(...)
Zanim jednak odleciałam, by tarzać się w cukrze pudrze belgijskich gofrów i jeść poczwórne frytki z majonezem, odbył się szkolny Festiwal Jabłka. Wydarzenie artystyczne, które w konkursie na najbardziej udaną apokalipsę plasuje się między zburzeniem murów Jerycha, a Wielkim Pożarem Rzymu.
Trudno dociec, jakie intencje kierowały Dyrekcją, gdy odpalała ten fajerwerk, to niedobrowolne święto integracji i solidarności na kruchym spodzie od szarlotki. Możliwe, że – zacytujmy klasyka - 'Niektórzy chcą tylko patrzeć, jak świat płonie'.
Rozdzieliło nas z Norweskim na tej imprezie, bo Norweskiego zwerbowano do czynu społecznego. Miał przynieść z piwnicy kilkaset porcelanowych talerzy na kartoflankę z dyni. Wyniósł je, rozstawił, zebrał, przeniósł, rozłożył ponownie, po czym znów, na życzenie Dyrekcji, zebrał je i zdeponował, tym razem w szatni. Stamtąd zadzwonił i używając sekretnego hasła, ktore ustaliliśmy kiedyś na wypadek, gdyby którekolwiek z nas zostało uprowadzone przez mściwą obcą cywilizację, dał do zrozumienia, że ten moment porwania właśnie nastąpił.
Niestety, miałam ograniczone możliwości zbierania okupu, bo tkwiłam w auli wypełnionej po lamperie, wrogo nastawioną do świata ludzkością, która w dzień wolny od pracy musiała wyłączyć telewizory i kopsnąć się do szkoły, by słuchać po raz czwarty tej samej piosenki o tańczących, jesiennych elfach. Nastoletni artyści zmaterializowali się tłumnie, więc z uwagi na braki lokalowe, częściowo zwisali ze sceny. Ponieważ repertuar dwóch piosenek zakładał choreografię, gdy chór gibał się w lewo trzeba było młodzież podpierać z lewej. Gdy chór wyginał się w prawo, woźny swą łapą, jak bochen chleba, blokował spadających ze sceny po prawej stronie. W momentach, gdy choreografia wymagała wyrzutu rąk w przód, ciało pedagogiczne zbierało z podłogi wystrzelonych w kosmos z pierwszego, a nawet drugiego rzędu.
Niestety, nieszczególnie mogłam się skupić na wzruszającym przekazie artystycznym, albowiem Biskwit odkrył, że w bufecie jest siedemdziesiąt pięć rodzajów ciasta z jabłkami (czyn społeczny matek) i uparł się, że wypróbuje wszystkie, ze szczególnym naciskiem na tłuste pączki w czekoladzie. W drodze do bufetu ustawiono dodatkową przeszkodę - koszyk z jabłkami, którego wagę w ramach konkursu należało odgadnąć. Po czwartej wizycie Biskwita w bufecie w koszyku widać było jabłka z wyraźnym uszczerbkiem masy i ze śladami zębów. (Tym samym wyniki konkursu są pewnie równie wiarygodne jak wyniki wyborów prezydenckich na najlepszym z kontynentów.)
Wiemy też, i wiedza ta zaoowocuje za rok, że nie ma co liczyć na ciepłą kartoflankę na tym festynie, bo za podgrzewanie kartoflanki odpowiedzialna jest historycznie klasa dziesiąta o profilu kucharskim. Może i w dziesiątej uczą się miesić suflety i tłuc dorodne sznycle, ale podobno co roku zaskakuje ich fakt, że od samego patrzenia w lustro kartoflanki jeszcze nikomu nie udało się doprowadzić jej do wrzenia.
Na własnej skórze przekonaliśmy się również, że aby wygrać grzebień, odblaskowy znaczek, komplet kieliszków, szydełkową serwetkę, otwieracz do butelek i sześćdziesiąt cztery wieszaki do ręczników, trzeba napierać na stanowisko z loteryjką jeszcze przed otwarciem lokalu. Kwadrans później można już tylko udzielić sprzedającym pierwszej pomocy przy opatrywaniu ran ciętych, szarpanych i otwartych złamań albo pomóc ścierać krew z podłogi.
