976-977

[11-12 Dec 2011]

(...)
Miałam pracować w domu.
Nieskonfigurowałam się.
(Podobno.)
Z pracy w domu mam więc głównie stos rozpoczętych dokumentów i siedem litrów rosołu w nowym garnku.
Gdy wrzucam nici makaronu do nowego garnka, po raz pierwszy nie muszę na nich siadać, by upchnąć je pod pokrywką.
(Zaryzykuję, że upływa przynajmniej kwadrans od momentu wrzucenia do chwili, gdy uderzą w dno i echem zakomunikują lądowanie.)
Z pracy w domu mogę spacerem pójść przez wieś i odebrać ochronce dziecko.
Krzepiące jak rosół.
To idę.

(...)
Krępa, norweska kosodrzewina.


©kaczka

Related Post:

  • 765[7 Apr 2011] (...) Dziesięć miesięcy Dyni. Charakter. Mobilność. (Od wczoraj Dynia sunie do przodu manierą poligonową. Brak jej tylko karabinu i bagnetu.) Cztery zęby i jeden, gd… Read More
  • 766[8 Apr 2011] (...) - Łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – uderzyła w lament Dynia. W tłumaczeniu: zabierz mnie stąd natychmiast. NATYCHMIAST! Oni wszyscy na mnie PATRZ… Read More
  • 767-768[9-10 Apr 2011] (...) Nawet czterdzieści stopni nie odrywa Dyni od jedzenia. Zupa, pierogi, ciasteczko, kanapka, garść chrupek, taśmowo pudełka serów. Dwanaście godzin wrzącej go… Read More
6 comments on "976-977"
  1. Kurdeś, przepiękne fest! Jak na Norweskoleśnych przystało. I ta Pomocnica ho, ho

    ReplyDelete
  2. fajnie, fajnie, ale to nie wigilia! przecież drzewko zdobimy tuż przed. Palce świerzbią do bombek i łańcuchów, ale nie wolno, trzeba czekać. Nie macie tak?

    ReplyDelete
  3. > Zoska: tylko takie przykrotkie, jak ta pomocnica :-)
    > Hermi: jesli wejdziesz miedzy wrony... wzgledem miejscowych jestesmy z dekorowaniem choinki spoznieni o dobre dwa tygodnie :-) ja bym czekala, ale tubylcy przechodza mi przez salon (buchachacha!) w ramach przedswiatecznych wizyt i nie moga czuc sie wyalienowani :-)

    ReplyDelete
  4. Zima idzie. 7 litrów będzie jak znalazł! :)))

    ReplyDelete
  5. I to jeszcze taki, ktory lagodnie sobie pyrka na kuchence przez pol dnia.
    Zezarli mi juz polowe :-)

    ReplyDelete
  6. Och taki pyrkający! Wiem, że to pewnie kolejny przykład kuchennej alchemii ale podobno jak się zaleje lodowatą wodą i taki tyci gaz włączy i godzinami pyrka to nie ma zmiłuj, będzie mistrzostwo. Potem takie czyste rosolisko mrożę w porcjach po 2 litry i baza do zup, jak najdzie leniwy dzień.
    Już nie mogę się doczekać, żeby się sztachnąć iglakiem. Groza mnie zmroziła jak mój samiec bąknął coś o sztucznej.

    ReplyDelete