[22 Dec 2015]
(...)
Po pięciu latach organizowania imprez urodzinowych dla młodzieży przedszkolnej, człowiek jakby okrzepł.
Nie chodzi już kopać trufli przy blasku księżyca, nie nastawia sufletów z ekologicznej marchewki, nie rzeźbi w pietruszce fair trade, ani nie zastępuje węglowodanów ekstraktem ze stewii.
Po pięciu latach człowiek sypie w miski rumuńskie prażynki z kartofli, odpala popcorn z mikrofalówki, wciska do kremu z masła kilo cukru pudru i całą tubkę syntetycznego barwnika o najbardziej nienaturalnym kolorze, a do tortu rozbija skamieniałe bryły kakao, które przywiózł sobie z wycieczki do Holandii w czasach, gdy nie miał dzieci i odmienne stany świadomości musiał osiągąć za pieniądze.
Po pięciu latach człowiek nauczony doświadczeniem wynosi porcelanę w różyczki do sąsiadów, zakopuje w ogródku noże i nożyczki, zabezpiecza mieszkanie zgodnie z japońskimi dyrektywami ‘jak przygotować się na trzęsienie ziemi’, a przede wszystkim dokładnie czyta treść polisy ubezpieczeniowej.
A i tak popełnia karygodne błędy.
Błędem było pozdejmowanie dziatek z lamp i karniszy i nakłonienie do wspólnej zabawy towarzyskiej.
Na skutek której, w ciągu dziesięciu minut część cherubinów zanosiła się histerycznym szlochem, część (Dynia) była śmiertelnie obrażona, a część wyła i tłukła pięściami w podłogę.
Faktycznie, z pozoru neutralna zabawa w ‘Podaj paczkę’ okazała się nie do końca przemyślana. Niemożność zsynchronizowania dzieci z systemem audio spowodowała, że Jack London wylosował różową bransoletkę z Helou Kitty, Biskwitowi nie dostały się żelki, a Dynia miała za złe, że największa paczka trafiła do Biskwita.
Aaaa... zamieszki w dziesięć minut. Prosić kaczkę.
Tak oto zepchnęłam z podium rodziców Ryfki, którzy na rozwścieczenie tłumu potrzebowali ponad dwa kwadranse. Uczynili to onegdaj własnoręcznie sprokurowaną piniatą, którą wzmocnili tak solidnie, że ostatecznie ojciec Ryfki musiał ją dobić na ziemi kijem golfowym, by obnażyła wnętrzności. A że czynił to pod presją ryczącego, sfrustrowanego tłumu, a było lato, a w piniacie były głównie czekoladowe cukierki, to wyjaśniło ostatecznie, dlaczego na urodziny Ryfki Dynia udała się w różowej sukience, a wróciła w brązowej.
Po tej kulturalno-oświatowej wpadce ograniczyłam się zatem do dosypywania rumuńskich prażynek i zbierania resztek spyży z dywanu (uwaga na przyszłość! wynieść dywan!) i dołączyłam do alternetywnej imprezy sommelierów, która miała miejsce w kuchni i eksperymentowała z produkcją grzanego wina, grzanego piwa i grzanego ajerkoniaku.
To pozwoliło nam wszystkim przetrwać.
‘Mamo! To było best party ever!’ – powiedziała Dynia nim tak jak stała, w złotych pantoflach, padła w zgliszcza i usnęła. – ‘Też chcę takie.’
(Nic z tego. Twojego nikt nam nie ubezpieczy.)
(...)
Dekoracje i aprowizację zlecono podwykonawcom.
©kaczka
(...)
Po pięciu latach organizowania imprez urodzinowych dla młodzieży przedszkolnej, człowiek jakby okrzepł.
Nie chodzi już kopać trufli przy blasku księżyca, nie nastawia sufletów z ekologicznej marchewki, nie rzeźbi w pietruszce fair trade, ani nie zastępuje węglowodanów ekstraktem ze stewii.
Po pięciu latach człowiek sypie w miski rumuńskie prażynki z kartofli, odpala popcorn z mikrofalówki, wciska do kremu z masła kilo cukru pudru i całą tubkę syntetycznego barwnika o najbardziej nienaturalnym kolorze, a do tortu rozbija skamieniałe bryły kakao, które przywiózł sobie z wycieczki do Holandii w czasach, gdy nie miał dzieci i odmienne stany świadomości musiał osiągąć za pieniądze.
Po pięciu latach człowiek nauczony doświadczeniem wynosi porcelanę w różyczki do sąsiadów, zakopuje w ogródku noże i nożyczki, zabezpiecza mieszkanie zgodnie z japońskimi dyrektywami ‘jak przygotować się na trzęsienie ziemi’, a przede wszystkim dokładnie czyta treść polisy ubezpieczeniowej.
A i tak popełnia karygodne błędy.
Błędem było pozdejmowanie dziatek z lamp i karniszy i nakłonienie do wspólnej zabawy towarzyskiej.
Na skutek której, w ciągu dziesięciu minut część cherubinów zanosiła się histerycznym szlochem, część (Dynia) była śmiertelnie obrażona, a część wyła i tłukła pięściami w podłogę.