Za rok również z odpowiednią powagą podejdziemy do tematu 's a m o d z i e l n i e wykonana praca plastyczna o tematyce pomologicznej', gdyż w tym roku w kategorii wiekowej 6-10 lat zwycięzcą został ten cybermodel, któremu nasza rzeźba jabłka mogła, co najwyżej, baterie podawać.
Czego to ludzie nie zrobią, aby wygrać kupon do pizzerii!
(Wygląda na to, że nawet żywcem zamurują dziecko w gigantycznym jabłku i każą mu animować robaka.)
(...)
Krążąc po placówce odkryłam, że Dynia widzi siebie w tłumie tak:
Mocno opaloną i z dużą głową.
©kaczka
Taaak. SAMODZIELNIE wykonana praca plastyczna. Mhm. :)
ReplyDeleteAle czy ta zupe w koncu rozlewano w talerze w szatni? Czy tez musial Norweski jeszcze kikla razy powtarzac ekwilibrystyke z kolumnami talerzy?
Ja zastanawiam sie, czym te prace za rok przebic?!
DeleteWujkiem z NASA, ktory wypozyczylby nam Mars-rovera, ktory bylby rozdawal rumiane jabluszka z koszyczka? :-)
Norweski wrocil po imprezie jak wrak czlowieka. Obca cywilizacja musiala przeprowadzac na nim wiecej eksperymentow, bo na widok talerza Norweski zaczyna plakac, wiec nie drazylam tematu. Obiady podejemy teraz na papierowych tackach.
Moze zacznij z tresura mikrobów? Zeby sie na dane haslo ukladaly w ksztalt jablonki obsypanej owocem na przyklad.
Delete(Lepiej wynies na jakis czas talerze do piwnicy! Niech sie chlopak uspokoi)
Cyrk pchel i bakterii!
DeleteCzuje, ze dalabym rade! :-)
No i te 20 ojro do pizzerii!
Dynia w kolorze dyniowym, logiczne.
ReplyDeleteTak jak: MAMO! DLACZEGO NIE DALAS MI TWARZOWEJ KREDKI???!!!
Delete(Matka zawsze winna.)
Od razu wiedziałam, że to Twoja wina! Jak Ewka nie ma SKÓRNEJ kredki to zawsze moja wina...
DeleteSpojler, za spojlerem. Nuda, wrecz, ze tak zawsze matki wina :-)
DeleteKaczko, przyjedz do mnie na ochronkwoy wystep, bo jakos tak blado i bez fajerwerkow.
ReplyDeleteNurtuje mnie, czy poszlas drogami Biskwita i pod pretekstem ratowania spyzy najadlas sie szaroltki na kolejny rok?
Tak! I mozliwe, ze to mi zaszkodzilo :-) Ale nie zaluje, niektore gatunki szarlotki byly pyszne.
DeleteU was blado i bez fajerwerkow, bo bez nagrody na horyzoncie! Kup zestaw dezodorantow Fa, a zobaczysz, jak ambicja w narodzie podskoczy!
Dynia jak Donald Trump :)
ReplyDeleteTak, ma zapedy, aby kontrolowac caly swiat :-)
DeleteKartoflanka na święcie jabłka? Powinna być zupa z jabłka albo chociaż kompot.
ReplyDeleteKartoflanka z dyni! I bez kompotu mamy teraz jakas zbiorowa awersje do dan z jablek. Wszyscy, z wyjatkiem Biskwita, rzecz jasna :-)
DeleteKartoflanka z dyni, to jak schabowy z soi.
DeleteSchabowy jeszcze jakos da sie przelknac. Parowki sojowe to dopiero zbrodnia na nomenklaturze :-)
DeletePrzebiłaś mnie, chylę czoła.
DeleteEj a u nas nie ma swięta jabłka, dyni czy pierogów. Zgłaszam protest! Też chcę bezkarnie objadać się zrobioną przez kogoś szarlotką :)
ReplyDeleteTymczasem opijam się syropem z czarnego bzu - niestety bez "prądu", gdyż w pracy jestem, więc nie wiem czy efekt zdrowotny zostanie zachowany.
