[5 Feb 2016]
(...)
Po tygodniu na licu Stefana nadal widać solidne resztki kotka oraz niezdrowe rumieńce świadczące o użyciu ryżowej szczotki.
Na nasz widok diaspora rosyjska urywa konwersację w pół zdania i wymownym milczeniem próbuje dać do zrozumienia, jak bardzo jesteśmy niepopularne.
Metrowy Banksy gwiżdże na popularność, w mgnieniu oka skręca gang z kurdupli (ze Stefanem włącznie) i razem napadają na pianino.
Pani od ksylofonu bezskutecznie próbuje zwabić bandę do pląsów w kółeczku, dość nietaktowną w tych okolicznościach, piosenką o kocich wąsach (!).
(...)
Nie tatuaże, nie wysokość nad poziomem morza, ani nawet nie to, kto przemyci do placówki bułę z nutellą lub przyprowadzi jednorożca na sznurku, decyduje o hierarchii ważności w Szwabskich Kluseczkach.
Okazuje się, że najwyższą kastą są bezzębni, a ci z całym ortodontycznym kompletem mogą im najwyżej po jednorożcu guano posprzątać.
To był trudny miesiąc.
Ząb niby się gibał, ale szedł w zaparte rozpaczliwie trzymając się dziąsła i sadystycznie wydłużając katorgę oczekiwania.
Ząb był nieustannie inwigilowany, sprawdzany, macany i oglądany w szybach, szklankach i lusterkach. Od wiadomości o stanie zęba zaczynał się dzień i właściwie nigdy nie miał końca, bo opowieści o nim były też motywem przewodnim monologów lunatyka. Idę o zakład, że w ciągu miesiąca zobaczyłam mimowolnie więcej rozwartych jam ustnych niźli etatowy stomatolog-protetyk. Przodowała Irina, którą brak sześciu zębów, z miejsca wystrzelił na orbitę ortodontycznej prosperity sponsorowanej przez Wróżkę Zębuszkę (dwa ojro od zęba!), z taką prędkością, że reszta Szwabskich Kluseczek mogła jedynie pokwilić zazdrośnie w kąciku. (Na szczęście, żaden z cherubów nie wpadł na pomysł zarabiania na ekstrakcji przy użyciu dłut i obcęgów z przedszkolnego warsztatu stolarskiego.)
Ten miesiąc trwał wieczność i gdy w desperacji zaczęłam już nawijać na dłoń bawełnianą nitkę, żeby nocą podejść drania i wyszarpnąć z paszczy, skubany wreszcie wypadł. Potknął się na miękkiej bułce (!), choć z premedytacją karmiłam dziecko surową marchwią, suchym chlebem, krówkami i landrynkami. Fakt, żeśmy ten ząb przechwycili zasadniczo graniczy z cudem. Gdyby samoistnie wypadł chwilę wcześniej, widzę to oczami wyobraźni, przeczesywalibyśmy białą taflę lodowiska, centymetr po centymetrze, w poszukiwaniu białego mleczaka.
Nie wiem dlaczego, ale założyłam krótkowzrocznie, że ta szczerba załatwia całą sprawę i ucina temat.
Nic bardziej mylnego.
Fantomowy ząb jest niewyczerpaną kopalnią opowieści, a w kolejce czeka jeszcze dziewiętnaście okazów (po pięćdziesiąt centów od sztuki).
(...)
(...)
Na lodowisku Biskwit zszedł z bandy. Pozwolił sobie przytroczyć do nóg miniaturowe płozy. Wlazł na taflę, rozjechał się i rymnął. I gdyśmy tak stali nad Biskwitem tłumnie debatując nad najwłaściwszymi metodami dydaktycznymi jazdy figurowej na lodzie u dwulatków, Biskwit pochwycił treningowe krzesełko, podciągnął się, powstał i złorzecząc pod nosem, przepchał się przez gąszcz naszych kolan i poszedł trawersem przez taflę, nawet nie obejrzawszy się za nami.
(A było na co patrzeć, bośmy wszyscy mieli dość głupi wyraz twarzy.)
...
Jest zrobiony z czegoś innego, ale nadal nie wiemy z czego i czy nie wróci po niego statek-matka.
©kaczka
(...)
