[12 Feb 2015]
(...)
Podręcznik do nauki polskiego w pierwszych rozdziałach uczy obcokrajowca odróżniać autobus od albumu ('To jest album. A to jest autobus. Album jest drogi.') Zwinniejszy umysłowo allochton błyskawicznie wypreparowuje z tej konstrukcji kręgosłup logiki. Album. Droga. Autobus. Algorytm na miarę Mensy. Polski nie dla idiotów.
Podręcznik do nauki włoskiego zaczynał od wina, przystawek i rodzajów makaronu. Dyskretnie epatował luksusową marką. Bohaterki nosiły buty od Ferragamo, a młodzież obowiązkowo pakowała książki i zeszyty do plecaków Invicta. Drwiło się tam z karabinierów, lżyło polityków, a na deser zawsze było tiramisù i można było pośpiewać ‘Volare!'.
Podręcznik do nauki szwedzkiego wyjaśniał na wstępie dopuszczalne, endemiczne konfiguracje związków międzyludzkich ('Det är Inga min sambo. Jonas och Kerstin är mina bonusbarn.') , a na poziomie dla werbalnie zaawansowanych (Norweski) z wdziękiem oraz bez oceniania snuł przez wiele rozdziałów historię jurnego Björna, który prowadził potrójne życie. Do dziś zastanawiamy się, czy to przez seksualnie wyzwolonego Björna po drugiej lekcji nauczycielka w hidżabie porzuciła pracę, czy może jednak chodziło o zbyt dociekliwe pytania Norweskiego zarówno te dotyczące sensu istnienia, jak i czasu zaprzeszłego? Potomek Wikingów Sven, który przejął grupę nie był już dowodem na skuteczność rządowych programów integracyjnych, a jego entuzjazm był na miarę prac społecznych odbywanych w ramach wyroku za sikanie na ulicy. Gdy po latach wspominamy jego wylewność, w porównaniu ze standardową szwedzką kordialnością (poziom wyjściowy minus dwieście, jeśli za wzorzec neutralności przyjąć Brytyjczyków) wydaje się nam, że mógł ten Sven być raczej Norwegiem wychowanym przez wilki z zaburzeniami osobowości. I nie, nie nie śpiewało się przebojów ABBA.
Podręczniki do angielskiego? Wiadomo. 'How are you?' 'Goodthankyouandyou?' (w wersji brytyjskiej) lub 'Awsome!' (w wersji amerykańskiej). 'Przejdźmy na ty', trochę plotek z dworu, trochę o jedzeniu ('Spotted Dick' i 'Toad in the Hole'), 'God save the Queen', nostalgia za kolonialną potęgą, Hyde Park, zakupy u Harrods’a i 'Szekspir największym poetą był'. Wszystko to sprzedane z nienagannym dubbingiem prezentera BBC, co sprawia, że w godzinie próby zapytawszy rdzennego Szkota o drogę na dworzec i otrzymawszy odpowiedź au naturel przez pół roku dochodzimy do siebie lecząc poczucie własnej, lingwistycznej wartości na kozetce u psychoterapeuty.
I oto wreszcie podręcznik do niemieckiego, w którym wszyscy żyją w solidnych strukturach rodzinnych (matka, ojciec, dwoje dzieci), a w kuchni mają klasyczny Eckbank aus Massivholz (na wolnym rynku w cenie od tysiąca ojro) i który to podręcznik uczy, jak napisać donos na sąsiada, przegonić dzieci z podwórka i za podstawowy problem zdrowotny populacji uznaje stres, bezsenność i wrzody żołądka.
Bezcenne źródło wiedzy o narodzie.
(...)
Trochę Gaudi. Trochę Hundertwasser. Głównie Dynia.
©kaczka
(...)
Podręcznik do nauki polskiego w pierwszych rozdziałach uczy obcokrajowca odróżniać autobus od albumu ('To jest album. A to jest autobus. Album jest drogi.') Zwinniejszy umysłowo allochton błyskawicznie wypreparowuje z tej konstrukcji kręgosłup logiki. Album. Droga. Autobus. Algorytm na miarę Mensy. Polski nie dla idiotów.
Podręcznik do nauki włoskiego zaczynał od wina, przystawek i rodzajów makaronu. Dyskretnie epatował luksusową marką. Bohaterki nosiły buty od Ferragamo, a młodzież obowiązkowo pakowała książki i zeszyty do plecaków Invicta. Drwiło się tam z karabinierów, lżyło polityków, a na deser zawsze było tiramisù i można było pośpiewać ‘Volare!'.
