.
(Ni chybi, musieliśmy im się czymś narazić.)
Tymczasem w środku nocy Dynia oświetlając sobie drogę Peppą trafiła do naszej sypialni, by szarpnąć mnie za ramię, przejechać mi laserem Peppy po oczach i podzielić następującą refleksją:
- Mama! Lucy is pretty. Very pretty!
Po czym oddaliła się w dyskotekowej, nadprzyrodzonej poświacie ku własnym piernatom.
Analiza refleksji zajęła mi dłuższą chwilę.
(Czekałam by się przekonać, czy ma ślepota jest trwała, czy jedynie przejściowa.)
Lucy? Pretty?
Skąd nagle takie kategorie?
Szczególnie, że z całego tego stada, skądinąd przeuroczych, najukochańszych dziatek, każdemu dolegają jakieś geny przodków. W tym, bądźmy obiektywni, nawet naszemu.
Siostra Leliji wygląda jak chomik, Emeryk ma krzywy zgryz i trąbkę ust, bo ssie kciuk, siostra Emeryka histerycznie odstające uszy po ojcu, Lelija wdała się w matkę, Dynia w kaczkę... a Lucyna przez pierwsze lata życia, skutkiem trudnego, kleszczowego porodu, wyglądała jak dubler Slotha z 'The Goonies'.
Słowem, żadne z nich, może z wyjątkiem potomstwa niejakiej Rakeli, które (ha!) niedawno rozdrapało na sobie ospę, nie nadawałoby się na okładkę Vanity bez solidnego retuszu.
Anne Geddes do zdjęć pewnie założyłaby im kominiarki.
Skąd zatem, że pretty? Nie dzielimy tu przecież ludzkości na pretty i całą resztę.
(Dzielimy na fajnych, mądrych, dobrych i tych, którzy jeszcze nie są fajni, mądrzy i dobrzy, i którzy dla potrzeb dydaktycznej opowiastki, mają wciąż szansę, by się nawrócić. [1])
Plask płaską dłonią w czoło!
Dynia ma proste jak drut, w ostrym słońcu niemal platynowe włosy ‘lelloł’, a Lucyna koafiurę z naturalnych blond mikroloczków, skręcających się w wilgotnym klimacie w anielskie, złote afro z obrazów Prerafaelitów.
Od świtu nie przestaję się dziwić, że przyrównywanie zaczyna się tak wcześnie.
[1] Norweski wprowadził dodatkową klasyfikację, nad którą nie mam kontroli, inspirowaną warunkami drogowymi. Klasyfikacja dzieli świat na tych, którzy nie umieją jeździć i tych, którzy nie umieją jeszcze bardziej. Skutkuje to pytaniami z tylnej kanapy: 'Papa? This is idiot or dufus?'
©kaczka
Ta fotka jest nieziemska! Jakies anielskie wizje ta Pepa emituje...
ReplyDeleteZareczam, ze w oryginale Peppa jest jeszcze bardziej nieziemska :-)
Deleteha ha ha uwielbiam prezenty w tym stylu. jakoś dziwnym trafem giną one dosyć szybko na wakacjach, podczas spaceru, itd. w końcu nawet grającą kasę sklepową daje się wyprowadzić na spacer.... a już przeprowadzka, ach przeprowadzka, bez przeprowadzki można by oszaleć ;) w.
ReplyDeleteCo mnei najbardziej dziwi... zwykle dziecina ma pamiec jak zlota rybka, a TE prezenty, sakreble, pamieta jak slon. Kiedys oddalam co nieco Armii Zbawienia. Ci miast wywiezc do filii w Szkocji, ustawili je na miejscowej wystawie $%^&*!!! 'Maaaama! MAJN! Majn?! LIKE MAJN!' ... dzialo sie... teraz sama wywowze do Szkocji.
Deletepóki Peppa nie ciagnie Dyni w świecący ekran telewizora wszystko jest normalne ;)
ReplyDeletehmmm, skądś znam takich ojców jak Norweski, poznałam po tym jak mi kiedyś syn (juz nie wiem który z kolei) za uchem rzucił komentem: "a ten kutas co nie jedzie?!" łudziłam się pierwej, że chodziło o staropolski element ozdobny, ale skąd u mego prostego w obsłudze męża takie kunsztowne nazewnictwo? ;D
A moze studiowal historie ubioru sarmackiego ;-)?
