[318]

[4 Dec 2016]


(...)

Lada moment!
(...)
W odpowiedzi na post o czyszczeniu sreber zostałam zasypana listami. Ich ogromna ilość obnażyła niespotykaną skalę probelmu.
Wszyscy trzej nadawcy, dacie wiarę, nie śpią po nocach, bo sen z powiek  spędza im kwestia brudnych łyżeczek ze srebra, które otrzymali w posagu.
(Nie wypada kopać leżącego, więc nie pytajmy, co zrobili, że tak bardzo nienawidzą ich własne matki!)
Zanim więc tych trzech nieszczęśników otrzyma sądowy zakaz zbliżania się do placówek edukacyjnych na odległość stu metrów, wbiegam do budki telefonicznej, wychodzę zeń jako Martha Stewart i podaję publicznie przepis na czyszczenie srebra dla leniwych.
Ten, którym Norweski nie zdążył podzielić się z Montessorianami.
Oto  dno naczynia żaroodpornego należy wyłożyć folią aluminiową i hojnie posypać solą kuchenną.
Na tej soli rozkłada się swój posag i wszystko zalewa wrzątkiem, a za pięć-dziesięć minut odławia się fanty lśniące jak lustro i to nawet w miejscach, gdzie nigdy nie dotarłyby dłonie najdrobniejszego  przedszkolaka.
(Uprasza się pamiętać, że [i] proces emituje smrodliwe gazy w typie siarkowodoru, więc  nie należy się z nim zamykać w pomieszczeniu na szczotki. [ii] Zawsze warto przeprowadzić próbę na pojedynczym egzemplarzu łyżeczki. To na wypadek, gdyby ciotka Ziuta przyoszczędziła na naszym ślubnym prezencie. I wreszcie [iii] jeśli srebro jest oksydowane to po terapii w folii alu już nie będzie. Nieodwracalnie. Warto więc z nim to ustalić nim odpalimy czajnik.)
Kiedy oniemiejecie na widok rezultatów, nie krzyczcie aby: Norweski, jaka ta chemia jest cudowna!
Norweski przewróci bowiem oczami, westchnie ciężko i powie, że chemia to jest tylko jedna.
Organiczna.
W szczególe zaś - syntetyczna.
Cała reszta, jak na przykład to coś, co akurat śmierdzi w waszej misce, to taka homeopatia i akupunktura nauki.

(...)
Trwa Adwent, więc jak to w Erefenie, wypada bywać na świątecznych jarmarkach i kupować ciasteczka dochódzktórychzasili.
Po trzech latach to atrakcja, której scenariusz jest przewidywalny – smażona kiełbasa, grzane wino, karuzela, stoisko z wyrobami z filcu, kiosk z amuletami, grupa młodzieży, która  podwędziła matce gofrownicę o wydajności dwóch gofrów na piętnaście minut i wypieka gofry w jakiejś intencji, kolejka czterdziestu osób ustawiona do gofrów, chór miejscowej szkoły muzycznej i amatorska orkiestra dęta. A do tego, wszyscy chcą ci wcisnąć ciasteczka.
Największą siłę perswazji ma zazwyczaj miejscowy klub podnosicieli ciężarów.
(Pozostaje tajemnicą, jak oni lepią te maleńkie ciastka paluchami w rozmiarze francuskich bagietek?)
Tak, po trzech lat magia i czar tego eventu jakby się opatrzyła.
Szczególnie, że kiełbasa po cztery pięćdziesiąt, a jeden przejazd karuzelą  - dwa ojro.
To znaczy są tu na pewno takie jarmarki, gdzie spotkać można japońskich turystów, wino nie jest domową produkcją szwagierki naczelnika poczty, sprzedawana kiełbasa nie była z przeceny w Lidlu, a koń na karuzeli nie wygląda jak wyciągnięty na powierzchnię Łysek z pokładu Idy.
Ale to nie u nas.
Dodatkowo nie ułatwia, że mieszkamy na rozstajnych drogach, u zbiegu trzech wsi.
Do szkoły chodzimy w jednej, na ksylofon w drugiej, a liga dwóch ogni 'Rącze Messerschmitty' gra w trzeciej. A taki klub ninja to w ogóle obwoźna ekipa z sąsiedniego miasteczka.
Zatem są oczekiwania, że oblecimy wszystkie jarmarki i z każdego wyniesiemy wygniatane gdzieś, pod presją, ciasteczka.
Nadzwyczajnie to krzepiące, że takie ciasteczka obowiązkowo jednak poddawane są obróbce termicznej, gdyż zdarzyło się ostatnio iż Norweski przeczytał pierwszy rozdział książki Jespera Juula (podziękowania, dedykacje lub spis treści) i to już tak wstrząsnęło jego ojcostwem, że zabrał się za konsolidowanie więzi. Zebrał swe dzieci i, przy nagłym odpływie zdrowego rozsądku, przymusił do pieczenia ciasteczek.
Zupełnie nie bacząc na to, że Dynia najchętniej uczy się na błędach, a Biskwit gardzi autorytetami, więc nikt nie będzie Biskwitowi mówił, ile to jest sto dwadzieścia gramów masła albo żeby nie wycinać z ciasta odklejonego od podeszwy.
Zatem, gdy pomyślę, że to niemożliwe, że my jedni odklejamy od podeszwy i 'Właściwie Norweski, czy one umyły te ręce zanim wraziły je po łokcie w ciasto???' to jednak ulga, że dwieście stopni Celsjusza i najczęściej już brak entuzjazmu na etapie pakowania w torebki.


