[18 Sep 2013]
(...)
...30...
Życie na Wyspie, gdy się nad tym głębiej zastanowić, było zawsze dla mnie jakąś figlarną odmianą budowlanej prowizorki.
Taki tam drewniany wychodek z serduszkiem z nadzieją: 'ech, kiedyś to dopiero sobie postawimy taki z widokiem na ocean, z podmurówką i z rokokowym uchwytem na srajtaśmę.'
Chroniczny stan przejściowy.
Uporczywy heksenszus duszy.
I zawsze zieleńszy trawnik po cudzej stronie płotu...
Prowizorki, wiadomo, są najtrwalsze i niestraszny im żaden Blitz, ani nagłe zapalenie poczucia smaku czy estetyki.
Rozsiedliśmy się tu.
Trudno ukryć.
Wymościliśmy sobie barłóg w tej prowizorce i był on nam wygodny. A gdy nie był, zawsze mogliśmy splunąć i powiedzieć z kontynentalną wyższością: bloody f***ing Brits.
Banda żrących fasolę hunów i barbarzyńców.
(Ich bankomaty kradną emigrantom pieniądze, ich domy żre grzyb i w dodatku nie znają się na sauerkraucie).
A oni nam w odwecie kolejny artykuł lub dwa w prasie codziennej, o tym ile ich kosztujemy, jak wyżeramy ich paracetamol (lub łabędzie) oraz ile się muszą przez nas wycierpieć.
I widzieli bogowie, że to nie było dobre.
Przypomnij mi Norweski, ile miały trwać te wywczasy? Ten fajfoklok pod Pałacem Buckingham?
Rok? Góra dwa?
Czy nie planowaliśmy, że Dynię odbierze wykwalifikowana szwajcarska położna z baryłką rumu u szyi i edelwajsem wpiętym w klapę?
Ileż to razy fantazjowaliśmy o mieszkaniu z widokiem na kopenhaski kanał (ty) lub o kuchni, która pomieści solidny, niemiecki kredens (ja)?
Ileż razy obiecywaliśmy sobie, że kiedyś wreszcie, w jakimś przyzwoitym, ładnym miejscu zapuścimy korzenie i zaczniemy żyć jak... prawdziwi ludzie, a nie jak jakieś cholerne samosiejki?
Liczę posklejane kartki kalendarzy.
Sześć lat.
Sześć?
Kiedy.
Przecież ledwie wczoraj wylądowałam na Heathrow i cudem uniknęłam zadeptania przez lewostronny ruch pieszych.
Och, emigracyjna nostalgio, gdzie parafrazując Jane Eclair (‘Camberwell Beauty’): ‘one takes comfort in Catholicism; the others take comfort in Southern Comfort’.
I nagle, bez uprzedzenia, talerz kosmitów pierdyknął nam w wychodek.
Nawet serduszko się nie ostało.
Ostało się jedynie przekonanie, że teraz jest najlepszy ze wszystkich złych czasów, aby się z tego Roswell ewakuować.
Trwale.
Co według kalendarza nastąpić ma za trzydzieści dni.
Daj mi żyć, nowa ojczyzno (dla kogo nowa, dla tego nowa), Badenio-Wurstenburgio, znana ze swych Ściśniętych Pośladków.
In saecula saeculorum.
Amen.
©kaczka
(...)
...30...
Życie na Wyspie, gdy się nad tym głębiej zastanowić, było zawsze dla mnie jakąś figlarną odmianą budowlanej prowizorki.
Taki tam drewniany wychodek z serduszkiem z nadzieją: 'ech, kiedyś to dopiero sobie postawimy taki z widokiem na ocean, z podmurówką i z rokokowym uchwytem na srajtaśmę.'
Chroniczny stan przejściowy.
Uporczywy heksenszus duszy.
I zawsze zieleńszy trawnik po cudzej stronie płotu...
Prowizorki, wiadomo, są najtrwalsze i niestraszny im żaden Blitz, ani nagłe zapalenie poczucia smaku czy estetyki.
Rozsiedliśmy się tu.
Trudno ukryć.
Wymościliśmy sobie barłóg w tej prowizorce i był on nam wygodny. A gdy nie był, zawsze mogliśmy splunąć i powiedzieć z kontynentalną wyższością: bloody f***ing Brits.
