[28 May 2016]
(...)
Idzie czerwiec.
W czerwcu, wiadomo, urodziny Dyni oraz rozbuchane ambicje odnośnie tego, co ma reprezentować sobą tort urodzinowy.
(Co ciekawe, Biskwit mimo, że odrósł od ziemi w tym samym gospodarstwie domowym, cznia wygląd fenotypowy urodzinowego wypieku, gardzi glazurą i gipiurą. Biskwita interesuje wyłącznie to, by pożoga z wbitych w zakalec świeczek była spektakularna, a gaszenie długie i wymagające zawezwania straży pożarnej.)
Jednakoż i Dynia w tym roku zaskoczyła mnie nadzwyczaj przyjemnie, gdy okazało się, że jej wizja obchodów szóstej rocznicy nie uwzględnia mnie jako podwykonawcy. Słowem, (czy czujecie tę euforię?) nie dostałam zlecenia na wypiek!
Przetarg wygrała miejscowa lodziarnia. Dynia wymyśliła bowiem, że poniesie Szwabskim Kluseczkom jakąś scenę batalistyczną z trzydziestu gałek na kruchym spodzie: ‘Elsa spotyka Spidermana', a tu i ówdzie przytyknie się kawałki Krainy Lodu, obóz Ewoków, budkę telefoniczną Supermana, Gwiazdę Śmierci, girlandy, posypkę, fajerwerki i zasmażkę. A wszystko to na różowo.
O, gdybym umiała czytać przyszłość z fusów lub raczej krzaczastych brwi naszpań, nie spieszyłabym się tak by emanować radością wynikającą z cukiernicznej amnestii.
Ba! Gdybym umiała odczytywać tę przyszłość od razu wraziłabym sobie w mózg ubijaczkę do jajek, a do kolan przyłożyła odbezpieczony blender...
Ustrojowi polityczno-społeczemu w placówce edukacyjnej najbliżej jednak do feudalizmu. Jest Wszechmogąca Dyrekcja oraz naszpanie większe i naszpanie małe, takie pańszczyźniane.
Szwabskimi Kluseczkami zarządza naszpani większa przy użyciu dwóch naszpań małych, z czego jedna złożyła chyba śluby milczenia, albo wyrwano jej język.
Podczas minionego tygodnia niespodziewanych dla mnie wakacji naszpani większa trafiła do szpitala z podejrzeniem zapalenia pęcherzyka żółciowego.
(Albo nadużyła sznycli, albo brak Kluseczek sprawił, że żółć nie znajdowała regularnego ujścia.)
Zarządzanie Kluseczkami przekazano naszpani mniejszej, tej wymownej.
- Zaanonsuj naszpaniom, że Dynia przyniesie tort z lodu. Niech się wyrażą względem BHP i salmonelli – poprosiłam nonszalancko Norweskiego pierwszego dnia afery, która do historii przejdzie jako Die Eistortekrise. (W skrócie: Trzy dni, które wstrząsnęły światem)
Półgodziny później zdeponowawszy i dziecko i informację w placówce, Norweski zadzwonił, by uprzedzić, że naszpani się zawiesiła pod ciężarem tej wiadomości i zażądała parametrów technicznych tortu.
Gdy sześć godzin później odbierałam Dynię, hiperwentylująca się naszpani czekała już na mnie z półgodzinnym wykładem na temat budowy zamrażarki i dopuszczalnej kubatury struktur lodowych, które od biedy można w niej zmieścić.
Drugiego dnia afery, poprosiłam Norweskiego, żeby z wrodzonym sobie wdziękiem poinformował naszpanią, że osobiście zsynchronizuję z nią zegarki i o dowolnej porze podam jej przez okno tort przyniesiony bezpośrednio z lodziarni za rogiem. Tak, aby wykluczyć udział zamrażarki.
Półgodziny później zdeponowawszy i dziecko i informację w placówce, Norweski zadzwonił, by uprzedzić, że naszpani jest w histerii, gdyż skonfrontowała swoją decyzję na temat tortu z lodu z pacjentką Oddziału Pęcherzyków Żółciowych i nie otrzymała zgody.
Gdy sześć godzin później odbierałam Dynię, hiperwentylująca się naszpani czekała już na mnie z półgodzinnym monologiem o tym, jak to mama Ulryczka już w roku 1410 zarezerwowała sobie wnos lodów na urodziny syna, które pechowo wypadają w tym samym tygodniu co i urodziny Dyni.
