[27 Jun 2015]
(...)
Biskwit ewoluuje.
Nic to, co prawda, niezwykłego. Nic, czego nie przewidziałby Piaget lub Chomsky. Żadnych aberracji względem promili i centyli. Normalna kolej rzeczy.
Ale to tak ładnie przychodzi znienacka.
Człowiek Dyni z oka nie spuszczał, żeby tylko nie przegapić żadnego rozwojowego piruetu, a Biskwit w tym dwudzietnym bałaganie przez nikogo nie niepokojony, gdzieś tam w kąciku poleruje swoje IQ.
(Hodowla akwariowa kontra wolny wybieg.)
I nagle się go zastaje, gdy układa naczynia w zmywarce.
Sam rozbiera się do negliżu zapragnąwszy zażyć kąpieli.
Odziewa się w buty, sukienki i kapelusze.
Pisze listy z pretensjami do szerokiej rzeszy odbiorców.
Rozumie po polsku, odpowiada po biskwicku.
Śpiewa pieśni liryczne.
Tańczy z podrygiem.
Domaga się racji biszkoptów.
A gdy mu odmówić, niezrażony dokonuje włamu do opakowania.
(Reprymendę przyjmuje bez cienia skruchy, żując trzy biszkopty naraz. Po rewizji osobistej okazuje się, że pozostałe siedem schował sobie w dekolcie.)
Od słońca Biskwit ma biszkopcią, podpieczoną na delikatny brąz cerę, a na skalpie, gęstą czapkę blond włosia.
Natomiast od biszkoptów (i siedemnastu innych posiłków dziennie) Biskwit ma wciąż jeszcze trochę tej niemowlęcej pulchności. Fałdkę tu, fałdkę tam. W zgięciach i wygięciach.
Rety, jak ten Biskwit odurzająco pachnie! Jak pokruszone, maślane ciastka.
Biskwit doskonale wie, że ten zapach to matczyna kocimiętka i pewnie dlatego wszystkie negocjacje zaczyna od ocierania się.
Ktoś oparłby się dziesięciu kilogramom maślanych, waniliowych ciastek zaplecionych wokół szyi?
Wątpię.
©kaczka
(...)
Biskwit ewoluuje.
Nic to, co prawda, niezwykłego. Nic, czego nie przewidziałby Piaget lub Chomsky. Żadnych aberracji względem promili i centyli. Normalna kolej rzeczy.
Ale to tak ładnie przychodzi znienacka.
Człowiek Dyni z oka nie spuszczał, żeby tylko nie przegapić żadnego rozwojowego piruetu, a Biskwit w tym dwudzietnym bałaganie przez nikogo nie niepokojony, gdzieś tam w kąciku poleruje swoje IQ.
(Hodowla akwariowa kontra wolny wybieg.)
I nagle się go zastaje, gdy układa naczynia w zmywarce.
Sam rozbiera się do negliżu zapragnąwszy zażyć kąpieli.
Odziewa się w buty, sukienki i kapelusze.
Pisze listy z pretensjami do szerokiej rzeszy odbiorców.
Rozumie po polsku, odpowiada po biskwicku.
Śpiewa pieśni liryczne.
Tańczy z podrygiem.
Domaga się racji biszkoptów.
A gdy mu odmówić, niezrażony dokonuje włamu do opakowania.
(Reprymendę przyjmuje bez cienia skruchy, żując trzy biszkopty naraz. Po rewizji osobistej okazuje się, że pozostałe siedem schował sobie w dekolcie.)
Od słońca Biskwit ma biszkopcią, podpieczoną na delikatny brąz cerę, a na skalpie, gęstą czapkę blond włosia.
Natomiast od biszkoptów (i siedemnastu innych posiłków dziennie) Biskwit ma wciąż jeszcze trochę tej niemowlęcej pulchności. Fałdkę tu, fałdkę tam. W zgięciach i wygięciach.
Rety, jak ten Biskwit odurzająco pachnie! Jak pokruszone, maślane ciastka.
Biskwit doskonale wie, że ten zapach to matczyna kocimiętka i pewnie dlatego wszystkie negocjacje zaczyna od ocierania się.
Ktoś oparłby się dziesięciu kilogramom maślanych, waniliowych ciastek zaplecionych wokół szyi?
Wątpię.
©kaczka
Czuje ten zapach.
ReplyDeleteale zapachnialo apetycznie!
ReplyDeleteHa! Już wiem, co robiłaś dzisiaj w nocy!
ReplyDeleteNo i narobiłaś mi ochoty na waniliowe ciasteczka maślane. Albo choćby na te suchary z biskwickiego dekoltu.
U mnie też znów czuć ten zapach. Znów się miziam i wdycham i chłonę ten waniliowy półtoraroczny cud, który na szczęście wrócił z emigracji i stara ciotka będzie mogła na co dzień obserwować, jak pięknie sobie ewoluuje. Mój własny cud już wanilią nie pachnie, bardziej perfumą z drogerii.
ReplyDeleteZgłodniałam!
ReplyDeleteJa bym się nie oparła, niestety (lub stety). Mnie się też czasem te maślane ciastka tak owijają :D.
ReplyDeleteCieszę się Twoim szczęściem. I starczy. Mnie starczy, Tobie wolno więcej;-)
ReplyDeletePost powinien zasponsorowac producent biszkoptow :-)
ReplyDeleteHermi, to wolnosc przez ciebie przemawia!