1681-1682

[10-11 Oct 2013]

...8...7...

(...)
Telefon do wiejskiego ośrodka zdrowia.
- Interesują mnie wyniki mego szpitalnego wymazu z niedzieli.
- Nie ma.
- Co mam zrobić?
- Czekać. Albo zadzwonić do szpitala.


Telefon do szpitala.
- Interesują mnie wyniki wymazu z niedzieli.
- Pacjentom nie podajemy wyników przez telefon.
Wyniki wysłaliśmy na oddział, który autoryzował zlecenie.
- Jeśli tam zadzwonię to mi je podadzą przez telefon?
- Nie.

- Co mam zrobić?
- Zadzwonić do ośrodka zdrowia, żeby zadzwonili do nas to podamy im wyniki przez telefon.

Telefon do wiejskiego ośrodka zdrowia.
- ... yyyy... ale my nie możemy dzwonić do szpitala po wyniki ustnie.
- Co mam zrobić?
- Zadzwonić do nich, żeby wysłali faksem.


Telefon do szpitala.
- ... yyyy... ale my przecież nie wysyłamy faksem, wysyłamy emailem... w drodze wyjątku... ojezujezu... tak, faksem.

(Po godzinie)
Telefon do wiejskiego ośrodka zdrowia.
- ... yyyy... jeszcze nie ma w systemie, bo trzeba zeskanować i dołączyć do elektronicznej dokumentacji.

Kurtyna wiesza się na kablu od telefonu.

Uaktualnienie.

(Po dwóch godzinach)
Telefon do wiejskiego ośrodka zdrowia. Ta sama recepcjonistka.
- To ja. W sprawie tych wyników, które miały nadejść dwie godziny temu.
- Jakich wyników?
- Posiew.
- Ale ja tu tylko w systemie mam krew we wrześniu.
- Posiew. Wyniki ze szpitala. Dwie godziny temu.
- Ale ja nie mogę podejść do faksu, bo szkolę nową recepcjonistkę i ABSOLUTNIE  nie mogę zostawić jej samej
. Jest nowa, chyba rozumiesz?
(Faks stoi dwa metry od biurka.)
- Ha! Szpital wysłał też emailem.
- Uuuuuuuu... ale ja nie pamiętam hasła do poczty.
- A czy jest ktoś kto pamięta?
- Tak. Mamy zapisane przy faksie.


(Po dwóch godzinach i dwudziestu minutach)
W wiejskim ośrodku zdrowia. Ta sama recepcjonistka trzymająca za rękę pretendentkę do tytułu.
- Chciałabym odebrać wyniki posiewu. Niedziela. Szpital. Miały być przed dwiema godzinami.

[W tym momencie pretendentka dosypuje dramatu:
- KOBIETA W SŁUCHAWCE MÓWI MI, ŻE JEST W CIĄŻY I JĄ BOLI!!!
Recepcjonistka: Niech ci opisze, jak ją boli.
Pretendentka (przeprowadza wywiad): ... yhy... yhy... Jezu, ona mi mówi, że NIEDOWYTRZYMANIA!
Recepcjonistka:  To jej powiedz, że dyżurny doktor może do niej zadzwonić za piętnaście minut.]

- Jakie wyniki? Krew?
- Posiew. Emailem. Ze szpitala.
- Oooo! Tu mi wyskakuje: pending.
- Czyli?
- Czyli link do wyników nie jest aktywny.
- A kiedy będzie aktywny?
- Bojawiem? W poniedziałek?



