[7 Oct 2014]
(...)
... i nie można odmówić Derekcji sprytu.
W celu wybrania komitetu rodzicielskiego zorganizowała konklawe.
Zamknięte pomieszczenie, grupa nauczycieli pilnująca wyjścia do toalety, krzesełka dla przedszkolaków (znak, że przedszkole nie ratyfikowało konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur), siedemdziesięcioro rodziców unikających kontaktu wzrokowego z personelem, a w szwedzkim bufecie minimalna ilość skrobanych marchewek.
Skuszona marchewką (co przezorniejsi mieli własny prowiant), zakładając, że będziemy siedzieć tam do rana (a z głodu, kto wie, może zaczniemy zjadać się nawzajem) oraz by rozprostować zdrętwiałe pośladki, powstałam, by przemknąć do bufetu i to był moment, na który czekała przyczajona Derekcja: ‘Ooo! Widzę, że zgłasza się mama Dyni! Brawo! Brawo! Meksykańska fala. Kto za? Wszyscy? Kto przeciw? Mama Dyni? Przegłosowane. Gratulacje! Dziękujemy! Tym samym przechodzimy do następnego punktu programu: zapisy na lekcje gry na trójkącie...’
I tak oto – kara za grzech obżarstwa - zostałam jednoosobową trójką klasową.
Jeszcze nie zdecydowałam, czy pozwolę się zdemoralizować władzy, czy też zostanę zarzewiem rewolucji.
Obie opcje wydają się kuszące, choć jak znam życie skończy się na samotnym trymowaniu żywopłotu wokół placówki oraz na składaniu kwiatów pod pomnikiem Derekcji.
Przy takim poziomie stresu (nawet scjentolodzy są tu zbyteczni ze swoją maszyną z tutek) z jakim obnosi się Derekcja przy podejmowaniu każdej decyzji od ‘gdzie zaparkować’ po ‘ulotki rozdać na końcu, czy na początku zebrania?’, dobrze w sumie żeby to były kwiaty, a nie wieńce.
[Poza tym odsiadując swoje na krzesełku dla przedszkolaka marki Szymon Słupnik, zstąpiła na mnie refleksja, że ta placówka to Klondike po sezonie. Miejsce dla desperatów i krótkoterminowych, bezkorzennych poszukiwaczy przygód. Tu osiemnastoletni pan z Kanady, który uczył w Japonii, a wcześniej w Boliwii, a może Endywii. Tu matka Hildegardy, która przed chwilą pracowała w angielskiej opiece społecznej. Tam Niemka, która po stu latach wróciła z Nowej Zelandii.Tu Pan od Małpiatek, który nie wrócił do Alabamy ze swoim oddziałem. I pani, ta którą najbardziej denerwują dzieci, nic w sumie dziwnego, do tej pory była tłumaczem kabinowym. Może taka jest specyfika szkół międzynarodowych, że nic tam nie jest trwałe, chwytnik zamiast korzeni, wieczna rotacja i improwizacja? To osobliwe dla mnie doświadczenie. Wszak przez osiem lat mojej podstawowej szkolnej edukacji towarzyszył mi ten sam panteon ciała pedagogicznego z Derekcją dostrzegalną z kosmosu, a to dzięki fryzurze farbowanej od czasów piastowskich na wściekłą fuksję. Ba! Gdybym dziś wysłała Dynię do szkoły w mym rodzinnym mieście za przyczyną rejonizacji Derekcja byłaby ta sama, wieczna jak Fidel Castro, i wciąż widoczna z kosmosu.
Dynia nie ma problemów w tym systemie, zmiany grup, czy nauczycieli przychodzą jej gładko, odbiera to jak nobilitację. Pytanie, czy w przyszłości pojawią się niepożądane objawy uboczne?]
... i gdyśmy już wysłuchali o szczoteczkach do zębów, lekcjach gry na trójkącie, zajęciach jogi, udrękach alarmu pepoż, kalorycznej zawartości posiłków oraz kiedy święty Marcin, a kiedy Chanuka i kiedyśmy, nie bez trudu, oderwali się od krzesełek to podszedł do mnie pan i zapytał, czy to możliwe, że mówię w jidysz?
