[26 May 2013]
(...)
Odhaczamy w towarzyskim kalendarzu.
Jeśli dziś niedziela, to chrzciny.
Nieobyta w dogmatach doznałam dysonansu, gdy anglikański wikary wzniósł modły o świetlaną pomyślność i niegasnącą - ‘Top 10’- popularność kościoła katolickiego.
Gdybym nie miała, czarno na białym, na kartce, uznałabym pewnie, że to omamy.
Zapytałam po sumie – wikary jedną ręką taśmowo spławiał w chrzcielnicy piętnastokilogramowych neofitów, ciężka praca, nie ma czego zazdroscić – W sumie – rzekł mi wikary – się rozbija o małą literę.
Obiecał dorzucić asteryks i przypisy. Się pośmialiśmy w kruchcie i rozeszli w pokoju.
Przyjęcie po, wiadomo, humus, słupki marchewki, zimna pizza, kanapka z serem z farfocli.
Już wiemy, obiadem najedliśmy się w domu.
(Trudno było jednak nie wspominać jeszcze w pamięci świeżej, słowiańskiej gościnności. I nie łkać w kącie nad humusem i marchewką.)
Tematem przewodnim party było ‘Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi’.
(...)
By zrekompensować sobie nieustannie wytykany przez Rubenita brak rodzeństwa, Dynia przysposobiła jedną z lalek.
- Maaaaama! This is my baby sister!
(całe zdanie! całe zdanie! gdzie sole trzeźwiące?!)
- A jak ma na imię?
- Happy. Happy Biskwit.
©kaczka
(...)
Odhaczamy w towarzyskim kalendarzu.
Jeśli dziś niedziela, to chrzciny.
Nieobyta w dogmatach doznałam dysonansu, gdy anglikański wikary wzniósł modły o świetlaną pomyślność i niegasnącą - ‘Top 10’- popularność kościoła katolickiego.
Gdybym nie miała, czarno na białym, na kartce, uznałabym pewnie, że to omamy.
Zapytałam po sumie – wikary jedną ręką taśmowo spławiał w chrzcielnicy piętnastokilogramowych neofitów, ciężka praca, nie ma czego zazdroscić – W sumie – rzekł mi wikary – się rozbija o małą literę.
Obiecał dorzucić asteryks i przypisy. Się pośmialiśmy w kruchcie i rozeszli w pokoju.
Przyjęcie po, wiadomo, humus, słupki marchewki, zimna pizza, kanapka z serem z farfocli.
Już wiemy, obiadem najedliśmy się w domu.
(Trudno było jednak nie wspominać jeszcze w pamięci świeżej, słowiańskiej gościnności. I nie łkać w kącie nad humusem i marchewką.)
Tematem przewodnim party było ‘Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi’.
(...)
By zrekompensować sobie nieustannie wytykany przez Rubenita brak rodzeństwa, Dynia przysposobiła jedną z lalek.
- Maaaaama! This is my baby sister!
(całe zdanie! całe zdanie! gdzie sole trzeźwiące?!)
- A jak ma na imię?
- Happy. Happy Biskwit.
©kaczka
Ja wiem, że głupio przy tak pięknym pełnym zdaniu wyjeżdżać z "amojacórka", ale tak mi się skojarzyło. Maj pozyskał dwa kucyki, okazuje je i informuje, że to "Medżik ponis. Jeden to Medżik, a dlugi Ponis".
ReplyDeleteSpotkajmy nasze corki. Blagam. Wszechswiat skreci. :D
DeleteA bylo zostac przy Baby Sister hihi :DDD
ReplyDeleteJeszcze sie nie nauczylam, ze czasem lepiej zamilknac ;D
DeleteBiskwit, bardzo elegancko. Bardzo. Hummmmmuns.....lubię....w każdych ilościach, że mnie nie zaprosili! Ukochy!
ReplyDeleteI jednoczesnie unisex :D
DeleteA humus tak, ale nie taki z supermarketu... rozpuscilam sie odkad ukrecil mi humus pewien izraelczyk. O mamo, to byl humus!
Ten z Asdy jest całkiem do rzeczy. Z Tesco nie polecam. Współlokator humusy kręci....każdy inny ;) Muszę do Izraela!
DeleteZe wzgledow bezpieczenstwa lepiej zaprosic izraelczyka, niz udawac sie w te podroz. Izraelczyk wyemigrowal, bo nie przywyczail sie do zycia w strachu, a humus krecil z tesknoty... moze nostalgia byla waznym skladnikiem? :)
DeleteWyprobujemy Asde.
to już wiem czemu Dynia się pchała w alternatywę - widzenie miała, widzenie wielkiego głodu ;D
ReplyDeleteDynia prorok? :D Niewykluczam.
Deletepodoba mi się ta kaczka w podmorskiej żegludze.
ReplyDeleteczy teraz będziesz opisywać poczynania swoich dwóch latorośli?
hummusu bym zjadła
Bo humus pysznosci, ale patrz komentarz wyzej :)
DeleteNie wiem, jak dlugo bede opisywac, bo Happy Biskwit lezy na podlodze przygnieciona walizka. Gwaltowne i krotkie uczucie.
A podmorska byla fajna tylko mikra. Moze Norweski chudy jak tyczka by sie przepchnal, ale kaczka juz nie :)
Ach, brytyjskie wesela, chrzciny, a nawet urodziny... Ja już się przyzwyczaiłam, że na wszystko idę najedzona :-) Piękna pogoda dzisiaj! Miłego dzionka!
ReplyDeleteMy tez. I jeszcze przystanelismy w Waitrose po kanapki na zapas :)
DeletePogoda fajna, ale szkwal :)
Nie ograniczajcie się z Norweskim mając takie efektywne geny. Chociaż jeszcze jednego Dyniopodobnego cudu Dyni i nam trzeba! :-)).
ReplyDeleteSpoleczenstwo wystepuje z postulatem? :)
DeleteZdecydowanie! :-)))
DeleteJesli to nam podniesie statystyki bloga... :D
DeleteJa myślę, że czas wytrącić Rubenito argument z ręki:)
ReplyDeleteDynia wszystko mu wytraca. Patrz najnowszy post :D
DeleteKaczko!
ReplyDeleteczy z Toba mozna sie skontaktowac mailowo? ja jestem bardzo uposledzona, jezeli chodzi o wyszukiwanie blogowego maila, a mam sprawe ;) trafilam do Ciebie od mamyjagody (siedzimy sobie razu jednego na kawce, a mamajagody zaczyna nagle: "a wiec wiesz, jest taka kaczka. I ona wychowuje dynie" - jak juz zajarzylam, ze chodzi o bloga, nie moglam nie sprawdzic).
Otoz moje dziecko jest tez wychowywane w tyglu jezykowym, tata mowi w jednym jezyku, mama w drugim, rodzice miedzy soba w trzecim, zlobek w czwartym (przy czym jeden z tych jezykow nie jest nawet indoeuropejski, a tylko dwa naleza do jednej grupy), a cale bezposrednie otoczenie - w roznych, od hindii (zeszly weekend) po serbski z rosyjskim (ostatni weekend). Przewage mam ta, ze tata jest posrednio specem od children language acquisition, wiec teorie mamy przerobiona wzdloz i wszerz.
Czytam Twojego bloga wstecz (najczesciej w godzinach pracy, hehhe), i wlasnie doszlam do notki z sierpnia, o jezykach i wyborach. Nie chce Ci zasmiecac bloga komentarzami i historiami, stad prosba (ba, zadanie!) o emaila ;)
Joanno, koniecznie! blogkaczki(at)gmail.com
Deleteczekam!