(...)

Poradnik jedzenia jarmarcznych Wurstów po zmroku. Dynia (2016)

(...)
Biskwit, towarzysząc mi podczas badań medycznych, otrzymał w ubiegłym tygodniu w prezencie balon nadmuchany z diagnostycznej rękawicy i przerobiony na Pinokia przy pomocy wodoodpornego flamastra. Wilson – skojarzenie trudne do uniknięcia - towarzyszy nam odtąd wszędzie. Biskwit scalił się w jedno z Wilsonem. Razem śpią, razem jedzą, razem dłubią w nosach, razem przesiadują w stajni. A tu w s z y s t k o czyha na wolny od lateksu, hypoalergiczny, przezroczysty żywot Wilsona! Otwarte okno, gorąca płyta kuchenki, widelec, komplet zaostrzonych ołówków...
I pomyśleć, że średnia długość życia chomika wydawała mi się kłopotliwa, by czynić zeń zwierzę domowe.

(...)
Miewam regularne ataki paniki w temacie, jak taki maleńki i bezbronny Biskwit poradzi sobie sam pośród Szwabskich Kluseczek. A potem widzę, jak Biskwit jednym ciosem w plecy wydobywa z adwentowego kalendarza w s z y s t k i e czekoladki naraz i jestem jakby spokojniejsza.




©kaczka
20 comments on "[318]"
  1. Prawdę mawiają: czytanie rozwija. Czytanie Kaczki tym bardziej.
    Rozwija moją pamięć - od poprzedniego wpisu wiem już na nowo, że mam jakieś widelce i noże, podobno srebrne, pobabcine, od lat-sama-nie-wiem, od momentu wyprowadzenia się od rodziców. Oczywiście nieużywane.
    I rozwija moją wiedzę chemiczno-jakąś-tam. No bo Kaczko, miejże litość, ale żebym ja po nocy i po internetach musiała sprawdzać, co to jest srebro oksydowane? I na dodatek jak mam tę wiedzę zastosować do nieużywanych sztućców (ściemniały bo ściemniały, czy ciemne bo oksydowane?) Poradnik rozpoznawacza proszę! Byle nie auf Deutsch, bo jak pomyślę o słownictwie technicznym, rzeczownik sztuk jeden na półtora wersu...

    ReplyDelete
    Replies
    1. kaczka lepsza niz butelka lecytyny w zestawie dla seniora!
      Przyznaje od razu, nie mam pojecia.
      Tu juz chyba licza sie jedynie wzgledy osobistego gustu. Internety pisza, na przyklad: 'oksydowanie daje efekt eleganckiej, równomiernej szarości, w przeciwieństwie do brunatno-szarego ciemnienia, ale jeżeli ktoś nie miał możliwości porównania tych efektów, każdą barwę srebra inną niż jasna będzie interpretować jako niechciane ściemnienie.'
      Buchachachacha.
      Rozkladam rece.

      Delete
  2. PS Bezbronny Biskwit. Toż to podręcznikowy oksymoron.

    ReplyDelete
    Replies
    1. dokladnie :)
      Bardziej nalezy martwic sie o tych, co beda miec z Biskwitem do czynienia. O te autorytety przedszkolne. Juz mi ich szkoda...

      Delete
    2. Szczegolnie, ze w ciagu ostatnich 48h Biskwit zaczal wyrazac nadzwyczajna chec udania sie do placowki. Samotnie.
      Jestesmy skolowani.

      Delete
  3. A ja pamiętam sprzed lat zestaw (!) do czyszczenia srebra - czy to kupiony, czy też w prezencie... nie pamiętam - sól i sreberko z instrukcją, że wrzątkiem zalać.... Miło było odkryć, że sreberko od czekolady wystarczy... i nie trzeba nic specjalistycznego kupować ;) BTW biżuterię też tak się świetnie czyści, nie tylko sztućce :).
    Pozdrawiam z nieustającym zachwytem nad Kaczkową maestrią wiązania słów

    ReplyDelete
    Replies
    1. Agajo, dziekuje i pokrywam sie rumiencem.
      Tak, bizuteria tez! Blysk jest zaskakujacy.
      A myslalam, ze ta plytka z telezakupow nie wymagala soli. Spryciarze!

      Delete
  4. "Poradnik jedzenia jarmarcznych Wurstów po zmroku" rozwala system. Serio.
    Z powodzeniem mozna by to w jakims muzeum powiesic wsród Picassów i nikt by sie nie zorientowal ze to "farbowany lis".

