[89]

[25 Jun 2014]

(...)
Lody u Stefano dziś słone od łez kibica.
(Brak niebieskich, że niby azzurri do domu? Na ich miejsce ciemna, żałobna masa z peruwiańskiej kukurydzy i czarne jak noc jeżyny.)
Z ogródka sycylijskich sąsiadów zniknęła nadnaturalnej wielkości włoska flaga, która przysłaniała nam horyzont, a trawnikowi dostęp do fotosyntezy.
Sąsiedzi w szale połamali mebel w dziewięćdziesiątej minucie, a potem zapadła niepokojąca grobowa cisza i trwa do teraz.
Nawet pies milczy.
Obawiam się, że mogłam do sprawy przyłożyć ręki.
Gdy podarowałam Anglikom piłkarza z plejmobilu w narodowych barwach, angielska reprezentacja wróciła do domu.
Wczoraj wysłałam do Triestu spóźnioną przesyłkę z plejmobilem hiszpańskim kpiąc, że teraz to już z przeceny, ale ‘jest jeszcze nadzieja, wszak dokładam włoskiego zawodnika, więc forza wasi i forza plejmobil!
I proszę.
Stefano łka za zamrażarką, a sycylijska sąsiadeczka spaliła w ogródku plakaty reprezentacji.
Zastanawiam się, co komu jeszcze ofiarowałam, bo plejmobil miał bogatą narodowościowo ofertę i kto w takim razie odpadnie?
Na bank, gdzieś trafił z plejmobilu Podolski i teraz Norweski popatruje na mnie jak na ośmiornicę Paula.

(...)
Otóż faktycznie naszpanie planują zabrać Rezolutne Liski do domu pogodnej starości z recitalem.
Biorąc pod uwagę, że  Liski to katalog chorób zakaźnych live jest to odważna decyzja, a wydaje się jeszcze odważniejszą, gdy się przyjrzeć scenicznym próbom przed występem.
Dynia jest niesłychanie dumna z faktu, że będzie śpiewać dla ‘old people’, ale poproszona o wiązankę przebojów nie jest sobie w stanie przypomnieć żadnego tekstu.
Nie dziwi, bo byłam pod sceną.
Chłopaki się naparzali, dziewczyny porównywały lakier na paznokciach.
Jeden z moich ulubieńców siedział tyłem do wszystkich i próbował założyć kapcie siłą woli.
Sztorcowany przez naszpanią, by się naprędce pospieszył, wzniósł oczy ku niebu i przewracając nimi rzekł z rozczarowaniem ‘Ach, du lieber Gott!’. Gdyż on tak sobie lubi korespondować z Opatrznością za pośrednictwem aktów strzelistych.
W pierwszym rzędzie najgłośniej śpiewała naszpani ze Szkocji, dzięki czemu odgadłam, że emeryci i renciści wysłuchają między innymi ‘What shall we do with a drunken sailor’ w jej solowym wykonaniu. Albowiem reszta pierwszego rzędu bezgłośnie ruszała ustami.
Co nie powinno zniechęcać.
Nawet ABBA śpiewała z playbacku.

(...)
Gry i zabawy towarzyskie.

­­– ­Co robiliście dziś na placu zabaw, Dyniu?
­– We played ‘dogs, mums and sisters’.
­– A jak się człowiek bawi w ‘dogs, mums and sisters’?
­– You go to Leon and ask if he wants to be a dog. He says ‘yes’. Then you go to Greta and ask if she wants to be a mummy and she says ‘yes’. Then you ask yourself ‘do you want to be a sister’ and you say’yes’. And that’s all.
That’s all Folks!


(…)
Drgnęło nam w mowie. Notuję na marginesie.
Nie jest to może jeszcze Lord Byron, ale już nie dyński.
Nadal jest ‘I goed’, czasami ‘I doed’, Biskwit bywa płci różnej (his lub her), ale znacząco to nie odbiega od jednojęzycznej, angielskiej grupy rówieśniczej.
Coraz częstsze są momenty językowej świadomości.
Od lipca, na przykład, Dynia zaczyna ‘lekcje muzyki u Frau Ulryki’. (Nie, nie po to, by zostać Mozartem, ale by w gromadzie zacząć w praktyce używać ojcowskiego narzecza.)
Dynia jest podekscytowana perspektywą.
- Mama? – pyta Dynia pięćdziesiąt razy dziennie. – So what language I have to speak there? ‘PLOSZE’ language or ‘JA!’ language?
Z Frau Ulryką?
Wyłącznie ‘JA!’.

©kaczka
19 comments on "[89]"
  1. zadumałam się nad tym, że znamy z Dynią te same języki i pewnie podobnie biegle nimi władamy, choć Ona na pewno ma mniej obciachu, żeby się w każdym z nich dogadywać :). ja pewnie znam trochę lepiej język "PLOSZE"*, a Ona język "YES", no i ja znam jeszcze trochę język "DA", który Dynia pewnie też niedługo przez osmozę przyswoi. tylko ja już ponad czterdzieści lat po tym świecie pomyka, a ta Malizna ledwo co sie urodziła... zazdroszczę tej wielojęzyczności niezmiernie!