Naszpani większa z łoża boleści orzekła autorytarnie, że dwa razy w tygodniu lodów być nie może. 'I czy względem tego, Frau kaczko, może pani jednak upiec placek dla dwudziestupięciu osób...'
[Oszalały! Oszalały! Miałabym w służbie ideologii zabraniającej dzieciom zmasowanej konsumpcji lodów, poświęcić noc pod piekarnikiem i dziergać coś w lukrze i cukrze? O nie, nie! Na barykady!]
Trzeciego dnia afery, poprosiłam Norweskiego, żeby poinformował znękaną naszpanią, że nie upiekę, bo szanuję wizję mego dziecka, a szacunek to przecież nasz wspólny paradygmat wychowawczy (...i błagam, Norweski, przemilcz, że to dlatego, że jestem leniwa.)
Półgodziny później zdeponowawszy i dziecko i informację w placówce, Norweski zadzwonił, by przekazać, że musiał zdefibrylować naszpanią, która jednakże słabym głosem apeluje ... to może ciasteczka? Albo babeczki?
Gdy sześć godzin później odbierałam Dynię, zdefibrylowana naszpani czekała już na mnie w stałym miejscu, we framudze, by streścić mi wszystko, co do tej pory z uwzględnieniem pęcherzyka żółciowego i Ulryczka i ewentualnie zgodzić się na parówki i precle...
- Naszpani kochana – rzekłam. (Niby kaczka, a jednak przebiegła jak lisica!) – Ja to nawet nie wiem, czy Dynia będzie w stanie dotrzeć na swoje urodziny w dniu urodzin, gdyż jak wiemy, udaje się wcześniej do szpitala. Pisz pani w kalendarzu, Dynia, tydzień później, urodziny...
P R Z E K Ł A D A M Y!!!
- Ale ja nie wiem, czy tak można! – zawiesiła się ponownie naszpani i załkała żałośnie. – Skąd będziemy wiedzieć na kiedy przygotować papierową koronę!!!
(Nie napiszę tego, co sobie pomyślałam. Po prostu to wykropkuję.)
...
...
...
...
Faktycznie. No skąd?
...
...
...
AAAAAAAAAAAA!
...
...
ZADZWONIĘ!!!
Mimo to, gdy wychodziłyśmy z placówki naszpani uparcie mantrowała: '... ale zawsze można jednak placek, albo ciasteczka, albo parówki... może parówki... parówki byłyby w sam raz...'
Błogosławieni, którzy nie mają innych zmartwień. Ci to wiedzą, jak je sobie seryjnie produkować!
(...)
Tymczasem trwa aukcja TRZECH (!) prac Emilii Dziubak. Pośród nich, niedostępny już nigdzie plakat ‘Tu czytam’, osobisty egzemplarz Autorki!
©kaczka
(...)
Idzie czerwiec.
W czerwcu, wiadomo, urodziny Dyni oraz rozbuchane ambicje odnośnie tego, co ma reprezentować sobą tort urodzinowy.
(Co ciekawe, Biskwit mimo, że odrósł od ziemi w tym samym gospodarstwie domowym, cznia wygląd fenotypowy urodzinowego wypieku, gardzi glazurą i gipiurą. Biskwita interesuje wyłącznie to, by pożoga z wbitych w zakalec świeczek była spektakularna, a gaszenie długie i wymagające zawezwania straży pożarnej.)
Jednakoż i Dynia w tym roku zaskoczyła mnie nadzwyczaj przyjemnie, gdy okazało się, że jej wizja obchodów szóstej rocznicy nie uwzględnia mnie jako podwykonawcy. Słowem, (czy czujecie tę euforię?) nie dostałam zlecenia na wypiek!
Przetarg wygrała miejscowa lodziarnia. Dynia wymyśliła bowiem, że poniesie Szwabskim Kluseczkom jakąś scenę batalistyczną z trzydziestu gałek na kruchym spodzie: ‘Elsa spotyka Spidermana', a tu i ówdzie przytyknie się kawałki Krainy Lodu, obóz Ewoków, budkę telefoniczną Supermana, Gwiazdę Śmierci, girlandy, posypkę, fajerwerki i zasmażkę. A wszystko to na różowo.
O, gdybym umiała czytać przyszłość z fusów lub raczej krzaczastych brwi naszpań, nie spieszyłabym się tak by emanować radością wynikającą z cukiernicznej amnestii.
Ba! Gdybym umiała odczytywać tę przyszłość od razu wraziłabym sobie w mózg ubijaczkę do jajek, a do kolan przyłożyła odbezpieczony blender...
