[168]

[6 May 2015]

(...)
Rosalinda, faktycznie, tylko po kalabryjsku.
No, ale jak ona ma się uczyć, gdy te dzieci nieużyte (w tym i moje) załatwiają z nią wszystko na migi.
Przesuwają biedulę jak gońca na szachownicy albo ‘yyyyyyy...’ emitują poparte jakąś bollywoodzką choreografią. I że niby z tego ma Rosalinda wydedukować, że ‘a teraz kopsnij się szybko po niebieską piłkę w kropki, która leży pod płotem za szpalerem cyprysów’.
Nic dziwnego, że Rosalinda się zniechęca i idzie samotnie dłubać w piaskownicy.
Pokusiło mnie, żeby odpalić dydaktyczne kadzidło o zapachu integracji.
Zawezwałam przed oblicze Dynię i koleżaneczki, zawołałam Rosalindę.
Tłumaczę łagodnie, szemrzę jak strumyk, że mogą rozszerzać wokabularzyki wymianą barterową.
Wystarczy pokazać palcem, zapytać: ‘Co to?’, a po usłyszeniu wersji kalabryjskiej przedstawić własną w dowolnym języku urzędowym.
Ku obopólnej korzyści!
Posunęłam się nawet do zaprezentowania metody w praktyce.
Pytam Rosalindę: ‘A jak po kalabryjsku mówisz na...’ i pokazuję paluchem na niebieską piłkę w kropki za szpalerem cyprysów.
Rosalinda, pilnie czytająca z ruchu warg, nie zauważyła gestu i całkiem słusznie zapytała: ‘Cosa?
Dynia spojrzała najpierw na piłkę, potem na Rosalindę, jeszcze raz na piłkę i jeszcze raz na Rosalindę.
Wreszcie spojrzała na mnie.
Z niedowierzaniem. A nawet jakby z drwiną.
- KOZA?! -  zapytała. - GOAT?! [1]
Po czym, razem z taką drugą, pochwyciły Rosalindę za ręce i mową ciała wyjaśniły kierunek i przeznaczenie lotu.
Po tym incydencie złożyłam prywatne śluby neutralności.
A nuż, ten brutalny trening pozwoli Rosalindzie wygrać kiedyś mistrzostwa świata w szaradach towarzyskich?

[1] Klasyka! Dynia ujawnia znajomość słowiańskiego słownictwa jedynie w sytuacjach, w których niemożliwe jest zbicie na tej znajomości żadnego kapitału.

(...)
A gdyby tak.
Gdyby tak, wytatuować sobie wszystkie tutejsze przypadki?
Nie musiałabym już maskować napadami kaszlu swojego odmieńczego niezdecydowania względem rodzajników!

Dynia natomiast życzy sobie romantycznie.

(...)
'I am gonna be EVERYTHING.' ... i w tym celu kompletuję stosowną garderobę.


 ©kaczka
16 comments on "[168]"
  1. OOO))ooo!To dziecięce spojrzenie- niedowierzanie, kpina, z lekką nutką współczucia. Spojrzenie pod tytułem "ciekawe, ciekawe dlaczego dorośli NICZEGO nie rozumieją?"

    A wydaje się, że tak niedawno człowiek był po drugiej stronie barykady...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nogi urosly to sie przelazlo na druga strone... a tu nuda, moraly i scisniete posladki!

      Delete
  2. Hahah! Sprzedam te 12 liter jako tattoo moim. Jesli kiedys dojdziemy do Genitivu...

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. Moze to jakas nisza na rynku? Moze trzeba ja wypelnic? Gramatyczne (dramatyczne!) tatuazowe kalkomanie? :-)))

      Delete
  3. Ale jak to: najpierw Dativ a potem Akkusativ? Macie jakis inny program nauczania niz na pólnocy...
    A Helołkiti z oceloten w promie kosmicznym - piekne:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie, to nie inny program nauczania. To wyraz mojego buntu przeciw systemowi. Przejaw szalenstwa i nieposkromionej fantazji. Nikt mi nie bedzie mowil, w jakiej kolejnosci odmieniac!
      A w rzeczywistosci, chodzi o moja demencje. Z niezidentyfikowanych przyczyn to Dativ sprawia, ze najczesciej kaszle. To sobie go wytatuowalam na samym poczatku. Pozostale jeszcze od czasu do czasu ogarniam, chocby przy pomocy fekalnej mnemotechniki (srsr! az sie prosi o fekalne skojarzenia).

      Delete
  4. Poradniki w stylu "jak zostać hipsterem?" donoszą: "Gdy już skompletujesz podstawowe ubrania i dodatki, będziesz mogła ubrać się na każdą okazję".
    Hmmm ;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. W takim razie teraz czekamy juz tylko na te wszystkie okazje :-)

      Delete
  5. Żeby tylko nie trzeba było wynajmować jakiegoś składziku na mieście w celu pomieszczenia tych wszystkich uniformów dla każdej profesji.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otoz te uniformy sa wielookazjonalne. Futro z plastikowego ocelota wrzuca sie na grzbiet w zimne marsjanskie noce, a do torebki zbiera sie probki skal. Kostium kosmonauty jest jednoczesnie kombinezonem neurochirurga, a rozowe - wiadomo - pasuje do wszystkiego :-)

      Delete
  6. Tatuaż z baletnicą! I sierp księżyca w kształcie uniesionych ramion nad sukienką z ostu. Piękne!
    Któż to uczynił Kaczko?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jam to uczynila! Jam maznela sterydowa baletnice, ktora wpadla w osty. Czolowa tatualarka! Tatuaznica! Jest zapotrzebowanie, bo z wiosna personel i rodzice podwineli rekawy, a tam tatuaze i tatuaze... To siedze i maze, bo naklejane juz sie nie licza, tak mowi Dynia. Mysle, ze jak machne jej spajdermana to chlopaki sie pozabijaja o jej reke :-)

      Delete
  7. Jeśli o mnie chodzi, nawet taki tatuaż by nie pomógł. Musiałabym sobie wytatuować obie ręce z każdej strony i co najmniej jedno udo drobnym maczkiem.
    Można się uczyć germańskiego przez 7 lat i się nie NAuczyć? Oto ja, najlepszy dowód, że można (w ramach ciekawostki dodam, że zawsze miałam z niego 4 lub 5 na cenzurce...jakim cudem, nie wiem sama).
    Innego języka uczyłam się 2 lata, po czym zaczęłam startować w olimpiadach, jeszcze innego nauczyłam się samiuśka, bo kocham...
    a ten niemiecki...
    Gdyby kto chciał mi zadać najwymyślniejszą torturę, wystarczyłoby kazać mi przestudiować podręcznik do niemieckiego.

    ReplyDelete
    Replies
    1. I ja! I ja musze przyoszczedzic miejsca, bo na jednym sie nie skonczy.
      A w niemoc wierze! Sama sie z nia zmagam :-)

      Delete
  8. Przypadki przypadkami a semantyka przypisu [1] wskazuje wyraźny wpływ teutońskiego na sprawy polskiego.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O rety! Plasknij mnie w potylice, gdy zaczne wstawiac umlauty :-)

      Delete