Banda żrących fasolę hunów i barbarzyńców.
(Ich bankomaty kradną emigrantom pieniądze, ich domy żre grzyb i w dodatku nie znają się na sauerkraucie).
A oni nam w odwecie kolejny artykuł lub dwa w prasie codziennej, o tym ile ich kosztujemy, jak wyżeramy ich paracetamol (lub łabędzie) oraz ile się muszą przez nas wycierpieć.
I widzieli bogowie, że to nie było dobre.
Przypomnij mi Norweski, ile miały trwać te wywczasy? Ten fajfoklok pod Pałacem Buckingham?
Rok? Góra dwa?
Czy nie planowaliśmy, że Dynię odbierze wykwalifikowana szwajcarska położna z baryłką rumu u szyi i edelwajsem wpiętym w klapę?
Ileż to razy fantazjowaliśmy o mieszkaniu z widokiem na kopenhaski kanał (ty) lub o kuchni, która pomieści solidny, niemiecki kredens (ja)?
Ileż razy obiecywaliśmy sobie, że kiedyś wreszcie, w jakimś przyzwoitym, ładnym miejscu zapuścimy korzenie i zaczniemy żyć jak... prawdziwi ludzie, a nie jak jakieś cholerne samosiejki?
Liczę posklejane kartki kalendarzy.
Sześć lat.
Sześć?
Kiedy.
Przecież ledwie wczoraj wylądowałam na Heathrow i cudem uniknęłam zadeptania przez lewostronny ruch pieszych.
Och, emigracyjna nostalgio, gdzie parafrazując Jane Eclair (‘Camberwell Beauty’): ‘one takes comfort in Catholicism; the others take comfort in Southern Comfort’.
I nagle, bez uprzedzenia, talerz kosmitów pierdyknął nam w wychodek.
Nawet serduszko się nie ostało.
Ostało się jedynie przekonanie, że teraz jest najlepszy ze wszystkich złych czasów, aby się z tego Roswell ewakuować.
Trwale.
Co według kalendarza nastąpić ma za trzydzieści dni.
Daj mi żyć, nowa ojczyzno (dla kogo nowa, dla tego nowa), Badenio-Wurstenburgio, znana ze swych Ściśniętych Pośladków.
In saecula saeculorum.
Amen.
©kaczka
A majo tam internet? Bo jak majo, to wszysko będzie dobrze.
ReplyDeletePewnie maja. Bebe uzywa to chyba maja. Mozliwe wszak, ze nalezy dostarczyc zaswiadczenie o niekaralnosci, cztery zdjecia paszportowe oraz aktualne maloobrazkowe pluca, by uzyskac kod dostepu :-)
Deleteczasami marzę, żeby coś pierdykneło w mój wychodek... a potem daję sobie po łapach bo "przecież inni mają gorzej"
ReplyDeleteNie na darmo klatwa jest 'bodajby ci sie pospelnialy wszystkie twe marzenia' :-)
DeleteBoze, to calkiem jak u nas! Miala byc mila chwilka na doktorat w tropikach, a juz wyszlo z tego 8 lat i jeszcze z 1.5 dojdzie. Ale potem pierdyknie, tym razem nie ma sily, musi pierdyknac! Choc uczucia mocno dwojakie, mega antycypacja plus rownie mega zal opuszczenia wyspy pod palma. Coz, zycie...
ReplyDeleteSamo. Samiutenkie zycie. Ale palmy to chyba bardziej zal niz fasolki na toscie (to odnosnie 'inni maja gorzej' :-)
DeleteA cóż to się stało się?
ReplyDeleteStalismy przez szesc lat przy tej szosie czekajac na autostop i machajac wlasciwie juz bez przekonania... a tu nagle sie zatrzymal woz cyrkowy ku Badenii. Niewiele myslac... ryzykujemy :-)
DeleteU nas pięć lat mija w przyszłym tygodniu i nad wychodkiem krąży talerz kosmitów... Przysłałaś?
ReplyDeleteA czy pierdyknie?
Napiszę.
Badenia... Bliżej Austrii.
Do Austrii to nieomal na piechote :-) Byleby wasz wychodek sie ostal!
