Enerde

[May 2013]

(...)
Gdy nocą wychodziliśmy z domu wiatr zerwał Dyni czapkę.
Na dzielnicy zaciemnienie. Szukaliśmy czapki z latarkami.
Dziesięć stopni, szkwał.
Pięć godzin później gorący, enerdowski asfalt, dwadzieścia siedem w cieniu.
Suche powietrze, platanowe aleje, duszący zapach bzów.
Gdy z rzadka nad naszą wsią rozlewa się słońce społeczeństwo bieży wietrzyć piernaty.
Świeci słońce, powietrze pachnie stuletnią pleśnią.
Enerdowskie słońce pachnie słońcem, nie zarodnikami grzybów.
A Niemcy nieustannie mają ściśnięte pośladki.
Strażniczka Układu Schengen nieomalże wypadła z budki.
- Nie jest sobą na zdjęciu!
Trudno zaprzeczyć. Na zdjęciu ma trzy tygodnie i wygląda jak Józef Oleksy.
- Potrzebny jest nowy paszport!
Tu jeszcze myśleliśmy, że to bawarska krotochwila.
Pominę zatem kwadransową, czczą dyskusję ‘ten paszport jest urzędowym dokumentem ważnym przez pięć lat’ kontra ‘nie jest sobą’.
W końcu jednak prześlizgnęliśmy się pod bramką.
Zatem, gdy później, gdy kupowaliśmy w kiosku zdrapkę, gdy nieobyczajnie przyszło nam do głowy pozwolić Dyni dokonać wyboru, gdy subiekt rzucił się na pojemnik nakrywając go ciałem, nieomal przytrzaskując nam palce i krzycząc ‘TYLKO DLA DOROSŁYCH! TYLKO!’ już nie zakładaliśmy, że sobie żartuje, tylko grzecznie przeprosiliśmy, że żyjemy.
W krainie spiętych pośladków trzeba spiąć i własne.
W planach mieliśmy bogaty program kulturalny, roztopił się w dwudziestu siedmiu w cieniu.
Snuliśmy się po Enerde od lodziarni do kawiarni, leżeliśmy na trawie, Dynia ciskała bułką we wróble.
(... by z miejsca podnosić z ziemi tę bułkę i konsumować pod przykrywką ‘majn trying!’)
Piwo, curry wursty, kebap, turecka pizza ze smażonymi kartoflami, drink z palemką.
Jedynym wydarzeniem artystycznym był podrzędny kukiełkowy teatrzyk w zasmarkanym namiociku wbitym w sam środek granicy między wschodem i zachodem.
Odbębniłam jeden akt z Dynią.
Dynia usiadła w pierwszym rzędzie, mnie posadziła w ostatnim.
Wychodząc z założenia, że mogę być językowo niewydolna, przychodziła co pięć minut streszczać zawiłości akcji ('Maaaaama! Gruffalo! Roooarrrrrrr!) oraz informować kto komu w pierwszym rzędzie dał w ucho.
Dużo mówi ta Dynia.
(Mówi, na przykład, ‘Maaaaama! Pani said Aufstieg! Hallo pani!
I nie wiem, czy otwierać szampana, czy fiolkę z relanium?)
I wszędzie jest u siebie.
Tego jej zazdroszczę.


(...)

















©kaczka
26 comments on "Enerde"
  1. Lans! Dynia na kawie w hałptsztacie! Nasz obywatelka świata. Ciesz się, już jej się ten chaos poukłada na odpowiednik półkach.
    p.s. Też chcę takiego lodzika!
    p.s.s. To pisałam ja Bebe-naczelna prokrastynatorka przed obroną.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bebe, wyslij Wiewiora na miasto, niech zdobedzie Pinokia z lodu :-)
      W poukladanie wierze jak w swiety obraz, bo coz mi pozostalo :-)

      Delete
  2. uch, ja też zazdroszczę, konstatując smętnie, że ja to nawet we własnym domu nie czuję się tak całkiem u siebie... i nigdzie chyba...
    ****
    dobrze, że jesteście
    ***
    jak już i Dyniutka maszeruje w koszulce KOTM, to czas ogłosić ją kultową :)
    **
    zatęskniło mi się za Berlinem, pal sześć te pośladki...
    *
    Sopot też piękny i bzowy tego roku!
    :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestesmy. Pierzemy. Prasujemy. Celebrujemy pourlopowa depresje.
      Berlin bardzo swojski, szczegolnie ten enerdowski, chrzanic posladki.
      Koszulka KOTM - moge piesn pochwalna? mozna toto uprac w rzece, plamy z keczupu sie nie imaja, wyprane wyglada jak wyprasowane. Nie wierzylam, ale nawrocona macham sztandarem 'teraz Polska' :)

