[194]

[5 Aug 2015]

(...)
I oto nagle dwa najostatniejsze dni uczęszczania Dyni do Instytutu Metafizyki Wychowawczej imienia  Derekcji.
Patrzę w zdjęcia wklejone do teczek z raportami o postępach.
Jak to możliwe, że rok temu oddaliśmy Panu od Małpiatek takie krągłe, niewymowne, bobaśne pulpety, a on nam zwrócił pyskate, bezczelne patyczaki całujące się po krzakach i podpisujące cyrografy imieniem i nazwiskiem.
Trudno mi odchodzić, gdyż jak publicznie wiadomo, fatalnie znoszę zmiany.
A przygnębia mnie dodatkowo wizja powrotu do kuchni.
(Szwabskie Kluseczki nie wydają obiadów. Wydają głodne dziecko. Głodne dziecko, nie mam złudzeń, będzie wymagało gara obiadu. Z dokładką [1].)
Dla odmiany Dynia odchodzi łatwo.
Uznała zmianę za szalenie nobilitującą, a my przez grzeczność  nie zaprzeczyliśmy.
Do tego nie może się doczekać, kiedy wzuje swoją pierwszą parę Turnschläppchen.
(W Szwabskich Kluseczkach to jedyny dozwolony regulaminem model obuwia zmiennego. W worku na papcie z monogramem.)
A ja, jednoosobowy Komitet Rodzicielski, miotam się i ciskam z programem obchodów zakończenia roku szkolnego.
Podpisałam już tysiąc egzemplarzy książeczek ‘from Dynia with love’ [2], upakowałam w torebki z celofanu, zasypałam cukrem, zakleiłam.
Przypomniałam sobie, że jeszcze tatuaże i guma do żucia... więc rozkleiłam tysiąc torebek, uzupełniłam zawartość i zakleiłam ponownie.
Targana jakąś idiotyczną, utylitarną czkawką, zaproponowałam Małpim rodzicom wyprodukowanie razem z potomstwem laurek dla ciała pedagogicznego. Czego, rzecz jasna, prawie natychmiast pożałowałam.
Ponieważ, dla zrealizowania wizji artystycznej poprosiłam o jednostronne prace w formacie A4, holzfrei, 190g/m2 otrzymałam, między innymi, fantazyjne rozkładówki A3 na krepinie, modele 4D z tworzyw sztucznych oraz zupełnie za darmo, lekcję  życia o tym, że czyjeś życie zawodowe mit herzlichen Grüßen nie pozostawia czasu na zajmowanie się takimi duperelami.
Lekcję tę szczodrze zasponsorował mi ojciec Oleandry, który wbrew pozorom nie jest neurochirurgiem Sans Frontières, ale dedukując z treści wizytówki, prowadzi życie na krawędzi w dziale księgowości.
Oprócz tego, że życzę mu, żeby zaciął się septycznie rachunkiem za spinacze, ma chłopina nieco racji.
Dynia, która uparła się narysować i podpisać cały skład osobowy przedszkola (w trzech kopiach) pracowała nad dziełem przez tydzień przechodząc przez wszystkie etapy twórczych rozterek i rozciągając moją cierpliwość w (za)światy równoległe. Czy mogę się dziwić, że ksiegowy chciał uniknąć pokusy wbijania sobie ołówków w kolano lub oderwania własnej głowy i rzucenia w kąt?


(...)
Co ciekawe, kolekcję porcelany, Dynia zaprojektowała na poczekaniu. Bez rozterek.


[1] A przecież jest jeszcze niedożywiony Biskwit! Ten, który potrafi łyżeczką do herbaty zjeść restauracyjną porcję spaghetti z sosem w rozmiarze ‘dla dorosłych’ (metodycznie i precyzyjnie, w trzy kwadranse), a następnie przejść się po sali i dojeść z cudzych talerzy.
[2] Dziś, zamiast imieniem i nazwiskiem,próbowałam podpisać sklepowy rachunek ‘with love’. Znak, że naprawdę przedawkowałam frazę.


©kaczka
13 comments on "[194]"
  1. Jako starsza koleżanka muszę powiedzieć, że pan księgowy byłby w tej opowieści moim serdecznym przyjacielem.
    Pomyśl, wychowawcy co roku mają czym w piecach palić : -) a przecież ogrzewanie podłogowe... Ale zmądrzejesz.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Alez... ide z duchem czasu, planowalam piksele, skaner, wysoka rozdzielczosc... stad moje precyzyjne wymagania wzgledem papieru i formatu.
      Do tego sprawa miala charakter tak ochotniczy jak straz pozarna, wiec wyznania ksiegowego na temat sensu jego egzystencji byly bardzo, ale to bardzo gratis.
      Te ochotniczosc podkreslilam duzymi literami w dwoch jezykach urzedowych. Ksiegowemu wypada czytac ze zrozumieniem.

      A moral z tej bajki jest tak naprawde zupelnie inny. No wiesz. Rok, dwa i Oleandra trafi na pensje dla panien z internatem.

