[173]

[20 May 2015]

(...)
Dynia, motywowana przez asortyment  lodowych gałek ukręcanych przez Stefano, zainteresowała się zasadami wolnego rynku, obrotem pieniężnym i systemem monetarnym.
Pośrednio wkręciła się również w ekologię.
W erefenie jedna butelka marki PET to równowartość dwudziestu pięciu centów wypluwanych przez automat do skupu.
Dynia zbiera w domu i na mieście, a my musimy segregować.
Na jedną kupę butelki, na drugą nakrętki (dla Franka), na trzecią – prawowitych właścicieli przytwierdzonych do butelek.
Najtrudniej odczepiać staruszki.

(...)
Mam takie niejasne wrażenie, że spełnia się przepowiednia prowadzącej zajęcia z języka  konsekwentnie-mi -obcego i jestem tam, na tym szkolnym poddaszu, w każdy poniedziałek i czwartek, fundamentem i ścianą nośną.
Podwaliną.
Kamieniem węgielnym.
Jedynym stałym punktem odniesienia.
Plumkając na strunach megalomanii – jestem tym żółwiem, na którym ciężkim zadem przysiadł świat.
Wystaję z praoceanu, żuję sałatę odwiecznych rozterek lub skuwkę od ołówka i zblazowana spoglądam na korowód przemijających postaci.
Pojawiają się i znikają.
Możliwe, że ze znikaniem ma coś wspólnego szalona winda marki Schindler (sic!), która działa tylko w poniedziałki, wozi wyłącznie parzystą liczbę pasażerów i nigdy nie wiadomo, na którym piętrze się zatrzyma i czy w ogóle przyjedzie.
(Wsiadając w poniedziałki do windy, nie wiedząc gdzie wysiądę wspominam z rozrzewnieniem windę, no właśnie, z 'Podróży Tapatików' Tomaszewskiej [1]? lub  szybującą nad miastem windę Pana Łąki z 'Fabryki czekolady'.)
Tak zniknął angielski geodeta.
Tak zniknęła Francuzka.
Tak prawdopodobnie zniknęła Polka – Ewa G. (pozdrawiam!), która mimo terminowego opłacania zajęć, nie pojawiła się na żadnych. Tudzież pojawia się, ale nie zdejmuje niewidzialnej pelerynki.
O, Kanadyjki też już nie ma.
Spłynęła z nurtem innych ważkich spraw.
Jest za to zupełnie nowa Japonka, która utrzymuje, że pod kwitnącą wiśnią ukończyła studia z filologii germańskiej i zadziwi świat nowatorskim przekładem Tomasza Manna.
Yyyyy... jakby tu, delikatnie, żeby nie urazić... myślę, że może to jednak potrwać dłuższą chwilę.
(Świat zdąży pójść do toalety, wydepilować sobie kilka lasów deszczowych i napić się herbaty.)
Dyplomatycznie mówiąc, jest Japonka na początku swej kariery.
Czasem pojawia się rumuńska cybernetyczka – kobieta-cyborg? – o imieniu, a jakże, Andrea.
A jakże, bo nigdy jeszcze nie spotkałam Rumunki o imieniu innym niż Andrea.
Andrea ma niepokojący charakter pisma.
(I kto to mówi!)
Czasem z windy wysiada Włoch. Konglomerat wszystkich negatywnych stereotypów o narodzie.
Czasem z windy wysiada Grek. Jak wyżej.
Żel we włosach, łańcuch na piersi, słoneczne okulary we mgle.
Fascynujące.
Wpada również Meksykanka arriba arriba!
Zawsze się spieszy.
Może gra w mariachi i musi gnać na próbę?
I tylko ja tam ciągle, w tym samym miejscu pod oknem.
Siedzę i wygrywam wszystkie konkursy popularności.
Pupilka naszej pani.
Trochę się nie dziwię, ostatecznie przy tej ludzkiej rotacji to po mnie rozpoznaje, czy weszła do właściwej sali.
o skoro jest kaczka to możemy zaczynać
dzień dobry kaczko... dzień dobry... yyyy...  pozostałym
... o bo my z kaczką kupujemy w tym samym sklepie...’
Kiedyś pewnie dostanę w dziób po lekcjach.

