[4 Nov 2014]
(...)
Z okazji Halloween Biskwit przebrał się za dynię.
Dynia złożyła sobie samodzielnie kostium z sukienki Kopciuszka (po transformacji), z brokatowych rajtek, ze srebrnych pantofelków i z kapelusza.
Wyszło bardzo tanio. Po pierwsze, wszystkie podzespoły kostiumu były ogólnodostępne w szafie. Po drugie, najważniejszy element przebrania Dynia robiła twarzą.
‘I am a crossed princess!’ i tu następowała seria wykrzywień podkreślających zaawansowane zdegustowanie jej królewskiej mości.
U Małpiatek monotematycznie. Wszystkie dziewczynki były księżniczkami (o różnym stopniu zadowolenia z życia), wszyscy chłopcy rycerzami, a pan od Małpiatek przemalowawszy pół twarzy na biało był monochromatyczny.
Tubylcza młodzież, która wieczorem masowo napływała z siatkami po węglowodany, wywarła na nas wyjątkowo dobre wrażenie. ‘Dzińdbry, dwidzenia, najuprzejmiej dziękujemy, było nam bardzo miło, mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy, czy byłaby pani tak łaskawa...’ i tych węglowodanów przywłaszczali sobie tak po garsteczce. ‘Ależ proszę, proszę, może więcej?’ ‘Ach nie nie, dziękujemy, w zupełności wystarczy.’ [1]
Amatorszczyzna!
Ich anglosascy rówieśnicy w adekwatnej sytuacji zazwyczaj odgryzali ręce trzymające miski z węglowodanami. Pierwszego listopada angielskie pobocza dróg były pełne pustych misek, odgryzionych rąk i papierków po cukierkach.
[1] Nie wykluczam, że ta powściągliwość mogła mieć związek z formatem węglowodanów. Nasze miały kształt gałek ocznych wyłupanych przepracowanemu wyrobnikowi korporacji.
(...)
(...)
(...)
Ledwie przeminął Halloween już trzeba się brać za bary ze świętym Marcinem.
W tym roku Małpiatki z latarniami i śpiewem na ustach przemkną przez dwieście pięter domu spokojnej starości.
Derekcja jest przejęta rozmachem wydarzenia i niewiele brakuje, a przygotuje trójwymiarową makietę operacji, nada jej kryptonim i opracuje symulacje zdarzeń przy użyciu pionków od warcabów przesuwanych grabiami krupiera.
Jako jednoosobowa trójka klasowa spędziłam już półtorej godziny nurzając się w temacie. Biorca Derekcyjnych dylematów: którędy wejść, którędy wyjść, czy w kurtkach, czy bez, kto będzie pilnował plecaków, w którym miejscu przeciąć gromadnie ulicę i czy włączać w wydarzenie służby bezpieczeństwa i lokalną prasę?
Tyle mojego, że pod te dylematy Derekcja podała wino i krakersy, które zażywałam bez ograniczeń.
Norweski tymczasem reaktywuje wiedzę na temat ogniw połączonych, albowiem latarnia wymaga źródła światła, a nikt przy zdrowych zmysłach nie wręczy Małpiatkom świeczek i nie wpuści ich do pomieszczeń, w których emeryci i renciści mogą być podłączeni do butli tlenowych.
(...)
Od niedawna też uczęszczam na lekcje języka, co jest logistycznym koszmarem, a i specjalnie nie obfituje w zabawne historie, które można sprzedać na blogu, albo przerobić na scenariusz filmu.
Może z wyjątkiem tej, że Anglosasi zupełnie nie odnajdują się w systemie, denerwuje ich koniugacja z deklinacją, za nic mają okoliczniki i bezokoliczniki i życzyliby sobie, żeby prowadzący podał im do bezrefleksyjnego przyswojenia na pamięć pięćdziesiąt zdań typu: ‘Wydaje mi się, że ta gicz cielęca jest nie pierwszej świeżości.’, ‘Gdzie mogłabym kupić pomarańczowe guziki do żakietu?’ oraz ‘To my wygraliśmy tę wojnę.’
(...)
Just nice?!
©kaczka
(...)
Z okazji Halloween Biskwit przebrał się za dynię.
Dynia złożyła sobie samodzielnie kostium z sukienki Kopciuszka (po transformacji), z brokatowych rajtek, ze srebrnych pantofelków i z kapelusza.