DeleteNoo, ale są i zalety: będzie lepsza pogoda, a i wursty zawierają jakby nieco mniej trocin niż sosydże;)
ReplyDeleteNa razie fiksuje na nieprzeliczonych zaletach (typu ocieplane domy), uparcie odmawiajac analizy plusow ujemnych :-)
DeleteWprawdzie język mniej ludzki, ale bliżej. Radujmy się!
ReplyDeleteWprawdzie ludzie mniej ludzcy, ale kanal nie stanie juz na przeszkodzie, a lotnisko - jak wiemy - blisko :-)
DeleteO maj maj, nie wyobrazam sobie Kaczki piszacej nie-z-wyspy. Powodzenia! Na pewno maja tam ladne widoki i duzo miejsca na kredens pelen ciasteczek dla Dyni:)
ReplyDeleteMyslisz, ze scisna mi sie nie tylko cztery, ale i pozostale litery? :-)
DeleteTanie Haribo maja, tanie wino, ciepla wode w kranach i bulki kajzerki, i drozdzowki... W najgorszym wypadku zostane otyla alkoholiczka :-)
Tanie wino! To jest powód!!!
DeleteWbrew pozorom to jest bardzo istotny powod! To samo wino, ktore w Aldi RFN chodzi po 1.99 EUR tu kosztuje nawet 5.99 GBP. Dosc zycia w trzezwiosci i ascezie.
Delete(Choc nie ukrywajmy, w Norwegii bylo trudniej :-)
Na pewno wszystko się uda i obróci się drugi, lepszy bok. :*
ReplyDeleteDziś 29?
...29...
DeleteMusi. Nie ma innej opcji. Zebralam dane, przeanalizowalam szkielkiem, podjelam decyzje, uwierzylam, ze Dyni bedzie tam wygodniej i lepiej. Postanowione.
o, jak pięknie się złożyło - Rubenito odejdzie w swoją stronę, Dynia w swoją, żadne z nich nie pozostanie porzucone na łasce-niełasce lokalnej ochronki. tyle, że teraz to już raczej rozstanie na lata, bez możliwości podtrzymywania znajomości (to tylko spostrzeżenie dla rymu, wiem, że podtrzymywać można, i że czasem po 20 latach się odgrzebie ;)
ReplyDeleteżyczę kaczce powodzenia i spokoju w przeprowadzce.
częstochowianeczka
Tych Dyniowych relacji mi szkoda najbardziej, moze nawet bardziej mi ich szkoda niz samej zainteresowanej (nie zapominajmy wszak: BIG, PINK BED! MAJN HAPPY.) Pocieszam sie, ze za rok, czy dwa naturalna koleja rzeczy malzenstwo Rubenita i Dyni mogloby sie rozbic o stereotypy: chlopaki na drzewa, dziewczynki iskac rozowe kucyki Pony :-)
DeleteBędę stronnicza, jak wiesz - bo my tyle spędziliśmy nieco na północ od BW. I opuszczaliśmy z żalem i tęsknimy. A ściśnięte pośladki - nie wiem, ja po paru latach przestałam je odbierać jako takie znowuż ściśnięte, za to podobał mi się komfort rzeczowych i prostych odpowiedzi na pytania.
ReplyDeleteI może mieliśmy szczęście niebywałe, ale ludzie też - tutejsi tutejsi z pozorem tolerancji wydają mi się bardziej ksenofobiczni niż tamci, co potrafili wprost spytać spode łba czemuż to tutaj a potem chlebem i sałatką kartoflaną. Częstować nie obrzucać.
Tym niemniej, zawsze stres, oswajanie od nowa fryzjera/dentysty i całego systemu.
Aaaa i nie zapominaj, że wino tanie i dobre :)
Wiem, brak szczerosci w relacjach miedzyludzkich zawsze mnie tu dusil. Nie wiem, jednak, czy jestem gotowa na skale i rozmach - jeden szczery Norweski, ok, ale caly narod? :-)
DeleteMysle, ze najwiekszym strapieniem jest dla mnie, ze sakreble, to znowu nie jest ten kraj, ktory mialam na mysli. Pocieszam sie, ze ostatecznie kazdemu czegos brakuje. I bez zbednego cierpietnictwa (choc przyjda chwile, ze pewnie nie unikne), po dokonaniu wiwisekcji argumentow za i przeciw, to decyzja dla Dyni - bo ona potrzebuje ojczyzny, stabilizacji, porzadnego przedszkola, dziecinstwa bez obowiazku szkolnego od lat czterech i dostepu do pediatry.