Ustrojowi polityczno-społeczemu w placówce edukacyjnej najbliżej jednak do feudalizmu. Jest Wszechmogąca Dyrekcja oraz naszpanie większe i naszpanie małe, takie pańszczyźniane.
Szwabskimi Kluseczkami zarządza naszpani większa przy użyciu dwóch naszpań małych, z czego jedna złożyła chyba śluby milczenia, albo wyrwano jej język.
Podczas minionego tygodnia niespodziewanych dla mnie wakacji naszpani większa trafiła do szpitala z podejrzeniem zapalenia pęcherzyka żółciowego.
(Albo nadużyła sznycli, albo brak Kluseczek sprawił, że żółć nie znajdowała regularnego ujścia.)
Zarządzanie Kluseczkami przekazano naszpani mniejszej, tej wymownej.
- Zaanonsuj naszpaniom, że Dynia przyniesie tort z lodu. Niech się wyrażą względem BHP i salmonelli – poprosiłam nonszalancko Norweskiego pierwszego dnia afery, która do historii przejdzie jako Die Eistortekrise. (W skrócie: Trzy dni, które wstrząsnęły światem)
Półgodziny później zdeponowawszy i dziecko i informację w placówce, Norweski zadzwonił, by uprzedzić, że naszpani się zawiesiła pod ciężarem tej wiadomości i zażądała parametrów technicznych tortu.
Gdy sześć godzin później odbierałam Dynię, hiperwentylująca się naszpani czekała już na mnie z półgodzinnym wykładem na temat budowy zamrażarki i dopuszczalnej kubatury struktur lodowych, które od biedy można w niej zmieścić.
Drugiego dnia afery, poprosiłam Norweskiego, żeby z wrodzonym sobie wdziękiem poinformował naszpanią, że osobiście zsynchronizuję z nią zegarki i o dowolnej porze podam jej przez okno tort przyniesiony bezpośrednio z lodziarni za rogiem. Tak, aby wykluczyć udział zamrażarki.
Półgodziny później zdeponowawszy i dziecko i informację w placówce, Norweski zadzwonił, by uprzedzić, że naszpani jest w histerii, gdyż skonfrontowała swoją decyzję na temat tortu z lodu z pacjentką Oddziału Pęcherzyków Żółciowych i nie otrzymała zgody.
Gdy sześć godzin później odbierałam Dynię, hiperwentylująca się naszpani czekała już na mnie z półgodzinnym monologiem o tym, jak to mama Ulryczka już w roku 1410 zarezerwowała sobie wnos lodów na urodziny syna, które pechowo wypadają w tym samym tygodniu co i urodziny Dyni.
Naszpani większa z łoża boleści orzekła autorytarnie, że dwa razy w tygodniu lodów być nie może. 'I czy względem tego, Frau kaczko, może pani jednak upiec placek dla dwudziestupięciu osób...'
[Oszalały! Oszalały! Miałabym w służbie ideologii zabraniającej dzieciom zmasowanej konsumpcji lodów, poświęcić noc pod piekarnikiem i dziergać coś w lukrze i cukrze? O nie, nie! Na barykady!]
Trzeciego dnia afery, poprosiłam Norweskiego, żeby poinformował znękaną naszpanią, że nie upiekę, bo szanuję wizję mego dziecka, a szacunek to przecież nasz wspólny paradygmat wychowawczy (...i błagam, Norweski, przemilcz, że to dlatego, że jestem leniwa.)
Półgodziny później zdeponowawszy i dziecko i informację w placówce, Norweski zadzwonił, by przekazać, że musiał zdefibrylować naszpanią, która jednakże słabym głosem apeluje ... to może ciasteczka? Albo babeczki?
Gdy sześć godzin później odbierałam Dynię, zdefibrylowana naszpani czekała już na mnie w stałym miejscu, we framudze, by streścić mi wszystko, co do tej pory z uwzględnieniem pęcherzyka żółciowego i Ulryczka i ewentualnie zgodzić się na parówki i precle...
- Naszpani kochana – rzekłam. (Niby kaczka, a jednak przebiegła jak lisica!) – Ja to nawet nie wiem, czy Dynia będzie w stanie dotrzeć na swoje urodziny w dniu urodzin, gdyż jak wiemy, udaje się wcześniej do szpitala. Pisz pani w kalendarzu, Dynia, tydzień później, urodziny...
P R Z E K Ł A D A M Y!!!