Wyszło bardzo tanio. Po pierwsze, wszystkie podzespoły kostiumu były ogólnodostępne w szafie. Po drugie, najważniejszy element przebrania Dynia robiła twarzą.
‘I am a crossed princess!’ i tu następowała seria wykrzywień podkreślających zaawansowane zdegustowanie jej królewskiej mości.
U Małpiatek monotematycznie. Wszystkie dziewczynki były księżniczkami (o różnym stopniu zadowolenia z życia), wszyscy chłopcy rycerzami, a pan od Małpiatek przemalowawszy pół twarzy na biało był monochromatyczny.
Tubylcza młodzież, która wieczorem masowo napływała z siatkami po węglowodany, wywarła na nas wyjątkowo dobre wrażenie. ‘Dzińdbry, dwidzenia, najuprzejmiej dziękujemy, było nam bardzo miło, mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy, czy byłaby pani tak łaskawa...’ i tych węglowodanów przywłaszczali sobie tak po garsteczce. ‘Ależ proszę, proszę, może więcej?’ ‘Ach nie nie, dziękujemy, w zupełności wystarczy.’ [1]
Amatorszczyzna!
Ich anglosascy rówieśnicy w adekwatnej sytuacji zazwyczaj odgryzali ręce trzymające miski z węglowodanami. Pierwszego listopada angielskie pobocza dróg były pełne pustych misek, odgryzionych rąk i papierków po cukierkach.
[1] Nie wykluczam, że ta powściągliwość mogła mieć związek z formatem węglowodanów. Nasze miały kształt gałek ocznych wyłupanych przepracowanemu wyrobnikowi korporacji.
(...)
(...)
(...)
Ledwie przeminął Halloween już trzeba się brać za bary ze świętym Marcinem.
W tym roku Małpiatki z latarniami i śpiewem na ustach przemkną przez dwieście pięter domu spokojnej starości.
Derekcja jest przejęta rozmachem wydarzenia i niewiele brakuje, a przygotuje trójwymiarową makietę operacji, nada jej kryptonim i opracuje symulacje zdarzeń przy użyciu pionków od warcabów przesuwanych grabiami krupiera.
Jako jednoosobowa trójka klasowa spędziłam już półtorej godziny nurzając się w temacie. Biorca Derekcyjnych dylematów: którędy wejść, którędy wyjść, czy w kurtkach, czy bez, kto będzie pilnował plecaków, w którym miejscu przeciąć gromadnie ulicę i czy włączać w wydarzenie służby bezpieczeństwa i lokalną prasę?
Tyle mojego, że pod te dylematy Derekcja podała wino i krakersy, które zażywałam bez ograniczeń.
Norweski tymczasem reaktywuje wiedzę na temat ogniw połączonych, albowiem latarnia wymaga źródła światła, a nikt przy zdrowych zmysłach nie wręczy Małpiatkom świeczek i nie wpuści ich do pomieszczeń, w których emeryci i renciści mogą być podłączeni do butli tlenowych.
(...)
Od niedawna też uczęszczam na lekcje języka, co jest logistycznym koszmarem, a i specjalnie nie obfituje w zabawne historie, które można sprzedać na blogu, albo przerobić na scenariusz filmu.
Może z wyjątkiem tej, że Anglosasi zupełnie nie odnajdują się w systemie, denerwuje ich koniugacja z deklinacją, za nic mają okoliczniki i bezokoliczniki i życzyliby sobie, żeby prowadzący podał im do bezrefleksyjnego przyswojenia na pamięć pięćdziesiąt zdań typu: ‘Wydaje mi się, że ta gicz cielęca jest nie pierwszej świeżości.’, ‘Gdzie mogłabym kupić pomarańczowe guziki do żakietu?’ oraz ‘To my wygraliśmy tę wojnę.’
(...)
Just nice?!
©kaczka
Ależ masz ciekawe życie!:)
ReplyDeleteKarkolomna hipoteza :-)
DeletePrzynajmniej raz pod każdym Twoim postem pojawia się taki komentarz, i tym razem to ja go zostawię:
ReplyDeleteI LOVE YOU KACZKO! :)))
Milosc twa odwzajemniana jest!
DeleteI love you too, popłakałam się ze śmiechu:)
ReplyDeleteCzuje fluidy! Dzieki! :*
DeleteAnd I love you! Przednia zabawa, jak zwykle ;)
ReplyDeleteDuzo fluidow! :-)
DeleteNo, ciekawam, co on wyrabia w tym gabinecie z takim nazwiskiem, to w końcu zobowiązuje.
