[189]

[18 Jul 2015]

(...)
Tydzień temu otworzono klatkę i pozwolono Małpiatkom na wyprawę tramwajem do sąsiedniego miasta.
Cóż okazało się największą atrakcją tej wycieczki?
Czy piknik wśród nenufarów?
Korzystanie z publicznych ustępów?
Oryginalna architektura lokalnego zespołu pałacowego?
Lokalizacja straganu z pamiątkami?
A może jednorazowe spożycie dawki lodów odpowiadające statystycznej, rocznej konsumpcji pro capita wszystkich mieszkańców stanu Pernambuco?
Nic z tych rzeczy.
Największą atrakcją było to, że w drodze powrotnej London rzygnął w tramwaju.
Podobno w technikolorze i w 4D.
Na życzenie Małpiatki, nie szczędząc efektów dźwiękowych,  pokazują z jakim rozrzutem rzygał London.
Mniej entuzjastycznie ocenił ten autorski dorobek Londona, Pan od Małpiatek, gdyż musiał posprzątać.
Rzyg w technikolorze bezlitośnie wyciął Dynię z pieśni nieletnich trubadurów.
Dotychczas trubadurzy śpiewali o tym, jak to podczas przedostatniej wycieczki Dynia sparaliżowała rozkład jazdy górskiej kolejki odmawiając zjazdu na poziom morza i generując przy tym sporych rozmiarów histerię. Osobistą oraz grupową.
Podobnież Dynia zdezorientowała elektroniczne bramki, zdezorganizowała wycieczkę z Chińskiej Republiki Ludowej, przygotowała grunt pod zbiorową psychozę, a wśród amerykańskich turystów sprowokowała dyskusję na temat słuszności stosowania kar cielesnych.
I tu świat również uratował Pan od Małpiatek, który zarzucił sobie Dynię na plecy i tak doholował ją na niziny.
A Dynia waży jedną piątą kwintala.
(Gwoli wyjaśnienia: ‘Dyniu, przecież jeździłaś tą kolejką kilkanaście razy, co się stało, na bogów?
Bo nie było gdzie usiąść!!!’)
Wszystko na nic, cały ten trud na marne.
Paw w tramwaju i nikt już nie pamięta, jak to Dynia walczyła o równość, demokrację i wolne miejsca siedzące.
Do tego, wirus pawia okazał się nie mieć żadnych zahamowań i ochotnie poddał się transmisji międzygatunkowej.
Z Małpiatek na kaczkę, z kaczki na Norweskiego, z Norweskiego na Bebe (pozostającą w gościnie).
(Dynia infekcję przeszła bezobjawowo. Nie, nie ma się czym cieszyć, bo te przeciwciała to pewnie skutkiem całowania się z Londonem za regałem z książkami lub w kolejce po szupfnudle z musem. Biskwit również niczego nie przechodził, bo akuratnie to Biskwit zasadniczo przechodzi ludzkie pojęcie.)
Niby zatem wracam do świata ożywionego, odremontowana pospiesznie dietą z coli i słonych paluszków.
W procesie regeneracji nie pomaga, że dzieciny testują mnie jak Ikea swoje krzesełka – regularnym naciskiem mentalnych pośladków na mój zdrowy rozsądek. Czynią to na dwa sposoby. Albo uparcie zadając to samo pytanie, w nadziei na uzyskanie satysfakcjonującej odpowiedzi poprzez zmęczenie materiału i poluzowanie śrubek konstrukcji psychicznej (Dynia), albo  zagłuszając wszelkie propozycje polubownego rozwiązywania sporów nadzwyczajnie wymownym ‘niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiJeeeeeeeeeeee’ (Biskwit, materiał źródłowy:  prawdopodobnie ‘Język polski w weekend’)

©kaczka
6 comments on "[189]"
  1. Fantazjuję, czego jeszcze uczy ten podręcznik.
    "Na zdrowie"
    "Poproszę pięć kilo jabłek"
    I nic innego nie przychodzi mi do głowy za sprawą przedawkowania językowego koktajlu: "Mnie ocień nrawitsa in here"
    "When I was młoda bułam w Polsze na camp"

    Dawajcie ten podręcznik, niech sobie przypomnę jak to po naszemu szło.

    ReplyDelete
  2. Toś mi przypomniała... zaledwie 3 lata temu (a jakby wczoraj) jako opiekunka klasy mojej córki byłam świadkiem rzygnięcia szeregowego. Korowód szedł z ostatnich siedzeń, aż do samiutkiego przodu autobusu, nie ominąwszy nauczycielki. Ponoć byliśmy ewenementem na skalę 30 lat pracy kierowcy. Taki to uboczny efekt lokomotiwów i innych ziołowych środków zapobiegawczych. Koniec końców i tak się trzeba było z aviomarinem przeprosić.

    "Język polski w weekend" to i mi by się czasem przydał, bo ostatnio coraz częściej zapominam języka w gębie.
    Zwłaszcza, jak czytam taką jedną Kaczkę...

    ReplyDelete
  3. Ledwo człowiek zamknie za sobą drzwi a już o nim w internetach piszą.

    ReplyDelete
  4. Kaczko, One Cię tak pięknie męczą, i Ty potem to tak jędrnie opisujesz,że wprost cieszę się Twą udręką.

    ReplyDelete
  5. OMG! Przypomniały mi się wszystkie rzygnięcia potomstwa, a cierpiał on na chorobę lokmocyjną, która atakowała znienacka i podstępnie, Szczegółow oszczędzę, ...w każdym razie żeby spredać samochód wykupiliśmy prawie całą dostawę drzewek zapachowych z pobliskiej stacji benzynowej,

    ReplyDelete
  6. Czyli puszczanie bączorów, bekanie i rzyganie jest dalej absolutnym hitem wsród nielatów. Pewne rzeczy nie zmieniaja sie nigdy ;)

    p.s. "Bo nie bylo gdzie usiasc!" No co, hrabina ma stac??!!!

    ReplyDelete