- Ale ja nie wiem, czy tak można! – zawiesiła się ponownie naszpani i załkała żałośnie. – Skąd będziemy wiedzieć na kiedy przygotować papierową koronę!!!
(Nie napiszę tego, co sobie pomyślałam. Po prostu to wykropkuję.)
...
...
...
...
Faktycznie. No skąd?
...
...
...
AAAAAAAAAAAA!
...
...
ZADZWONIĘ!!!
Mimo to, gdy wychodziłyśmy z placówki naszpani uparcie mantrowała: '... ale zawsze można jednak placek, albo ciasteczka, albo parówki... może parówki... parówki byłyby w sam raz...'
Błogosławieni, którzy nie mają innych zmartwień. Ci to wiedzą, jak je sobie seryjnie produkować!
(...)
Tymczasem trwa aukcja TRZECH (!) prac Emilii Dziubak. Pośród nich, niedostępny już nigdzie plakat ‘Tu czytam’, osobisty egzemplarz Autorki!
©kaczka
Padłam z wrażenia. I leżę, przygnieciona wirtualnym ciężarem wirtualnego tortu.
ReplyDeleteDo naszego przedszkola nie można było wnieść niczego, co nie było fabrycznie zapakowane w folię przeciwpancerną i miało rozmiary większe niż "na raz do buzi".
Żadne ciasta nie wchodziły w grę, bo "kto to będzie kroił i podawał?"
Lodowy tort prawdopodobnie zabiłby personel już samą nazwą... ;-)
Slyszalam te historie! Ze trzeba bylo znalezc taki produkt, ktory bylby i weganski, i bez alergenow, i bez barwnikow, i bez cukru i bez wszystkiego :-)
DeleteGdyby naszpanie wysunely argument, ze salmonella, bylabym sie z szacunku dla swiadomosci mikrobiologicznej wycofala z pomyslu Dyni. Ale skoro rozbija sie o Ulryczka, to nie ustapie :-)
Jedyny Ulryczek, jakiego kojarzę to ten z "Krzyżaków". Nie ustępuj!!! Niech tort lodowy będzie "tfuj-ci-on"
DeleteTeraz to juz nie honor. Grunwald za mna stoi :-)
DeleteParówki zamiast tortu lodowego, to jest to!!! ;) Możesz przecież powycinać w tych parówkach Elsę, Olafa i inne cuda ;) Podacie na zimno, będzie jak lody ;D, może Dynia się nie zorientuje... :) Pozdrawiam
ReplyDeleteKinga
Raz byl (przytrzymajcie sie krzesel)... gulasz urodzinowy. Nie wiem, co krylo sie za idea. Zalowalam natomiast, ze nie powiadomiono mnie wczesniej. Nie gotowalabym obiadu. Takoz mysle, ze nawet pieczone prosie nadaloby sie na obchody bez problemu. :-)))
Deleteno! takie weselne prosie, z rakietami! :D
DeleteJesli oczywiscei w grupie nie ma Kluseczków, które klaniaja sie w strone mekki.
Ot, widzisz, bylby znow skandal z moim udzialem. Nie pomyslalam o Mekkce! Ani o weganach.
DeleteWpis jest pyszniejszy od każdego tortu (i tak bym nie skosztował przez monitor), ale, błagam, Kaczko - pęcherzyk! To się nazywa pęcherzyk żółciowy! Woreczek to ma 50% populacji i to dużo niżej. Jak ma przepuklinę.
ReplyDeletePomyslalam, ze bede brnac w argument, ze to licencja poetycka, ale nie! Biore krytyke na klate! Poprawilam :-) Dzieki!
DeleteCo ciekawe, w niemieckim oryginale tez 'pęcherzyk'. Ot, jakas sila slowianskiej tradycji!
Juz wiem, do kogo przyjde po konsultacje, gdy popelnie jakis medical thriller ;-)
Aż się zarumieniłem z konsternacji, że tak szybko... Ty w ogóle sypiasz, Kaczko? A zwróć się, bardzo proszę. Any time...
DeleteSypiam! Z jednym okiem szeroko otwartym :-)
DeleteA jesli mowa o thrillerach medycznych, czy czytales Szamanie jakas ksiazke tego pana: https://en.wikipedia.org/wiki/Robin_Cook_%28American_novelist%29
Sa fantastyczna rozrywka, albowiem jest w nich w s z y s t k o, tak po amerykansku, na bogato :-) Suspens, lata dziewiecdziesiate, zbrodzienie, mutacje genetyczne, klonowanie, kosmici, polityka, seks i dylematy moralne. Polecam!