      Delete
  3. tak te pośladki idealnie opisują wszystkie moje doświadczenia w temacie..(labowe i nielabowe). Choć Berlin lubię :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och, niemieckie posladki... ilez to czasu zajelo Norweskiemu, aby zrozumiec, ze moze wszystkie sklepy we wsi obleciec z jedna siatka na zakupy bez wracania do domu. Robil zakupy w jednym sklepie i sie zacinal przed wejsciem do drugiego. Bo przeciez, jakze to, w Teutonii nie wolno! Nie wolno z obcymi zakupami (coz z tego, ze z rachunkiem!) do nowego sklepu! No, kaczka! Podczas, gdy na Wyspie moge wejsc z walizka i bezposrednio do tej walizki ladowac, moge gromadzic w wozku, w torebce, moge zakupy wkladac do kieszeni... nikt przenigdy nic mi w tym temacie :-) Inny casus - Teutoni nieustannie sprawdzaja sklepowe rachunki, stoja przy kasie i sprawdzaja, czy im aby ktos podwojnie peczku koperku nie dopisal. I nie wiem, czy to forma samosprawdzalnej przepowiedni, ale im naprawde dopisuja ten koperek, albo paczke zapalek, albo batonik...

      Delete
  4. O, a my jutro wylatujemy do erefen i podobno 11 stopni tam jest! Jako ze potem jedziemy do Budapesztu, musze sie pakowac na dwa sezony! W dwie bardzo male walizki! Rozwazam mozliwosc przeksztalcenia spodni Stokroty z zimowych w letnie poprzez obciecie nogawek w polowie turnusu.
    A Dynia jaka pucata sie wydaje na ostatnim zdjeciu! Sliczna!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Potwierdzam: W Teutonii zimno i leje! Ale w Berlinie ma być w przyszłym tygodniu w okolicach 20 stopni. Bierzcie letnie i na cebulkę warstwowo w razie draki.

      Delete
    2. Dynia pucata bulka po enerdowsko-slowianskiej diecie wakacyjnej :)
      Niech wam eneref cieplym bedzie!
      U nas ostatnimi czasy jedna wielka walizka, a w niej piecset gaci na zmiane. Dynich. Nasze wyliczone na styk :)

      Delete
  5. Piękna puenta.
    Nawet w kraju spiętych pośladów jest widać zabawnie. Bo z Wami :))

    ReplyDelete
  6. Kocham Dynię! kocham!

    na @ czekam! czekam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sie pisze, sie pisze. Niech tylko sie ogarnie okolicznosci :)

      Delete
    2. sie czeka, sie czeka ;)

      Delete
  7. Szampana teraz, na relanium czas przyjdzie, jak Dynia będzie nastolatką, zapewniam z doświadczenia. Ale i wtedy czasem się bąbelkową butelczynę z radości otworzy :-)

    ReplyDelete
  8. A Dynia w Teutonii nie mówi natywniej? (nieustająco fascynuje mnie kwestia wielojęzyczności Dyni).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mowi.
      Dynia ostatnio podsluchuje, powtarza, delektuje sie slowami i wymawia je nieomalze mlaszczac.
      W ciagu ostatnich kilku tygodni Dynia runela w slowo mowione, ale konsekwencji ciagle brak. Do wyrazania czynnosci sluzy polski i angielski. W angielskim nastapil podzial na czasy (said, saying), w polskim - bezokoliczniki lub trzecia osoba liczby pojedynczej, w niemieckim - tryb rozkazujacy :-) Jesli zas chodzi o rzeczowniki to, wybiera sie to, co latwiejsze. 'Auto' brzmi prosciej niz 'Lkw mit Silosattelanhaenger' (to cytat z czytanej na dobranoc dziecku przez ojca prozy 'Ich hab einen Freund, der ist Lastwagenfahrer') i bardzo Dynie tu rozumiem :-)
      Oprocz tego, ochronka dopiela swego i Dynia zaczela nas zaszczycac lakonicznymi opisami stanow swego ducha. 'Majn happy' 'Majn sad'. Gdzies idziemy, ale czy na koncu tego tunelu jest swiatlo?! :D

      Delete
  9. Majn lajk Dynia auch. I świetna ta pocztówka dźwiękowa z enerde avec Dyniae linquae. Niechże już Niemcom pośladek lekkim będzie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Obawiam sie, ze niemiecki posladek z natury jest spiety. Diagnozuje, ze to skutkiem przyjmowania za mlodu wszystkich lekow droga posladkowa. I mierzenia temperatury droga posladkowa.
      Lajk dla Dyni! Bierzemy. :-)

      Delete
  10. czy temu misiu wyrysowano linie metra berlińskiego? wyobraź sobie, jak wyglądałby rysunek warszawskiego: jak cięcie w prosektorium

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wyrysowano. Warszawski bylby nieco minimalistyczny :DDD
      Ale zeby nie tak rozowo, berlinski system transportu wydal mi sie szalenie skomplikowany. Nie wiem, czy to kwestia temperatury i rozpuszczajacego sie mozgu, ale nie jawi mi sie user-friendly. Mialam ogromne problemy, by sie okreslic w przestrzeni wzgledem stacji, kierunkow, przystankow, petli i zmieniania ziemnej na nadziemna. Ciekawam, czy to wylacznie me zdanie?

      Delete