[24-25 May 2013]
(...)
Należało przypuszczać, że brnięcie w przekupstwo zaraz wróci bumerangiem.
Prosto w czerep.
Wielce krótkowzroczna strategia.
- Mama?
- Słucham?
- Tomorrow majn going play-school?
- Tak właśnie.
- Majn crying!
- Nie chcesz iść?
- Majn like.
- Czemu zatem będziesz płakać?
- Majn like crying. Majn crying, papa tuli.
Wyszła. Wróciła.
- Mama?
- Słucham?
- No crying play-school. Five Haribo?
Skubana, chciała podbić stawkę.
(...)
Ojczyzny łono, po słowiańskiej stronie – miodem i mlekiem.
Gdzieśmy nie poszli, a chodziliśmy wiele, przychylano nam nieboskłonu.
Ser z księżyca, maślanka z Jowisza.
Wystarczyło się skrzywić.
Na obchody urzędowo-obrzędowej uroczystości zaproszono nas do lokalu.
(Wspominamy z rozrzewnieniem. Kiedyśmy się tak ostatnio, Norweski, pysznie najedli? W 2008?)
Dynia rozdarta w strzępy, bo tu pieczyste z kury pod kopcem frytek z kepuczem, tam – huśtawki i towarzystwo rozrywkowej grupy rówieśniczej.
Ciskało Dynią jak Werterem.
Tu frytka, tam się bujnąć, tu wrócić po kartofla, tu napchać się jak chomik, tu biec dalej.
Wreszcie podczas którejś z dłuższych nieobecności personel uniósł talerz i zastąpił pustą zastawą do deserów.
I nagle, w mgnieniu oka, Dynia wyparowała.
Stała za mną, była, odwracam się, nie ma.
Pobiegł Norweski ku huśtawkom, ja udałam się w głąb lokalu.
Zastałam Dynię w sali na piętrze, właśnie usiadła do stołu, przysunęła sobie talerz, rozłożyła serwetkę, już sięgała po przystawki...
Grupa obcych nam gości w tiulach i krawatach, która właśnie zaczynała zajmować miejsca na tej równoległej do naszej imprezie miała na twarzach duży znak zapytania.
W sumie to zbili się w grupę w przeciwległym kącie i nie bardzo wiedzieli, co czynić.
Ratować przystawki? Dzwonić do opieki społecznej? Podać chleba ze smalcem i skwarką? Nalać kompotu?
Wydłubana z przystawek Dynia uderzyła w smark. Może poszło o to, że mieli lepsze frytki? Może o to, że spętaliśmy samodzielność?
(Komentarz pana z krawatem: 'a skąd niby to dziecko ma wiedzieć, co znaczy alternatywna?' bo zdaje się tak zagaiłam, powiedziałam coś w stylu: 'pójdźmy stąd Dyniu, bo to alternatywna impreza', miałam nawet zanalizować pod kątem, urażona, że jeszcze mi nikt, nigdy... ale ostatecznie odkładam na półkę ‘słowiański folklor’.)
(...)
Gdzieś między wschodem a zachodem wyznała mi po raz pierwszy: ‘mama, you’re my BEFT FRIEND!’.
Nieustannie się tym cieszę, choć jak wykazał Norweski (zazdrość i zawiść!), na liście jest także Listonosz Pat, kilkunastu pluszowych wypchańców i butelka soku z czarnej porzeczki.
(...)
'Majn seeing... majn?!'
(...)
Lody w kolorze bul.
©kaczka
(...)
Należało przypuszczać, że brnięcie w przekupstwo zaraz wróci bumerangiem.
Prosto w czerep.
Wielce krótkowzroczna strategia.
- Mama?
- Słucham?
- Tomorrow majn going play-school?
- Tak właśnie.
- Majn crying!
- Nie chcesz iść?
- Majn like.
- Czemu zatem będziesz płakać?
- Majn like crying. Majn crying, papa tuli.
Wyszła. Wróciła.
- Mama?
- Słucham?
- No crying play-school. Five Haribo?
Skubana, chciała podbić stawkę.
(...)
Ojczyzny łono, po słowiańskiej stronie – miodem i mlekiem.
Gdzieśmy nie poszli, a chodziliśmy wiele, przychylano nam nieboskłonu.
Ser z księżyca, maślanka z Jowisza.
Wystarczyło się skrzywić.
Na obchody urzędowo-obrzędowej uroczystości zaproszono nas do lokalu.
(Wspominamy z rozrzewnieniem. Kiedyśmy się tak ostatnio, Norweski, pysznie najedli? W 2008?)
Dynia rozdarta w strzępy, bo tu pieczyste z kury pod kopcem frytek z kepuczem, tam – huśtawki i towarzystwo rozrywkowej grupy rówieśniczej.
Ciskało Dynią jak Werterem.
Tu frytka, tam się bujnąć, tu wrócić po kartofla, tu napchać się jak chomik, tu biec dalej.
Wreszcie podczas którejś z dłuższych nieobecności personel uniósł talerz i zastąpił pustą zastawą do deserów.
I nagle, w mgnieniu oka, Dynia wyparowała.
Stała za mną, była, odwracam się, nie ma.
