[17 Apr 2012]
(...)
Belgia.
Belgia zasługuje na ramkę, laurkę, poemat, pean i litanię dziękczynną.
O Belgii opowie się osobno.
[... gdy się już udepcze w pralce przyziemną Annapurnę brudnych outfitów...]
Tymczasem najświeższe.
(...)
- Powiedz ‘pies’, Dyniu.
- Wau wau. – powiada Dynia ochoczo.
- Powiesz ‘der Hund’? – zazdrości ojciec.
- PIES! – Dynia klepie Norweskiego po plecach i makiawelicznie rechocze.
(...)
Na zajęcia szkółki niedzielnej – smakowita nazwa jakby wycięta z Zielonego Wzgórza – zabrał Dynię Norweski.
- Kaczka. – ustaliła ponoć Dynia wskazując na gołębie wcielenie Ducha świętego odmalowane przez uczynne diakonisy.
Jakże schludna jest systematyka świata w wydaniu Dyni.
Linneusz wdzięcznie uproszczony, otrzepany z okruszków czasu i cywilizacji.
Włosy na nogach świata ożywionego wydepilowane brzytwą Ockhama.
[Katkcha] – wszystko, co ma skrzydła, wauwau – wszystko, co ma cztery nogi, apup! – złote, tłuste, stukilowe karpie w ogrodzie teutońskich sąsiadów, pejsy spod jarmułki małego chasyda i pajda chleba z wurstem.
(...)
- MAMA! MAAAAAAMA! MAAAAAAAAAAAMA! – skanduje Dynia przywiązana do mnie niewidzialną pępowiną o strukturze bungee.
Gdzie nie pójdę, tam Dynia.
Gdzie ty Gajus, tam ja Gaja.
Od tygodnia.
Gdy przypadkiem wychodzę sama, przemykam podcieniami, przyklejam się do ścian, schodzę do kanałów, nerwowo rozglądam się dookoła... bo nie dam głowy, że nie śledzi mnie miniatura człowieka w prochowcu, kapeluszu i ciemnych okularach, która w każdej chwili może wyjrzeć zza egzemplarza gazety i wrzasnąć: MAMA! MAAAAAAMA!
I przykuć się do mojej nogi jak ekolog do doliny Rospudy.
Jak wąsonóg do burty statku.
Jak przywra do wątroby.
Tryskają oto z Dyni zdroje, gdzieżby tam zdroje, gejzery spontanicznego, miłosnego uczucia.
Dynia chce obwieszać się na szyi, tulić mnie do wytrzeszczu i przyozdabiać me lica czekoladowo-dżemowo-smarczanymi pocałunkami.
Nikt inny nie jest godzien takich zaszczytów.
Gdybyż tak na antypodach tego macierzyńskiego doświadczenia Dynia nie wyła jak ranny mamut, bo podałam jej bułkę prawą ręką, a powinnam lewą, a na widelcu jest kaczuszka zamiast karaluszka, a...
AAAAAAAAAAAAAAAA!
©kaczka
(...)
Belgia.
Belgia zasługuje na ramkę, laurkę, poemat, pean i litanię dziękczynną.
O Belgii opowie się osobno.
[... gdy się już udepcze w pralce przyziemną Annapurnę brudnych outfitów...]
Tymczasem najświeższe.
(...)
- Powiedz ‘pies’, Dyniu.
- Wau wau. – powiada Dynia ochoczo.
- Powiesz ‘der Hund’? – zazdrości ojciec.
- PIES! – Dynia klepie Norweskiego po plecach i makiawelicznie rechocze.
(...)
Na zajęcia szkółki niedzielnej – smakowita nazwa jakby wycięta z Zielonego Wzgórza – zabrał Dynię Norweski.
- Kaczka. – ustaliła ponoć Dynia wskazując na gołębie wcielenie Ducha świętego odmalowane przez uczynne diakonisy.
Jakże schludna jest systematyka świata w wydaniu Dyni.
Linneusz wdzięcznie uproszczony, otrzepany z okruszków czasu i cywilizacji.
Włosy na nogach świata ożywionego wydepilowane brzytwą Ockhama.
[Katkcha] – wszystko, co ma skrzydła, wauwau – wszystko, co ma cztery nogi, apup! – złote, tłuste, stukilowe karpie w ogrodzie teutońskich sąsiadów, pejsy spod jarmułki małego chasyda i pajda chleba z wurstem.
(...)
- MAMA! MAAAAAAMA! MAAAAAAAAAAAMA! – skanduje Dynia przywiązana do mnie niewidzialną pępowiną o strukturze bungee.
Gdzie nie pójdę, tam Dynia.
Gdzie ty Gajus, tam ja Gaja.
Od tygodnia.
Gdy przypadkiem wychodzę sama, przemykam podcieniami, przyklejam się do ścian, schodzę do kanałów, nerwowo rozglądam się dookoła... bo nie dam głowy, że nie śledzi mnie miniatura człowieka w prochowcu, kapeluszu i ciemnych okularach, która w każdej chwili może wyjrzeć zza egzemplarza gazety i wrzasnąć: MAMA! MAAAAAAMA!
I przykuć się do mojej nogi jak ekolog do doliny Rospudy.
Jak wąsonóg do burty statku.
Jak przywra do wątroby.
Tryskają oto z Dyni zdroje, gdzieżby tam zdroje, gejzery spontanicznego, miłosnego uczucia.
Dynia chce obwieszać się na szyi, tulić mnie do wytrzeszczu i przyozdabiać me lica czekoladowo-dżemowo-smarczanymi pocałunkami.
Nikt inny nie jest godzien takich zaszczytów.
Gdybyż tak na antypodach tego macierzyńskiego doświadczenia Dynia nie wyła jak ranny mamut, bo podałam jej bułkę prawą ręką, a powinnam lewą, a na widelcu jest kaczuszka zamiast karaluszka, a...
AAAAAAAAAAAAAAAA!
©kaczka
No kurza d.. znaczy się kaczczyna. Już listy gończe po wsi porozlepiałam:(
ReplyDeleteTylko po wsi? :-)
Deleteno jeeeeeeeeeeeesteś. lowe ja Twoje historie. lowe ja Dynię (na odległość, nie, nie, nie chcę adoptować).
ReplyDeletea z tym przylepianiem to widziałam kilka takich przypadków. przyznaję otwarcie, zabiłabym :)
Jestem, jestem!
DeleteFaza przylepiania jest dla tych co maja nerwy rozciagliwe jak gumka od gaci :-)
Dynia w prochowcu! przepadam!!!
ReplyDeleteWitamy Pernambuco!
DeleteDorzucam do prochowca mini szczudla i cygaro :-)
korzystaj :)))) Potem Ty będziesz jako ten ekolog.... tylko Dynia Rospudą nie będzie chciała być
ReplyDeleteNie mam wyjscia, korzystam, bo nie ma innej alternatywy :-)
DeletePrzylaczam sie. Pozniej bedzie 'Zostaw mnie w spokoju'. Juz niedlugo Kaczko niedlugo. A tymczasem Dynia uswiadomila mi, ze nie mialam pol roku temu wyrodnej corki, tylko corke w fazie:)
ReplyDeleteTesknimi za Dynia i swita niezmiernie.
PS. Cale biuro zazdrosci mi wypasnych kubeczkow:)
Loulou
Material filmowy z tancow z Pociecha Dynia eksploatuje niemilosiernie i z nostalgia. Nastepnym razem przyjezdzamy na miesiac i rozbijamy namiot kolo kurczakow! Przywieziemy wiecej kiczowatych kubeczkow :-)
Delete