[13 Mar 2017]
(...)
Wywiadówka była nadzwyczajnie krótka.
Naszpani usiadła przed nami na krzesełku dla krasnoludków, nerwowo wyrównała leżący przed nią na mikroskopijnym stoliku stos odręcznie (!) wypisanych dokumentów i rozłożyła bezradnie ręce, przyznając, że mimo wielu lat praktyki zawodowej, Dynia nie zmieściła się w żadnej skali, którą naszpani próbowała doń przyłożyć.
Rzecz jasna, próbowałam dociekać, czy to wina wybranych narzędzi statystycznych, czy defekt obiektu badania? Zasugerowałam też ocenę opisową.
Naszpani przystała na taką opcję i nawet wyemitowała wstęp: 'Bo ona jest... jest... jest... jest...'
I na tym jest się niestety zawiesiła, tłumacząc, że nie znajduje adekwatnych słów by opisać nasze dziecko.
Luz, pomyślałam, ja próbuję od sześciu lat i też mi nie wychodzi.
[Na drugim planie tego wydarzenia towarzyskiego Biskwit, blondwłosa słodycz w zwiewnej sukience, usadzona za naszymi plecami w szkolnej ławce z czystą kartką i zestawem szkolnych kredek, sprowadza zebranych na ziemię wkurzonym okrzykiem: SZAJSE! Nie mają tu żadnych porządnych kredek!]
Nie wychodzi mi też rodzicielstwo bliskości. Chronicznie nie ufam i powątpiewam.
Rok temu w sierpniu, pamiętam jak dziś, mówiłam Norweskiemu, że to się nie uda. Że ktoś, kto tak jak Dynia, neguje istnienie liter i koncept składania ich w wywrotowe treści, przenigdy nie nauczy się czytać.
A tu znienacka dziesiątego grudnia Dynia wstała rano z łóżka i ot tak, po prostu, zaczęła czytanie.
Z żarliwością wygłodzonego wyżła poezji i prozy.
Ani trochę nie przesadzam, bo Dynia tropi słowa jak pies myśliwski.
Cały świat nagle składa się wyłącznie ze słów.
Iść z Dynią przez miasto to jak spacer z audiokomentarzem dla niewidomych i słabowidzących.
Szyldy, tablice informacyjne, skład proszku do pieczenia, nazwy serów, rozkłady jazdy, nazwiska na skrzynkach pocztowych, naklejki na samochodach, gazety, liryka naściennych fresków pod wiaduktem...
- Maaaaaaaaamo! A co to znaczy: LEGIA SZUJE?
- Akhem... Dyniu tu akurat CH na początku czytamy jednak jak H.
Dzięki Rodacy, wielkie dzięki (!)
©kaczka
(...)
Wywiadówka była nadzwyczajnie krótka.
Naszpani usiadła przed nami na krzesełku dla krasnoludków, nerwowo wyrównała leżący przed nią na mikroskopijnym stoliku stos odręcznie (!) wypisanych dokumentów i rozłożyła bezradnie ręce, przyznając, że mimo wielu lat praktyki zawodowej, Dynia nie zmieściła się w żadnej skali, którą naszpani próbowała doń przyłożyć.
Rzecz jasna, próbowałam dociekać, czy to wina wybranych narzędzi statystycznych, czy defekt obiektu badania? Zasugerowałam też ocenę opisową.
Naszpani przystała na taką opcję i nawet wyemitowała wstęp: 'Bo ona jest... jest... jest... jest...'
I na tym jest się niestety zawiesiła, tłumacząc, że nie znajduje adekwatnych słów by opisać nasze dziecko.
Luz, pomyślałam, ja próbuję od sześciu lat i też mi nie wychodzi.
[Na drugim planie tego wydarzenia towarzyskiego Biskwit, blondwłosa słodycz w zwiewnej sukience, usadzona za naszymi plecami w szkolnej ławce z czystą kartką i zestawem szkolnych kredek, sprowadza zebranych na ziemię wkurzonym okrzykiem: SZAJSE! Nie mają tu żadnych porządnych kredek!]
