1676-1677

[5-6 Oct 2013]

...13...12...

(...)
Raz w roku, po sianokosach, mamy we wsi odpust i karnawał.
Siermiężny jak te snopowiązałki, na których występują uczestnicy.
Siermiężny jak moje fotografie.
Rio na miarę fasolki na toście.
Mogłabym drwić, ale poczucie wspólnoty , które łączy zapaleńców odpowiedzialnych za tę imprezę, nieodmiennie mnie wzrusza.
Bo oni te traktory, z gruba ciosane dekoracje, pucułowate królewny w kategorii wiekowej pięć-trzynaście, staruszki poubierane w iluminacje z choinkowych lampek, orkiestry dęte, gimnastyczki ze wstążkami, a wszystko to z datków i składek miejscowego rzeźnika lub przychodów z bingo w domu spokojnej starości...  oni to wymyślają przez rok cały aż do pażdziernikowej kulminacji.
I wyciąga tedy naród stołki przed dom, na chodnik przy głównej ulicy i się rozsiada w atmosferze porównywalnej chyba jedynie z oczekiwaniem na papieża, by cieszyć przez godzinę swe synapsy.
Samodyscyplina jest wysoka. Nie ma płotków, barier, ani elektrycznych pastuchów. Dla dziatek zawsze znajdzie się miejsce przy krawężniku, na wąskim chodniku zawsze pozostaje przejście by przecisnąć się z wózkiem, dzieckiem, lub biorąc pod uwagę specyfikę wsi – emerytowanym inwalidą lub kombatantem.
I my mieliśmy, że odnotuję z nostalgią, swe stałe miejsce stojące na zakręcie wśród psychodelicznie kolorowej waty z cukru, wiatraczków z bateryjką i nosiciela hot-dogów.
(Hot-dogów tubylcy nie potrafią prokurować –  słona, smażona parówka ze smażoną tłustą cebulą urąga kanonom.)
Minione imprezy Dynia przyjmowała z godnością, wczorajszą przeżywała każdym nerwem, domagając się popuszczenia lejców i włączenia jej do grona uczestników.
Majn like this game!’ – obwieszczała światu, a na widok odzianych w srebrny lateks, politycznie poprawnych, młodych gimnastyczek z nadwagą i trzycyfrowym BMI, nieomal omdlała z zachwytu.
Następny przystanek, Dyniu – Fasching.


(...)


©kaczka
16 comments on "1676-1677"
  1. Nie znoszę tego typu spędów, ale ta jedność narodu, ten zapał i trud - również nieodmiennie mnie wzruszają.
    I rozumiem, że Ciebie w tej chwili szczególnie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chyba tak, choc ostatnio jeden z tubylczych, choc naplywowych znajomych (emigracja z Walii) wyjasnil mi, ze wies jest nieslychanie hermetyczna i jesli nie ma sie tu prapradziadka zakopanego na lokalnym cmentarzu to mozna zapomniec o integracji z miejscowa spolecznoscia. A ponoc w strone Kornwalii jest jeszcze gorzej, o czym przekonal sie maz innej znajomej, ktory podjal prace w sasiedniej wsi... Jednym slowem, albo pod oslona nocy ekshumowac i ponownie zakopac prapradziadka tym razem na tutejszym cmentarzu, albo pozostac obok... pozostalismy raczej obok, wiec i sentyment nieco mniejszy, ale szacunek dla gigantycznego, spolecznego wysilku spory. Szczegolnie, gdy sie czlowiek wychowal na zalanych tanim piwem Dniach Morza :-)

      Delete
  2. Naprawdę blisko Rio! u nas to jest zazwyczaj festyn pijoków i grillolubnych mięsożerców.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W zachodniopomorskim tez tak bylo, w Norweskopomorskim maja dni miasta, ale takie z urzedu, wiec az tak sie spolecznosc nie wlacza, choc tacy strazacy ochotniczy zawsze na posterunku (wiem, bo Norweski sie wywodzi z tradycji ochotniczych :-)

      Delete
  3. czyli wesele w Atomicach, uroczo :) na pierwszy rzut oka w czerwonym kółeczku otoczonym różowymi płatkami zobaczyłam swojski pegeer, cud domniemany :D

    ReplyDelete
  4. ja też bym omdlała :D z zachwytu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ba! Z perspektywy metra wszystko zloto co sie swieci i jest rozowe :-)

      Delete
  5. haha! U nas to samo - z okazji odpustu. I karnawalu :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co daje ogromna nadzieje, ze uda sie Dynie wlaczyc kiedys w jakas parade i ze bede mogla wzruszac sie dalej :-)

      Delete
  6. pikna zabawa! u nas (polnocne yorkshire, wies 1000 dusz) bylo ciecie / rabanie drewna na czas, w ramach poznawania zabytkow wystawiono 60 letni traktor na chodzie, mozna bylo rowniez wyzyc sie w konkursie scone and muffin bake off... Powiedzialabym, ze u Was, Kaczko, wielkoswiatowo z ta lajkra i led-ami...

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... z wyborami miss festynu, wyscigiem gumowych kaczuszek, charytatywnym bingo w domu seniora i karuzela na glownym placu :-)

      Delete
  7. kaczko! jakie cuuudne! tylko why w środku zimy???? (boć to zima nadciągła znienacka...) w.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie mam pojecia. Od trzech lat sie zastanawiam. Bo pogoda zwykle fatalna (w tym roku wyjatek) i az szkoda tych lajkrowych tancereczek z sinymi nosami. Z drugiej strony - co im tam pietnascie stopni skoro zawsze w sandalach :-)

      Delete
  8. Cudowne wioskowe Rio, a co! :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Boskie. Szczegolnie, gdy na boku platformy napis, ze te sponsoruje miejscowy zaklad pogrzebowy lub rzeznik :-)

      Delete