[9-10 Feb 2013]
(...)
[Uwaga. Zawiera lokowanie produktu.]
Prawdopodobnie jako ostatni odkryliśmy ‘Not going out’.
Pięć sezonów.
Gdy już uda nam się wieczorem Dynię ustawić w opcji herunterfahren, zakłócamy sąsiadom-Amiszom nocną ciszę wyjąc ze śmiechu.
(I powiadam, drogie BBC, jeśli to z mojego abonamentu to w tym roku zapłacę bez mrugnięcia okiem i jeszcze napiwek dorzucę.)
Wiele jest pięknych scen.
Choćby ta, gdy strapiona główna bohaterka obejmuje ze zmartwienia poduszkę od kanapy, a główny bohater jej na to: 'You look like a Borrower eating a chocolate bourbon'.
(Humor przedni, miejscami endemiczny, ale nie tylko dla miłośników Pożyczalskich i ciastek przekładanych kremem.)
Gdzieś w sezonie czwartym jest odcinek, w którym skutkiem zawiłej fabuły główny bohater próbuje odzyskać paczkę narkotyków. W rezultacie kupuje od ulicznego dilera opakowanie proszku do prania.
Indagowany tuż przed napisami końcowymi, jak uniknął aresztowania, odpowiada: 'It is not illegal to spend £8000 on washing powder. Just ask people who shop in Waitrose!'
I tenże odcinek przypomniał mi wydarzenie sprzed dwóch tygodni.
[Tak, to powyższe to było przydługie wprowadzenie do tematu.]
Zwykle nie kupujemy w Waitrose, bo głupio wydawać osiem tysięcy na coś, co w Tesco za rogiem chodzi po dwa dziewięćdziesiąt dziewięć.
(Nawet jeśli zawiera fragmenty konia.)
Są jednak rzeczy, których nie można kupić nigdzie indziej.
Na przykład, uczciwy, pseudokontynentalny chleb.
Dwa tygodnie temu chcieliśmy zaimponować Panpaniscusom uczciwym chlebem (kompletnie zapomniawszy, że oni wszędzie wożą swój, pyszny, patriotyczny, osobiście zakwaszony, na drożdżach ze stemplem ‘Teraz Polska’) więc przystanęliśmy w miejscowym oddziale Waitrose.
Po hali kręciły się damy z produktami spożywczymi w promocji.
Norweski i Dynia pobieżyli śladem próbek sera, chleba i wina. Nie dam głowy, ale mógł mruknąć Norweski '...a teraz córko zorganizujemy sobie śniadanie za friko'.
Budzi się czasem w Norweskim socjalista i próbuje ogryźć kapitalizm do kości.
Nie przewidział Norweski, że Dynia nie ogarnie subtelności strategii i miast skubnąć to tu, to tam, podąży za niewiastą z tacą Cheddara jak rasowy pies gończy.
Gdy ich odnalazłam, psychologiczna przewaga była po stronie niewiasty z tacą.
‘Pan kupi, dziecku smakuje! Dziecku pan od ust odejmiesz?’
Dynia w każdej łapie po trzydzieści wykałaczek.
Dowód rzeczowy w sprawie o zeżarcie.
‘Lyszys, papa? Lyszys!’ – emitował żerca i recenzję sera, i okruszki, jednocześnie uniemożliwiając Norweskiemu wyparcie się ojcostwa.
Mimo programowego odmawiania zakupu trufli, kawioru, risotta z płatkami złota i ekologicznych serów turlanych przez specjalnie tresowane rosomaki, Norweski nie miał wyjścia – trafił swój na swego – Cheddar zdeponował w koszyku.
By okrucieństwa dopełnić niewiasta z tacą śledziła nas całą drogę do kasy. Prawdopodobnie na wypadek, gdybyśmy chcieli ukryć tę bryłę sera wśród trufli.
I już u wyjścia podstawiła pod nos uradowanej Dyni ostatnią kostkę sera na wykałaczce z komentarzem:
‘... bo skoro zjadła całą resztę.’
Ech.
‘There ain’t no such thing as a free breakfast.’
(…)
Gdzieś w kolejce ku czekoladowopodobnym napojom powiedziała niespodziewanie śmiesznym hanzeatyckim akcentem:
- Maaaaaaaama! Maaaaaaaaaama! Ich bin Dynia. Majn. Dynia.
Załogowe lądowanie na Marsie nie zrobiłoby na mnie większego wrażenia.