[1] Wszystkie egzemplarze przygód Tapatików dostępne za mej młodości w dzielnicowym lokalu bibliotecznym charakteryzowały się brakiem ostatnich rozdziałów. Wszystkie! Planowałam powrócić do lektury i dowiedzieć się w końcu ‘kto zabił?’ i czy w windzie, ale ilustracje w nowych wydaniach są zbrodnią wiekszą niż amputacja rozdziałów. Tak to się kończy, zauważam smutno, gdy wydawnictwo zatrudnia do malowania rezerwistów.

(...)
Punktualnie o szóstej rano, z precyzją szwajcarskich czasomierzy:
- MAAAAAAAAAMA! – krzyczy Dynia.
- Maaaaaaaaaamuuuuuuuu! – woła Biskwit.
- MAAAAAAAAAMA!
- Maaaaaaaaaamuuuuuuuu!
- MAAAAAAAAAMA!
- Maaaaaaaaaamuuuuuuuu!
- MAAAAAAAAAMA!
- Maaaaaaaaaamuuuuuuuu!
- MAAAAAAAAAMA! Maaaaaaaaaamuuuuuuuu!
A echo z sypialni rodziców odpowiada: ... mać ... mać ...mać!

(...)
Relatywizm pór roku.
Siedemnaście stopni.
Wczoraj.
Dynia biega boso po podwórku. Matka Rosalindy opina na Rosalindzie puchową kurtkę.

(...)
Wieża Babel.
Bufet przekąsek z przekąsem.
[Dynia w narzeczu] - Mamo, zapytaj Rosalindę, jak po kalabryjsku powiedzieć: precel?
[kaczka] - Precel.
[Dynia] - YES! Precel!
[kaczka] -Toż przecież ci mówię, że PRECEL!
[Dynia] - Ask her!
[kaczka jako bukiet lotosów w wazonie zen, znęcając sie nad kalabryjskim] - Rosalindo, powiedz mojemu dziecku, jak mówisz na precel?
[Rosalinda wykonawszy umysłową woltę] - ...yyyyy... precel? Precel.
[Dynia] - Precel?
[Rosalinda] - Si!
[Dynia do kaczki z wyrzutem] - See! Si not precel!

(...)
Biskwicki znak jakości.
Uwaga! Zawiera lokowanie produktów.

 Mięśnie sercowe w wersji  rainbow: Kuka Szydełkocholiczka
Patyk: Odenwald
Makatka: Gumberry

©kaczka
18 comments on "[173]"
  1. Japonka ma jeszcze zludzenia :} Pewnie jej przejdzie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Japonki terminuja bez wytchnienia. Wszystkie chodza na poranne zajecia od osmej do trzeciej i wracaja wieczorem po wiecej. Z miseczka ryzu.
      Na razie nie widac spektakularnych rezultatow takiego maratonu, ale moze to sie sprawdzi przy 'nowatorskim' przekladzie? Ostatecznie, nowatorstwo moze polegac na niezgodnosci z oryginalem lub przedstawieniu powiesci w formie komiksu?
      ... a w urnie prochy Tomasza Manna podskakuja nerwowo...

      Delete
  2. AAA odlozcie picie, jedzenie i dziatwe na czytanie kaczki, jak zwykle wszystko oplute a Baron Babelek z nowym swiezym guzem! :D:D:D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Probujesz obciazyc me sumienie guzem? Jakbym wlasnych miala tu malo :-)

      Delete
  3. przy rewoltach językowych Dyni nauka teutońskiego musi być ukojeniem. nie dziw, że tam stacjonujesz miast się wdawać w utarczki słowne z Dynią. doczekać się nie mogę dialogów na cztery nogi Dyni i Biskwita. to będzie Babel w 3D.
    b.
    b.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otworzylas mi oczy! Chyba wyparlam, ze nastapi moment, w ktorym obie beda mialy cos do powiedzenia slowem!

      Delete
  4. chciałam napisać coś więcej, ale musk mi sie zatrzymał nad jednym:
    Macie 17 stopni?! I pewnie brak strajku maszynistów. Przeprowadzam się!