o jakżeż się cieszę ale i żałuję po równo - cieszę z przyszłych doniesień z Krainy Ściśniętych Pośladków (bo tej krainy raczej niejasno się domyślam po krótkich aczkolwiek bardzo mięsistych pobytach, kiedym o mało nie poległa owym mięsem zapchana :D) a już żałuję odkrywczych doniesień lingwistycznych tudzież spleśniałości wyspowych... no to strzemiennego Kaczko pora zacząć, niech się Wam wiedzie o kraj bliżej do kraju marzeń :)
ReplyDeleteMysle, ze opowiesci beda miesiste :-) Cztery i pol kilograma wieprzowiny tygodniowo przypada ponoc na glowe przecietnego Scisnietego.
DeleteA i lingwistycznych doniesien prawdopodobnie nie zabraknie, gdyz wedle wszelkich znakow na niebie i ziemi, Dynia rozpocznie fakultet w amerykansko-szwedzkiej placowce. Jak jej sie na akcent hrabstwa nalozy, dla przykladu, teksanski? Bedzie o czym opowiadac.
to strzemiennego za ten teksański! :D
DeleteNo to jednego pod te masakre teksanska pila! :-)
Delete30 dni????? opuszczasz mnie! oh nooooo a ja kcialam z Wami wyjadac haribo z mrozonego jogurtu!
ReplyDeleteJest jeszcze nadzieja. Musimy bowiem uzupelnic zapas rozowych lyzeczek przed wyjazdem :-)
DeleteAle łabędzie?!?!?! Łabędzie??? Serio?!
ReplyDeleteOto dowod: http://www.dailymail.co.uk/news/article-1261044/Slaughter-swans-As-carcasses-pile-crude-camps-built-river-banks-residents-frightened-visit-park-Peterborough.html
DeleteChcesz powiedziec, ze obeszlo sie bez skandalu dyplomatycznego? :-)
Cieszem sie Twoim szceszciem, a jakze ,ale mi smutno bo kto tak wesoło o Wyspach napisze ? nikt.Powiadam Ci nikt ;P
ReplyDeletePowodzenia w przeprowadzkach, aklimatyzacjach, ogarnieciach tematów itp itd
Ładnie to napisalas : dostepu do pediatry ...
AgaPoznan
Przyjdzie drwic z precli i skorzanych spodni :P
Delete... i to nie bylejakiego pediatry, ale, na przyklad, takiego, ktory wie, ze oprocz amoksycyliny sa jeszcze inne antybiotyki :-)
To w takim razie bede czekac z reszta wielbicieli na te drwiny ;P
DeleteTak ? sa na serio inne antybiotyki niz amoksycylina ??? nie moze byc ;P ja myslalam ze szczytem szczytow jest paracetamol na kurde wszystko ( i penicylina od wielkiego dzwona jak W DZ ;P).
AgaPoznan
Sklonnosc do penicyliny to pewnie hold dla syna narodu Fleminga :-) Ojtam, ojtam, skoro od stu lat dziala to po co zmieniac. Sila tradycji i kanapek z ogorkiem :-)
DeleteBardzo ladnie napisane o tej tymczasowosci. Dla nas jeszcze rok, ale my jestesmy uplasowani pomiedzy tymi ze sciskiem a falszywymi brytolami, i zaprawe czasami sie zastanawiam, czy przypadkiem narod tutejszy nie jest wypadkowa najgorszych cech sasiadow. Sama nie wiem, czy chcemy sie przenosic czy nie, ale, jak wiadomo, od chcenia toto malo zalezy, wiec stoimy na tym samym autostopie. Wozy cyrkowe sie trafiaja mowisz? Hmm. Poczekamy, zobaczymy.
ReplyDeleteNo, a teraz pozostaje nam wyczekiwanie na lingwistyczna zonglerke Dynii w nowym miejscu. Cos czuje, ze bedzie sie dzialo ;)
Otoz to. Chcenie zwykle ma niewiele wplywu na stan faktyczny. Gdybym caly wysilek, ktory onegdaj wykonalam w celu nieudanego transferu na Islandie wlozyla w przerzucanie wegla, polskie kopalnie mialyby szanse znow stac sie rentowne. Teraz juz biore na klate jak leci. A wlasciwie tez nie do konca. Nagle Dynia mi udeptala wartosci i priorytety i sie okazuje, ze czlowiek musi brac pod uwage dobrostan kurdupla, miast tak jak kiedys skakac sobie z belki na belke i sunac z pradem Nilu, czy innego Mississipi.
