(...)
(...)
Na śnieżnobiałej ścianie parafialnej świątyni Norweskich jest fresk nieznanego kubisty, na którym lakoniczny, trygonometryczny Gabryjel bez butów zwiastuje od linijki powściągliwej, kwadratowej, geometrycznie zasępionej Miriam.
Sztuka sakralna zstępuje z ram. Archanielskie trójkątne stopy są w zasięgu nawet i przykrótkiej dziecięcej ręki.
W parafialnej świątyni Norweskich młodzież ma nieograniczony dostęp do kredek.
Błąd, powiadam, błąd!
- Co tam robisz, Dyniu, pod archaniołem? Z kredką w ręku???!!!
[ALARM! ALARM! ALARM!]
- SZUUUUUS!
Anioł pozostał bosy.
Kredki skonfiskowano.
Pruskie organy Gott sei dank! wydajnie zagłuszyły protest.
Parafianie winni zrewidować poglądy na frywolną ogólnodostępność artykułów piśmienniczych.
Samozwańczy Michał Anioł ma szlaban na zwiedzanie Kaplicy Sykstyńskiej.
Wyraża się twórczo w mniejszym formacie domalowując buty trzodzie chlewnej.
W warunkach ścisle kontrolowanych.
(...)
Dziesięć dni temu urodził się Eduardo Juan Diego Rubenito Młodszy.
Dynia błąka się po ochronce jak zjawa daremnie szukając Rubenita Starszego.
Narodziny Edka, jak nie przymierzając w Trzecim lub Czwartym świecie, odcięły Starszemu dostęp do edukacji.
(...)
Teutońską opiekę społeczną zdenerwowała notoryczna nieobecność Dyni na regulaminowych przeglądach, czemu to opieka dała wyraz śląc coraz smutniejsze w treści listy bulgocące od czerwonej czcionki i dużych liter.
Skutkiem koloru czcionki i tych drukowanych liter, okazałam przeto Dynię teutońskiej służbie zdrowia.
(Problemem jest zupełny brak fantazji rubryk w teutońskich tabelach. Nigdzie nie można tam wpisać, że dziecko mieszka na wyspie, chodzi boso, a o jej układ immuno dba doktor Paracetamol i siostra Nurofen.)
Na widok służby Dynia popadła w stupor.
- Gdzie jest Der Traktor? Der Pies? Der Schmetterling? – próbowała dowiedzieć się służba, a Dynia gapiła się bezmyślnie w ścianę.
Na widok książki z obrazkami wyemitowała: WOW! – tak jakby książkę z obrazkami widziała pierwszy raz w życiu.
Na prośbę, żeby samodzielnie stanęła na podłodze, rozjechały jej się obie nogi. W szpagat.
Na prośbę, żeby stanęłą na wadze, straciła kregoslup i rozlała się po podłodze.
Na prośbę, żeby udostępniła jamę ustną, tradycyjnie zacisnęła zęby jak mastiff.
Na wszelkie inne prośby, chowała głowę pod moim swetrem.
(Oto, opieko społeczna, dowód, że trzymamy Dynię w ciemnej piwnicy.)
Na pytanie, czy mówi, Dynia odpowiedziała: Heiss!
Choć równie dobrze mogło to być: szajs.
Warto nadmienić, choć to pewnie oczywiste, że pięć minut wcześniej, w poczekalni przerzuciła dziecięcy księgozbiór, wskazała kilka egzemplarzy fauny i flory, próbowała wejść Norweskiej babce na głowę (dosłownie, bo metaforycznie ma tam namiot od dawna) oraz zadzwoniła do kogoś z hałaśliwą, obszerną relacją darmowymi minutami drewnianego telefonu.
Raport z bilansu dwulatka studzi nasz zapał, by Dynię zapisać do Mensy.
(...)
Mowi ‘oko’ oraz ‘Buzz’.
‘Buzz’ z nutą nostalgii, bo do kosmonauty Buzza zawsze trwale przytwierdzony był Rubenito.
©kaczka
(...)
Na śnieżnobiałej ścianie parafialnej świątyni Norweskich jest fresk nieznanego kubisty, na którym lakoniczny, trygonometryczny Gabryjel bez butów zwiastuje od linijki powściągliwej, kwadratowej, geometrycznie zasępionej Miriam.
Sztuka sakralna zstępuje z ram. Archanielskie trójkątne stopy są w zasięgu nawet i przykrótkiej dziecięcej ręki.
W parafialnej świątyni Norweskich młodzież ma nieograniczony dostęp do kredek.
Błąd, powiadam, błąd!
- Co tam robisz, Dyniu, pod archaniołem? Z kredką w ręku???!!!
[ALARM! ALARM! ALARM!]
- SZUUUUUS!
Anioł pozostał bosy.
Kredki skonfiskowano.
Pruskie organy Gott sei dank! wydajnie zagłuszyły protest.
Parafianie winni zrewidować poglądy na frywolną ogólnodostępność artykułów piśmienniczych.
Samozwańczy Michał Anioł ma szlaban na zwiedzanie Kaplicy Sykstyńskiej.
Wyraża się twórczo w mniejszym formacie domalowując buty trzodzie chlewnej.
W warunkach ścisle kontrolowanych.
(...)
Dziesięć dni temu urodził się Eduardo Juan Diego Rubenito Młodszy.
Dynia błąka się po ochronce jak zjawa daremnie szukając Rubenita Starszego.