Podręcznik do nauki szwedzkiego wyjaśniał na wstępie dopuszczalne, endemiczne konfiguracje związków międzyludzkich ('Det är Inga min sambo. Jonas och Kerstin är mina bonusbarn.') , a na poziomie dla werbalnie zaawansowanych (Norweski) z wdziękiem oraz bez oceniania snuł przez wiele rozdziałów historię jurnego Björna, który prowadził potrójne życie. Do dziś zastanawiamy się, czy to przez seksualnie wyzwolonego Björna po drugiej lekcji nauczycielka w hidżabie porzuciła pracę, czy może jednak chodziło o zbyt dociekliwe pytania Norweskiego zarówno te dotyczące sensu istnienia, jak i czasu zaprzeszłego? Potomek Wikingów Sven, który przejął grupę nie był już dowodem na skuteczność rządowych programów integracyjnych, a jego entuzjazm był na miarę prac społecznych odbywanych w ramach wyroku za sikanie na ulicy. Gdy po latach wspominamy jego wylewność, w porównaniu ze standardową szwedzką kordialnością (poziom wyjściowy minus dwieście, jeśli za wzorzec neutralności przyjąć Brytyjczyków) wydaje się nam, że mógł ten Sven być raczej Norwegiem wychowanym przez wilki z zaburzeniami osobowości. I nie, nie nie śpiewało się przebojów ABBA.
Podręczniki do angielskiego? Wiadomo. 'How are you?' 'Goodthankyouandyou?' (w wersji brytyjskiej) lub 'Awsome!' (w wersji amerykańskiej). 'Przejdźmy na ty', trochę plotek z dworu, trochę o jedzeniu ('Spotted Dick' i 'Toad in the Hole'), 'God save the Queen', nostalgia za kolonialną potęgą, Hyde Park, zakupy u Harrods’a i 'Szekspir największym poetą był'. Wszystko to sprzedane z nienagannym dubbingiem prezentera BBC, co sprawia, że w godzinie próby zapytawszy rdzennego Szkota o drogę na dworzec i otrzymawszy odpowiedź au naturel przez pół roku dochodzimy do siebie lecząc poczucie własnej, lingwistycznej wartości na kozetce u psychoterapeuty.
I oto wreszcie podręcznik do niemieckiego, w którym wszyscy żyją w solidnych strukturach rodzinnych (matka, ojciec, dwoje dzieci), a w kuchni mają klasyczny Eckbank aus Massivholz (na wolnym rynku w cenie od tysiąca ojro) i który to podręcznik uczy, jak napisać donos na sąsiada, przegonić dzieci z podwórka i za podstawowy problem zdrowotny populacji uznaje stres, bezsenność i wrzody żołądka.
Bezcenne źródło wiedzy o narodzie.
(...)
Trochę Gaudi. Trochę Hundertwasser. Głównie Dynia.
W moim podręczniku do francuskiego śledziliśmy przygody czterech młodych ludzi o nieznanych wzajemnych powiązaniach. Jednym z mężczyzn był... sam Michel Legrand!
ReplyDeleteNo przyznaję, w kategorii "sztuka", w przedziale wiekowym 4-5 l wysunęłyście się na prowadzenie.
Patrz, a jeszcze nawet ksiezniczek nie rozwinelam z metra :-)
DeleteCzy autor podrecznika ujawnil powiazania, czy trzymal czytelnikow w napieciu do samej matury? Legrand ze sciezka dzwiekowa?
Tak, była do tego płyta! (Kaseta?) Pamiętam snute przepitym głosem rzewne wspomnienia starego hazardzisty "je gagnais, je gagnais!" zajemne relcje były niejasne bodaj do końca: dwie laski, dwaj kolesie i w każdym rozdziale w innej konfiguracji.
DeleteOgólnie hulanki, swawole i schopping.
Ale ja wtedy jeszcze nie wiedziałam że Legrand to ten od "Il etait la vie" i "Dingo". Gdybym wiedziała, uważniej prześledziłabym jego obyczajowe perypetie...
Cudnie! A nie zahaczyłaś w swej edukacji o rosyjski: wesołyje kartinki, wesołyje pioniery, wesołe, zdrowe kolektywne w na łonie ofiarnej przyrody ( jagody i griby)
ReplyDeleteJa się pytam, co by komu przeszkadzało stawiać bloki projektu Dyni?
Zahaczylam. Hak byl to dorodny, bo trwal osiem lat. Przez ostatnie trzy nauczycielka wymagala pamieciowego odtwarzania czytanek, dzieki czemu moge dzis udac sie do rosyjskiego sklepu i powiedziec: Kagda Irinie bylo siem let, ana pastupila w dietskuju muzykalnuju szkolu... Mam to zdanie wyryte na zawsze w szarej masie. I do dzis myli mi sie krasnyj i krasiwyj, dzieki czemu obrazam niemowleta sasiadow :-)
DeleteTo i tak ulgowo, bo mnie się wryło "możet byt otiec diewuszki etoj, docz jewo radnuju rastrielał..."