Faktycznie, z pozoru neutralna zabawa w ‘Podaj paczkę’ okazała się nie do końca przemyślana. Niemożność zsynchronizowania dzieci z systemem audio spowodowała, że Jack London wylosował różową bransoletkę z Helou Kitty, Biskwitowi nie dostały się żelki, a Dynia miała za złe, że największa paczka trafiła do Biskwita.
Aaaa... zamieszki w dziesięć minut. Prosić kaczkę.
Tak oto zepchnęłam z podium rodziców Ryfki, którzy na rozwścieczenie tłumu potrzebowali ponad dwa kwadranse. Uczynili to onegdaj własnoręcznie sprokurowaną piniatą, którą wzmocnili tak solidnie, że ostatecznie ojciec Ryfki musiał ją dobić na ziemi kijem golfowym, by obnażyła wnętrzności. A że czynił to pod presją ryczącego, sfrustrowanego tłumu, a było lato, a w piniacie były głównie czekoladowe cukierki, to wyjaśniło ostatecznie, dlaczego na urodziny Ryfki Dynia udała się w różowej sukience, a wróciła w brązowej.
Po tej kulturalno-oświatowej wpadce ograniczyłam się zatem do dosypywania rumuńskich prażynek i zbierania resztek spyży z dywanu (uwaga na przyszłość! wynieść dywan!) i dołączyłam do alternetywnej imprezy sommelierów, która miała miejsce w kuchni i eksperymentowała z produkcją grzanego wina, grzanego piwa i grzanego ajerkoniaku.
To pozwoliło nam wszystkim przetrwać.
‘Mamo! To było best party ever!’ – powiedziała Dynia nim tak jak stała, w złotych pantoflach, padła w zgliszcza i usnęła. – ‘Też chcę takie.’
(Nic z tego. Twojego nikt nam nie ubezpieczy.)
(...)
Dekoracje i aprowizację zlecono podwykonawcom.
©kaczka
Traumy z piniatą nic nie przebije, uh.
ReplyDeleteAle jednak zdziwienie, że nie zdejmujecie karniszy i dywanów ;)
Pozdrawiam świątecznie (na zaś :*)
Zapomnielismy o karniszach i dywanach. I o tym, zeby przykleic meble do podlogi. To dlatego, ze ostatnie imprezy organizowalismy w terenie oraz bo pewnie wystapily jakies psychologiczne mechanizmy wyparcia :-)
DeleteSwiatecznie sciskam i 'maluj nam sto lat!!!'
Kaczko, na Wasze party to ja bym wpadła. Oraz chętnie zahaczyłabym o klub sommelierów :D.
ReplyDeleteTak! Czesc kuchenna byla o wiele bardziej inspirujaca :-)
DeleteLem wymyślił wyszalnie. Myślę, że to lepsze niż cokolwiek, można by się tam na pierwsze 7 lat z latoroślami przeprowadzać i niech mają:-)
ReplyDeletePoszlabym dalej. Przeprowadzac jedynie latorosle :-))) I niech maja!
DeleteProszę mnie przybliżyć te fantastyczne stwory z pierwszego zdjęcia.
ReplyDeletePani nie ogladasz 'Ulicy Sezamkowej', czy artystka tak zdeformowala rzeczywistosc? :-)))
DeleteOd lewej: Ciasteczkowy Potwor, Elmo i Elmo w miniaturce.
Jednoczesnie Biskwit ma gust vintage, bo zeby go zaspokoic goscie odwiedzali second-handy i antykwariaty. Elmo do zdobycia tylko tam :-)
Też niczym Dyńka jestem pod wrażeniem, choć party nie pieściło WSZYSTKICH mych zmysłów. Nie da się ukryć jesteś z przeproszeniem Boginią w te klocki!
ReplyDeleteWydaje mi sie, ze sukces tego konkretnego przyjecia polegal na tym, ze sie nie wtracalam :-)))
DeleteZ wyjatkiem tej glupiej paczki.
"w czasach, gdy [czlowiek] nie miał dzieci i odmienne stany świadomości musiał osiągąć za pieniądze" :))))) slów mi braklo, zeby to skomentowac, powtórze wiec po raz którys tam, iz Cie Kaczko uwielbiam :))))
ReplyDeleteChcialabym Ci zyczyc spokojnej przerwy swiatecznej - to znaczy zycze, jak najbardziej, tyle ze w obliczu swiatecznie zamknietej placówki oswiatowej, no to nie wiem czy ma to szanse sie spelnic...
Intencje, intencje sie licza!
DeleteA w desperacji poszukam spokoju na dnie butelki ajerkoniaku!
Chcialam juz dzis rano, gdy Biskwit zrzucil laptop na podloge, a Dynia zazadala wydania galowego stroju ksiezniczki.
:*
Podziw, podziw i szacun!
ReplyDeleteEver!
Ale rownie dobrze moze zalamac rece i zapytac, czemu ona wcale nie uczy sie na bledach :-)))
DeleteTrzymam kciuki za tekst Roku (i po 23.02 palce na klawiaturze telefonu!)
ReplyDeletePolecam sie! :*
DeleteGłos oddany, zgodnie z przyrzeczeniem :-)
DeleteDzieki! Tym bardziej doceniam, zes konkurencja :-)
DeleteO ja! Znam, czytałam, zagłosuję, należy się:)!
ReplyDeleteMwah!
Delete