[19 Jun 2015]
(...)
Jest w rodzie Norweskich taki, wykrochmalony jak koszula Kordiana, obyczaj, że Ojczyźnie trzeba zwrócić.
A to w ochotniczym gaszeniu sikawką, a to grając w szachy w okopach Bundeswehry, a to ściągając zagubionych turystów helikopterem z wierchów, a to nosząc za generałem plany inwazji na Kanadę (w ramach ćwiczeń NATO).
Taki sznyt jak w rodzinie Windsorów.
Zwracać przy tym należy od najwcześniejszej młodości i bez różnicy na płeć.
Norwescy nie są w tym zwracaniu odosobnieni, stąd obserwuję popularność organizacji typu Jugend.
(O! Na pewno da się tą z pozoru niewinną uwagą wykarmić niejedną teorię spiskową. Na tłusto.)
Norweski, który przez pół życia zwracał, gasząc, organizując konwoje lub zamiatając fortyfikacje w Ontario, uważa, że to nadzwyczajnie poleruje charakter. I dlatego już od kołyski należy progeniturę popychać ku czynom, a to łagodną perswazją, a to własnym przykładem.
W minioną niedzielę z powodu absencji Norweski nie mógł własnym przykładem, więc wynajął mnie w zastępstwie do ćwiczeń z łagodnej perswazji.
A działo się to z okazji lokalnych obchodów dnia strażaka-ochotnika. Miałam pójść i zapalić (sic!) do czynu młodociane umysły.
Nic gorszego niż wysłać na misję agnostyka.
Nie pomógł, a zaryzykuję, że wręcz zaszkodził, entuzjazm szwabskiego (rozpoznałam po końcówkach!) prelegenta, który płonął (sic!) chęcią podzielenia się najdramatyczniejszymi przypadkami gaszenia zapominając o tym, że widownię zapełniają wrażliwe dziateczki. A gdy na końcu zdetonował dezodorant i poprawił wybuchem oleju we frytownicy live...
Nawet Spajderman nie przekona teraz Dyni, by wstąpiła w szeregi.
Sama Dynia na pytanie, co ją najbardziej urzekło w karierze strażaka, odpowiada, że nadmuchiwany zamek do podskakiwania (skakanie gratis) i zielony napój produkowany z wonnej marzanki (ojro za szklankę). Frytek (półtora ojro) Dynia nie odważyła się skosztować.
(...)
Lato w tym regionie rozpoznajemy po tym, że rok w rok wracają zza morza klucze mormonów.
Zauważam regularne rozprężenie doktryny.
Panny starsze, kiedyś obowiązkowo na galowo, ciemne spódnice, białe bluzki, teraz chodzą niby to w białych tiszertach, ale z wywrotowymi nadrukami.
Niektóre – o tempora! – noszą nawet szorty.
Już nie dziwi widok zboru oficjalnie delektującego się w Starbucksie zamówieniem na 'siedem razy americano koniecznie z kofeiną'.
Da się to oczywiście wytłumaczyć tym, że w kawie po amerykańsku trudno znaleźć kawę oraz tym, że kontakt ze Starbucksem zaspokaja pewnie tęsknotę za ziemią ojczystą.
Ale – wzdech! – zdaje się, że wszędzie coraz trudniej o solidnych wyznawców.
(...)
Beverly Hills 12345678910
©kaczka
(...)
Jest w rodzie Norweskich taki, wykrochmalony jak koszula Kordiana, obyczaj, że Ojczyźnie trzeba zwrócić.
A to w ochotniczym gaszeniu sikawką, a to grając w szachy w okopach Bundeswehry, a to ściągając zagubionych turystów helikopterem z wierchów, a to nosząc za generałem plany inwazji na Kanadę (w ramach ćwiczeń NATO).
Taki sznyt jak w rodzinie Windsorów.
Zwracać przy tym należy od najwcześniejszej młodości i bez różnicy na płeć.
Norwescy nie są w tym zwracaniu odosobnieni, stąd obserwuję popularność organizacji typu Jugend.
(O! Na pewno da się tą z pozoru niewinną uwagą wykarmić niejedną teorię spiskową. Na tłusto.)
Norweski, który przez pół życia zwracał, gasząc, organizując konwoje lub zamiatając fortyfikacje w Ontario, uważa, że to nadzwyczajnie poleruje charakter. I dlatego już od kołyski należy progeniturę popychać ku czynom, a to łagodną perswazją, a to własnym przykładem.
W minioną niedzielę z powodu absencji Norweski nie mógł własnym przykładem, więc wynajął mnie w zastępstwie do ćwiczeń z łagodnej perswazji.
A działo się to z okazji lokalnych obchodów dnia strażaka-ochotnika. Miałam pójść i zapalić (sic!) do czynu młodociane umysły.
Nic gorszego niż wysłać na misję agnostyka.
Nie pomógł, a zaryzykuję, że wręcz zaszkodził, entuzjazm szwabskiego (rozpoznałam po końcówkach!) prelegenta, który płonął (sic!) chęcią podzielenia się najdramatyczniejszymi przypadkami gaszenia zapominając o tym, że widownię zapełniają wrażliwe dziateczki. A gdy na końcu zdetonował dezodorant i poprawił wybuchem oleju we frytownicy live...
Nawet Spajderman nie przekona teraz Dyni, by wstąpiła w szeregi.
Sama Dynia na pytanie, co ją najbardziej urzekło w karierze strażaka, odpowiada, że nadmuchiwany zamek do podskakiwania (skakanie gratis) i zielony napój produkowany z wonnej marzanki (ojro za szklankę). Frytek (półtora ojro) Dynia nie odważyła się skosztować.
(...)
Lato w tym regionie rozpoznajemy po tym, że rok w rok wracają zza morza klucze mormonów.
Zauważam regularne rozprężenie doktryny.
Panny starsze, kiedyś obowiązkowo na galowo, ciemne spódnice, białe bluzki, teraz chodzą niby to w białych tiszertach, ale z wywrotowymi nadrukami.
Niektóre – o tempora! – noszą nawet szorty.
Już nie dziwi widok zboru oficjalnie delektującego się w Starbucksie zamówieniem na 'siedem razy americano koniecznie z kofeiną'.
Da się to oczywiście wytłumaczyć tym, że w kawie po amerykańsku trudno znaleźć kawę oraz tym, że kontakt ze Starbucksem zaspokaja pewnie tęsknotę za ziemią ojczystą.
Ale – wzdech! – zdaje się, że wszędzie coraz trudniej o solidnych wyznawców.
(...)
Beverly Hills 12345678910
©kaczka
hmmm... czyli prelegent ogólnie spalił wykład...
ReplyDeletePowinien przeto splonac przynajmniej rumiencem!
DeleteJako Polka/Kanadolka, co Norweski robil w Kanadzie?! I co trenuje NATO?! Czy na starym kontynencie dzieje sie cos o czym rozespana i zadowolona z siebie Kanada powinna sie natentymczas dowiedziec?! ;) Anka
ReplyDelete"Natentychmiast" mialo byc ofkors.;) Anka
DeleteAnka, spij spokojnie! To sie dzialo dwie dekady temu i poniewaz Kanada ciagle jest kanadyjska to najwyrazniej plany podboju gdzies sie zgubily. Mozliwe, ze leza w piwnicy u Hauptcioteczki ;-)
ReplyDelete