Az tak bezkarne to nie bylo. Ojro za sztuke, zebrane fundusze zasila przyszloroczny Dzien Jablka i tak spirala nienawisci sie nakreca :-)
DeleteCalym sercem glosuje na #dzienpieroga
Bez procentu to taki syrop to chyba jednak placebo ;-)
Zdecydowanie placebo, bo po całej buteleczce nadal mam katar i nadal chrypię, trza się w weekend (a mamy teraz długi, bo poniedzialek wolny) porządnie podleczyć, tylko tak, żeby nie musieć leczyć kaca, bo wpadanie z jednej choroby w drugą to co to za kuracja ;)
DeleteRobaczka zauważyłam dopiero przy kolejnym oglądnięcia 😝 Genialna praca 😁
ReplyDeletePrzyjelysmy porazke na klate. Cybernetyka zwyciezyla! Nastepny bedzie bunt robotow :-)
DeleteRozumiem, ze Festiwal Jablka to jakas z wielkim rozmachem przygotowana i politycznie poprawnie nazwana parafraza Erntedankfest, ktore fala przechodzi/-lo przez RFN.
ReplyDeleteCiekawa jestem, co zrobia na St. Martin - zaplonie szkola? Kaczko, czekam na relacje :-)
(U nas St. Martin zdobyl juz politycznie poprawna nazwe - Lichterfest).
A autoportret Dyni jak najbardziej dyniowy!
arbuz b.d.
Ja mam juz tylko nadzieje, ze Dyrekcja wypsztykala sie z pomyslow na ten sezon, bo wiecej, jak pragne, nie udzwigne. Chyba, ze to bedzie cos z zaskoczenia, bo w kalendarzu Marcin - omujeju, olaboga - calkowicie pominiety. Acz Biskwit, to za koniem poszedlby wszedzie, wiec moze powinnam sie cieszyc, ze Marcina spowija jakas zmowa milczenia :-))))
DeleteJa bym tam nie liczyła na chwilę spokoju, "Marcina" można zaszyfrować na milion sposobów np. użyć hasła "Laternenfest" a potem zafundować rodzicom zawał puszczając dzieciaczki strojne w ortalionowe/poliestrowe/łatwopalne kurteczki z lampionami opalanymi klasyczną żywą świeczką.
DeletePoza tym spoko - za miesiąc Mikołaj, Jasełka (oczywiście pod zmienioną nazwą aby bardziej zwiększyć przewagę Derekcji nad rodzicami).
Za rok do jabłczanego konkursu proponowałabym wystawić owoc w formie muszli koncertowej z orkiestrą animowanych robaczków raźnie rżnącą bawarskie melodyjki :D
Troche sie zaniepokoilam, bo w kalendarzu rozeslanym rodzicom Dyrekcja zostawila wolne dwie kratki. Moze bedzie zakradac sie do domow i dopisywac tego Marcina z adnotacja 'prosze przyjsc z wlasnym kucykiem'.
DeleteZa rok, z pewnoscia przeprowadze blogowa konsultacje spoleczna na temat, czym olsnic jury konkursu! Cybernetycy, informatycy, programisci, operatorzy bawarskich instrumentow ludowych proszeni sa juz teraz wpisywac sie pod tym postem :-)
Cudna relacja kaczko! Z góry się cieszę na wszystko co wymyśli Dyrekcja.
ReplyDeleteA ja kiedyś byłam w pobliskiej wsi na święcie ziemniaka, festyn jak festynfryty podłużne, fryty karbowane, fryty spiralne, fryty kulki, umpa, umpa, dmuchany zamek do skakania, biesiadka przy piwie, kiermasz rękodzieła, badania organoleptyczne 369 rodzajów placków ziemniaczanych, pokaz kartofli o kształtach drugorzędnych narządów płciowych, na jednej scenie gną się miejscowe czirliderki na które spoglądają ze smakiem wujaszkowie, na drugiej scenie pojawia się mężczyzna odziany na czarno, zarzuca na plecy koniec bardzo białego szala i wyznaje ze jest poetą i poproszono go aby przeczytał tu oto w tej urokliwej miejscowości kilka swoich wierszy. Głos ma nieco drżący, powolny, modulowany. NIKT nie zwraca na niego najmniejszej uwagi, mimo to ten dzielny człowiek czyta kilka bardzo niedobrych utworów na temat piękna przyrody, tajemnicy przemijania oraz wyobcowania jednostki we współczesnym chaotycznym świecie. O jakże cierpiałam razem z tym dzielnym człowiekiem! Nie do tego stopnia żeby nie jeść placków,ale jadłam je jakoś tak refleksyjnie.