Potem wpięła ojcu swoją spinkę we włosy, zerknęła na efekt końcowy i wielce z siebie zadowolona oznajmiła sąsiedniemu stolikowi:
- Pretty, huh?
Peszy mnie, że za darmo, za nic, niczym sobie niezasłużony, taki przywilej.
Widzieć, że oto człowiek.
Osobny.
Metr dziesięć.
In statu nascendi.
(...)
Great British Play-Doh Menu. 2013.
©kaczka
(...)
[Uwaga. Zawiera lokowanie produktu.]
Prawdopodobnie jako ostatni odkryliśmy ‘Not going out’.
Pięć sezonów.
Gdy już uda nam się wieczorem Dynię ustawić w opcji herunterfahren, zakłócamy sąsiadom-Amiszom nocną ciszę wyjąc ze śmiechu.
(I powiadam, drogie BBC, jeśli to z mojego abonamentu to w tym roku zapłacę bez mrugnięcia okiem i jeszcze napiwek dorzucę.)
Wiele jest pięknych scen.
Choćby ta, gdy strapiona główna bohaterka obejmuje ze zmartwienia poduszkę od kanapy, a główny bohater jej na to: 'You look like a Borrower eating a chocolate bourbon'.
(Humor przedni, miejscami endemiczny, ale nie tylko dla miłośników Pożyczalskich i ciastek przekładanych kremem.)
Gdzieś w sezonie czwartym jest odcinek, w którym skutkiem zawiłej fabuły główny bohater próbuje odzyskać paczkę narkotyków. W rezultacie kupuje od ulicznego dilera opakowanie proszku do prania.
Indagowany tuż przed napisami końcowymi, jak uniknął aresztowania, odpowiada: 'It is not illegal to spend £8000 on washing powder. Just ask people who shop in Waitrose!'
I tenże odcinek przypomniał mi wydarzenie sprzed dwóch tygodni.
[Tak, to powyższe to było przydługie wprowadzenie do tematu.]
Zwykle nie kupujemy w Waitrose, bo głupio wydawać osiem tysięcy na coś, co w Tesco za rogiem chodzi po dwa dziewięćdziesiąt dziewięć.
(Nawet jeśli zawiera fragmenty konia.)
Są jednak rzeczy, których nie można kupić nigdzie indziej.
Na przykład, uczciwy, pseudokontynentalny chleb.
Dwa tygodnie temu chcieliśmy zaimponować Panpaniscusom uczciwym chlebem (kompletnie zapomniawszy, że oni wszędzie wożą swój, pyszny, patriotyczny, osobiście zakwaszony, na drożdżach ze stemplem ‘Teraz Polska’) więc przystanęliśmy w miejscowym oddziale Waitrose.
Po hali kręciły się damy z produktami spożywczymi w promocji.
Norweski i Dynia pobieżyli śladem próbek sera, chleba i wina. Nie dam głowy, ale mógł mruknąć Norweski '...a teraz córko zorganizujemy sobie śniadanie za friko'.
Budzi się czasem w Norweskim socjalista i próbuje ogryźć kapitalizm do kości.
Nie przewidział Norweski, że Dynia nie ogarnie subtelności strategii i miast skubnąć to tu, to tam, podąży za niewiastą z tacą Cheddara jak rasowy pies gończy.
Gdy ich odnalazłam, psychologiczna przewaga była po stronie niewiasty z tacą.
‘Pan kupi, dziecku smakuje! Dziecku pan od ust odejmiesz?’
Dynia w każdej łapie po trzydzieści wykałaczek.
Dowód rzeczowy w sprawie o zeżarcie.
‘Lyszys, papa? Lyszys!’ – emitował żerca i recenzję sera, i okruszki, jednocześnie uniemożliwiając Norweskiemu wyparcie się ojcostwa.
Mimo programowego odmawiania zakupu trufli, kawioru, risotta z płatkami złota i ekologicznych serów turlanych przez specjalnie tresowane rosomaki, Norweski nie miał wyjścia – trafił swój na swego – Cheddar zdeponował w koszyku.
By okrucieństwa dopełnić niewiasta z tacą śledziła nas całą drogę do kasy. Prawdopodobnie na wypadek, gdybyśmy chcieli ukryć tę bryłę sera wśród trufli.
I już u wyjścia podstawiła pod nos uradowanej Dyni ostatnią kostkę sera na wykałaczce z komentarzem:
‘... bo skoro zjadła całą resztę.’