DeleteTrafiaja sie wozy cyrkowe z ogromnym banerem 'Dzis w programie Madamoiselle Ironia Losu polyka ogien i wasze plany na przyszlosc' :-)
I ja czuje, ze Dynia zacznie zonglowac slowem... :-)
Z tym udeptaniem to prawda... Mialam taki plan podjecia pracy akademickiej kilka granic dalej, na semestr jedynie, z mlodym w pakiecie. I wilk syty, i owca cala, Maz skonczy pisac podrecznik, ja rozwine naukowe skrzydla. Ow maz sie mnie jednak zapytal, jak ja sobie wyobrazam jego rozlake z mlodym. I odpuscilam. I nawet mi specjalnie nie zal. Kraza gdzies po sieci badania nad naukowczyniami i ich upadlymi karierami, w ktorych ktoras respondentka mowi, ze no co, juz jej nawet nie zalezy, od kiedy ma dzieci. Zaskakujace, jak metrowe kurduple zmieniaja perspektywe calego swiata.
DeletePodobnymi przemysleniami dzieli sie Pan o tu: http://putorana.blox.pl/html
Deletea jej IF robi wrazenie :-)
Zmieniaja niepostrzezenie. Ba! pamietam, ze sam Norweski przed narodzinami Dyni proponowal mi wyjazd do Teutonii z niemowleciem na kilka miesiecy (on sie wyspi, ja bede blizej rodziny). Zabawne, jak blyskawicznie zmienil zdanie. Dzien? Dwa po porodzie? Hormony sa zarazliwe? :-)
Czyli już za chwileczkę, tuż za momencik jesteście tuż obok... Ja tam się cieszę. A Francik trenuje Wasze narzecze. :)
ReplyDeletePodejrzewam, ze Francik jest bieglejszy w narzeczu niz Dynia i sie bedzie musial chlopina korepetycji podjac.
DeleteI nas cieszy staly lad i blizszosc kraju przodkow. Bardzo.
Historyczny transfer Dyniofamilii!
ReplyDeleteTrzymam kciuki :).
Dzieki, bo potrzeba tych kciukow w kazdej ilosci. :*
DeleteKaczko - czytam(y) (ja i Importowany) i az chcielibysmy watlymi glosami zakrzyknac jak pielgrzymi w czasie wizyt papierskich: "JES-TE-SMY Z TO-BA! KO-CHA-MY CIE-BIE!".
ReplyDeleteha_lucynka
Dziekujemy! :* (wpadnijcie na kremowki ;-)
DeleteKaczko, naprawdę?? Wchodzę ja tutaj nadrobić zaległości ze świata Dyni, a tu takie nowiny! Idę po coś słodkiego, żeby oswoić się z wiadomością...;-]
ReplyDeleteNaprawde! :-) Choc sama nie dowierzam. No, ale nie da sie juz bardziej wyprzec. Powoli znikaja z domu meble, a firma wywozowa dyszy z kartonami u drzwi. Wow.