- Zupełnie niemożliwe. – odpowiedziałam. – Skąd pomysł? Wnosi pan z mego oryginalnego akcentu?
Pan odrzekł, że to moje dziecko powiedziało jego dziecku, że mama zna jidysz.
Que?
- Dyniu, o co chodziło z tym jidysz? – pytam dziś o poranku wyrwaną ze snu dziecinę. – Przecież nikt z nas nie mówi w jidysz.
- YOU SAID YOU SPEAK YIDDYSH!!!
Que?
Kiedy? Jak? Gdzie?
Tu Dynia kreśli tło i okoliczności towarzyszące.
I wszystko jasne.
SWEDISH!!!
(Ale dla jasności, w Swedish też nie mówię.)
©kaczka
(...)
... i nie można odmówić Derekcji sprytu.
W celu wybrania komitetu rodzicielskiego zorganizowała konklawe.
Zamknięte pomieszczenie, grupa nauczycieli pilnująca wyjścia do toalety, krzesełka dla przedszkolaków (znak, że przedszkole nie ratyfikowało konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur), siedemdziesięcioro rodziców unikających kontaktu wzrokowego z personelem, a w szwedzkim bufecie minimalna ilość skrobanych marchewek.
Skuszona marchewką (co przezorniejsi mieli własny prowiant), zakładając, że będziemy siedzieć tam do rana (a z głodu, kto wie, może zaczniemy zjadać się nawzajem) oraz by rozprostować zdrętwiałe pośladki, powstałam, by przemknąć do bufetu i to był moment, na który czekała przyczajona Derekcja: ‘Ooo! Widzę, że zgłasza się mama Dyni! Brawo! Brawo! Meksykańska fala. Kto za? Wszyscy? Kto przeciw? Mama Dyni? Przegłosowane. Gratulacje! Dziękujemy! Tym samym przechodzimy do następnego punktu programu: zapisy na lekcje gry na trójkącie...’
I tak oto – kara za grzech obżarstwa - zostałam jednoosobową trójką klasową.
Jeszcze nie zdecydowałam, czy pozwolę się zdemoralizować władzy, czy też zostanę zarzewiem rewolucji.
Obie opcje wydają się kuszące, choć jak znam życie skończy się na samotnym trymowaniu żywopłotu wokół placówki oraz na składaniu kwiatów pod pomnikiem Derekcji.
Przy takim poziomie stresu (nawet scjentolodzy są tu zbyteczni ze swoją maszyną z tutek) z jakim obnosi się Derekcja przy podejmowaniu każdej decyzji od ‘gdzie zaparkować’ po ‘ulotki rozdać na końcu, czy na początku zebrania?’, dobrze w sumie żeby to były kwiaty, a nie wieńce.
[Poza tym odsiadując swoje na krzesełku dla przedszkolaka marki Szymon Słupnik, zstąpiła na mnie refleksja, że ta placówka to Klondike po sezonie. Miejsce dla desperatów i krótkoterminowych, bezkorzennych poszukiwaczy przygód. Tu osiemnastoletni pan z Kanady, który uczył w Japonii, a wcześniej w Boliwii, a może Endywii. Tu matka Hildegardy, która przed chwilą pracowała w angielskiej opiece społecznej. Tam Niemka, która po stu latach wróciła z Nowej Zelandii.Tu Pan od Małpiatek, który nie wrócił do Alabamy ze swoim oddziałem. I pani, ta którą najbardziej denerwują dzieci, nic w sumie dziwnego, do tej pory była tłumaczem kabinowym. Może taka jest specyfika szkół międzynarodowych, że nic tam nie jest trwałe, chwytnik zamiast korzeni, wieczna rotacja i improwizacja? To osobliwe dla mnie doświadczenie. Wszak przez osiem lat mojej podstawowej szkolnej edukacji towarzyszył mi ten sam panteon ciała pedagogicznego z Derekcją dostrzegalną z kosmosu, a to dzięki fryzurze farbowanej od czasów piastowskich na wściekłą fuksję. Ba! Gdybym dziś wysłała Dynię do szkoły w mym rodzinnym mieście za przyczyną rejonizacji Derekcja byłaby ta sama, wieczna jak Fidel Castro, i wciąż widoczna z kosmosu.
