[172]

[19 May 2015]

(...)
Biskwit wygrawszy przez nokaut ostatnią rundę z grawitacją nabrał zupełnie niestosownej pewności siebie.
Idzie.
Zwiedza.
Inwentaryzuje.
Sprawdza.
Przeprowadza kontrole.
Sam.
Jest parcie na tę samotność długodystansowca.
Najpierw delikatne sugestie. Oto Biskwit pakuje do szmacianej torby swój telefon komórkowy (marki kalkulator CASIO na wyczerpane baterie słoneczne), staje w dowolnych wrotach, macha ręką na pożegnanie, składa korale ust w dziubek, przy użyciu dłoni emituje całus i wychodzi.
Sam.
Gestem ręki powstrzymując tłum potencjalnych naśladowców.
Gdy tłum gruboskórnych, niedomyślnych naśladowców nie zrozumie aluzji pozostaje wyłożyć im to czarno na białym.
RYKIEM.
A przecież, jakże tak w świat wypuścić mikroskopijnego Biskwita? Żeby nam go ktoś przydeptał?
A tu Biskwit upierdliwie chce SAM.
Nie ma zgody na obstawę.
Stąd na placu plac zabaw codziennie ta sama scena. Żywcem wycięta z produkcji filmowej 'Terminator 2', nomen omen, 'Dzień Sądu' (choć pasowałoby raczej ‘Sądny Dzień’).
Biskwit wyrywa się obstawie i idzie.
Wokół  eksplozje nieprzewidywalności, huśtawki zatrzymujące się tuż przy Biskwiciej głowie, stukilowe dziateczki spadające z drzew na buty,  stada barbarzyńców ciskających piaskiem i wiaderkami, gołębie kradnące precle, kurduple na rowerkach z uszkodzonym układem hamulcowym, kałuże lepkiego soku, srające (ze strachu?) wiewiórki, spajderman duszący Batmana  własną pelerynką, wymykające się fizyce trajektorie lotów dziewczątek okupujących ślizgawkę.
Horror!
A Biskwit idzie. Trawersem.
Przechodzi przez to nienaruszony jak T-1000 wyłaniający się z tunelu.
Byłoby to nawet dostojnie wzruszające.
Problem w tym, że Biskwit wyłania się z tego tunelu z gracją Frankensteina.
Z dwoma rękami wyciągniętymi do przodu.
W dodatku kolebiąc się na boki.

(...)
Dodatek kulinarny gratis.


 ©kaczka
18 comments on "[172]"
  1. Ja wiem, JA WIEM, ze ta piatka przy jajkach jest przekreslona - ale mimo to od razu zwizualizowalam sobie nalesniki z 52 jajek. To by bylo DUZO nalesników!
    Kocham nalesniki. Wczoraj wlasnie byly :)

    A Biskwit - cóz... niedlugo sam te nalesniki pewnie usmazy, ah...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Biskwit uwiedzie smazyciela nalesnikow. Tak przypuszczam, obserwujac katem oka styl z jakim Biskwit przedziera sie przez dzungle zycia.

      Nalesniki okazuja sie najprostsza i najwdzieczniejsza metoda kuchennego zaangazowania dziateczek. Duzo sie robi (balaganu rzecz jasna tez), miesza, rozbija, dodaje, a i efekty blyskawiczne, co nie bez znaczenia dla niecierpliwych konsumentow. Mam przeczucie, ze usmazymy jeszcze z kilka milionow.

      Ja lubie, Norweski szczegolnie, albowiem jadl dzien w dzien przez kilka lat. Taki pomysl Hauptcioteczki zeby odchudzic Hauptwujaszka. Dieta z nalesnikow z jablkami.