Po tygodniu na licu Stefana nadal widać solidne resztki kotka oraz niezdrowe rumieńce świadczące o użyciu ryżowej szczotki.
Na nasz widok diaspora rosyjska urywa konwersację w pół zdania i wymownym milczeniem próbuje dać do zrozumienia, jak bardzo jesteśmy niepopularne.
Metrowy Banksy gwiżdże na popularność, w mgnieniu oka skręca gang z kurdupli (ze Stefanem włącznie) i razem napadają na pianino.
Pani od ksylofonu bezskutecznie próbuje zwabić bandę do pląsów w kółeczku, dość nietaktowną w tych okolicznościach, piosenką o kocich wąsach (!).
(...)
Nie tatuaże, nie wysokość nad poziomem morza, ani nawet nie to, kto przemyci do placówki bułę z nutellą lub przyprowadzi jednorożca na sznurku, decyduje o hierarchii ważności w Szwabskich Kluseczkach.
Okazuje się, że najwyższą kastą są bezzębni, a ci z całym ortodontycznym kompletem mogą im najwyżej po jednorożcu guano posprzątać.
To był trudny miesiąc.
Ząb niby się gibał, ale szedł w zaparte rozpaczliwie trzymając się dziąsła i sadystycznie wydłużając katorgę oczekiwania.
Ząb był nieustannie inwigilowany, sprawdzany, macany i oglądany w szybach, szklankach i lusterkach. Od wiadomości o stanie zęba zaczynał się dzień i właściwie nigdy nie miał końca, bo opowieści o nim były też motywem przewodnim monologów lunatyka. Idę o zakład, że w ciągu miesiąca zobaczyłam mimowolnie więcej rozwartych jam ustnych niźli etatowy stomatolog-protetyk. Przodowała Irina, którą brak sześciu zębów, z miejsca wystrzelił na orbitę ortodontycznej prosperity sponsorowanej przez Wróżkę Zębuszkę (dwa ojro od zęba!), z taką prędkością, że reszta Szwabskich Kluseczek mogła jedynie pokwilić zazdrośnie w kąciku. (Na szczęście, żaden z cherubów nie wpadł na pomysł zarabiania na ekstrakcji przy użyciu dłut i obcęgów z przedszkolnego warsztatu stolarskiego.)
Ten miesiąc trwał wieczność i gdy w desperacji zaczęłam już nawijać na dłoń bawełnianą nitkę, żeby nocą podejść drania i wyszarpnąć z paszczy, skubany wreszcie wypadł. Potknął się na miękkiej bułce (!), choć z premedytacją karmiłam dziecko surową marchwią, suchym chlebem, krówkami i landrynkami. Fakt, żeśmy ten ząb przechwycili zasadniczo graniczy z cudem. Gdyby samoistnie wypadł chwilę wcześniej, widzę to oczami wyobraźni, przeczesywalibyśmy białą taflę lodowiska, centymetr po centymetrze, w poszukiwaniu białego mleczaka.
Nie wiem dlaczego, ale założyłam krótkowzrocznie, że ta szczerba załatwia całą sprawę i ucina temat.
Nic bardziej mylnego.
Fantomowy ząb jest niewyczerpaną kopalnią opowieści, a w kolejce czeka jeszcze dziewiętnaście okazów (po pięćdziesiąt centów od sztuki).
(...)
Z memuarów Dyni. Zębuszka
wylądowała.
|
Na lodowisku Biskwit zszedł z bandy. Pozwolił sobie przytroczyć do nóg miniaturowe płozy. Wlazł na taflę, rozjechał się i rymnął. I gdyśmy tak stali nad Biskwitem tłumnie debatując nad najwłaściwszymi metodami dydaktycznymi jazdy figurowej na lodzie u dwulatków, Biskwit pochwycił treningowe krzesełko, podciągnął się, powstał i złorzecząc pod nosem, przepchał się przez gąszcz naszych kolan i poszedł trawersem przez taflę, nawet nie obejrzawszy się za nami.
(A było na co patrzeć, bośmy wszyscy mieli dość głupi wyraz twarzy.)
...
Jest zrobiony z czegoś innego, ale nadal nie wiemy z czego i czy nie wróci po niego statek-matka.
©kaczka
Jak dobrze,że Bozia dała Ci charyzmy po kokardę, bo dwie tak bujne osobowości na jedną matkę chwieje statystykami zatwierdzonymi przez Unię Europejską!