Dynia nie ma problemów w tym systemie, zmiany grup, czy nauczycieli przychodzą jej gładko, odbiera to jak nobilitację. Pytanie, czy w przyszłości pojawią się niepożądane objawy uboczne?]
... i gdyśmy już wysłuchali o szczoteczkach do zębów, lekcjach gry na trójkącie, zajęciach jogi, udrękach alarmu pepoż, kalorycznej zawartości posiłków oraz kiedy święty Marcin, a kiedy Chanuka i kiedyśmy, nie bez trudu, oderwali się od krzesełek to podszedł do mnie pan i zapytał, czy to możliwe, że mówię w jidysz?
- Zupełnie niemożliwe. – odpowiedziałam. – Skąd pomysł? Wnosi pan z mego oryginalnego akcentu?
Pan odrzekł, że to moje dziecko powiedziało jego dziecku, że mama zna jidysz.
Que?
- Dyniu, o co chodziło z tym jidysz? – pytam dziś o poranku wyrwaną ze snu dziecinę. – Przecież nikt z nas nie mówi w jidysz.
- YOU SAID YOU SPEAK YIDDYSH!!!
Que?
Kiedy? Jak? Gdzie?
Tu Dynia kreśli tło i okoliczności towarzyszące.
I wszystko jasne.
SWEDISH!!!
(Ale dla jasności, w Swedish też nie mówię.)
©kaczka
Świetne!:)
ReplyDeleteUprzejmie dziekuje!
DeleteCzy mialo byc erekcja czy derekcja ale w koncu to prawie to samo wiec cofam moje pytanie. Uwielbiam Twoje pisanie i chociaz sytuacje opisywane sa dawno juz poza mna to widze je znow oczami wyobrazni.
ReplyDeleteAaaaaa! Dzieki! Poprawione! :-)
Delete'Dawno poza mna'? Czyli sa tacy, ktorzy to przezyli?
Bardzo krzepiaca mysl! :)
I po wszystkich awanturkach, które urządzałas derekcji i opiekunkom oni z radością wybrali Ciebie? co za brak instynktu samozachowawczego
ReplyDeletePowodzenia!
(my, czytelnicy, mamy powód do radości, tematów Ci nie zabraknie ;) )
Jawohl!
Delete:)))))))))))))))))))))))))))))))
DeleteMoze uznali, ze ten nagly i niespodziewany dostep do wladzy sprawi, ze przejde na ich ciemna strone mocy i przestane sie czepiac? A moze, fakt, nie wiedza co czynia? :-)
DeleteNa zebraniu 1 klasie (dziecię mam jedno i brak wcześniejszych doświadczeń) nieopatrznie podniosłam wzrok i spojrzałam wychowawczyni prosto w oczy, na co ona..."no więc pierwszą chętną do trójki już mamy, pani Apaczowa, serdecznie dziękuję, że się pani zgłosiła"...od tej pory nikt już nie patrzy. Po trzech latach uznałam, że najwyższa pora podać się do dymisji, nowa wychowawczyni, może komu innemu spojrzy w oczy itd...dymisja nie została przyjęta. Pora mi chyba przypomnieć sobie "Żywoty świętych"...
ReplyDeleteMyslisz, ze mozna pelnic funkcje trojki klasowej dozywotnio?!!!
DeleteO Chryste!
"......Będzie się dziłałooooo,
ReplyDeleteBędzie zaaaaaabawa ..........."
Mła zapisała Męża do trójki, pod jego nieobecność, następnie, również pod jego nieobecność, jego kandydatura została przegłosowana w prawie jednogłośnie w tajnym głosowaniu.
Maz musial ci sie czyms solidnie narazic. Boje sie pytac dalej :-)
DeleteA co... ten tego... z białym konklawowym dymeeem....???
ReplyDeleteNa pewno ktos puscil baka :-)))
Deletetortura stosowana przez wszystkich wychowawców, pod przymusem właściwej terytorialnie derekcji, niech się państwo wybiorą dobrowolnie, bo zamknę na klucz i nie wyjdziemy, dopóki nie utworzę listy proskrybowanych... znam ten ból z obu stron madejowego krzesełka rozmiar 130 cm
ReplyDeleteJednym slowem, jest to ogolnoswiatowa tortura, a ONZ milczy? :-)
DeleteDwa lata z rzędu byłam skarbnikiem klasowym (ktoś zna podlejszą funkcję, niech rzuci kamień!) gdyż poza progenitura rozmiar 92cm posiadam też taką 160cm. W tym roku się wycwaniłam - nie poszłam na zebranie :-P podobno 40 minut szukali kozła ofiarnego! W przyszłym roku też im ucieknę, a co!