ReplyDeleteGdy pewnego dnia wyschnie mi studnia tematow blogowych to zaprowadze tam swoje zeby. I opisze! :-)
Deletewszystkie zęby mi wypadły, just like that, a nawet just nice;)))
ReplyDeleteImplant ze znakiem firmowym: Just nice! :-)))
DeleteMusiał sobie facet imię i nazwisko zmienić po dyplomie, nie ma innej opcji!!! :D
ReplyDeleteKaczko, też jestem typowym Anglosasem... czego mocno żałuję, bo długotrwałe wysiłki wszelkich germanofilów poszły w piach, a mogło być tak pięknie... Cóż, nie da się, to się nie da, i kropka. Nie ten zakres fal, albo cuś. :(
Ale czemu tak skromnie zmienil?! Czemu sie hamowal, czemu nie po calosci? Dla przykladu na Suppa Neiss? :-)
DeleteIzo, ale u Wyspiarzy zawodzi caly system uczenia. Takie odnioslam wrazenie. Wyspiarze ucza sie swojego jezyka i cudzych tak samo. Na pamiec. Za nic maja, ze to podmiot, tam przedmiot, a tam orzeczenie, czy wyrzeczenie. Chca zeby zamiast tlumaczyc trzy rodzaje odmiany czasownikow regularnych we wloskim, rzucac im gotowce typu: 'po ile chodzi ta pizza z tunczykiem?' Gdy dociekalam, jak sobie wyobrazaja zrozumienie odpowiedzi mowili, ze wyobrazaja sobie, ze indagowany odpowie im po angielsku, albo napisze na kartce, albo pokaze na palcach.
Ale w to, ze mozna byc bardzo niedostrojonym do nauki niemieckiego... wierze! :-)
a może by tak latarnie wykonać malpiatkom z przerobionych zniczy elektrycznych ?
ReplyDeletehttp://zniczediodowe.pl/
Rynek swietlany wyszedl ku nam z rozwiazaniem! Skrzyzowal wedke z zarowka. Zademonstruje! :-)
DeleteNauka niemieckiego- koszmar ktory serwowalam sobie przez cala szkole srednia i uniersytet. Niestety nie przynioslo porzadanych skutkow- najwyrazniej nie dla mnie ten jezyk. Powodzenia Kaczko!
ReplyDeleteTo nie jezyk, to tarka do szarej masy. Mam jednak troche szczescia, bo prowadzaca jest zaangazowana i pedantyczna.
DeleteMoze da rade :-)
Pełzająca dynia, ach..! :D
ReplyDeleteWijaco-pelzajaca :-)
DeleteKaczko! Grunt to odpalic Star Trek oraz Byblon 5 po Teutonsku - nauczysz sie w mig, jako i Wiewior to uczynil.
ReplyDeleteBiskwit chcial przez chwile byc starsza siostra?
Biskwita bardzo kreci doroslosc :-)
DeleteWiewior to geek, a kaczka musi dziobac i dziobac... :-)
Dla dziobiących (witam w klubie) polecam kino w języku pożądanym również. Niemiecki na żywo zyskuje na urodzie, choć trudno w to uwierzyć.
DeleteDr. Just Neiss jest sam sobie reklamą i dźwignią.
ReplyDeleteBiskwit przesłodki!
A kurs w Volkshochschule, czy macie jeszcze tam cóś fajniejszego? Na kursach DaF/DaZ Europa Centralno-Wschodnia rządzi i zawsze są the best.
arbuz
Mamy mnostwo do wyboru, bo miasto przyciaga turystow i obcokrajowcow. Moim kryterium byla wieczorowosc zajec i polozenie placowki przy linii tramwajowej :-)
DeleteJest bardzo kameralnie, bo anglosasi unikaja zajec jak ognia, a byla Jugoslawia podchodzi do sprawy ambicjonalnie. Pomiedzy kaczka z piornikiem kolorowych kredek :-)
Nosisz kredki? - to ja chcę Cię mieć w swojej klasie! ;))
DeleteCo prawda zajęcia raczej bardzo rano, ale placówka położona przy linii ICE ;))
arbuz
Czytam, kocham i podziwiam - wspaniale piszesz, Kaczko!
ReplyDeleteDziekuje! Lasa jestem na komplementy, ze hej! :*
DeletePoznaję sweterek! poznaję :) i cieszę się że jeszcze służy!
ReplyDelete