[27 May 2017]
(...)
Główny plac miasta to całoroczny teren łowiecki.
Polują tam deweloperzy Królestw Bożych o najrozmaitszej denominacji. Członkowie lokalnych oddziałów partii politycznych wabią ofiary solowym śpiewem kupletów przy akompaniamencie gitary unplugged. Przyjaciele Ziemi pozwalają głaskać trzygłowe ryby karmione glifosfatem i nabłyszczane DDT, a zwolennicy legalizacji substancji odurzających zbierają podpisy pod petycją ZA motywując, że znają szybsze sposoby, by zobaczyć trzygłową rybę w dowolnych dekoracjach.
Jednocześnie wszyscy oni chcą pieniędzy, jednorazowych datków, chronicznych składek, zapisu nieruchomości w testamencie lub przynajmniej dwóch ojro, gdyż brakuje im pieniędzy na lekarstwo dla babci albo na bilet autobusowy do domu.
Główna zasada przetrwania – biec przez ten plac nieprzewidywalnym zygzakiem, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego.
Dziś się nie udało.
Zdeterminowany domokrążca UNICEFu rzucił się pod wózek z Biskwitem, a jego towarzysze okrążywszy nas, odcięli nam drogę ucieczki i zaczęli wyjaśniać, że celem zbiórki jest dożywianie głodujących, afrykańskich dzieci.
Są takie słowa, z którymi Biskwit łatwo się identyfikuje.
Jednym z nich jest ‘głód’.
Głód zawsze prześladuje Biskwita. Nawet jeśli zaraz po obiedzie zjadł cztery precle z masłem, szesnaście rurek z kremem i dwadzieścia osiem bułek z dżemem. Zatem, gdy w narracji padło: ‘głód’, Biskwit przypomniał sobie, że od zjedzenia dwudziestej ósmej bułki z dżemem minęło już dziesięć minut, co usprawiedliwia rozpaczliwy ryk o treści ‘Nie jadłem cały dzień! Umieram z głodu!’ rzucony przez Biskwita prosto w twarz przedstawicieli UNICEFu.
Był to prawdopodobnie ten rzadki i wyjątkowy przypadek, gdy zbierający na rzecz, rzucili się przeszukiwać własne kieszenie, żeby złożyć datek na dożywianie potencjalnego dawcy.
W tym czasie Dynia przyniosła garść ulotek z sąsiedniego stoiska, w których Jezus zapewniał, że oto niebawem przyjdzie (Apokalipsa 22,7), co Dynię bardzo skonfundowało, zmarszczyło jej czoło procesem myślowym i wywołało wyrzuty sumienia odnośnie lekceważonych, domowych czynności porządkowych:
- Aleeeeeeeemaaaaaaaaaaamo?!? Jezus?! TEN JEZUS?! Do nas przyjdzie? ŻE DO DOMU? NIEBAWEM?
Biskwit zaś, który zwykle przymuszany jest, by odstępować swój lokal gościom, wyczuł niebezpieczeństwo i postanowił zawczasu się zabezpieczyć spazmem i jeszcze głośniejszym rykiem:
- Nie będzie spał w moim pokoju! Waaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah!
No, a do tego bułką to już na bank Biskwit się nie podzieli.
Nie ma takiej siły.
Toteż lojalnie uprzedzam, że w Dzień Pański, nie zapewniamy bufetu.
©kaczka
(...)
Główny plac miasta to całoroczny teren łowiecki.
Polują tam deweloperzy Królestw Bożych o najrozmaitszej denominacji. Członkowie lokalnych oddziałów partii politycznych wabią ofiary solowym śpiewem kupletów przy akompaniamencie gitary unplugged. Przyjaciele Ziemi pozwalają głaskać trzygłowe ryby karmione glifosfatem i nabłyszczane DDT, a zwolennicy legalizacji substancji odurzających zbierają podpisy pod petycją ZA motywując, że znają szybsze sposoby, by zobaczyć trzygłową rybę w dowolnych dekoracjach.
Jednocześnie wszyscy oni chcą pieniędzy, jednorazowych datków, chronicznych składek, zapisu nieruchomości w testamencie lub przynajmniej dwóch ojro, gdyż brakuje im pieniędzy na lekarstwo dla babci albo na bilet autobusowy do domu.
Główna zasada przetrwania – biec przez ten plac nieprzewidywalnym zygzakiem, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego.
Dziś się nie udało.
Zdeterminowany domokrążca UNICEFu rzucił się pod wózek z Biskwitem, a jego towarzysze okrążywszy nas, odcięli nam drogę ucieczki i zaczęli wyjaśniać, że celem zbiórki jest dożywianie głodujących, afrykańskich dzieci.
Są takie słowa, z którymi Biskwit łatwo się identyfikuje.
Jednym z nich jest ‘głód’.
Głód zawsze prześladuje Biskwita. Nawet jeśli zaraz po obiedzie zjadł cztery precle z masłem, szesnaście rurek z kremem i dwadzieścia osiem bułek z dżemem. Zatem, gdy w narracji padło: ‘głód’, Biskwit przypomniał sobie, że od zjedzenia dwudziestej ósmej bułki z dżemem minęło już dziesięć minut, co usprawiedliwia rozpaczliwy ryk o treści ‘Nie jadłem cały dzień! Umieram z głodu!’ rzucony przez Biskwita prosto w twarz przedstawicieli UNICEFu.
Był to prawdopodobnie ten rzadki i wyjątkowy przypadek, gdy zbierający na rzecz, rzucili się przeszukiwać własne kieszenie, żeby złożyć datek na dożywianie potencjalnego dawcy.