DeletePeppa zdaje sie zupelnie zbyteczna, by ciagnac Dynie w ekran telewizora. Dynia sama sie przysysa.
Ostatni akapit rozłożył mnie na łopatki :) Uwielbiam Kaczko Twój sposób obserwowania i opisywania świata oraz ogromnie zazdroszczę Dyni siły przebicia i wiary w siebie.
ReplyDeleteI ja jej zazdroszcze, i drze, jak tego kapitalu nie zaprzepascic...
Delete:*
Przy Annie Gades i kominiarkach popłakałam się... ;) Daj znać jak już ktoś sprezentuje Ci wydanie bloga w formie książkowej, jak nikt nie sprezentuje to też daj znać, sama wydam. A szlaki w wydawnictwie mam już dobrze przetarte...
ReplyDeletePS. Doktorat rodzi się w bólach (i to dosłownie, babkę co składa do kupy te wypociny, odwieźli na porodówkę w piątek rano) Ściskam!
Dzieki! :-)
DeleteBuchachacha! Czy odjechala sciskajac twoj doktorat w objeciach, zeby jeszcze co nieco w przerwach zlozyc?
Trzymamy kciuki za doktorat - niech juz tez sie urodzi :-)
Całość piękna, ale ostatnie zdanie mnie położyło :DD. Anne Geddes z kominiarkami oraz Komeda przewijający dziecko takoż :D.
ReplyDeleteCala przyjemnosc po naszej stronie :-) Endorfin nigdy nie dosc.
Deletenadrobiłam, uśmiałam się, poprawiłam sobie nastrój. Jednym słowem - Kaczko czyta się Ciebie przednio :D
ReplyDeleteBuzka!
DeletePasjami uwielbiałam, podrzucane cichaczem, karteczki wyznaniami miłości. Niestety, w debilizmie osobistym, większą część zarzuciłam gdzieś.
ReplyDeleteNajzabawniejsze były propozycje marketingowe, opatrzone klauzulą "będzie pani zadowolona".
To wszystko a propos walenia Peppą po oczach.
:DDDD
DeletePorównanie do Slotha wywołało lawinę wspomnień, dzięki Kaczko! W moim przypadku bliżej było do Pajdy:)
ReplyDeleteAch, mlodosc szumna... ;-)
DeleteA może Dynia nazwała tak Peppę? Może to peppa a.k.a. lucy jest pretty? ;-)
ReplyDeletePozdrawiam po długim czasie nieobecności z kraju vikingów.
beciagie
Aaaaa! Jakze to? U Wikingow?! Opowiadaj!
DeleteObawiam sie, ze z dwojga zlego wole jednak, zeby to Lucy byla kanonem urody :-)))
Jeden rozwód temu postanowiłam, że i mnie i Nieletniemu trzeba szukać nowego miejsca na świecie. To i wylądowalismy u Szwedów. Szczegóły mailowo! :-)
DeleteJedno jest pozytywne: historia ma więcej miłych akcentów niż niemiłych...
Koniecznie! Na blogkaczki(malpa)gmail.com
Delete... jesli ladowanie w Szwecji to wierze w happy end! :*
Zauważam, że o dziewczynkach mówi się (w sensie sąsiadka, pani z piaskownicy, na wycieczce) pływając po ich powierzchowności- śliczna, piękna, ma jasne loki, cudną sukienkę.
ReplyDeleteO chłopcu- jaki mądry, jaki zaradny lub nie, jaki bystry.
Się zastanawiam dlaczego rzadko jest odwrotnie?
Od maleńkości wtapiają się w nas wszystkich stereotypy i endoszkielet niepisanych praw i kanonów. A ja chcę wyjść z tego kokonu.
Bo ja tak mam- czytam Twoje posty, śmieję się. Chłepczę jęzorem Twój styl - piękny, poetycki, niezwykle pomysłowy. Spójny, błyskotliwy. I odcedzam.
Oj, mowi sie. Tak sie mowi, ze az boli. I nie da sie uniknac, ze uslysza. Mozna jedynie na wlasna reke starac sie uprawiac profilaktyke. Dobrze, ze przyszla swiecic Peppa po oczach i sie zwierzyc z urody Lucy, bo do glowy by mi nie przyszlo, ze problem zaczyna sie tak wczesnie... Ludzie (w sumie pewnie w dobrej wierze) sypia przymiotnikami bez refleksji nad moca slowa. Trzeba nam progeniture wyposazyc w wykrywacze stereotypow i endoszkieletow.
Delete:*