Pobiegł Norweski ku huśtawkom, ja udałam się w głąb lokalu.
Zastałam Dynię w sali na piętrze, właśnie usiadła do stołu, przysunęła sobie talerz, rozłożyła serwetkę, już sięgała po przystawki...
Grupa obcych nam gości w tiulach i krawatach, która właśnie zaczynała zajmować miejsca na tej równoległej do naszej imprezie miała na twarzach duży znak zapytania.
W sumie to zbili się w grupę w przeciwległym kącie i nie bardzo wiedzieli, co czynić.
Ratować przystawki? Dzwonić do opieki społecznej? Podać chleba ze smalcem i skwarką? Nalać kompotu?
Wydłubana z przystawek Dynia uderzyła w smark. Może poszło o to, że mieli lepsze frytki? Może o to, że spętaliśmy samodzielność?
(Komentarz pana z krawatem: 'a skąd niby to dziecko ma wiedzieć, co znaczy alternatywna?' bo zdaje się tak zagaiłam, powiedziałam coś w stylu: 'pójdźmy stąd Dyniu, bo to alternatywna impreza', miałam nawet zanalizować pod kątem, urażona, że jeszcze mi nikt, nigdy... ale ostatecznie odkładam na półkę ‘słowiański folklor’.)
(...)
Gdzieś między wschodem a zachodem wyznała mi po raz pierwszy: ‘mama, you’re my BEFT FRIEND!’.
Nieustannie się tym cieszę, choć jak wykazał Norweski (zazdrość i zawiść!), na liście jest także Listonosz Pat, kilkunastu pluszowych wypchańców i butelka soku z czarnej porzeczki.
(...)
'Majn seeing... majn?!'
(...)
Lody w kolorze bul.
©kaczka
Moja Gufla też mówi kepucz.
ReplyDeleteKamien z serca! Myslalam, zesmy jedyne :)
DeleteRozumiem, że było czym chata bogata, a że bogata to wiadomo. Ech, tak pętko dobrej kiełbasy.
ReplyDeleteBylo nieziemsko. Kombinujemy, jak cofnac sie w czasie i rzucic na przystawki, bo zupe podano tak szybko, zesmy nie zdazyli :) Ale peto kielbasy 'z kija' mamy jeszcze w lodowce :)
Deletedzisas a ja myslalam, ze tylko u nas przekupstwo takie rozpasane hehe ...a u nas ketchup to kapuc podobnie nieprawdaz? :D
ReplyDeleteUfff... myslalam, ze tylko u nas :D
DeletePrawdaz!
U nas kepuć (:
DeleteCo to jest bul?
ReplyDeleteNorweski taki zielony z zazdrości, że aż tutaj widać! Nie daj sobie zdeprecjonować.
A ci z imprezy ALTERNATYWNEJ ;) dziwni jacyś - obecność Dyni to zaszczyt! Ja ci mówię, on będą kiedyś słono płacić, żeby Dynia - koneser i znawca - zaszczyciła ich swoją obecnością i oceną. Pachnie mi tu Ratatouille...
Bul to blue i zabij! - nie wiem, czemu nie da sie wymowic.
DeleteNorweski mial powod do zazdrosci i depresji, bo w dniu, w ktorym Dynia wyznala, ja wylacznie strofowalam, popedzalam i poganialam. Norweski kupowal bulki, lizaki, soki, zorganizowal aptekarza, ktory wyciagnal drzazge z Dyniowego palca, pozwolil ogladac telewizje, odpalil pieniadze na pizze, oddal swoja poduszke i jeszcze przyniosl bilety na kukielki. Nie ma sprawiedliwosci.
Alternatywnym niech smalec lekkim bedzie :D
Mój współlokator z uporem mówi: "bampe", "bauber" oraz "szua". Droga do porozumienia językowego nie jest usłana różami. A skoro bul, przypomniało mi się: http://www.czary-marys.pl/2012/09/czekoladowa-tarta-z-malinami-na.html
DeleteDroga pelna wybojow, ale isc trzeba :D Bultarta - WOW!
Deleteniedomyślna ta alternatywa była... głodnego nakarmić, to podstawa, nieważne skąd się wziął, ważne, że chce jeść :)
ReplyDeleteDodatkowy talerz dziala tylko w Wigilie? :D
DeleteStawiam na to, że "bul" to niebieskie. I strasznie zazdroszczę Dyni, że wszędzie jest u siebie.
ReplyDeleteagazpoznania
... i brawa dla tej pani! W samo niebieskie sedno!
DeleteJa tez :)
My na śniadanie jadamy pfłatki z mlekiem :)
ReplyDeletepfłatki cudne! :D
Deletebo pan pomyślał, że jak on nie wie, co znaczy alternatywna, to dziecię nieboże też. PHI!
ReplyDeletew kraju byli i znowu cioci nie ukazali Dyni???
Byli po przekatnej od Cioci Lejdi. Na oko 600 km od :D Nie zdazyli dojsc.
Deletewymówki, wymówki, wymówki
DeleteCiotka niech wezmie i przyleci. Ciotka zaproszona jest!
DeleteAlez... wrzucaj linki! Dynia - ambasadorem czytelnictwa :D
ReplyDelete