DeleteKaczko, znalazlam cie! :D Napisane genialnie :D
ReplyDeleteI co ty piszesz - do Niemcow sie wynosicie? :))) To witam Cie serdecznie w kraju mym ;o) Jestem ciekawa, czy podzielisz moje wrazenia :D
Ha! Tak. Do Heimatu :-) Czytam cie Hieno od dawna i bardzo podzielam. Lada chwila bedziemy mowic jednym glosem :-) Choc mnie moze to zajac dluzsza chwile, bo to nie dla Dyni, ale dla mnie bedzie najwieksze lingwistyczne wyzwanie :-)
DeleteJak tak sama siebie przekonujesz, to calkiem przekonujaca jestes Kaczko, az prawie zaczynam zazdroscic scisko-dupcow ;) Powaznie! I wiesz co jeszcze... nie tylko pediatre i szkolnictwo bedziesz miala, ale tez calkiem znosny, zdrowszy chlebek (tego to mi w tropikach brakuje straszliwie, do wyboru mam 2 i tak juz od lat, bo wlasne gniotki cos nie bardzo wychodza). I sery biale prawdziwie. I kebabow jak nasrane. A jak to wszystko okaze sie niewystarczajace, to wio szukac dalej ziemii obiecanej. Gdzies w koncu ona byc musi, nie? Tak sobie mowie ja, zeby nie bylo, ze opuszczenie palemek jest krokiem do zasiedlenia calkowitego raz i na zawsze, tzn. jak sie trafi nam ansze miejsce, to super i rewelka, ale jak nie... to swiat jest duzy :) Olac! Powodzenia, bedzie gut! :)
ReplyDeleteOtoz to! Musi byc gut jak but! :-) Gdzies musi byc miejsce na ten alegoryczny kredens :-)
DeleteCiemny chleb! Chrupiace bulki! Haribo! Tanie wino! Martini w Lidlu po 4 EUR! Maslanka! Jogurty we wszystkich mozliwych kombinacjach smakowych! Kabanosy! Metka Wurst! Fishbroetchen! Rolmopsy! - przez zoladek do serca kaczki ;-)
i hate u :)
Delete44 (45) komcie?
ReplyDeleteO, żesz.
I wszystko z powodu Teutonii?!
Darling, gdybym wiedziala, ze przeprowadzki tak poprawiaja statystyki bloga to nie czekalabym szesc lat :-)
DeleteTeraz to juz tylko screen-print tych statystyk i pedze ubijac biznes na reklamach 'kurs niemieckiego w weekend'. No, bo co kurcze... nawiasem piszac, odkad poskarzylam sie tobie w mejlu, zem gruba, nadal mi wyskakuja 'chcesz schudnac w tydzien' oraz 'zainteresowana kupnem wagi medycznej?'. Dobrze, ze medycznej, nie przemyslowej...
Kaczko & Rodzino Kaczki,
ReplyDeleteMay the road rise to meet you,
May the wind be on your back,
And the Sun pour down like honey where you stand...
reszta tu: http://www.youtube.com/watch?v=I6BHib3I3Z0
jak przystało na Irlandczyków.
Ja tam tęsknię za Irlandią Północną i jeśli by moja firma chciała otworzyć tam szpital - byłbym już spakowany i czekał na prom.
Powodzenia, gdziekolwiek będziecie. Nie przestawaj pisać, będę tu na Ciebie czekał.
Dzieki Szamanie, tysiac kilka lat temu, w epoce przed Norweskim, przechadzalam sie z zupelnie innym Teutonem po wloskim nabrzezu pelnym zaglowcow i okretow podwodnych i on miedzy rozmowami o Emily Dickinson, Sylwii Plath i ideologii gender :-) rzucil mysl, taka na miare humanisty, nie chemika :-), ze jestesmy podobni do zeglarzy. Niby ster, niby mapy, a czasem trzeba sie pogodzic z tym, ze nas znosi z obranego kursu. Jestem pogodzona. Przyszlo latwiej niz szesc lat temu, gdy opuszczalam Szwecje, latwiej niz cztery lata temu, gdy okazalo sie, ze jednak nie Norwegia, o wiele prosciej niz pozegnanie z Wlochami i nieomal zupelnie bez bolu w porownaniu z tym pierwszym, konkretnym wyjazdem z wlasnego kraju. Mam przeogromny sentyment do wszystkich miejsc 'poprzednich', ale z perspektywy widze, ze 'wyszlo na dobre' i tego i tym razem sie trzymam. Pisac bede. Bez pisania mnie nie ma :-) :*
DeleteKaczko mila !
ReplyDeleteDuzy ciezar na Kaczkowa klate, matczyna piers, zycie Ci wrzucilo !
ale:
Dobrze bedzie - nie ma innej opcji !
Zmiany sa klopotliwe lecz zapobiegaja stagnacji , nudzie I nawykom .
Powodzenia!
Spory ciezar, bo jak na razie na tej zamianie najwiecej traci sama kaczka. Choc, kto wie, za wczesnie dokonywac bilansu zyskow i strat?
DeleteA nuda do pracy zawodowej zdazyla sie zakrasc, wiec i czas pewnie dobry, by zbawiac swiat, gdzie indziej :-)
Dawno mnie nie było (też od paru tygodni probuje się przeporowadzić z południa na północ)i prawie bym przeoczyła taka zmianę w Was!! Stresujące, ale też ekscytujące ;-) Wyjdzie na dobre, jestem pewna. Troche jednak szkoda, że już nie będziesz współsiostrą na tym nieszczęsnym, deszczowym padole...