ReplyDeleteWygrywasz. Zbierac od narodu pieniadze i ich nie zgubic. Szacun!
Delete(O uciekaniu bede pamietac. Za rok.)
Tłumaczka kabinowa - w przedszkolu <3 To najciaśniej upchany zalążek dramatu obyczajowego w mojej całej karierze poszukiwaczki skompresowanych puent i presupozycji. Italo Calvino, pies na najkrótsze bajki świata, byłby z Pani dumny, Pani Kaczko. Order (must sein) na popierś i przedpierś.
ReplyDeleteProsze, oto ma piers. Wpinaj!
DeleteAle to zycie takie bajki, wiec to troche naduzycie obnosic sie z orderem za scenariusz niewymyslony.
Ale klepie sie po pleckach, bo czulam pismo nosem. Niejeden raz pytala Norweskiego, czemuz ta pani taka nerwowa. A tu prosze. Z kabiny wyszla, przed emerytura, w sam srodek Liskow. Wyrazy wspolczucia.
Mnie też zatchnęło przy tłumaczce.
ReplyDeleteOraz przy Słupniku.
Bo oto dzisiaj wiekopomny moment - też na takowym zasiądę. Moje dziecko trzeci rok uczęszcza do tej samej placówki, a Derekcja ma po raz pierwszy takie cóś organizuje. Biorę sobie do serca przestrogę - żadnych zrywów po marchewki, wzrok wbity w czubki butów :)
Opowiadaj!
DeleteNie skusili cie marchewka?
:-)))
Ja żyłam w koszmarze przez 4 lata.Przy każdej uroczystości szkolnej w obu klasach karteczka -ciasto proszę dostarczyć w dniu...o godz...Za pierwszym razem myślałam że trzeba za drugim coś im się pomyliło po którymś z kolei zaczęłam kumać ,że ktoś mnie wykorzystuje -biorę dzień wolny-pojawiam się w szkole i dowiaduję,że to moje najukochańsze dzieci zgłaszają mnie ochoczo, "bo nasza mama wszystko potrafi i robi duuużo lepiej" i domagają się aby nie kto inny jak ich ukochana mama po powrocie z pracy stała i piekła. Od dwóch lat zatem powtarzam jeśli któremuś z was ręka do góry się uniesie przy słowie czyja mama ciasto upiecze -zabiję.
ReplyDeleteNa wlasnej piersi hodowane... :-)
DeleteKaczko, ja Ci przypominam, że Ty teraz jesteś RADĄ NADZORCZĄ! Mars na czoło i patrz derekcji na ręce. Ćwicz unoszenie brwi z niepokojem i lekkim wstrętem. Od teraz. Proszę przed lustro.
ReplyDeletePoszla cwiczyc. Do repertuaru dorzucila jeszcze niezadowolone tsykanie i krecenie glowa z niedowierzaniem. Oraz wzdech zawodu.
DeleteI tak oto Kaczka stala sie Irena Kwiatkowska (patrz docinek 14).
ReplyDeleteNie dowierzam jednak, derekcje pomroczylo?!
Derekcja lubi sobie przylozyc kijem do bejsbola po wlasnych rzepkach. Czy ja jej moge zabronic?
DeleteKwiatkowska ma podobno organizowac z Derekcja procesje na Marcina. Czy to oznacza, ze mam wyciac z papieru sto latarni, zawiadomic oddzialy policji zabezpieczajace trase przejscia, pilnowac, aby dzieci sie nie zamienily w zywe pochodnie, a nastepnie roznosic na tacach drinki i kanapki? Czas pokaze.
Ichichi. Kaczko, kocham Twoje "que"? :D
ReplyDelete:*
DeleteAleż wskakujesz na te szczeble kariery! Plask, plask!
ReplyDeleteTo autostrada kariery, a plask plask to rozjechana na plask kaczka :-)
Delete