      Delete
  2. Jak ja lubię to Twoje malowanie. Piórem. A raczej klawiaturą. To a propos ustępu bezfotkowego. W dodatku z deserem z naleśniczków. Zawsze mnie fascynuje fakt, że składniki nijak nie smakują z osobna tak jak zcalone.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tak! Dynia sie o tym przekonala. Ze nijak nie smakuja PRZED usmazeniem :-)

      Delete
  3. I: halo halo! Do pilota od telewizora. Do pudełka po kremie. Do zepsutej komórki. Do któregoś z elementów zestawu duplo ;).
    Mówisz, że przepis na ciasto naleśnikowe dobry? Wypróbuję :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przepis wyprobowany, ale brakuje mu ulanskiej fantazji. Nie znam nikogo, oprocz mua, kto odmierza skladniki do nalesnikow :-)

      U nas hallllou! wylacznie do kalkulatora. Widocznie Biskwit ma abonament tylko w sieci Casio :-)

      Delete
    2. phi, my mamy WAGĘ. 300g mleka, 125g mąki, 30g oleju, 2 jaja. mąka- DO NALEŚNIKÓW.
      codziennie

      Delete
  4. To "K" !!! To "K" takie znajome, takie rozczulające, jak zobaczyłam, to jakbym się w czasie cofnęła!
    A do przepisu jakieś prawa autorskie zastrzeżone? Bo bym sobie może na lodówce powiesiła i przestała robić "na oko" ;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, czlowiek mysli, ze jego dziecko wlasnie wynalazlo K jak KOLO, a tu sie okazuje, ze cywilizacja juz od dawna na wrotkach :-)

      Praw zastrzezonych nie ma, ale 15 czubatych lyzek maki zalezy od narodowosci maki :-) Lojalnie uprzedzam.

      Delete
  5. Wczoraj, nie dalej jak wczoraj była rozmowa. O ucieczce z domu, z objęć matczynych, na oślep, byle dalej. Kurdupla. A wtedy ja musiałam się przyznać, żem miała odpuszczone. Jakieś trzy lata miałam odpuszczone, bo Józek za Chiny się nie oddalał. Kiedym go puszczała, to stawał, podnosił rączkę i czekał, aż zostanie ponownie złapana, by mógł iść dalej. Bezprzewodowo nie działał.

    ReplyDelete
    Replies
    1. I mnie odpuszczono. Przy Dyni. Dlatego z trudem sie odnajduje.
      Byl czas, ze Dynia przystawala przed przejsciem dla pieszych i czekala na pojawienie sie samochodu, gdyz mogla przejsc tylko wtedy, gdy jakis przejechal, bo nauczono ja czekac, az samochod przejedzie. To utrudnialo zycie w okolicznosciach bezludnych.

      Delete
  6. I i ma kropeczkę ;-)
    U nas od 3 dni raczkowanie - trzeba myć podłogi, zgarniac lego, buty, wszystko!!! Największą atrakcją okazały sie ściany - paca łapkami w ścianę (jak już dostojnie doraczkuje) i ...drapie....fuj...

    ReplyDelete
    Replies
    1. To kropeczka imienia Elzbiety Lawczys :-)

      Tak, raczkowanie brutalnie obnaza brak higieny osobistej podlog. Te brudne kolana w jasnych gaciach! Jakze ja sie ciesze, ze to juz za nami, a Biskwit tak przeciez z pol roku na kolanach. Wysylam tony cierpliwosci i dobra rade: dmuchawa do lisci moglaby sie sprawdzic przy sprzataniu drobnych elementow Lego. (U nas potykamy sie o plejmobile!)

      Delete
    2. Właśnie jej założyłam bordowe i froteruje drugi dzień...
      zaczyna się odkrywanie: za co można pociągnąć... i dlaczego zawsze spada stos książek lub papierów...

      Delete
  7. Stukilowe dziateczki spadające z drzew mogły by uszkodzić Biskwita, a uszkodziły mój centralny układ nerwowy. Śmieję się i nie mogę przestać :o)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Redakcja nie odpowiada za szkody na ukladzie! :)

      Delete