©kaczka
15 comments on "1681-1682"
  1. Jak to dobrze, e akurat z tym niebawem koniec. Miejmy nadzieję! Czekam z chlebem i solą!!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och, jak chcialabym wierzyc, ze sa kraje gdzie sluzba zdrowia dziala. Jesli wierzyc w to, co napisalo wczoraj Metro tutejsi chca przyoszczedzic i czerpac wzorce organizacyjne z Ghany, Kongo i Indii. Typu, zamiast odwiedzac lekarza, wyslesz mu zdjecie swoich objawow telefonem komorkowym i na tej podstawie otrzymasz diagnoze. Na 111 juz nawet nie probujemy dzwonic, bo jesli na pytanie: dziecko polknelo koralik, co robic, jak zyc? babina po drugiej stronie sluchawki pyta mnie, czy porod przebiegl bezproblemowo i jak znosilam ciaze, a nastepnie poproszona o koordynaty szpitala w Wiltshire wysyla nas do Somerset... mozg opada :-)

      Delete
  2. Jakże dobrze znany schemat. W repertuarze holenderskim miewamy również 'Wyniki gdzieś się zapodziały, bardzo nam przykro'. Koleżanka przy badaniu usg węzłów chłonnych- szybka akcja, telefon do lekarza (badanie robi technik), jeden lekarz wbiega, drugi, studenci- coś jest, przygotowanie do szybkiej biopsji. Koleżanka blada, zamieszanie. Pani doktor siada do sprzętu i co, nie ma, szuka i nie ma guzka, nic nie ma. Poukładali ją z trzy razy i nic. Doktor stwierdza, że widocznie źle leżała przy badaniu i studentowi się zdawało. Życzymy miłego dnia, spocona koleżanka idzie do domu. Po tygodniu okazuje się, że wynik nigdy nie dotarł do lekarza pierwszego kontaktu, bo się zgubił... Może jej też na badaniu nie było, może się wszystkim wydawało. Brrrrrr

    ReplyDelete
  3. Och! A czy lekarz się może obraża, jak na mnie, kiedy wychodzi na jaw, że pacjent (ta złośliwa świnia) jest całkowicie zdrów?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gdybym na oczy widziala lekarza moglabym ci pewnie odpowiedziec. Tutejszy system wydaje sie byc idealny dla tych lekarzy, ktorzy twierdza, ze medycyna bylaby idealnym zawodem, gdyby nie ci pacjenci...

      Delete
  4. Ja pier.Dole.E ;P
    Wrocilam wczoraj z Bristolu.
    Potwierdzam.
    Brytyjczycy nadal maja kuku ;P
    AgaPoznan

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otoz. Bo ja tam nie wiem, jak inaczej tlumaczyc te betonowa niemoc :-)

      Delete
  5. Czy Dynia wie, że jest Dynią? bo akurat w Southampton wystawa ogrodnicza z najolbrzymiejszymi dyniami!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wie, ale nie chce byc :-) Ostatnio wielce obstaje przy tym, by wolac za nia wylacznie po imieniu chrzcielnym i po nazwisku. I obraza sie, gdy mowie 'pojdz tu hrabino... slodka bulko... dyniutku...' 'Majn no hrabina!' :-)

      Delete
  6. Kaczko, tym wpisem przypomniałaś mi moje własne doświadczenia z próbą uzyskania informacji w angielskiej klinice. Ło matko z córką! Zero przekazu informacji, totalna dezorientacja i właściwie nikt nic nie wiedział - jakbym nigdy wcześniej do nich nie dzwoniła, a na tamtym etapie byłam ich regularną pacjentką...
    Ja też nie wierzę w kraje z działającą służbą zdrowia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przypomnialam traume? Ale ciesze sie, ze to w takim razie nie tylko moje malkontenckie obserwacje... ten system naprawde nie dziala (i mowie to bez porownywania z tymi w Polsce, Kongo, czy w Katmandu).

      Delete
  7. Nie mogę uwierzyć, że oni kiedyś trzymali w garści Indie i Suez, a Hiszpanów zatapiali na wszystkich oceanach.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oraz wygrali wojne.
      Z drugiej strony, jak fatalnie to swiadczy o takich chocby Hiszpanach?
      :-)

      Delete
  8. Aż dziwne, że odbierając telefon nie mówią: Szpital???? Eeee?? JAKI szpital???

    ReplyDelete