[10 Feb 2016]
(...)
Protoplaści Łukaszka całkiem niespodziewanie poluzowali kołnierzyki i krawaty.
Albowiem nic tak nie konsoliduje, jak wspólna krzywda.
Otóż najlepsza szkoła w mieście odrzuciła nasze podania o przyjęcie rezygnując tym samym, z absolwentów w osobach Dyni, Ryfki i Łukaszka.
Przykry ten fakt zalaliśmy zbiorowo marmoladą z czterdziestu pączków oraz losowanym na chybił trafił alkoholem. Winem z porzeczek, wiśniówką, koniakiem, metaksą, tequillą i likierem marcepanowym.
To rozwiązało krawaty i języki i udowodniło, że w odpowiedniej oprawie nawet Łukaszkowie są dosadnie i przyjemnie opiniotwórczy.
Nieświadoma afrontu przyszłość nieokreślonego narodu przebierała w tym czasie w sąsiednim pokoju stegozaurusy w różowe tiule lalek Barbie i inicjowała procesy (anty)pokojowe na najbliższym sobie (w)schodzie.
Na skutek takiego obrotu spraw, Dynia trafi do publicznej placówki imienia Ofiar Holocaustu ze szczególnym uwzględnieniem Anny Frank. Ryfka z Hajfy podejmie naukę w ewangelickiej placówce pod wezwaniem Dziewięćdziesięciu Pięciu Tez Marcina Lutra (dodatkowe trzy godziny religii tygodniowo, raz w miesiącu obowiązkowe nabożeństwo oraz krzyż na kazdej ścianie), a najrdzenniejszy w tym gronie niemiecki Łukaszek, którego afront jest zdublowany, bo odrzucił go również Luter (!), skończy w prywatnej jankeskiej szkole imienia Bohaterów Bitwy pod Alamo.
Trudno to zrozumieć bez zmieszania przynajmniej czterech gatunków alkoholi.
(...)
Dynia widzi swoją przyszłość świetlanie. Na zamku, z Łukaszkiem u boku, z dwójką dzieci (bliźnięta!), ze smokiem na strychu, z autobusem w piwnicy i z krokodylem w basenie.
©kaczka
(...)
Protoplaści Łukaszka całkiem niespodziewanie poluzowali kołnierzyki i krawaty.
Albowiem nic tak nie konsoliduje, jak wspólna krzywda.
Otóż najlepsza szkoła w mieście odrzuciła nasze podania o przyjęcie rezygnując tym samym, z absolwentów w osobach Dyni, Ryfki i Łukaszka.
Przykry ten fakt zalaliśmy zbiorowo marmoladą z czterdziestu pączków oraz losowanym na chybił trafił alkoholem. Winem z porzeczek, wiśniówką, koniakiem, metaksą, tequillą i likierem marcepanowym.
To rozwiązało krawaty i języki i udowodniło, że w odpowiedniej oprawie nawet Łukaszkowie są dosadnie i przyjemnie opiniotwórczy.
Nieświadoma afrontu przyszłość nieokreślonego narodu przebierała w tym czasie w sąsiednim pokoju stegozaurusy w różowe tiule lalek Barbie i inicjowała procesy (anty)pokojowe na najbliższym sobie (w)schodzie.
Na skutek takiego obrotu spraw, Dynia trafi do publicznej placówki imienia Ofiar Holocaustu ze szczególnym uwzględnieniem Anny Frank. Ryfka z Hajfy podejmie naukę w ewangelickiej placówce pod wezwaniem Dziewięćdziesięciu Pięciu Tez Marcina Lutra (dodatkowe trzy godziny religii tygodniowo, raz w miesiącu obowiązkowe nabożeństwo oraz krzyż na kazdej ścianie), a najrdzenniejszy w tym gronie niemiecki Łukaszek, którego afront jest zdublowany, bo odrzucił go również Luter (!), skończy w prywatnej jankeskiej szkole imienia Bohaterów Bitwy pod Alamo.
Trudno to zrozumieć bez zmieszania przynajmniej czterech gatunków alkoholi.
(...)
Dynia widzi swoją przyszłość świetlanie. Na zamku, z Łukaszkiem u boku, z dwójką dzieci (bliźnięta!), ze smokiem na strychu, z autobusem w piwnicy i z krokodylem w basenie.