DeleteTo mi przypomina opowieść znajomego. Kolega jego, będąc w trzeciej (!) klasie zawodówki otrzymał od nauczyciela pytanie: Kak tiebia zawód? "Mienia zawód ślusarz-spawacz", padła odpowiedź.
DeletePalec pod budke kto sie nie chichral, gdy uczitelnica mowila 'a na nastepna lekcje zapomnitie...'
Deletena paslednij urok ;) olala
DeleteMnie sie z tych katuszy ostal jeno fragment wiersza:
Delete'diwan, czemadan, kartinu, kartonku i malenkoju sabaczonku'
oraz
'alfawit my uze znajem, uze piszem i czytajem, i wesje bukwy po parjadku nazywajem' tu trzeba wymienic owe bukwy ale to mi jakos wylecialo z pamieci.
A ja pamietam jedna cala piosenke - i prawie nic wiecej.
Delete...a ja igraju na harmoszkie u prahozych na widu,
ksa zalieniu, dien razdienia tolka raz w gadu....
a, be, we, gie, de, że, ze, i, i kratkoje, ka, eł, em, en, o, pe, er, ef, ha, ce, cza, szcza (sic!), twiardyj znak, y, miakkij znak, e abarotnaje, ju, ja.
DeleteTyle pamiętam, chyba w znacznej części we właściwej kolejności i nie używam rosyjskiego w życiu ;-). A ponad to: Pust wsiegda budiet sonce.....
Pozdrawiam szanowną Kaczkę i komentujących
Ewa
A w podręczniku do norweskiego tłum imigrantów z Afryki, Azji i... Polski. Wszyscy pracują parę godzin w tygodniu, a przez resztę czasu odpoczywają i uczą się lokalnego języka. I jak się zastanowić to rzeczywiście tak to wygląda. Wyznanie, że pracuję, na dodatek w zawodzie, wywołało szok u lektorki ;)
ReplyDeleteKaczko znowu przeczytałam całego bloga od początku (stanowczo go za mało) i dziekuję :)
ankiris
Och!
DeleteJakze sie ciesze, z Czytelnikow recydywistow! :-)
Namawialam Norweskiego w czasach, gdy pomieszkiwal w Oslo, aby wybral sie na kurs jezykowy, ale ten Sven, go chyba skutecznie zniechecil. Poczatkujacym Szwedzi nie rozdawali podrecznikow wcale. Mowili, ze to dlatego, ze imigranci nie maja motywacji i szybko przerywaja nauke znikajac wraz z podrecznikiem. Nie przyszlo im do glowy, zeby wypozyczac podreczniki za kaucja albo ulepszyc proces nauczania :-)
Na marginesie, trudny kraj ta Norwegia. Szacun!
Kraj nie jest zły, tylko ich dystans mnie czasem uwiera. Ale po cichutku liczę na to, że jak się "naumiem" ichniego to będzie trochę łatwiej.
DeleteA co do recydywistów, to ja jestem już nawet bez szans na resocjalizację. Co ma swoje zalety: ku uciesze męża zaczełam dopuszczac myśl o posiadaniu własnego blond hobbita.
Plus: "Kaczka Ci odpisała? WOW" by mąż :)
Pracuję w szwedzkiej firmie .... aż dziw bierze, że w podręczniku nie było nic o organizowaniu spotkań lub że Sven nie robił wam spotkań odnośnie satysfakcji z jego metod nauczania ;) Jako trochę do pośmiania .... link ...
ReplyDeletehttps://www.youtube.com/watch?v=SX1rQdUl8-M
Rze i kwicze!
DeleteGlownie dlatego, ze nieomal identyczna scene urzadzili nasi szwedzcy przyjaciele przy okazji chrzcin. Sama prawda! :-)
heh też mi dzisiaj ten film podrzucono!
Deletekwiknęłam :)
Dzieki za filmik! Leze i kwicze1 :DDD
DeleteWieża z witraży!
ReplyDeleteNiechaj się architekci pochylą nad śmiałością koncepcji, nad zdobieniem elewacji.
Dynia niewyczerpanym źródłem inspiracji jest:)
Wyobrazasz sobie miasto takich elewacji? Od samego myslenia robi mi sie zez rozbiezny :-)
DeleteWolałabym chyba oczopląs od nadmiaru kolorów, niż bielmo, które spływa na źrenice pośród tej wypiętrzonej i uszeregowanej szarości, która wokół ;-)
DeleteMiasto tysięcy witraży, tak, to mi się marzy! :)
To fakt, ja bardzo chetnie w takim domu widziala bym sie.