Nieee noooo jestem zawiedziona, mnie wystarcza lizanie Waszych tortów przesz szybkę monitora, no jakże tak bez tortu? Bez Barbie po pas zanurzonej w węglowodanie- jak żyć?
ReplyDeleteBarbiem zanurzonym po pas w weglowodanie wydalo mi sie, ze siegnelam dna godnosci osobistej! Mysle, ze nadchodzi era Biswkita i iluminacji wypiekow. Ojciec chemik idealnie sie do tego nadaje ;-)
DeleteTekst przepyszny Kaczko:)
ReplyDeleteDziekuje. Czuje, ze to nie ostatnie slowo lobby 'pani upiecze placek' :-)
DeleteCzekam niecierpliwie na kolejne takie "placki" jak powyższy:) Pozdrawiam
Delete:-)))
DeleteNieuniknione. Sprawa jest rozwojowa!
Jak to dobrze, że moim dzieciom wystarczały do poczęstowania koleżanek i kolegów galaretki w czekoladzie, tudzież inne gotowe wyroby cukiernicze :)
ReplyDeleteRaduj sie i ciesz! Nie zmarnowalas zycia na dysputy o pojemnosci zamrazarek :-)
DeleteA czy ty wiesz, jakie Ewoki można wyrzeźbić w parówkach?!
ReplyDeletep.s. Nieustannie KWICZĘ!
Jutro poniedzialek. Prowadze dziecko rano do placowki. To bedzie ciezki poczatek tygodnia :-)
DeleteWIEM :P Sama ci pokazywalam. Ale urodzinowego gulaszu u Elemelkow jeszcze nie bylo nananananana!
Elelemki nie potrzebuja gulaszu. U Elemelkow na urodziny KAZDEGO dziecka (nawet jesli wypadaja tego samego tygodnia - o zgrozo!) serwuje sie torty z parowek, prezli i miniatur-pizzy. NaszPanie bywaly na innych szkoleniach niz WaszPanie ;)
DeleteWaszPanie przechodzily szkolenia ratowania narodowej tradycji (precle), integracji z obcymi (pizza) i ... no nie wiem, czego symbolem mialaby byc parowka?
DeleteCiekawi mnie Kaczko coby sie stalo gdybys tak postawila na pelny spontan i zjawila sie w placowce z Dynia i tortem bez zapowiedzi. Strategicznie nieco spozniona takzeby wszystkie dzieci byly juz zdeponowane w placowce ? Zjawic sie z Dynia, tortem lodowym oraz plastykowymi lyzeczkami? Lyzeczki rozdac dziciom, tort wtrynic naszym paniom na oczach potomstwa a nasteonie oddalic sie szybkim krokiem? Przeciez nie wyrzuca Dyni za niesubordynacje rodzicow?
ReplyDeleteTak! A w dodatku, to jeszcze potwierdza hipoteze naszpan 'ona znow niczego nie zrozumiala! ci, uchodzcy i gastarbajterzy!'
DeleteTe opcje biore pod uwage, gdyz jak mi blog swiadkiem, nie bede piekla skoro NIE MUSZE! Howgh!
Dyni nie wyrzuca, ale moga nie przyjac Biswkita ;-))) Choc po prawdzie, wydaje mi sie, ze po naszych rocznych doswiadczeniach z naszpaniami Biswkit bedzie jednak batem na ewangelikow. W konkurencyjnej placowce!
Bede Cie podjudzac zebys wlasnie tak zrobila :) Ja od jakiegos czasu stosuje ta taktyke w pracy. Gdyz, albowiem, poniewaz hasla typu "nie mam teraz czasu bo za tydzien ide na urlop", "zeby to zrobic potrzeba zezwoalenia na papierek na prosbe o powyzsze" itp. kosztowalo mnie za duzo nerwow i czasu. Postanowilam ze w pewnych sprawach ktore sa dla mnie wazne mam odczucia ludzi z ktorymi pracuje w nosie. Kazdy musi robic swoje i nie zalezy mi zeby mnie w pracy lubili. Wiec kilka osob ostentacyjnie mnie unika ale niestety ja wiem kiedy maja przerwe na kawe;) (taka wredna jestem). Szkoda czasu i zycia na zamartwianie sie czy pecherzyk jednej z naszpan zdzierzy czy nie. (ale wiesz ja bezdzietna i bez probelmow placowkowych wiec moze nie mam odpowiedniej perspektywy)
DeleteDuzo nie potrzebujesz, zeby wywolac pozar tego lasu. Nie wiem tylko, czy nie rzucam sie na barykady przeciwko Calemu Systemowi Republiki. Otoz mam wrazenie, ze ta meczaca, irytujaca hierarchicznosc oraz sklonnosc do rozwleklych monologow na temat jest wyssana z mlekiem matki ojczyzny i ba, wielce pozadana.