©kaczka
o cha cha i ha)))) to ci dopiero poprawność polityczna do kwadratu i ironia losu i kpina z historii a wszystko razem wzięte i zmieszane jak owe wymienione alko przysmaki ))))pozostaję w zamyśleniu, że jednak nie zbadane są wyroki ....
ReplyDeleteWyjatkowo niezbadane oraz, ze to rodzicom zawsze wiatr historii prosto w grzywki :/
DeleteTo dopiero będzie bigos, gdy za jakiś czas te trzy różne indoktrynacje spotkają się w jednym dziecięcym pokoju ;)
ReplyDeleteOtowrzylas mi oczy! Drze!
DeleteCo do rysunku (rysunków, ogólnie): normalnie wykluwa mi sie z tego Joan Miró! (którego wielbie)
ReplyDeleteA co do szkoly, to czyli teraz kazdy pójdzie w innym kierunku... Ah! Czy przyjazn przetrwa?!
Ale ten, no, sadzac po szerokim wachlarzu napojów, impreza byla niezla. Teraz to juz chyba Lukaszek bedzie mógl odwiedzac Dynie bez nadzoru?
Miro moze sie wykluwa, ale zastraszajace zuzycie kredek wpedzi nas lada moment w klopoty finansowe.
DeleteJuz teraz cheruby chadzaja osobno do placowek, wiec przyjazn od wielu miesiecy wystawiona jest na proby. Do tego w pewnym momencie chlopaki chyba uwazaja, ze to obciach przestawac z dziewczatkami, Stad nie wiem, ile Lukaszek jeszcze pociagnie posrod zwojow rozowego tiulu, ktorego nie szczedza mu Ryfka z Dynia :-)
Deczyja Najlepszej Szkoly to glownie dla nas cios w splot sloneczny. Konsolidacja bylaby cholernie wygodnym rozwiazaniem dla wszystkich w kwestii dowozenia i odbierania dzieci oraz zapewnienia im popoludniowych rozrywek w jednym miejscu. Nie wiem, jak mialabym teraz powrocic do pracy na caly etat, gdy zarowno przedszkole i szkola beda mi wystawiac dzieci za drzwi o pierwszej. Troche morale mi podupadlo. Bardzo.
A impreza bylaby niezla, gdyby nie kwestia, ze to byly resztki alkoholi wycisniete z dna butelek :-)
Zgłaszam się na Kredkową Wróżkę!
DeleteStałe dostawy macie jak w banku.
Oraz: teutoński system edukacji jest silnie akompatybilny z rodzicem, w nawiasie czytaj z matką. Niestety. Gender nie dotarł jeszcze na tutejsze podwórka. Kurdebele. O czym nie dalej jak wczoraj czytałam w niemieckiej blogosferze, która oburza się w prawdzie, że dzienniki robią wielkie halo, bo "Polityk wziął wolne na chore dziecko" - gdyby to była kobieta njusa by z tego nie było - ale w strukturach placówek monolit marmuru.
Jedyna nadzieja, kaczko, w przyszkolnych "hortach" (świetlicach) - w Bawarii są, choć o miejsce podobno trudno. A w Wurstlandii?
Przechowalnie. Odrabianie lekcji i pilnowanie, zeby mlodziez sie nie pozabijala. Raz w tygodniu zajecia gimnastyczne. Zatem troche, a nawet bardziej niz troche czuje sie w pulapce oraz slabiutko mi, ze przez nastepne piec lat bede przesiadywac pod rozmaitymi salami prywatnie organizowanych rozrywek pozalekcyjnych czekajac na odbior.
DeleteNie wiem, jak w Niemczech, ale w PL tez mialam jak najgorsze przeczucia co do swietlicy (ze przechowalnia j.w.), ale sie okazalo, ze jak zwykle, wszystko zalezy od ludzi. Trafilismy na panie swietliczanki, ktorym sie bardzo chce i dzieciaki na swietlicy wiecej korzystaja niz na lekcjach. Rysuja, lepia, spiewaja, tancza, na dworzu siedza przez cale popoludnia, graja w planszowki itp, itd. Tak wiec miala byc przechowalnia, a wyszlo fantastycznie. No ale oczywiscie, gdyby sie paniom nie chcialo to by to wygladalo zupelnie inaczej. Tak wiec zycze wam znalezienia fajnej przechowalni :)
DeleteWiem, czynnik ludzki, psia krew. Ale tu nie mam zludzen, u Ofiar dyrekcja przyznaje otwarcie, ze zalezy jej na jak najszybszym odbieraniu dzieci, gdyz nie ma ani personelu, ani motywacji finansowej, by krzesac entuzjazm u personelu.