Narodziny Edka, jak nie przymierzając w Trzecim lub Czwartym świecie, odcięły Starszemu dostęp do edukacji.
(...)
Teutońską opiekę społeczną zdenerwowała notoryczna nieobecność Dyni na regulaminowych przeglądach, czemu to opieka dała wyraz śląc coraz smutniejsze w treści listy bulgocące od czerwonej czcionki i dużych liter.
Skutkiem koloru czcionki i tych drukowanych liter, okazałam przeto Dynię teutońskiej służbie zdrowia.
(Problemem jest zupełny brak fantazji rubryk w teutońskich tabelach. Nigdzie nie można tam wpisać, że dziecko mieszka na wyspie, chodzi boso, a o jej układ immuno dba doktor Paracetamol i siostra Nurofen.)
Na widok służby Dynia popadła w stupor.
- Gdzie jest Der Traktor? Der Pies? Der Schmetterling? – próbowała dowiedzieć się służba, a Dynia gapiła się bezmyślnie w ścianę.
Na widok książki z obrazkami wyemitowała: WOW! – tak jakby książkę z obrazkami widziała pierwszy raz w życiu.
Na prośbę, żeby samodzielnie stanęła na podłodze, rozjechały jej się obie nogi. W szpagat.
Na prośbę, żeby stanęłą na wadze, straciła kregoslup i rozlała się po podłodze.
Na prośbę, żeby udostępniła jamę ustną, tradycyjnie zacisnęła zęby jak mastiff.
Na wszelkie inne prośby, chowała głowę pod moim swetrem.
(Oto, opieko społeczna, dowód, że trzymamy Dynię w ciemnej piwnicy.)
Na pytanie, czy mówi, Dynia odpowiedziała: Heiss!
Choć równie dobrze mogło to być: szajs.
Warto nadmienić, choć to pewnie oczywiste, że pięć minut wcześniej, w poczekalni przerzuciła dziecięcy księgozbiór, wskazała kilka egzemplarzy fauny i flory, próbowała wejść Norweskiej babce na głowę (dosłownie, bo metaforycznie ma tam namiot od dawna) oraz zadzwoniła do kogoś z hałaśliwą, obszerną relacją darmowymi minutami drewnianego telefonu.
Raport z bilansu dwulatka studzi nasz zapał, by Dynię zapisać do Mensy.
(...)
Mowi ‘oko’ oraz ‘Buzz’.
‘Buzz’ z nutą nostalgii, bo do kosmonauty Buzza zawsze trwale przytwierdzony był Rubenito.
©kaczka
Dyni nie da sie nie kochac:)
ReplyDeleteCiotka Lou
Ciotko Lou, sprawdzimy w realu. Chowaj klucz do spizarni!
DeleteNo bardzo inteligentna dziewczynka, co będzie się obcym ludziom prezentować. Ci, którzy ją interesują, doskonale "wiom" jakim jest geniuszem :)))))
ReplyDelete:-)))
DeleteGlownie kulinarnym!
Normalka, dzieci, hobbici w szczególności, wiedzą co robić (a właściwie czego nie robić), gdy ktoś obcy tego od nich koniecznie wymaga. I mają rację :-))
ReplyDeleteO tak, wrzucamy na luz :-)
Deletekaczka brzmi jak ciocia. ciocia kaczka
ReplyDeleteale że służba zdrowia tak się o dziecko upomina, no, no, no. wiedzieli co robią, bo się nagle okazało, że Dynię trzymacie w piwnicy, przypalacie papierosami albo dręczycie niemiecką pornografią (heiss!), nie dajecie książeczek, nie uczycie mówić i w ogóle poruta kompletna. teraz do Was zacznie pisać opieka społeczna i to na pewno będą bardzo duże litery :D
Bo Dynia jest oszczedna. Poddaje slowa recyklingowi :-)
DeletePisac niech pisza, gorzej, gdy zechca odbierac :-)
Choc tu nie mam zludzen, oddaliby Dynie po godzinie.
Jeszcze się Mensa o Dynię upomni :))) Zwłaszcza za te buty! :)
ReplyDeleteGdzie to było? "Zgłodniałych nakarmić, spragnionych napoić, bosych odziać..." ? :)
Ten czyn milosierdzia to z wewnetrznego natchnienia, bo kazanie oscylowalo wokol namiotow :-)
Deletenie mów, że wolałabyś, żeby się zabrała w tym kościele za malowanie namiotów :D lub za rozstawianie, z czego się nawinie :D
DeleteOczywiście to Norweski każe dziecku powtarzać Kaczka, w ramach rekompensaty za germanizacje?
ReplyDeleteNorweski kaze dziecku powtarzac 'Norweski, Norweski, Norweski', a Dynia milczy jak glaz :-)
DeleteShoooooz to jest hicior u nas tez. Nie roumiem dlaczego Stokrocie nie podobaja sie swojskie "buty". Pewnie tesciowa jakas dywersje uprawiala jak mnie nie bylo. A "kaczka' gosci u nas juz od dawna, bo jej gumowy odpowiednik jest preferowanym towarzystwem w wannie:)
ReplyDeleteSzukam sensu w wyborze slow. Nie mam pojecia, dlaczego Dzordz wychodzi jej bezblednie, a kaczka jak na zalaczonym obrazku. Nie wiem czemu SZUUUUUS, skoro potrafi powiedziec BUUUUUUU...
ReplyDelete