DeleteAle stay tuned! jestem gotowa na wiele w obronie wlasnego lenistwa :-)
Biskwit koniecznie do ewangelickiej placówki! Myślę że on już ma opracowane tezy, które przybije na drzwiach!
ReplyDeleteBiswkit juz nawet ma drzwi, ktore wyrwal z zawiasow swego pokoju. To praktyczne, bedzie przybijal gdzie chce :-)
DeleteSię zesikalam
DeleteRedakcja nie ponosi za szkody wyrzadzone niekontrolowaniem :-) Miesnie Kegla trzeba cwiczyc!
DeleteNo to moze mięsny jeż?
ReplyDelete:-D
arbuz
W polewie z Eintopfa!:P
DeleteO kurczę... ja nie byłam łaskawa się naszpań zapytać, nawet mi to do głowy nie przyszło ;-). Ale to były tylko ciasteczka. Niemniej ledwo J. je wniósł, naszpani musiała je wyrywać dziecinom z rąk, bo się rzuciły ;-).
ReplyDeleteDociekliwi zyja krocej! :-)))
DeleteZa miedzą System Republiki, którego strzegą haribowate naszpanie. W ojczyźnie kaczek, jeśli n dzieci w grupie, to, oczywiście, n+1 opinii o właściwym poczęstunku jubileuszowym. Czy dasz wiarę, że w grupie przedszkolnej jednego z moich dzieci wcale nie było można nic przynosić? Jedni jesteś-tym-co-jesz-rodzice odwalili klasycznego Rejtana, że tylko jarmuż i kiełki, albo nic, no i zostało, że nic. Byłam dzięki temu kilkadziesiąt zyla do przodu, jakby nie patrzeć. (Wyobraziłam sobie teraz minę wspomnianych rodziców na wieść, że dzieci dostaną parówki, hehe, nawet nie byłoby co defibrylować...)
ReplyDeleteKulinarni ekstremisci sa jednak czasem pozyteczni. W poprzedniej placowce byl potomek jestes-tym-co-jesz, po kilku miesiacach okazalo sie, ze dozywial sie kabanosami Dyni w barterze za nieslodzone, owsiane ciasteczka z biozurawina.
DeleteMieć dziecko w lipcu rodzone, to w obliczu powyższych "wyjątków z życia przedszkola", błogosławieństwo.
ReplyDeleteU nas amnestia przypada wylacznie w sierpniu, bo wtedy sa wakacje :-) Gratuluje inicjatywy! :-)
DeleteGdzie tam parówki. Masz ultarmedyczną motywację rodem z czasów PRL-u: jedynie LODY konweniują z pociętą gardzielą Dyni!
ReplyDeleteNie wiem, co na to dzisiejsza medycyna, mnie osobiście i moje rodzeństwo ten zabieg ominął, ale koleżanki tryumfowały, że po akcji migdalki można i t r z e b a jeść lody. Eistorte pasuje jak ulał!
Tak! To wiecznie zywa oferta. Ta obietnica lodow razem z pochopna ekspektatywa orgii w sklepie z zabawkami trzyma mi jeszcze Dynie w jednym kawalku. Albowiem Dynia nagle okazala sie byc bardzo przywiazana do swoich migdalkow :-)
DeleteDo tego zdania sa podzielone, jak dlugo dzieciny maja zostac w szpitalu oraz, czy moga od razu powrocic do placowki. Wobec tego naszpanie maja senne koszmary w zwiazku z taka anarchia i nieprzewidywalnoscia.
A ja mialam usuwany trzeci migdal w PRL-u, ale oprocz ponurego tygodnia na oddziale wewnetrznym miejscowego szpitala, nie pamietam diety. Lody Bambino?
Po wyrywaniu zębów też trzeba! :D
DeleteOooo! Medycyna przyjazna pacjentowi! Doceniam :-)
DeleteZafrapował mnie "wygląd fenotypowy"... A nie fenotypowy to byłby jaki?
ReplyDeletePodpisano: niedoszły biolog ;)
No... genotypowy chyba :-) Znaczy: biszkopt, poncz, dzem, krem, biszkopt, krem. Jak to po przekrojeniu pacjenta :-)))
Delete