Troche mi sie slabo robi na mysl, ze Dyrekcja moze sie zainspirowac i za rok proklamowac Dzien Ziemniaka.
DeletePoeta!
Ha! Mamy tu pod bokiem takie gospodartwo rolne, ktore w weekendy otwarte jest dla mieszczuchow. Dzieci moga poigrac w sianie, przejechac sie traktorem, nakarmic zblazowane kozy. Dorosli w tym czasie moga usiasc pod parasolami i pic piwo, albo jesc placek z truskawkami. Obok parasoli, z boku i w krzakach jest scena. Na tej scenie wystepuja holenderskie duety muzyczne, ktorych nikt nie slucha. Co gorsza, ci Holendrzy desperacko probuja nawiazywac kontakt z publika, ktora siedzi do nich bokiem, albo wrecz odwrocona plecami. Naglosnienie jest mizerne, konsumenci skupieni na konsumowaniu lub halasliwych rozmowach z najblizsza rodzina. A tam na scenie rozbitkowie entertainmentu opowiadajacy dowcipy w obcym dla wszystkich jezyku! Bardzo przygnebiajace, ale placek z truskawek swietny!
Musze spytać - pączki z czekoladą miały jabłko w środku???? Czy jak inaczej udawały szarlotkę:).
ReplyDeleteCudny opis, sama radość. My z zeszłym tygodniu mieliśmy wyjście na koncert w szkole z całą czwórką. W ramach elegancji najmłodszy uparł się na kalosze... Syn średni docenił jak grali, ale nie śpiewali, syn młodszy jak śpiewali (dodał i nie grali, ale to prowokacja, bo grali), syn najstarszy wyrobiony przez panią z muzyki uznał, że było fajne, córka takoż, bo grali romantycznie. Grali i śpiewali bardzo dobrze, bo to byli muzycy i śpiewacy prawdziwi ramach projektu Kultura dostępna. No i była dostępna. Nawet doceniam, choć ja pamiętam tylko dwa utwory, bo: mamo siusiu, mam teraz ja siusiu, to ja idę z Tobą, mamo masz picie, mamo masz rodzynki, masz drugie rodzynki, o są trzecie, a dla mnie nie ma?
Na haslo: siusiu, mam ataki nerwicy. Biskwit, ktory gardzi konceptem, lubi zwiedzac toalety na miescie. Niektore, z lepsza spluczka, nawet po kilkadziesiat razy.
DeleteI przynaje, troche mnie pociesza, ze nie tylko moje corki uprawiaja taka skrupulatna inwentaryzacje wzgledem rodzynek i ile sie komu nalezy :-)
Paczki mialy wewnatrz marmolade. Biskwit marmolade uwaza za trucizne, wiec trzeba bylo sprawdzic, czy kazdy paczek w bufecie jest rownie trujacy.
Mnie, jak wiesz, wybawiła Biedra i jej magiczne nalepki. Kurcgalopkiem podygałam po jabłko z pluszu i po temacie. Prawie. Rano, zanim dziecko z jabłkiem zniknęło mi za horyzontem, za którym znajduje się rejonowa placówka, usłyszałam koszmarne wyznanie: "Bo ja miałem być ubrany w kolory jabłka..." Jeszcze w swej porannej nieprzytomności rzuciłam się do szafy, ale tam rzeczywistość mnie ocuciła. Szafa V-klasisty to przegląd jeansów i szaro-czarno-srakowatych koszulek. Barw ciepłych brak. W końcu ubieramy się również w Biedrze.
ReplyDeletePo pierwsze, jablko moze byc szare. Na przyklad, szara reneta!
DeletePo drugie, w piatek odprowadzilam dziecine na angielski i ta w progu sali przypomniala sobie na widok siedmiu czarownic, ze tez miala byc przebrana. Sytuacje uratowalo dwadziescia czekoladek, ktore przezornie zabralam z domu. Czekoladki byly przebrane za dynie i jestem pewna, ze naklad, ktory sie nie sprzeda w nastepnym tygodniu zostanie przebrany za czekoladowe bombki ;-)