      Delete
    2. Wcale nie palą w piecach. Doceniają gest, włożoną pracę i serce, zarówno przez dzieci, jak i przez rodziców.
      Pozdrawiam
      Wychowawca

      Delete
    3. Tu zreszta potykamy sie o kolejne roznice kulturowe :-) Malpi rodzice zrobili finansowa zrzutke (oprocz prac tworczych), wreczyli mi owoce tej zbiorki i zasugerowali rozmaite opcje. Opcja niemiecka: kupisz donice z kwiatkiem i tu i owdzie powtykasz w nia banknoty udrapowane w kokardki. Opcja amerykanska: kopsnij sie kaczka, po karty prezentowe o konkretnym nominale. Opcja francuska: wykup cialu pedagogicznemu kolacje w lokalu. Opcja szwajcarska: wloz banknoty do koperty. Opcja skandynawska: wszystkim po rowno. Opcja srodkowoeuropejska: kazdemu wedlug zaslug... Inne opcje:
      Kwiaty! Nie, czekoladki! Bedzie czterdziesci stopni w cieniu! To, wino! Wino im kup.

      Decyzje podjelam skaczac po zwlokach demokracji :-)

      Delete
    4. o i tego mi było potrzeba. Zgrabne podsumowanie corocznej makabry pt. kupmy coś wychowawczyni, tak bardzo się starała.

      Delete
  2. Ksiegowy wiedzial co pisze! ;) Wolal zapobiegac niz leczyc (rany po oderwaniu glowy i po olówkach w kolanach).
    Ale co tam, wspomienia pomaluja te chwile i tak na rózowo - na szczescie, bo inaczej bysmy zwariowali.
    With love,
    Diabel.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ksiegowy jest kuty na wszystkie wypustki. Onegdaj zasponsorowal Malpiatkom wycieczke do lokalnego zamku w trakcie godzin przedszkolnych. Dzieki nakrecily sie impreza. Skonstruowaly swietlne miecze i korony. Dzien przed impreza otrzymalismy zaproszenia na urodziny Oleandry, ktore dziwnym zbiegiem okolicznosci odbywaly sie na tymze zamku w dniu wycieczki. Mimochodem. Ksiegowy, jak sie pozniej okazalo, mial wiec gratis opieke nad mlodzieza i animatorow imprezy w osobie wychowawcow. Obiad kazde dziecko musialo przyniesc sobie samo, a po obiedzie hojnym gestem ksiegowy odpalil szczeniakom po galce lodow z budki. Bede tesknic :-)

      Delete
  3. O, a te pisaki do porcelany, to jakiej firmy? Sprawdziły się? Polecasz? Mam ochotę zbombardować dziadków porcelaną z ewkowymi krzywulcami :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przez przypadek znalezione w TkMaxx. edding. 6 sztuk. U nas tylko cztery, bo ktos zdazyl ukrasc dwa :-) http://www.ebay.de/itm/Porzellanstift-Pinselstift-Keramikpen-Edding-4200-verschiedene-6er-Farbsets-Top-/271669045736
      Szybko zasychaja, ale jest czas zrobic poprawke. Nie bez znaczenia przy szale tworczym i rozpedzie Dyni. Zahartowalysmy zgodnie z instrukcja w piekarniku i to podobno pozwala myc je w zmywarce do 50C. Nie probowalam :-) Natomiast porcelana nam sie przy okazji trafila w tym Tk najprawdziwsza, misnienska, za dwa ojro od sztuki, wiec nawet jesli sie zmyje to obdarowany wyjdzie na plus :-) On lub jego spadkobiercy :-)

      Delete
  4. Też chcę taki kubek,
    From Bebe with love

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zdradze ci sekret. Zgadnij, kto jeszcze wszedl dzieki nam w posiadanie kompletu ultramarynowych pisakow (ten komplet byl akurat kompletny)... zabierz ze soba do Krakowa zestaw porcelany ;-)

      Zamowienia na dynska porcelane sie sypia z lewa i prawa, musze przydybac wiecej naczyn. Trzy tygodnie wakacji przed nami... byle czyms te dzieciny zajac.

      Delete
    2. Jeszcze zbijesz na tej porcelanie fortunę!
      Idę do Miśni po filiżanki :)

      Delete
  5. Pan od Małpiatek. Cześć jego pamięci! Nie mam wątpliwości, że całą tę rezolutność pobierają cheruby wprost z jego krwioobiegu.

    Tralala- to ja mam pisaki!
    Ale nie mam już Dyniowej śmiałości.
    Już, już przymierzałam się żeby popisakować między wzorkami a brzegiem pucharu, ale zrezygnowałam. Muszę się przyczaić na gładkie białe kubki . Niestety, te które są dostępne, ważą ok. pół kg i dogłębnie obrażają moje uczucia estetyczne. Wiecie, to taki łupowaty model który stoi zakurzony w punkcie ksero z hasłem TWOJE DZIECKO NA KUBKU, obok spłowiałej koszuliny z przymglonym nieostrością bobasem i nieodwołalnie martwej muchy.

    ReplyDelete