Nie wychodzi mi też rodzicielstwo bliskości. Chronicznie nie ufam i powątpiewam.
Rok temu w sierpniu, pamiętam jak dziś, mówiłam Norweskiemu, że to się nie uda. Że ktoś, kto tak jak Dynia, neguje istnienie liter i koncept składania ich w wywrotowe treści, przenigdy nie nauczy się czytać.
A tu znienacka dziesiątego grudnia Dynia wstała rano z łóżka i ot tak, po prostu, zaczęła czytanie.
Z żarliwością wygłodzonego wyżła poezji i prozy.
Ani trochę nie przesadzam, bo Dynia tropi słowa jak pies myśliwski.
Cały świat nagle składa się wyłącznie ze słów.
Iść z Dynią przez miasto to jak spacer z audiokomentarzem dla niewidomych i słabowidzących.
Szyldy, tablice informacyjne, skład proszku do pieczenia, nazwy serów, rozkłady jazdy, nazwiska na skrzynkach pocztowych, naklejki na samochodach, gazety, liryka naściennych fresków pod wiaduktem...
- Maaaaaaaaamo! A co to znaczy: LEGIA SZUJE?
- Akhem... Dyniu tu akurat CH na początku czytamy jednak jak H.
Dzięki Rodacy, wielkie dzięki (!)
©kaczka
No i cóż się Dyni dziwić, nie czytała bo nie umiała. A dziesiątego grudnia już umiała to zaczęła czytać.
ReplyDeleteTak jest ze wszystkim. Jednego dnia nie umie, nastepnego umie. I co? Ja nadal watpie!
DeleteAleż Kaczko, więcej Kubusia Puchatka. Róbmy swoje a reszta sama się zrobi.
DeleteMusze to przekuc w jakas mantre!
Deleteachacha Legia rządzi ;-P
ReplyDeleteoraz gratuluję wszak dziecko wymykające się wszelkim klasyfikacjom zakrawa na GENIUSZA !!! i tego się trzymajmy ))))
Nie dmijmy jeszcze w jerychonskie traby. Na razie wymyka sie NIEMIECKIM klasyfikacjom :PPPP
DeleteKaczko droga,
Deleteniemieckie naszpani, nie wiedza, co zrobic z dzieckiem, ktore nie pasuje do ich tabelek. Poznalam i wiem, ze nie warto probowac,tego zmieniac.
Zauwazona innosc Dyni to komplement, choc w konfrontacji z niemieckim normami, bedziecie wystawiani na wiele prob jeszcze. Serdecznosci. m.
Och, ani przez moment nie zakladam, ze te nastepne pietnascie lat bedzie juz jak z platka :-) Ale moze te doswiadczenia utwardza mnie na czas, gdy do szkoly pojdzie Biskwit? Pociesza jedynie to, ze dla naszpani to tez jakas proba ognia. Oceniam po skali poplochu wypisanej na naszpaniowej twarzy, ze doznala jakiegos dysonansu poznawczego i moze wymagac terapii.
DeleteLegia szuje, ahh!!! :))) Jaka slodka i niewinna wersja kiboli :))))
ReplyDeletePrzyznam, ze tez kiedys, przed laty, stracilam wiare (no nie nauczy sie chyba tego niemieckiego, nie nauczy nigdy, o-boze-i-co-teraz!!!) A potem nagle PACH! - i juz gadala, pisala, dyskutowala. Dzieci sa niekiedy jak porshe - od zera do setki w 3 sekundy.
We wrzesniu stalam pod sciana przed klasa i tam na tablicy wisialo soczyste w tresci, pelne literackich flakow wypracowanie drugoklasisty o wakacjach i meduzach. I wtedy tez powiedzialam o-boze-i-co-teraz!!! toc moje dziecko ledwie sie podpisuje!