    ReplyDelete
    Replies
    1. O maszynistach nie wiem, gdyz sie z nimi nie zadaje. Mamy za to strajk pocztowcow i anarchie w urzedzie. Dzieki czemu wyslalam wczoraj przesylke do ojczyzny w cenie przesylki krajowej. Uciesze sie dopiero wtedy, gdy dotrze :-)

      Delete
  5. Replies
    1. To, to, to! Z ust mię Jarecka wyjęłaś!
      A co do teorii o zatrudnianiu rezerwistów, Bohdan Butenko głosi Teorię Cioci. Każdy samozwańczy wydawca ma otóż Ciocię, któraż to Ciocia przepięknie już od maleńkości maluje...

      Delete
    2. Teoria Cioci <3

      Nie tylko wydawcy, tę samą Ciocię dziedziczą w prostej linii producenci odzieży dziecięcej, zabawek i tego wszystkiego, gdzie przecież wystarczy tylko narysować słownika, psa, kotka i misia.

      A potem linia dla dorosłych. Nieoczywista w biodrze.

      A najbliżej spokrewnieni muszą być w okolicach Poczty Polskiej. Ilekroć jestem, oczy przecieram. Kalendarze, notesy, książki, mydła, pocztówki, wszystko prosto od Cioci.

      Delete
    3. Drwijcie, drwijcie sobie, a przeciez gdyby nie rotacja uczestnikow to jak nic juz dawno rozdeptaliby mi okulary!

      Teoria Cioci jest niezwykle uniwersalna. Widzialam ciocie zatrudnione przy nadzwyczajnie waznych projektach. Teorii Cioci nalezy sie zastrzezony znak towarowy.

      I jesli chcecie miec ciezkostrawne sny jak po kaszance (uklony, inwentaryzacjo!) to zerknijcie na szate graficzna Tapatikow. Ale uprzedzam, jednym polprzymknietym okiem! Przez zadymione szkielko!

      Delete
    4. Gust poczciarzy gustem, od Psiapsióły mającej małą firmę papierniczą (papeterie , notesy , koperty) wiem, że Poczta Polska wprowadziła zasadę przetargu, gdzie uwaga- uwaga- UWAGA- decydująca jest nie jakość,oryginalność, estetyka, ergonomia tylko i wyłącznie!!! CENA- stąd upiorne kicze, które zalegają latami po kątach hurtowni , przecenione do granic absurdu trafiają wprost do okienek.Lepiej sprzedać poczcie po 2 gr. za sztukę niż zmielić, prawda? Niektóre kurioza w brokacie kąpane, z maestrią wytłaczane nabywam i robimy z koleżeństwem konkursy na najbrzydszą karteczkę pocztową.

      Delete
    5. Elzbieto, piorun mysli trzasnal w ma glowe! To az sie prosi o rozszerzenie tego konkursu na reszte swiata. W najrozmaitszych kategoriach. Do ogladania w internecie. Ale publika bedzie musiala podpisywac oswiadczenia, ze nie wnosi pretensji na wypadek trwalych uszkodzen wzroku i osrodkow estetycznych.

      Delete
    6. Jest kilka takich stron, które oglądam omglewając masochistycznie- tyczą przestrzeni miejskiej >>>wszystko źle, albo architektury, mody, czy też urządzania wnętrz.

      I oczywiście można by stworzyć taki zakątek w necie z paskudztwami graficznymi, ale mam wątpliwości, bo to ZŁE ZIARNO JEST, po co siać, żywotne do obrzydliwości, samo się na potęgę pleni.

      Delete
  6. Bo ja mam pytanie techniczne: na niemieckim jedziecie z tym koksem, czy co chwila musicie zaczynać od początku, wraz z nowymi kursantami?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otoz wlasnie caly czas do przodu z tym koksem, co pewnie w jakis sposob demoralizuje nowoprzybylych. Ale sa wyjatki, niektorych z nich to wcale nie zniecheca - to ta kategoria ludzkosci 'nie znam sie, ale sie wypowiem' :-) W przypadku Wlocha: TYM BARDZIEJ sie wypowiem :-)

      Delete
  7. Przepraszam, ale skąd wiecie że to nie jest wujek?? Ewentualnie szwagier?:) (Ja bym stawiała na szwagra - potrzebuje chłop zarobić!:) Zawsze i wszędzie każde badziewie ma być winą kobiety?!
    kwk

    ReplyDelete