DeleteW takim razie Kaczko POTRZEBUJESZ telefonu z wifi! Cobyśmy się mogły duchowo łączyć w niedoli w szatniach i na ławeczkach.
DeleteToż to nawet nie chichot, a regularny rechot historii :D Biez wodki nie razbieriosz
ReplyDeleteAle zamek z pełnym wyposażeniem! Jestem pod wrażeniem garderoby (a w zasadzie dwóch), gdzie zarówno majtasy, jak i skarpeciory równiutko na wieszakach wiszą. I jak pomyślę, skąd Dynia czerpie wzorce, to mi się tak nietęgo robi, gdy patrzę na szafę mą... ;)
Odetchnij z ulga! Zareczam, ze Dynia te wzorce pobiera z wyobrazni :-)))
DeleteI ja mysle, ze historia rzy i turla sie po podlodze.
Oddycham!
DeleteNie posiadam się ze szczęścia, że mój Tofik już finiszuje z edukacją szkolną i te wszystkie mielące bezdusznie ucznia i rodzica systemy, kategoryzacje, punkty i inne diabła warte wymysły, w większości za mną. Jeszcze muszę zdać maturę za dwa lata i dalej niech Tofiś chłonie wiedzę na własną odpowiedzialność.
Norrrrmalnie współczuję "najlepszej szkole w mieście", bo-rzecz nieunikniona będą za jakiś czas czuć się jak ci wydawcy, którzy nie chcieli wydać Harrego Pottera. Broda opluta, aż po krańce Republiki.
ReplyDeleteCokolwiek napisalabym w temacie wyjdzie, ze jestem >sore loser< :-)Jednakoz poczta pantoflowa dowiedzialam sie, kogo przyjela Najlepsza Szkola i mysle, ze po prostu ukarali sie sami. Nawet nieszczegolnie mocno musialabym im zle zyczyc. Co nie zmienia faktu, ze zdemolowalo mi to wizje homeostazy. Nawet, gdyby Najlepsza Szkola zmienila zdanie, co podobno moze sie jeszcze zdazyc, nie mialabym juz sumienia wyslac tam Dyni, a posylanie jej do Ofiar Holocaustu tez jest do kitu. O! Chyba zostala nam przeprowadzka do Australii :-)
DeletePolewam!
ReplyDeleteOraz: Kocham Dynię! I boję się jej zarazem.
Ja tez ;-)
DeleteMalibu?
Podwójne!
DeleteA mnie zacukało pod jakimże to wezwaniem jest ta 'najlepsza placówka w mieście'? no i nie wiem, jak to zrobiłam, ale w mych zwojach mózgowych uformowała się fraza "Dynia Ofiara Holocaustu", która wprawiła mnie w bezmiar osłupienia.
ReplyDeleteWolalabym, zeby nie zostala ofiara :-) Przede wszystkim ofiara systemu! Nawiasem mowiac, nazywanie dzieciecych placowek nazwami historycznymi budzi we mnie ogromny sprzeciw.
Deletei to wszystko kredki powiadasz? bo mi sie nagle odmieniło po niemal czterdziestu latach awersji do tychże, i z wielkim upodobaniem koloruję i poszukuję kredek doskonałych - Bebeluszku, jakieś sugestie?
ReplyDeletePotwierdzam! Tanie kredki zniechecaja. Dynia wsiakla w malowanie dzieki zywym kolorom miekkich, dobrych jakosciowo, nietanich kredek. W Republice mamy ten przywilej, ze w sklepach papierniczych kupujemy je na sztuki. Sama wiesz.
Deleteanionka! Miękkich szukaj! Miękkich!
Delete"Koh-I-Noor Polycolor 48" - brzmi jak nazwa kałasznikowa, a jest kluczem do tęczowego raju dla rysowników.
Farber Castell też regularnie opróżnia mi skarbonkę.
Nic nie napiszę, bo się zapatrzyłam.
ReplyDeleteWspółczuję serdecznie! Znam ten ból:) Bardzo dobrze znam ten problem, pt. "z kim zostawić dziecko/dzieci", żeby wreszcie móc pójść/wrócić do pracy i oddawać całej pensji (lub więcej).
ReplyDeleteHej, Dynia kopiuje Miro! A szkoła będzie płakać krwawymi łzami...pytanie tylko KTÓRA?
ReplyDelete