ReplyDeleteWedług doniesień niemieckiego kolegi meża, chleb też maja już waciany. Znajoma Angielka już trzeci raz z rzędu spedzila wakacje w Bawarii...Byłam 10 lat temu I faktycznie było pięknie I pysznie, ale żeby 3 razy z rzedu...Czy to, że ma męża Holendra ma coś na rzeczy?
Ocieplanego domu zazdroszczę!! I drożdżowki na śniadanie!
Powodzenia Kaczko!
Akulka
P.S. Dynia bedzie MegaMózgiem- z taka stumulacja ! (nie zapominając o zapisie genetycznym rzecz jasna) !!
Maja waciany. W torbach z amerykanska flaga i napisem 'American toast bread'. Czasem na wizycie probuje nas nim futrowac Hauptcioteczka, ale prychamy i pedzimy do najblizszej piekarni po ciezkie czarne bochenki, ktore przetracaja nogi, jesli na nie spadna i na widok, ktorych tutejsi szeptem pytaja 'czy to aby na pewno jadalne?' :-)
DeleteObcokrajowy maz poszerza horyzonty. Wiekszosc autochtonow pozenionych z autochtonami nie wyjedzie dalej niz poza Kornwalie. Maksymalny dystans - Majorka, Algarve i tylko pod warunkiem, ze bedzie Full English. Angielskie zony obcokrajowcow bywaja w kontynentalnej Europie i ku mojej radosci przez dlugie tygodnie podnosza swe szczeki z podlogi - 'bo myslalam, ze tam mieszkaja juz tylko smoki' :-) Ba, te smoki mowia nawet po angielsku! Zyczenia przyjmujemy! Musi byc dobrze! Z takim spolecznym poparciem?! Nie ma innej opcji.
A ja Ci zazdroszczę tych siedmiomilowych butów:)
ReplyDeleteWszędzie jesteśmy tylko przez chwilę. Dlatego tacy nieukorzenieni, odcięci podeszwą.
Moje kroki maleńkie, dreptam w miejscu jak gejsza.
Twoje kroki wielki, okute w odwagę.
Domyślam się, że nie jest łatwo. Ważne decyzje rzucają długie cienie wątpliwości. Ale wierzę, że będzie dobrze. Musi być!
Przecież wiemy, że nie ważne gdzie, a z kim...:))
Ściskam Cię mocno Kaczko i trzymam kciuki:*
Moje kroki wielkie, bo rozmiar stopy sluszny. Czterdziesci i dwa.
Delete:-)
Waska jest granica miedzy odwaga, a brakiem wyobrazni.
Chce wierzyc, ze mierze sily na zamiary. Ze wystarczy.
:*
Oj tam oj tam, ściśnięte pośladki, ale i wiosna zimą, i chleby jak cegła ciężkie, i Bebeluch za miedzą. Idę mielić ziarna na mąkę, wytrącać sól, pędzić bimber i zamawiać kartę stałego klienta w kolei teutońskiej. W chaosie wyjazdu jest najstraszniej, ale nowe po kilku miesiącach - zawsze oswojone. Potwierdza empiryczna autopsja. Cieszę się!
ReplyDeleteNo, ba! Bebe oswaja Teutonie dla kaczki. kaczka ma jednak szczescie :-)
DeleteA gdy mi scisnie za bardzo to w ramach terapii bede czesac trawe w inna strone niz sasiedzi i ustawie fajansowe krasnale bez zachowania symetrii :-)
Gdy cię ściśnie za bardzo to cię zabiorę na północ Teutonii do moich Hipisów na dowód, że są też tacy z luźnym pośladkiem ;)
DeleteKaczko, no to już życzę powodzenia! Już się nie mogę doczekać wpisów z nowego miejsca dowodzenia:)! Rozluźnicie te ściśnięte nastroje:)
ReplyDeleteDziekuje! A gdy juz przejmiemy wladze nad Teutonami to obstalujemy Dyni korone :-)
DeleteJak będziecie maszerować do Austrii a was buty zabolą, to pod drodze do mnie! Do naszego wychodka! Przez dwanaście lat tak zapaskudziliśmy ten wychodek, że i kosmici nas omijają i serducho pajęczyną zarosło! Jak się z wami uporają, wyślij komsmitów do nas, bo ten "międzyczas" doprowadza mnie do szału!