Ech.
‘There ain’t no such thing as a free breakfast.’
(…)
Gdzieś w kolejce ku czekoladowopodobnym napojom powiedziała niespodziewanie śmiesznym hanzeatyckim akcentem:
- Maaaaaaaama! Maaaaaaaaaama! Ich bin Dynia. Majn. Dynia.
Załogowe lądowanie na Marsie nie zrobiłoby na mnie większego wrażenia.
Potem wpięła ojcu swoją spinkę we włosy, zerknęła na efekt końcowy i wielce z siebie zadowolona oznajmiła sąsiedniemu stolikowi:
- Pretty, huh?
Peszy mnie, że za darmo, za nic, niczym sobie niezasłużony, taki przywilej.
Widzieć, że oto człowiek.
Osobny.
Metr dziesięć.
In statu nascendi.
(...)
Great British Play-Doh Menu. 2013.
©kaczka
Metr dziesięć!
ReplyDeleteSłuszną linię ma Wasza partia, Kaczko!
Widać,że nie żałujecie dziecku wapnia, rówinież pod postacią Cheddara-:)
P.s.przysmaki z Play-Doh nader apetyczne..
Metr dziesiec troche w matczynych butach, ale Rubenitowi i bez butow spluwa sie na czubek glowy.
ReplyDeleteNowa partia ciastoliny. Nadal w roznych kolorach. Znamienne, ze nawet ciastolina obraca sie wokol jedzenia. Mogla sobie wybrac zwierzatka, kwiatuszki, frymuszki, a zazadala zestawu z foremka do stekow :-)
Ja jestem za Wami, jeszcze nie odkryłam ‘Not going out’. Więc wiesz, czuj się forpocztą.
ReplyDeleteOdkrywaj! Odkrywaj, bo warto. Lee Mack mistrzem cietej riposty.
Deletehttp://leemacklive.com
Uwielbiamy Daisy.
O takich wlosach marzylam cale zycie! Przyznaj sie Kaczko, co rano prostownica je prasujesz! :)
ReplyDeleteAch zebyszto! wlosy dziecina ma proste jak drut. po nas obojgu. nic sie z nimi nie da zrobic. za mlodu mozna przyozdobic spinka, potem juz tylko obciac. Zaden walek tego nie skreci, zadna trwala nie dotrwa do wieczora. Takie wlosy moglyby miec wojownicze zolwie ninja.
DeleteSpinka urocza, włosie urocze, play-doh lunch też nieźle się zapowiada ;)
ReplyDeleteWlosie rozkoszne, bo nadal blond. Potem zamieni sie w odcien wyplowialy kret. Niestety.
DeleteWow! kaczko, pobiłaś rekord! Słownik-Google aż się zaczerwienił od wertowania.
ReplyDelete‘Not going out’ - a co to? - chciałam wykrzyknąć. I tak ostatni będą pierwszymi. BBC potrafi. Za to ich kocham.
Waitrose....jestem recydywistką, ku zgrozie wszystkich wyspowo-barginowych znajomych. Ale cóż, że z Waitrose, skoro smakiem przypomina chleb, ser kozi, tofu i najlepszy na świecie sos carbonara z konserwantami ;)
p.s. Uprzejmie wnoszę o powrót do dawnego formularza komentarzy.
Powrocono. Zupelnie zapomnialam, ze juz moge :-)
DeleteKoniecznie, not going out, koniecznie.
Potajemnie tez kupujemy w Waitrose.
Sloiki karmelizowanej cebuli, zimowa odmiane Pimmsa,mince pies Hestona, szczypiorek o milimetrowej srednicy, po jednym jablku z piecdziesieciu dostepnych gatunkow :-)
Waitrose zaczal nawet sprzedawac paste ze specoolusow.
Naprawde? Paste ze speculosow???
DeleteLoulou
Wymiękłam....
ReplyDeletePodpisuję się pod prośbą Bebeluszka o zmianę formatu "komentatorstwa/komciów" bo odczytowując dostaję skrętu na poziomie ... eeee, C - któregośtam i nie jest, naprawdę nie jest - łatwo powrócić do normalności ;))))
Grachma
Klient sobie zyczy, klient ma!
DeleteAleż Wam się dziecina udała, ten nosek słodki, włosy perfektne mmm...
ReplyDelete... pyzy rumiane, charakter po mamuni :-)
Deleteno do schrupania Dynia jest
ReplyDelete