    *cudowne określenie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. I ja jej sekretnie zazdroszcze. Moze nawet nie tej wielojezycznosci, bo to od biedy rzecz nabyta (choc zazwyczaj w pocie, krwi i lzach). Trudno rowniez przewidziec, co z tego bedzie w przyszlosci. Utrwali sie? Przeminie?
      Sekretnie jej zazdroszcze, ze swiat taki przed nia otwarty. Ze nie musi go zdobywac kuchennymi drzwiami.

      Delete
  2. Replies
    1. Na recitalu, czy na zajeciach z muzyki? :-)

      Delete
  3. Moje jednojęzyczne dzieci dłuuugo nie mogły się pogodzić z faktem, że forma idłem/idłam jako odmiana czasownika "iść" nie istnieje... :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. To wyjatkowa niesprawiedliwosc, ze nie istnieje, bo az prosi by zaistniala!

      Delete
  4. Czyli teraz w eleganckim świecie, ludzik playmobile to coś jak odcięta głowa konia w łóżku, tak? Znowu nie jestem na bieżąco!
    Jednak te Liskowe Panie mają jakieś zalety. Dla old people sam widok bukietu takich Dyń, na scenie jest pigułą szczęścia. Naturalne stępienie słuchu ochroni ich przed "‘What shall we do with a drunken sailor".

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przysiegam! Piorun to nie ja!
      Jak zauwazylas, paramy sie tu masowa produkcja czarodziejskich rozdzek, ale one nie kontroluja warunkow meteorologicznych. Chyba!
      Liskowe panie z pewnoscia maja zalety, ale bardzo bronia sie przed tym, by je wyluskiwac. Moze sa takie skromne?
      Recital sie udal. Liski wrocily do placowki sklejone w jedna mase zrabowanymi emerytom landrynkami.
      Dynia przypomniala sobie, ze spiewali rowniez piosenke 'Du Schmetterling du kleines ding'. W wersji Dyni jest to 'DU SCHMETTERLING YOU STINK!'

      Delete
  5. Kaczko, a ja z notki na notkę bardziej marzę o twojej książce ilustrowanej przez Bebeluszka. Nie daj się prosić :-))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Magdo, Bebe chwilowo wessaly odmety pracy zawodowej, wystawy do otwierania, grzyby i runo lesne do wyciskania ze styropianu i swistaki do wycinania z krepiny. Do tego, biedna, zapadla nieco na zdrowiu. Jak juz jej przejdzie to bedziemy knuc dalej, bo pomysow nie brakuje :-)

      Delete
  6. Kaczko jesli gdzies komus dalas ludzika "Oranje" to sie pogniewamy ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nawet jesli dalam, to najwyrazniej moja moc nie obejmuje odcieni pomaranczowego :-) (pisane dzien po meczu z Meksykiem)
      Spijcie spokojnie :-)

      Delete
  7. Ja biegle władam językiem PLOSZE a od dwóch lat językiem YYYY YY! I moja blondwłosa córa, z tego co obserwuję, nie palnuje gadać w innym (ani YES ani JA ani TAK jej nie rusza). Więc gorąci zazdroszczę komunikatywności Dyni.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No wiesz, u nas ciagle YES jezyk jest dominujacy, wiec komunikatywnosc w pozostalych ma wciaz mnostwo miejsca by ewoluowac i nas zaskakiwac.
      Ostatnio poszlam asekurowac Dynie ujarzmiajaca rower. Dynia zaczela swoj monolog na klatce schodowej i nie przerwala go przez dziewecdziesiat minut. Nie zatkaly jej lody. Nie zatkalo jej kilkakrotne wpadniecie w krzaki. Mowila nieprzerwanie.
      I wtedy przypomnialam sobie, co mi tu rok temu pisali PT Czytelnicy, ze jeszcze zobaczysz... a raczej jeszcze uslyszysz. Sie spelnia!

      Delete
  8. Określenie 'język PLOSZĘ' rozbił mnie na cząstki elementarne! Absolutnie i nieodwracalnie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Geneza okreslenia jest podstepna. Dynia wykombinowala, ze PLOSZE jest slowem ulatwiajacym zycie. Gdy nalegam, by konwersowala ze mna po polsku to oczywiste, ze zamiast sie spocic i powiedziec 'szlachetna matko, prosze zechciej nalac mi do naczynia wody do picia' latwiej powiedziec 'PLOSZE wode'. Stad wedlug kryterium czestotliwosci uzycia, polski zawiera glownie slowo PLOSZE.

      Delete
  9. Zacny repertuar mają Liski, ciekawość jak go wzbogaci Frau Ulryka.

    ReplyDelete