    ReplyDelete
    Replies
    1. Farbowany Wurst!
      Przekazalam wyrazy uznania Artystce. Zapytala, kim jest Picasso i czy stanie do dalszej rywalizacji. Wiadomosc o tym, ze Picasso jest nieboszczykiem troche zasmucila Dynke, ale widzialam tez ten blysk w oku, ze jeden ocho! konkurent mniej :-)

      Delete
  5. Dynia! Dynia! Dynia!
    Chcę więcej!

    Oraz może podsunąć Wiewiórowi tego Juula? Choć czy ja wiem, skoro tańczy z Grudką od 6:36 w niedzielę rano, a mi daje pospać, to chyba źle nie jest.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Norweski chetnie mu pozyczy. To moja druga proba w ciagu szesciu lat, by sklonic Norweskiego do pozytecznej w wychowaniu lektury. Fakt, ze przeczytal przedmowe otrabiam jako sukces :-)

      Wiecej Dyni? Da sie zrobic.

      Delete
    2. Przedmowę! Mołodiec!
      Lektury o tematyce wychowawczej porzuciłam ostatecznie jakieś cztery lata temu. Chciałam się fachowo zmierzyć z moją dwulatką. Po pół rozdziału zorientowałam się, że autorka ma dla mnie radę: mam się lepiej zorganizować!
      Ja! LEPIEJ!
      A poszła ty w cholerę, autorko!


      Delete
  6. zaraz lecę szukać srebra rodowego i wydrukuje sobie ten przepis na czyszczenie. serio.
    i również myślę, że Biskwit się już zdążył nieco wypalić i usztywnić w działaniu ))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, ten cios, po ktorym wypadly WSZYSTKIE czekoladki... mistrz!

      Wyprobuj na najmniej uzywanym widelczyku do kawioru, bo srebra rodowe sa czasem rowniez platerowane, wiec ostroznosc wskazana.

      Delete
  7. Donoszę, iż na razie oblecieliśmy tylko wyroby z filcu, ale ciasteczka z dochodem i wurszty planujemy w najbliższy weekend. W akoompaniamencie kolędującego chóru i pośród tańczących primabalerin w wieku 3+.

    Przepis na rodowe srebra zacny. Aż pobieżę obczaić, czy takowe posiadam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dobrze radze, ubierzcie cieple skarpety. Dwanscie par! I onuce. U nas tylko minus jeden, a czlowiek i tak zamarza do samiusienkiego szpiku.

      Bizuteria ze srebra tez sie niezle wyczysci, jak wspomniano wyzej :-)

      Delete
  8. Biskwit sobie poradzi, niech no tylko zmyleni niepozornym wyglądem dziewczęcia chłopcy pociagną Biskwita za warkoczk, a zamiast czekoladek będą wypadały zęby ;)
    Jarmarków świateczne w mojej najbliższej (oraz w tej której opracuję, czyli ciut większej) miejscowości nie ujrzysz, więc i dla portfela lżej i dla nóg :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Byleby to byly zeby mleczne, bo to grupa 3-6 lat, wiec jak Biskwit zacznie wyrywac Kluseczkom stale... mozemy stac sie dosc niepopularni.

      Owacje na stojaco dla braku jarmarkow. Po ostatnim, przez pol godziny stalam w tym miejscu korytarza, gdzie pod podloga przebiega jakas grzewcza rura imitujaca calkiem udanie ogrzewanie podlogowe, i tak sobie odtajalam... brrrr.... liczac, ze moze jeszcze odzyskam czucie w stopach.

      Delete
    2. Wow, jeden cios i wszystkie czekoladki mówisz? Dobrą ma technikę.
      Biskwit ma tą przewagę, że nie wygląda a ma potencjał, czyli z zaskoczenia bierze jeńców. Kulturowo wciąż jest tak, że jak to dziewczynka, warkoczyki blond itp to jest "sweet" i przeciwnik nie spodziewa się ataku z siłą Hulka. Znaczy sobie poradzi :)

      Po 7 latach miałam jarmarczny przesyt a potem mnie Buk pokarał i trafiłam na Wyspy gdzie Niemiecki Jarmark Bożonarodzeniowy to synonim bud z fish and chips, fasolką na toście, kiełbaską jabłkową i francuskim serem (?). No i człowiek chlipie tęsknie za kubkiem grzańca, przypalonym gofrem i filcowymi/drewnianymi gadzetami w jelonki na rykowisku.

      Delete
  9. Odszukam srebra i zagazuję jakieś pomieszczenie.
    A czy mozna uzyc soli różowej himalajskiej? Czy moze malzonek słyszał jaki jest wplyw na delfiny takiej soli ;-)? I jak należy zutylizowac by mieć pewność, ze zaden delfin ani sledź nie ucierpi. Bardzo jestem ciekawa czy Montesorianie byli gotowi na to pytanie.
    Dynia wymiata.
    Pozdrawiam ciepło.


    ReplyDelete