ReplyDeleteZ przyjemnoscia. Do wychodka zawsze :-)
DeleteSię spociłam z wrażenia! A teraz umrę z ciekawości.
ReplyDeleteTo wyżej to byłam ja spiewajaco!
ReplyDeleteZ ciekawosci, jak kaczka sie odnajdzie w Nowym? Bede donosic, choc po dwudziestym moze nastapic krotkotrwala przerwa, bo oprocz potencjalnej placowki dla Dyni, nie mamy jeszcze nowego adresu :-)
DeleteKaczko, rób częściej takie rewolucje!
ReplyDeleteskrzynka mailowa pandeMonii
;)
Gdybym wiedziala, ze jest takie zapotrzebowanie spoleczne, to bym juz dawno w cholere to porastanie grzybem na Wyspie zarzucila.
DeleteTylko pytam, czemu nie w jakis egzotyczny zakatek Wszechswiata? Zebym, psia krew, mogla blogowac o tym, jak kolibry jedza mi z reki, a nie o tym, ze kolektyw sasiadow sie czepia, ze mi paprotka na parapecie zanadto wybujala :-)
pięknie się Kaczka buja po świecie: drepcze, pływa i lata. Tym razem macie pewnie więcej bambetli, ale jakie już doświadczenie!
ReplyDeleteBack to civilization! Endlich in Deutschland!
Po anarchii zycia na Wyspie, wrocimy do tej cywilizacji jak wychowani przez wilki ;-)
DeleteBambetli najwiecej ma Dynia. Meble probujemy spieniezyc. Zabieramy jubileuszowe kubeczki z Diana i Karolkiem :-)
Do Hermi bedzie blizej. Chyba.
Chętnie pomogę w spieniężaniu ubrań po Dyni bom zauroczona.
DeleteDyniowymi outfitami? One glownie z Armii Zbawienia i choc Dynia wielce dbajaca o ich integralnosc, nie wiem, czy znalazloby sie wielu chetnych :-)
Deleteojojoooj, takie tu się dziwy dzieją! a ja kurde nie załapałam się na odwiedziny w końcu, bo bilety nie chciały być tanie. buuu buuuuuuu. no ale może uda się gdzie indziej, noooo.
ReplyDeleteto ja trzymam kciukasy, by w nowym miejscu było co opisywać!
Cuda na kiju sie dzieja.
DeleteNowa lokalizacja zaklada godzine oddalenia od lotniska we Frankfurcie, wiec Lejdi da rade :-)
oktoberfest się zaczął! duży kufel tylko 9 ojro!
ReplyDeleteNorweski twierdzi, ze to okrutne zdzierstwo :-) Wstep do szoku kulturowego ;-)
DeleteKaczko - nie bylabym soba... ;)
ReplyDeleteLepsze juz badenskie wursty
Nizli hipokryzji kursy.
ha_lucynka
Wiecej, wiecej!
DeleteLepiej w Rzeszy spac pod mostem
ReplyDeleteNizli jesc fasole z tostem.
Trafia na makatke.
DeleteBa, za pozwoleniem, naklejam nad 'Just leaving' i puszkami na sznurkach, ktore planujemy przywiazac do samochodu.
Lepszy sledzik u Bismarcka
ReplyDeleteNiz labedzie zrec po parkach :)
ha_lucynka
ha_lucynko, Pegaz twoj nad wyraz rasowy!
DeleteBędzie kredens wyczesany i kanał ( jakiś) za oknem, zobaczysz. Tylko wyspa opustoszeje w dupe jeża.
ReplyDeleteCzerpałam z Twojego pisania wielokroć, za co serdwczne dzięki Kaczko.
To ja dziekuje za taki komplement!
DeleteByleby tylko w ten kanal nie wpasc :-)
Lzy ronimy rzesiste I kciuki trzymamy za te I nastepna ( do Kolibrowa) przeprowadzke. Wierna czytelniczka paniena z. gumisiem trzy I Pol,north yorkshire
ReplyDeleteLzy ocieram! Kciuki pobieram :*
Delete