DeleteWłaśnie założyłam sobie folder Dynia, będę Wincentym Kadłubkiem historii rozwoju jej talentu!
ReplyDeleteAlez ja ci moge oryginal. Listonoszem :-)
DeleteA można zamówić dostawę osobistą do domu?
DeleteCiekawe, w podręcznikach hiszpańskiego jest dość skromnie - liczenie, zakupy, gotowanie, nawigowanie do najbliższego metra.
ReplyDeleteMoj tez byl mdly i nijaki. Rekompensowala to natomiast nauczycielka. Z Opus Dei :-)
DeleteW podręczniku do francuskiego dla nastolatków kiedyś - bohater, którego ojciec był portugalskim gastarbeiterem, mechanikiem samochodowym. Wtedy mnie to nie raziło, przypomniałam sobie jak robiłam fajny darmowy kurs niemieckiego (dość poczatkujący) i jeden bohater był polskim budowlańcem.
ReplyDeleteWieża fantastyczna, jakbyśmy mieli gdzie postawić to zagnałabym małolaty do kopiowania.
Uściski
Dostaniecie wieze w prezencie. Na nowe mieszkanie :-) Wieza powstala z zabezpieczaczy, ktorymi Ikea zabezpiecza kawalki mebli. Nowa szafa byla w czterech czesciach. Jesli Dynka nie straci entuzjazmu zrobimy makiete miasta stolecznego :-)
DeleteA w moim podręczniku do francuskiego bardzo zaangażowany w badania lepidopterolog poznawał w dżungli blond-piękność; później oboje zostali porwani przez jakąś miejscową mafię. Pani lektorka się nie spieszyła, wówczas mnie to nie porwało, ale teraz myśląc o tej historii mam nadzieję, że skończyła się równie ekscytująco, jak przebiegała...;)
ReplyDeleteWieża - dzieło-arcydzieło, pensjonariusze Fridolinu wpadną w kompleksy.
Frydolin ma wysrubowany poziom. Rzezby z sitek byly nadzwyczajnie ambitne :-)
DeleteAle jakze to... nie zajrzalas na ostatnia strone, zeby sie dowiedziec, czy nastapi happy end? :-)
a ja swój niemiecki szlifowałam na legendach o kombinacie przemysłowym "szwarce pumpe" . pewnie dlatego teraz siedze w przemyśle miast w modzie/kuchni/disajnie :(
ReplyDeleteciekawe, jakby Dyni dać malować ekskuzemła, papier toaletowy - to by była piekna, długa historia ...ja bym kupiła!
benia
i nie używała tylko sie napawała
ReplyDeletebenia
Problem w tym, ze Dynia chetnie rozpoczyna dziela, ale by dobrnac do konca potrzebuje trenera i motywatora. Okazjonalnie moge, ale gdybym musiala dopilnowac, zeby tak Dynia cala rolke... nie, nastapilaby implozja :-)
Deletehihi ja pamiętam, że podręcznik do francuskiego w liceum zaczynał się od "on pływa w basenie" :)
ReplyDeletePowiadaja, ze w literaturze najwazniejsze jest pierwsze zdanie utworu :-)
DeleteMój podręcznik do francuskiego rozpoczyna się od jedzenia i frankofońskiej indoktrynacji. Zobaczymy, jak się rozwinie, znaczy rozwi'nie - akcent na ostatnią. To w ramach zadania domowego ćwiczę.
ReplyDeleteP.s. Widzę, że nie my jedni nie wyrzucamy opakowań z tego sklepu. My dziś zbudowaliśmy dom trzykomorowy. Nawet ja się zmieściłam :) A u Dyni widzę wpływ Gaudiego, ale co, ja tam wiem.
Ach no tak, przecież napisałaś o Gaudim. Ale Hundertwassera nie znałam.
DeleteZacznę od końca. Dzielo Dyni skojarzyło mi sie z Gaudim, zanim przeczytałam Twoje ostatnie zdanie :) A porównanie podreczników chyba rzeczywiście sporo mówi o narodzie, który to napisał...
ReplyDeleteKaczko, podręcznik do niemieckiego, ale dla młodzieży, nie dla dorosłych, którego codziennie używam, zaczyna się od historii o wspólnym biwakowaniu i namiotowaniu grupy 15-latków! Sodoma i gomora, upadek moralności i rewolucja podręcznikowa ;-))
ReplyDeletearbuz
A w podręczniku "Polski w cztery tygodnie dla Francuzów" mamy miesiąc by poznać historię pięknej francuskiej Julie, która sobie radośnie pożywa w naszej stolicy z niejakim Waldkiem ORAZ Andrzejem, dając im przy okazję lekcję feminizmu. Co kraj, to obyczaj, wiadomo....
ReplyDelete