DeleteMusze chyba wydlubac sobie bezpieczniki.
no wlasnie, wlasnie. Martwimy sie na zapas i na wyrost, tak juz jest :)
DeleteMam zapasy zmartwien do konca stulecia :P
DeleteCudowne :)
ReplyDeleteCudowne szuje, prawdaz? :P
Deletejurłelkam!
ReplyDeleterodak.
Buchachachacha!
DeleteRodaku! To teraz fragmenty Katechizmu Belzy! Zostalo jeszcze sporo miejsca pod wiaduktem na przekazy podprogowe :P
Ale jak to brakuje Naszpani określeń na Dynię?! My tu zaraz możemy stworzyć całą litanię, zaczynając od A jak Artystyczna, Ambitna i Arcyświetna :*
ReplyDeleteEeee... szkoda czasu.
DeleteMoglibysmy do rana, ale po pierwsze, kredki do kitu, wiec Biskwit szybko skonczylby to zebranie, a po drugie, co ich tam bedziemy wyreczac! Zapytalam jedynie zwiezle, czy Dynia zda do nastepnej klasy, naszpani odrzekla, ze tak, co usatysfakcjonowalo ambicje obu stron :-)
Z ciekawostek: Dynia z sobie tylko znanych powodow sekretnie skrywa swoje umiejetnosci rysowania przed naszpania. Mysle, ze naszpani odpadlaby czapka, gdyby jej pokazac Dyniowe portfolio. Moze Dynia oszczedza naszpania albo czeka na wlasciwy moment aby ja psychicznie wysadzic w powietrze :-)
A czym ta Dynia za przeproszeniem ma rysowac? Sluchajcie Biskwita, do jasnej cholery. Dziewczeta.
DeleteA tak. Mój synek zaczął mówić w wieku trzech lat. I do tej pory nie przestał.
ReplyDeleteCoz, cena za trzy lata CISZY! :-)
DeleteMnie oświeciło w kwestii łączenia liter w autobusie we Władysławowie. Późną zerówką. Zimny maj był. Wczasy pod gruszą. Zapytałam stojącego obok rodziciela: "Tato, co to jest szalet publiczny?" Ojciec starannie ukrył zachwyt nad moją nowonabytą umiejętnością.
ReplyDeleteNie zebym... ale to mogl byc DOM publiczny :-))) Ojciec mogl miec gorzej!
DeleteMyślisz, że dom publiczny miałby szyld?
DeleteMój syn, zerówkowicz wtedy, nigdy nie zdradzał zainteresowania literkami, chociaż lubił, jak mu czytałam. Kiedyś wiozłam go z przedszkola, a on zapytał:"Mamo, co to znaczy odzież z importu" Dodam, że właśnie mijaliśmy szyld sklepowy z takim napisem ;) Dobrze, że to było tuż przed skrzyżowaniem i miałam mało zawrotną prędkość ;)Okazało się, że od dawna potrafi czytać, ale nie widział potrzeby ujawniania tej umiejętności ;D W pierwszej klasie nudził się strasznie, bo dzieci poznawały literki, a on czytał płynnie książki... (pani nie wpadła nigdy na pomysł, żeby zaproponować mu coś innego do robienia)
DeleteKinga
Kapeluszniku, to chyba zalezy od dzialu marketingu danego przybytku :-)
DeleteKinga, ja tez podobno nauczylam sie czytac przypadkiem wykorzystujac szyldy. A czasy to byly trudne, bo ilez tych szyldow wtedy bylo? Spolem, Hortex, 22 Lipca dawniej E. Wedel? :-) Ale to mi przypomina historyjke. Wracamy rok temu z urodzin Lukaszka, ojciec Lukaszka za kierownica, Dynia, Biskwit, Lukaszek i reszta mlodziezy na tylnych kanapach tego wesolego autobusu. I nagle Dynia podnosi do oczu dyplom z tych urodzin i odczytuje 'ceeeeeeeer tyyyyyyy fiiiii kaaaaaaat'. Ojciec Lukaszka niemal z wrazenia wjechal pod tramwaj, acz niepotrzebnie, bo Dynia nie potrafila przeczytac, ale wiedziala, ze napisano tam 'certyfikat', bom jej to sama powiedziala 10 minut wczesniej :-)
Ciekawe, gdzie Ty takich elokwentnych rodaków znalazłaś, co szuje przez ce-ha piszą? W Krakowie Dynia nie miałaby problemów w właściwym (fonetycznie) odczytaniem przekazu :)
ReplyDeleteBojulio, u nas też zdecydowanie przeważa wersja oszczędnoliterowa, co na pewno ma uzasadnienie wyłącznie ekonomiczne...