ReplyDeleteCharyzme to i moze, ale kokardy juz sobie dawno wyszarpalam rwac wlosy z glowy! :-)
DeleteIt made my day! tylko nie wiem, co bardziej: wizja krogulcowatej zębuszki, czy autoportret bez zęba na przedzie! :D
ReplyDeleteBrzemienne posłanie też niczego sobie
DeletePosciel w gwiazdki. Dynia probuje ogarnac wieloramiennosc :-)
DeleteA Zebuszka jak orzel z niemieckiego paszportu :-)
Bardzo mnie zaniepokoilo ostatnie zdanie.
ReplyDeleteI słusznie Kosmitko, słusznie - zostaliście rozpoznani!
DeleteHa! Dodałam swojego komcia na dole, po czym zajęłam się lektura pozostałych. I proszę! Nie jestem osamotniona w śmiałych hipotezach!
DeleteJarecka, a nie zaniepokoilo cie wczesniej podobienstwo do Piatka? Jakby co to znam twoj adres :)))
DeleteNo właśnie dlatego odczułam niepokój, że oni tacy podobni i że ich ten promień że spodka wciągnie :/
DeleteSzybko oddadza. Komu potrzebni rebelianci na pokladzie, nawet jesli tacy uroczy :-)))
DeleteOuuu! Wielkie pocieszenie niesie twój wpis Kaczko!Okazuje się bowiem że usunięcie pięciu zębów pod narkozą może zapunktowac towarzysko za lat kilka,gdy brak mleczaków stanowić będzie o fajnosci. Mój Boże jaka dobra wiadomość!!
ReplyDeleteDo uslug! Hurtowy brak pieciu zebow z miejsca czyni cie krolem! Ale zawczasu zastanow sie, jak powiadomic Zebuszke, by nie zapomniala nadleciec z moneta :-))))
Deletekaczko, to potwierdzone: zab z a w s z e lamie sie na miekkim (u doroslych tez!)
ReplyDeleteOd dzisiaj rzucam bułki.
DeleteA w ogóle to tanio liczysz za sztukę. Szału nie ma to się zębiska trzymią. Ekonomia.
Czy tylko ja mam taki defekt wyobraźni ze wszystko widzę tak dosłownie? Oto Inwentaryzacja stoi i rytualnie rzuca bułkami.
DeleteJa tez! Widze ja nad brzegiem stawu. Sama je ciastka. Ciska bulki kaczkom!
Deletekaczce nie rzuci, chyba cię jednak trochę lubi :)
DeletePrzyparta do muru musi zatem wyznac, czy rzuci i co rzuci? Lubie serniki :-)
DeleteMyślisz, że Biskwit to dziecię Jareckiej?
ReplyDeleteMysle, ze Piatek i Biskwit to kosmiczne bliznieta :-)
DeleteBiskwit na lodzie - süüüüüüüüüüß ;-)
ReplyDeletearbuz
A, to "ü" takie wyjatkowo wysokie i piskliwe ;-)
ReplyDeletearbuz
Prawdaz? I na dodatek wszyscy ustepuja mu miejsca!
Deletebożesztymój, oni są z tej samej planety, Twój Biskwit i mój Łukasz. Wczoraj na nowiuśką pościel mi wylał "sotu" z czarnej porzeczki, po czym przeprosił "pasiam, nie tciałem", żeby się jednak zmitynować i powiedzieć: "a kto mi dał tego sotu? mój mamuś, przątaj to teraz, jest mi bardzo przykro bo tu jest brudno". "nie będę spał jak jest tak brudno".
ReplyDeleteTo jest inwazja! Inwazja! Drzyjcie ziemianie! :-)))
DeleteOooo, temat zębów nie kończy się nigdy na jednym, ba!-nawet na wszystkich mleczakach. Niestetyż.
ReplyDeleteAle jeśli płynie z tego takie natchnienie - to tylko się cieszyć:)
Oraz brawo dla tej Pani z krzesełkiem!
status celebrity takze i na pozniejszych szczeblach edukacji ma silny zwiazek z uzebieniem. bo gdy wyrosna juz wszystkie stale,to ciagle nadzieja w tym, ze krzywo i ze zostanie zalozony aparat :)
ReplyDelete