[85]

[16 Jun 2014]

(...)
Na pospiesznie zaimprowizowanym bankiecie, wydanym na cześć szóstego miesiąca pobytu Biskwita na Ziemi, podano konfit z bioetycznej, ekologicznej, antygenetycznej, Rainforest Alliance  Certified, nut free, freon free, vegan approved, shop-locally-think-globally marchwi.
Podawała Dynia.
Według algorytmu:  na jedną łyżkę w żołądku Biskwitowi, pięć łyżek zjedzonych przez Dynię (dydaktycznie,  instruktażowo i żeby sprawdzić, czy nie zatrute plus prawa do wylizania miseczki.)
Do tego trochę w ucho, trochę w nos, trochę w oko. Wiadomo, z emocji.
Również Biskwit nie ułatwiał chaotycznie rezonując w podnieceniu.
Pewien smutek, że to już.
Nieodwracalnie ta podróż.
Ten pociąg.
Ku stekom, frytkom, śledziom w śmietanie, grzybkom w occie, winegretom  w sałacie i żelkom Haribo.

(...)
Biskwit przekroczył barierę dźwięku i mówi.
Prawdopodobnie krytykuje.
Potrafi też nadludzką siłą woli unieść tors i wyjrzeć z wózka.
I najbardziej na świecie, całym Biskwicim jestestwem, cieszy się na widok Dyni.
Robi na jej widok jednoosobową meksykańską falę.

©kaczka
19 comments on "[85]"
  1. Wzruszyłam się :'(

    Ale przecież tylko u Ciebie to się widzi takie piękne! Normalnie to mam w domu "egzorcystę" w odcinkach. Nie smakuje mu, czy jak?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Eeee, to dla potrzeb bloga. Normalnie to nie wiem, czym wywabiac plamy z karotenu :)

      Delete
  2. Bo do progenitury matka powinna (na wyjściu ze szpitala, bądź z sypialni w której rodziła) dostawać takie pudełko albo słoik do którego mogłaby włożyć obraz, dźwięk, zapach! Ja bym włożyła wygląd którego nie oddają zdjęcia, zapach (nawet kup), dotyk ciepłych rączek na mojej twarzy, nawet szczypania mnie aż do siniaków, uśmiech i śmiech jak się dotyka "guzika od śmiechu" (teoria mojego syna) lub "miejsca po skrzydłach anioła" (teoria mojej siostry), chciałabym zachować płacz i złość, czułe buziaki i przytulaski, klapanie gołymi stopami po podłodze, obrzydzenia jak J wkłada palce do psiego nosa, i milion różnych rzeczy bym chciała schować na później! A mając 10 letenigo syna miałabym już takich pudełek baaardzo dużo, nawet to z dzisiejszym fochem na danie obiadowe!
    I wyjąć to za rok, za dwa lata, za 10, jak już będą dorośli i będą mieli własne dzieci i nie będą mnie już tak bardzo potrzebować! I wtedy mogłabym przypomnieć sobie to wszystko i przeżyć na nowo!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak ja sie ciesze, ze to wreszcie ktos odwaznie napisal. Zapach niemowlecych kup! Ten lekko sfermentowany, slodkawy, specyficzny zapach. Chyba dlatego tak skrupulatnie za kazdym razem zwlekalam z wprowadzaniem marchewki.
      Tez chce, tez chce to wszystko zapamietac w jakiejs technologii 5D.
      Szkoda, taka wielka szkoda, ze to mija tak predko i sie zaciera we wspomnieniach.

      Delete
    2. Zaciera się :( bo ja już nie pamiętam :( bólu przy karmieniu cycem (ot takie mam widzimisie że mnie bardzo boli) ani zapachu tych kup już nie pamiętam :( ani tego jak fajnie jest mieć paromiesięczniaka który tylko leży ;-). Ja już słyszę codziennie "mamo a ona mi...!!!!" W druga stronę nie słyszę tzn słyszę ale nie rozumiem ponieważ nie znam mandaryńskiego a w takim języku zdecydowała się mówić moja dwulatka :)
      Z gorący pozdrowieniem!

      Delete
  3. Dołączam się do fali po meksykańsku!

    ReplyDelete
  4. I tak powstają więzi.... Cudnie! Serdeczności dla dzieciaczków i mamusi również.

    ReplyDelete
  5. Foch z powodu braku zdjecia Biskwita, moze byc Biskwit w marchwi z kaczka w buraczkach. Chcialam cos dodac od Barona Babelka, ale jemu glownie wychodza rzeczy roznymi otworami, wiec moglabym co najwyzej zaproponowac bukiet zapachowy przyjaznego piardu...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Biskwit faktycznie mocno zamaskowany marchewka, wiec skoro taka wola ludu, to zdejme i zawiesze na blogasku :-)

      Delete
  6. Chwilo trwaj!
    (Nim zaczną wrzeszczeć, targać się za kudły i... "Maaaaaamooooo, a ona mi...").
    Ech...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Juz zaczely (Biskwit depiluje i drapie, Dynia sciska, obie monologuja bez przerw na oddychanie). Dlatego nasaczam sie tymi zludnymi chwilami pokoju jak biszkopt spirytusem.

      Delete
  7. Witamy ojeju-kiedy-to-minęło-Biskwita w krainie obżerstwa, łakomstwa i rozpusty kulinarnej ;-) Chociaż widzę, że siostra mocno toruje wejście do tego świata ;-)

    A gdyby go - tfu, tfu! tak się nie stanie - zatwardziło po marchewce, tutejsze położne polecają pasternak. Ja potwierdzam, że działa! Tzn. na dziecię działał ;-) (A mi smakował.)

    Smacznego Biskwitowi!

    arbuz bez dna

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chwilowo po marchewce efekt jakby odwrotny. Ale ile tam tej marchewki bylo to tylko Dynia wie :-)
      Planowalam zwyczajem wyspiarskim zaczac od kleiku ryzowego na wlasnym mleku (na zatwardzenia sok z pomaranczy podawany nawet noworodkom ;), ale zen polozna nawrocila mnie na jedyna sluszna droge warzywizmu. To uprawiam ten warzywizm klnac na czym swiat stoi, ze od kleiku plam bylo mniej, a dziecina nauczyla sie lykac i potem z marchewka nie bylo pralnianych problemow. A pasternak stosowalam w kombinacjach inspirowanych przez Ella's kitchen. A to z gruszka, a to z jagodka, a to z suszona sliwka, etc. Dynia lubila. Ale to nie jest miarodajne, bo ona jadla wszystko. Razem z lyzka i miseczka :)

      Delete
    2. Więc światy kulinarne wyspiarskie i germańskie faktycznie odległe. Sok pomarańczowy...hmmm.. :-) W De sok dziecku to zło najźlejsze, a pomarańczowy to alergia do końca życia ;-)

      A od warzyw zaczyna się tutaj z tego względu, że to to, co dzieci później (ponoć) niechętnie jedzą, więc i trudniej im to z biegiem czasy polubić. Marchewka, dynia, czy pasternak jako starter to chyba przebiegła próba przekabacenia ich kubków smakowych.

      (Moje dziecię za warzywami nadal przepada, ale nie wiem, czy to zasługa powyższej teorii spiskowej).

      arbuz bez dna

      Delete
  8. Marchew z Dynią :D i to jeszcze w meksykańskiej fali.

    ReplyDelete