Delete;-)
W pobliżu mojego mieszkania widniał cudowny napis "huj i pipa", który przez kogoś sprytnego intelektualnie został przerobiony na "huh prda". Pamiętam wyraz twarzy mojej mamy, gdy spytałam ją, co to znaczy. Biedna, najpierw musiała mi wyjaśnić, co napisane było pierwotnie...
DeleteBojulio! Wyjechal lepszy ortograficzny sort?! I wyobraz sobie moj dysonans poznawczy, gdy dowiedzialam sie, ze przyjemne w swej fonii slowo BUC (Ty, bucu!)i prawie neutralne w zachodniopomorskim, w Krakowie jest smiertelna i do tego wulgarna obraza. Warum?!
DeleteKalina, to zmienila na pewno jakas bojowka obroncow czystosci polszczyzny! :P
Szuje.
ReplyDeleteSzubrawcy.
(copyright Bobcio "Szósta klepka")
o tym samym pomyślałam ...
DeleteBobcio!
DeleteAkurat ja tez pomyslalam, bo naszpanie w Szwabskich kazaly przyniesc szesc wydmuszek i juz nie moge sie doczekac na nowe trendy w pisankach w wydaniu Biskwita.
Wiecie, ze w niemieckim tlumaczeniu Szostej Klepki wycieto pisanki z Hitlerem? :P
Skupiłaś się na Legia?
ReplyDeleteDzieci jak porsche...:-)))
Jak pogrzebię w pamięci to w moim dzieciństwie "poezja" uliczna obfitowala w byki i niedowierzałam, ze to jednak przez ch. Czyli ehmm pozytyw: nauczy sie bez błedu ortograficznego
Ja do dzis, tak wewnetrznie, w samym srodku kaczki, nie wierze, ze przez CH!
DeleteAle jest tez kilka innych neutralnych slow, ktorym poprawilabym ortografie.
Mój Boże. Dynia nie pasuje do szablonu. Dramat.
ReplyDeletePrzy Legia szuje padłam :DDD.
A ja to bym się na chwilę pedagogicznie zatrzymała na szujach, bez uwag o nieporozumieniu, znaczeniu pierwowzoru ze ściany itp. Z ewentualną korektą, że słowo "szuja" powinno być zapisane przez es-zet.
ReplyDeletePierwowzór znaczeniowy, ten naścienny, przez ce-cha jest taki powszechny, częsty, banalny, no a pomyśl, w ilu językach natychmiast jesteś w stanie przywołac synonim "szui"? Bo ja, przykro mi bardzo, bez parafraz i omówień, tak od ręki, w żadnym.
Ty pewnie jesteś lepiej przygotowana, niemniej, zamiast utrwalać w dziecięciu banały, można wprowadzić na hochpoziom lingwistyczny z cyklu: słownictwo rzadkie i zapoznać z synonimami "szui" w narzeczu ojcowskim, matczynym i paru innych równoległych. Do banału dziecię przecież i tak dotrze, a do szui - obawiam się, że nie tak prędko, a i w polskiej szkole łatwiej byłoby o szczeżuję.
Hania! Ale mi podnioslas poprzeczke, ales mi nadepnela na ambicje!
DeleteIde szukac synonimow!
Zainteresowanie dzieci napisami na murach bardzo poszerza horyzonty całej rodziny. Niekoniecznie w tym kierunku, co byśmy chcieli, często z gulą w gardle.
ReplyDelete