[19-20 Oct 2011]
(...)
- Ucho. Gdzie masz UCHO, Dyniu?
Dynia szarpie a to za jedną, a to za drugą małżowinę z taką oczywistością jakby od kołyski stała na obrazie obok doktora Tulpa, a przynajmniej nosiła sztalugi za Rembrandtem.
- Gdzie masz USZY, Dyniu? USZY?
???
???
???
Pokaźne zwarcie na nieletnich synapsach.
(...)
Po czym poznać, że czwartek?
(Czytaj: czwartek – koniec tygodnia, dodatkowy kwadrans snu i nie trzeba parzyć w nocy kawy w termosie, ani składać na stole w pociągu śniadania z podzespołów.).
Czwartek poznać po trzech białych tablicach zapisanych zawiłym wywodem.
Zawiłym wywodem i niezmywalnym flamastrem.
Przeze mnie.
Zatrzeć (sic!) ślady?
Alkohol, aceton, ostatecznie – płyn do graffiti.
(...)
Po czym poznać, że czwartek?
Po Pilates pląsach.
Gdyby tak jednym zdaniem opisać moje postępy w pląsach... otóż jestem jak Bridget Jones klasy Pilates.
Oni skręt w lewo, ja w prawo. Oni zakładają nogi na szyje, we mnie strzyka, gdy zawiązuję but. Oni podrywają swe korpusy z podłogi na jednej ręce, ja szczerze podziwiam.
I tak sobie leci.
Z lenistwa (!) wybrałam zajęcia w kościelnej szkole za rogiem.
Same z tego korzyści.
Mogę iść pląsać w spodniach od piżamy (to w zeszłym tygodniu, gdy okazało się, że nie wyprasowałam dresów, ale piżamę i owszem), mogę wyjść z domu za trzy dziewiętnasta i się nie spóźnić (za trzy dziewiętnasta ochotnicy wciąż jeszcze przesuwają polowy ołtarz i krucyfiks, by zrobić miejsce na pląsy), wreszcie mogę zabrać ze sobą filiżankę herbaty i talerz z kanapką (to dziś, skutkiem obsuwy w rozkładzie życia rodzinnego i niedokończonej na czas kolacji).
Niekorzyścią jest antypatia do prowadzącej i jej radości życia.
(Jej szklanka nigdy nie jest, psia kostka, jakie to irytujące, pusta!)
- Po co zatem... – dziwi się Norweski.
A tak się umartwiam.
©kaczka
(...)
- Ucho. Gdzie masz UCHO, Dyniu?
Dynia szarpie a to za jedną, a to za drugą małżowinę z taką oczywistością jakby od kołyski stała na obrazie obok doktora Tulpa, a przynajmniej nosiła sztalugi za Rembrandtem.
- Gdzie masz USZY, Dyniu? USZY?
???
???
???
Pokaźne zwarcie na nieletnich synapsach.
(...)
Po czym poznać, że czwartek?
(Czytaj: czwartek – koniec tygodnia, dodatkowy kwadrans snu i nie trzeba parzyć w nocy kawy w termosie, ani składać na stole w pociągu śniadania z podzespołów.).
Czwartek poznać po trzech białych tablicach zapisanych zawiłym wywodem.
Zawiłym wywodem i niezmywalnym flamastrem.
Przeze mnie.
Zatrzeć (sic!) ślady?
Alkohol, aceton, ostatecznie – płyn do graffiti.
(...)
Po czym poznać, że czwartek?
Po Pilates pląsach.
Gdyby tak jednym zdaniem opisać moje postępy w pląsach... otóż jestem jak Bridget Jones klasy Pilates.
Oni skręt w lewo, ja w prawo. Oni zakładają nogi na szyje, we mnie strzyka, gdy zawiązuję but. Oni podrywają swe korpusy z podłogi na jednej ręce, ja szczerze podziwiam.
I tak sobie leci.
Z lenistwa (!) wybrałam zajęcia w kościelnej szkole za rogiem.
Same z tego korzyści.
Mogę iść pląsać w spodniach od piżamy (to w zeszłym tygodniu, gdy okazało się, że nie wyprasowałam dresów, ale piżamę i owszem), mogę wyjść z domu za trzy dziewiętnasta i się nie spóźnić (za trzy dziewiętnasta ochotnicy wciąż jeszcze przesuwają polowy ołtarz i krucyfiks, by zrobić miejsce na pląsy), wreszcie mogę zabrać ze sobą filiżankę herbaty i talerz z kanapką (to dziś, skutkiem obsuwy w rozkładzie życia rodzinnego i niedokończonej na czas kolacji).
Niekorzyścią jest antypatia do prowadzącej i jej radości życia.
(Jej szklanka nigdy nie jest, psia kostka, jakie to irytujące, pusta!)
- Po co zatem... – dziwi się Norweski.
A tak się umartwiam.
©kaczka
Bo to jesień Pani, jesień... Ja też ostatnio się umartwiam. Szczególnie, jak mam spędzać pół poranka na "motywowaniu" Młodzieży, żeby się odział... Przejściu 5 minut do przedszkola i spędzeniu pół godziny w progu szatni, żeby de-motywować Młodzież do roz-dziania.... jakkolwiek to brzmi...
ReplyDelete/Beata/beciagie
Pilates - cudne! Jakbyśmy z tej samej gliny w tym przypadku były ulepione. W sumie pilates jeszcze szedł mi jako tako - bo zajęcia odbywały się głównie w poziomie, ale co jakiś czas maltretowałam się na aerobiku, a tam - wszyscy: lewa ręka-prawa noga, dwa kroki do przodu-jeden w bok-trzy do tyłu, a ja...hmmm, no cóż - w końcu stawałam i przeczekiwałam co bardziej taneczne momenty.
ReplyDeleteTeraz chodzę do studia fitness pod samym domem - nikt mi tam rytmu nie dyktuje, a ubiór i reszta - analogicznie ;-)
Wow, pilates? Podziwiam... U mnie jedyny sport to podnoszenie dzieci. :P
ReplyDeleteLou
> Becia: mlodziez rosnie zbyt szybko, zbyt szybko! poprosze o aktualne zdjecia!
ReplyDelete> Bebos: poczucie rytmu mam z wyprzedazy :-) mowy nie ma, zeby jakas tam zumba, rumba, aerobik, czy inny bobik. Pilates lubie, bo to i czlowiek sie rozciagnie, a sie nie spoci.
> Lou: Pilates jest mi ratunkiem na kregoslup nadwyrezony podnoszeniem Dyni. Zaluje, ze nie zaczelam juz w ciazy. W dodatku wszystkie Ciezarne Pilates (a przewinelo sie ich kilka przez te grupe) urodzily w ciagu pol godziny. Chyba dziala.
mam nadzieję, że nadal używasz poczty na wupe? ;)
ReplyDelete> Becia: zezarlo mi konto. Pisz na kaczka(malpa)hotmail.co.uk :-)
ReplyDeletenapisałam ;)
ReplyDeletePrzeczytalam. Obejrzalam. Oniemialam. :-)
ReplyDelete