W tym czasie Dynia przyniosła garść ulotek z sąsiedniego stoiska, w których Jezus zapewniał, że oto niebawem przyjdzie (Apokalipsa 22,7), co Dynię bardzo skonfundowało, zmarszczyło jej czoło procesem myślowym i wywołało wyrzuty sumienia odnośnie lekceważonych, domowych czynności porządkowych:
- Aleeeeeeeemaaaaaaaaaaamo?!? Jezus?! TEN JEZUS?! Do nas przyjdzie? ŻE DO DOMU? NIEBAWEM?
Biskwit zaś, który zwykle przymuszany jest, by odstępować swój lokal gościom, wyczuł niebezpieczeństwo i postanowił zawczasu się zabezpieczyć spazmem i jeszcze głośniejszym rykiem:
- Nie będzie spał w moim pokoju! Waaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah!
No, a do tego bułką to już na bank Biskwit się nie podzieli.
Nie ma takiej siły.
Toteż lojalnie uprzedzam, że w Dzień Pański, nie zapewniamy bufetu.
Może jedynie suchy chleb dla
koni jeźdźców Apokalipsy?
©kaczka
Kulam sie. Suchy chleb. Och, Pani Kaczko szanowna. U Pani dużo jest zawartości kaczki w kaczce. Najprzedniejszej jakości srebrne komòrki. A serve- złote, patrz robòtka.
ReplyDeletePozdrawiam przeserdecznie.
Dziekuje! To podmuch w nadtopione sloncem skrzydla :)
Delete<3
ReplyDeleteOch! :*
DeleteGeniusz słowa kula się po Waszych genach!
ReplyDeletezaiste! rumaki Apokalipsy jako zaganiacze do sprzątania stajni Augiasza - to tylko kaczko-norweskie potomstwo może wymyśleć! :) Ja się już nie mogę doczekać, kiedy Dyńka i Biskwiciątko będą w tym osławionym nastoletnim stanie umysłu :)
DeleteMój dzieć w (zbyt) krótkim czasie przeżył przyjęcie I komunii św. i warsztaty chemiczne, stąd rozkminiał przez tydzień, czy Bóg, tak jak cały wszechświat, zbudowany jest z atomów. Dzisiaj obudziła się z odpowiedzią - otóż, składa się, cytuję: "ze skwarków, ale samych przedziwnych!"
Otoz spotkala mnie dzis jedna z przedszkolnych matek i zapytala podczas pogawedki, czy moje dziecko tez ma tak jak jej dziecko, ze odkad trafilo do swietego Serafina z Heilbronnu to wyraznie poglebilo swoje zycie religijne i duchowe.
Deleteyyyyyyyyyyyy...
Moze Montesorianie mu poglebia? :P
Ciekawe jak będzie z apetytem nastoletniego biskwita?
ReplyDeleteDynia Rozenek?
Jesli Dynia bylaby odpowiednikiem Rozenek to dla naszej reszty trzeba dokonac rekalibracji skali :-)
DeleteTe apetyty zmieniaja sie jak w kalejdoskopie. Dynia, ktora jeszcze niedawno pobierala po trzy dokladki, ostatnio zarzucila jedzenie. Teraz karmi sie nasza cierpliwoscia i resztkami zdrowego rozsadku :-)
No proszę, po Metodzie Fryburskiej Biskwit modernizuje kwestowanie na rzecz głodujących. Zaiste ma on ci siłę w sobie.
ReplyDeleteHa! zauwaz, ze Biskwit jeszcze nawet bezposrednio nie padl ofiara Metody. On sie o nia jedynie OCIERA! #jestesmyzgubieni
DeleteNie możemy dopuścić do sytuacji, że Jeźdźcy udadzą się pod Wasz adres, bo Biskwit na pewno zechce dosiąść konika i WTEDY DOPIERO BĘDZIE!
ReplyDeleteStajenka dla apokaliptycznych konikow... daleko nie szukac, dzis wieczorem Biskwit w swoim pokoju zaaranzowal makiete!
DeleteGalopujący Biskwit Apokalipsy to jakby nic niezwyklego w sumie nie? ;)
ReplyDeleteKaczka Rozpaczy, Biskwit Apokalipsy, Dynia Dezorientacji. Prawdziwa Rodzina Chaosu.
Deleteej no, jest jeszcze Niemiecki Norweski, co zasadniczo zmienia układ :)
DeleteKocham Was! - nic wiecej nie zdolam napisac przez te lzy wzruszenia, ktore splywaja mi po licach. To nasza najprecyzyjniejsza charakterystyka! :P
DeleteSorki za pominięcie Norweskiego ale on daje takie dobre tło pasujące do tego armagedonu, że człowiek widzi i nie zauważa (co świadczy o dopasowaniu do reszty), zapomniałam. Kajam się i liczę, że przez brak znajomości naszego słowiańskiego języka nie dowie się o mojej gafie.
DeleteNo, chyba że mu ktoś doniesie :/
Tak, Norweski jest tym drugoplanem, tym fundamentem, tym statecznym ksiegowym armageddonow! :P
DeleteI rozlicza Was z użytych żywiołów i kataklizmów zapisując w książce przychodów i rozchodów jako winien i ma?
DeleteTo bardzo mozliwe! Kiedys pewnie wystawi nam rachunki :P
DeleteCudowna anegdota, kaczko, uwielbiam Cię nieustannie!
ReplyDelete